Menu Zamknij

Zajmij się sobą

Ekspres Homiletyczny, IV 2011

 

Nie ukrywam, że go lubię. Trudniej jednak mi sprecyzować za co. Może za kulturę, trochę za inteligencję, najwięcej za tak zwany ogólny poziom, czyli wystawanie ponad poziom.

 

Z Janem Marią Rokitą  kojarzy mi się malutki obrazek z ingresu kard. Stanisława Dziwisza. Msza św. była sprawowana na Krakowskim Rynku. Wśród zaproszonych VIP-ów był i on. Ale nie wziął ze sobą biletu uprawniającego do sektora ludzi, którzy mieli łaskę być blisko ołtarza. Kleryk na bramce spełnił tylko swoje zadanie. Nie ma biletu, nie ma wejścia. Rokita pokornie uczestniczył w Mszy św. razem z tymi, którzy żadnych wejściówek nie mieli.

O Janie Marii Rokicie pomyślałem znowu dwa dni temu. I nie tylko dlatego, że go spotkałem na Plantach, ale dlatego że powiedział bardzo mądrą rzecz.

Dzięki Katarzynie Borkowskiej i „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł „Koniec ery politycznych singli”.  I w nim dowiadujemy się rzeczy prostej a genialnej. Otóż przecinając wszelkie dywagacje na temat ewentualnego powrotu do polityki, mimo namów ze strony żony, sam zainteresowany napisał gazecie w e-mailu tak:

Pomny przestrogi danej Alcybiadesowi przez Sokratesa, iżby się doskonałością własnej duszy w końcu zajął, a nie ciągle tylko Atenami – temu właśnie staram się głównie poświęcać. Więc o czynnym udziale w walce politycznej nie myślę.

 

Natychmiast kojarzy się Jezusowe:  „Cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?”(Łk 9,25).

 

Ilu ludziom przydałoby się wycofanie z polityki?

Ilu zrobiłoby najwięcej dla społeczeństwa, gdyby zamieszkało chociaż na chwilę na pustyni?

Ilu pokazałoby prawdziwsze oblicze Chrystusa  w Kościele, gdyby je po prostu  przestali pokazywać ?

 

Nie jest łatwo znaleźć balans między „ile dla siebie” a „ile dla innych”. Ale faktem jest, że kiedy człowiek ucieka od siebie do innych zamiast dawać siebie innym, wszystko psuje się na potęgę.

Opublikowano w Ekspres Homiletyczny