Menu Zamknij

O co chodzi z tą jednością?

3 Niedziela zwykła

Kolegiata św. Anny, 23.01.2011

 

W minionym tygodniu wiele spraw kręciło się wokół jedności chrześcijan. Pozwólcie, że na tym kazaniu zadam pytanie „o co właściwie z tą jednością chodzi?”

 

Najpierw popatrzmy na życie.
Są różne rodzaje jedności: inna jest jedność między małżonkami, inna między przyjaciółmi, inna między pracownikami a jeszcze inna między rodakami. Niby wszyscy czujemy, że chodzi o zgodę. Ale o zgodę między kim? Przecież jeśli znajomi nie gadają ze sobą miesiąc, to nie jest to znak braku jedności. Ale jeśli mąż czy żona wyjechała i przez miesiąc nie daje znaku życia, no to chyba nie jest dobrze między nimi.
Co więcej, trzeba zadać pytanie, o jaką jedność chodzi? Czy jeśli małżonkowie mają identyczne poglądy na budowę metra w Krakowie, to znaczy, że jest jedność między nimi? Tak. W tym temacie. Ale jeśli różnią się w tym i nawet w dziesiątkach innych tematów to czy to naprawdę oznacza, że nie są jedno? Powiecie: zależy. To od czego zależy? Co to jest jedność?
Niby wszyscy czujemy, że chodzi o zgodę. Ale gdy ona mówi: coś się psuje między nami, już nie spędzamy ze sobą tyle czasu, już się mniej kochamy, już nie jesteśmy tak jedno jak kiedyś. A on: ale o co ci chodzi? Przecież jest wszystko w porządku. Jak urodziłaś dziecko, to też było inaczej, też poświęcaliśmy sobie mniej czasu i nie robiliśmy wojny o brak wojny. To co. Czy są jedno czy nie są jedno?
W zeszłym, tygodniu jeden z kleryków z Ukrainy mówi: podoba mi się w Polsce to, że Polacy są zjednoczeni. Na Ukrainie nie ma takiej jedności. Jak to? A my ciągle słyszymy, że jesteśmy podzieleni i to okrutnie. To jesteśmy jedno czy nie jesteśmy jedno? Gdzie się zaczyna a gdzie kończy jedność? O jaką jedność właściwie nam chodzi?

 

To samo pytanie zadajmy w sprawie jedności chrześcijan.
O jaką jedność nam chodzi?
Czy chodzi nam o jedność liturgii? Czy mamy starać się o to, żeby prawosławni tak samo odprawiali mszę św. jak katolicy? Przecież to jest niemożliwe. I między katolikami są różne ryty. Co więcej, kiedy wchodzę do kościoła anglikańskiego Najświętszej Maryi Dziewicy w Oxfordzie i uczestniczę w Mszy św. i słyszę że nawet czytania niedzielne mają te same co u nas, to czuję się bliżej nich niż katolickich Ormian w Jerozolimie z ich własną liturgią.
A może chodzi nam o jedność wyznawanej wiary?
Ale przecież w praktyce mamy taką samą wiarę jak Kościół prawosławny! To co? Już jesteśmy jedno?
A może chodzi o jedność głoszonych zasad moralnych?
W takim razie, kiedy niektórzy protestanci są przeciwni aborcji a niektórzy katolicy za aborcją, to kto z kim właściwie jest jedno?
A może chodzi o nam o jedność władzy, żeby wszyscy chrześcijanie uznali, że papież jest widzialną głową Kościoła i zwierzchnikiem wszystkich pozostałych biskupów. Ale czy o to rzeczywiście modli się patriarcha Moskwy? W to osobiście nie wierzę i nie wiem, czy powinniśmy się modlić, żeby przyszły czasy, w których papież będzie decydował kto ma zostać biskupką lokalnego kościoła protestanckiego.
A może chodzi o to, żebyśmy się szanowali? Żebyśmy się kochali? Ale jeśli tak, to przecież niektórzy katolicy już są jedno z mariawitami, a niektórzy katolicy nigdy będą jedno z niektórymi katolikami! W ten sposób niektórzy Dominikanie są dalej od Jezuitów niż niektórzy anglikanie od rzymsko-katolików.
O jaką jedność nam chodzi? Co to jest jedność?
Niby wszyscy czujemy, że chodzi o zgodę, o miłość, o podobne poglądy, ale gdzie jest granica? Co jest konieczne a co opcjonalne?
Żeby nie było, że starając się o jedność, zabijemy bogactwo różnorodności. Albo starając się o szacunek do różnorodności, zagłuszymy to, co miało być nienaruszalną prawdą.

 

Drodzy bracia i siostry.
W tym kazaniu najważniejsze były pytania. Spróbujmy jednak jeszcze postarać się o kilka sugestii, co do których, wierzę, wszyscy Chrześcijanie powinni być zgodni.
1. Sprawa jedności chrześcijan jest ważna. O nią modlił się Chrystus przed śmiercią, dlatego, jeśli ktoś chce być chrześcijaninem, chce być Chrystusowy, nie może powiedzieć, że mu na tym nie zależy, nawet jeśli nie wiemy do końca o co chodzi.
2. Musimy ciągle szukać i precyzować co to znaczy „jedność”. I mówić o tym szczerze i uczciwie, żeby potem nie wyszło, że jedna strona wykorzysta naiwne myślenie drugiej strony o inaczej rozumianej jedności.
3. Powinniśmy docenić to co, już zostało zrobione. To że dzięki staraniom o jedność uznajemy wzajemnie za prawdziwy chrzest święty, który udzielamy. To, że nie obrzucamy się inwektywami. Że w Belfaście nie giną już ludzie.
4. Nie można dyskutować z kimś, kto mówi, że ma zawsze rację. Dopóki każda ze stron nie uzna, że są sprawy, w których się myli albo może się mylić, nie ma sensu jakakolwiek dyskusja. Z ludźmi apodyktycznymi się nie rozmawia: takich ludzi się słucha albo nie.
5. Nie może dyskutować z innymi ktoś kto nie jest przekonany w głębi – nie fanatycznie – ale w głębi o swojej prawdzie. To nie znaczy, że nie może się mylić, ale to znaczy, że wie z jakiej pozycji startuje. To tak jak w małżeństwie. Jeśli jest kryzys w domu, to lepiej żeby mąż nie przesiadywał za dużo z koleżanką z pracy. Ale jeśli kocha żonę naprawdę, to co za problem, że się spotka na kawie ze starą znajomą. Żeby starać się otwierać na inne kościoły chrześcijańskie, trzeba poznać i pokochać najpierw swoje.
6. Nie ma zakazu otwierania się na innych. Jezus w dzisiejszej Ewangelii decyduje się zamieszkać w Kafarnaum, w Galilei pogan. Nie wybiera Jerozolimy i nie zamyka się przed celnikami, grzesznikami, czy mniej wierzącymi Żydami, żeby nie daj Boże się nie skalać, albo nie sprawiać wrażenia, że podziela ich poglądy.
7. Najważniejszy musi być jednak Chrystus. Św. Paweł wyrzucał w dzisiejszym drugim liście: co to za podziały? Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa? Ja. Ja. Ja. Ja. Nie tak. Najważniejszy musi być Chrystus.
Jezus mówi w dzisiejszej Ewangelii: nawracajcie się, czyli odwróćcie się w stronę Królestwa niebieskiego. Ja przyniosłem nowe życie. Odwróćcie się w moją stronę. Starajcie się najpierw o Królestwo Boże a wszystko inne będzie Wam dodane.

 

Chrześcijanie dzielili się wielokrotnie, bo wielokrotnie nie Chrystus był najważniejszy. I wielokrotnie ludzkie ja było ważniejsze niż Chrystusowe „bądź wola Twoja”. I to wszędzie. W Rzymie. W Konstantynopolu. W Zurychu. W Londynie czy w Moskwie. Jeśli jednak będziemy iść konsekwentnie w Jego stronę, to chociaż różnymi ścieżkami, znajdziemy się kiedyś razem, jedno na tym samym szczycie. Bo Chrystus jest tylko jeden i nie jest podzielony. Jeśli jesteśmy zatem podzieleni, to nie jesteśmy jeszcze w Chrystusie.
Chrystus musi być jednak najważniejszy. Tylko walka o Chrystusa i szukanie przed wszystkim Chrystusa jest zalążkiem prawdziwej jedności chrześcijan.

Opublikowano w Rok A