Menu Zamknij

Drogocenna perła wiary

Kraków, WSD, 6.03.1996

 

Drodzy chrześcijanie!

Jeszcze nie przebrzmiała w Waszych sercach melodia tegorocznych żniw, zmordowanych kosiarzy i terkoczących całymi godzinami traktorów! Jeszcze żywo w Waszych sercach przypomina o sobie zapach pól malowanych zbożem rozmaitem, pozłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem! Jeszcze nie zagasła radość gospodarza cieszącego się owocami ziemi i pracy rąk ludzkich a już Najmożniejszy Gospodarz przypomina o jedynym gospodarstwie, o jedynej winnicy, o jedynej pracy, o jedynej płacy, do jakiej wzywa człowieka na ziemi i do jakiej wezwał nas, niegodnych wielkiej godności robotnika w Winnicy Pańskiej, do godności chrześcijanina w Kościele Chrystusowym.

 

Kochani w Chrystusie Panu!

Niezgłębione skarby otwiera nam dzisiaj Święta Księga Kościoła. Zbyt wielkie, by je pojąć, zbyt bogate, by zostać biednym. Sięgnijmy po jeden skarb – perłę drogocenną – skarb naszej wiary, to jest skarb pracy w Winnicy Pańskiej.

My, robotnicy z pierwszej godziny, obdarzeni łaską chrztu w niemowlęcym wieku, pracujemy od młodości naszych dni w Kościele jedynego Gospodarza – w Kościele Bożym. Czy my, rolnicy Kościoła, cenimy naszą pracę? Czy radość Gospodarza jest naszą radością? Czy radość Kościoła bogatego wiarą jest naszym bogactwem? O, godny chrześcijaninie! czy czasem nie zazdrościsz tym, którzy czekają na wezwanie Gospodarza do Winnicy aż do jedenastej godziny? Czy czasem nie zazdrościsz tym, którzy przez jedenaście godzin swojego życia o Bogu myśleć nie chcą, świata używają, przykazaniami się nie przejmują, Kościół lekceważą?

Dobrze wiecie, jak jest. Nie bez powodów najwięcej w kościołach jest starszych pań. Nie bez powodu tak mało młodzieży. Nie bez powodu trudno o rozkrzyczany wiek dziecięcy. Po co się modlić, po co chodzić do Kościoła? Jak będę starszy, to będę miał czas. Młodość na hulanki, starość na modlitwę. Po co ja się mam męczyć, jak i tak Bóg mnie przyjmie, jeśli się nawrócę pod koniec życia. Winnica Pańska jest zakładem mozolnej pracy, Kościół – nudą.

Dobrze wiecie, jak jest. Albo grzeszymy, bo świętość jest nudna, albo zazdrościmy grzesznikom, bo na grzech jesteśmy zbyt nieśmiali a na świętość zbyt nierozumni.

Pięć lat temu pewien chłopak rozmawiał ze swoim kolegą w nowotarskim liceum na temat dzisiejszej Ewangelii i doszedł do wniosku, że lepiej jest grzeszyć, nie męczyć się przykazaniami a na starość się nawrócić. Skutek będzie taki sam, jakby całe życie był świętym, bo zapłata ta sama. Jak nierozumnie mówił, tak nierozumnie zrobił. I teraz po pięciu latach tak daleko odszedł od Kościoła, że trzeba wiele łaski Bożej, by zdążył do niego wrócić.

 

Kochani!

Na taką chorobę duszy nie ma innej rady, jak otworzyć swe serce na głos Słowa Bożego. Pokazać ranę Lekarzowi dusz i prosić „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Co więc mówi nam Słowo o niezadowolonych robotnikach z winnicy Pańskiej?

Wezwani zostali wczesnym rankiem. To wczesny ranek naszego życia. Wiedzieli, jaka jest zapłata. I my wiemy, że zapłatą życie wieczne. Pracowali cały dzień. I wielu z nas wytrwale pracuje w Kościele, jest dobrym chrześcijaninem, pojawia się na mszy św., czasem i na nabożeństwach. Oni znosili trudy dnia i spiekoty. I my znosimy trudy Bożych przykazań, wierności a nieraz nawet antykościelnych manifestacji i czyniących przykrość poczynań. Dlaczego jednak oni szemrali przy wypłacie? Też byśmy szemrali, gdybyśmy wiedzieli, że płaca jest równa dla wszystkich tych, którzy w Panu umierają i Boga za jedynego Gospodarza serc ludzkich uważają.

Pomyślcie, kochani, szemrali, bo zazdrościli. Ale czego? Zapłaty? Przecież taką samą otrzymali. Nie zapłaty, ale trudu, bo taki jest człowiek, że nie chciałby pracować, ale płacę otrzymać. Dlatego narzekali na trudy całego dnia. Nie cieszyli się z tego, że pracują dla gospodarza. Taki jest człowiek, ale nie taki winien być chrześcijanin.

My, chrześcijanie, dobrze znamy trudy naszej wiary, dobrze znamy nasze narzekanie. Odwróćmy jednak oczy nasze na prawdę Bożą, aby myśli Boże były myślami naszymi. Jest bowiem lekarstwo na chorobę znudzenia wiarą, chorobę zazdroszczenia grzesznikom. Tym lekarstwem miłość.

Gdyby robotnicy z przypowieści kochali pracę a nie płacę, nie byłoby narzekania wieczorem. Gdyby kochali pracę, z dumą by mówili, że dwanaście razy więcej pracowali niż ostatni. Z dumą by dawali świadectwo, jaką radością jest trud w winnicy Pańskiej! Powiedzieliby o winnicy, jak psalmista o świątyni: Jak miłe są przybytki Twoje, Panie Zastępów. Gdyby kochali pracę, ani słowo skargi nie popłynęłoby z ich ust, lecz pieśń wdzięczności dla miłosiernego Gospodarza, który każdemu użycza łaski znoju.

 

Kochani robotnicy Kościoła Chrystusowego! Pracownicy zbawienia wiecznego!

Tylko miłość potrafi zrozumieć miłosiernego Gospodarza. Tylko miłość nie patrzy na zapłatę, lecz na radość przebywania z tym, kogo kocha. Czy wy, którzy nieraz myślicie, że pobożność trzeba zostawić na emeryturę, nie jesteście przepełnieni niezrozumieniem istoty wiary chrześcijańskiej? Który chłopak mówi, że na ślub to on poczeka, aż zostanie dziadkiem? Którzy młodzi nie chcą być razem ze sobą? Dobrze wiecie, że nieraz nawet by góry przenieśli, wyparli się rodziców, żeby tylko być razem. „Jak śmierć potężna jest miłość!” Nie mówmy więc, że wiara jest nudna, że niewierzący mają ciekawsze życie. To nie wiara jest nudna, ale my bez miłości! Wierzysz w Boga? To Go pokochaj! Gdyby miłość przepełniała nasze serca, ani jeden jęk skargi nie wydobyłby się z nich. Który chłopak, dziewczyna narzeka, że musi iść na randkę? Tylko ten, który nie kocha! Miłość jest miarą naszej wiary. Jak kochamy, tak wierzymy. Gdybyśmy miłością ogarnęli wiarę, to wołalibyśmy do Boga razem z psalmistą: „Gdy Ty jesteś ze mną, nie cieszy mnie ziemia”. Porzucalibyśmy niedzielne zajęcia, by być na Eucharystii, wyłączalibyśmy magnetofon, a kolana gięli do słuchania Pana, gasilibyśmy telewizor a siadali z dziećmi nad Biblią, odkładalibyśmy gazetę a rozmawiali o skarbie wiary, tej jedynej, dla której ewangeliczny kupiec sprzedał wszystko, by ją zdobyć. Tej jedynej, z powodu której św. Augustyn zapłakał: „Zbyt późno pokochałem Cię, miłości moja!”. To jest krzyk robotnika z jedenastej godziny, który poznał, jak drogim jest skarb wiary i radość pracy w Winnicy Pańskiej. Ten krzyk wydobywa się dzisiaj z piersi św. Pawła, który chce być z Chrystusem, bo tak Go kocha, że życie jest dla niego tylko szansą ewangelizacji, natomiast śmierć zdobyciem skarbu, którego ani mól ani rdza nie zniszczą. To jest krzyk tysięcy starszych ludzi, którzy za wszelką cenę chcą znaleźć jakieś zajęcie, bo tak kochają pracę. To jest krzyk rolników, którzy pracują, bo kochają ziemię. To jest Wasz krzyk, którzy w pocie czoła wydobywacie owoc ziemi, choć dobrze wiecie, na ile trud ten jest opłacalny.

 

Drodzy chrześcijanie!

Gdybyśmy poznali godność naszej wiary, to każdy klęknąłby przed samym sobą. Ale nie lękajmy się tego bogactwa. Nie lękajmy się, że myśli nasze nie są myślami Bożymi. Nie lękajmy się, że my – sprawiedliwi – nie rozumiemy miłości Bożej. Nie lękajmy się, lecz otwórzmy nasze serca, by przeprosić za brak radości z tego, że jestem chrześcijaninem, za wszelką zazdrość tym, którzy Bogiem się nie przejmują. Przeprośmy za brak miłości, poprośmy o miłość i obiecajmy miłość!

Nie ma miłości bez spotkań. Przychodźmy więc na Eucharystię, na nabożeństwa, klękajmy do modlitwy.

Nie ma miłości bez piękna. Otwierajmy więc Biblię, rozmawiajmy o wierze, odkrywajmy we wszystkim ślad genialnego Stwórcy.

 

Drodzy chrześcijanie!

Stoimy przed wielkim skarbem Winnicy Pańskiej – przed świętym Ciałem i świętą Krwią Chrystusa. Przed Tym, którzy otworzy za chwilę swą ręką, by nakarmić nas do syta. Zdobądźmy się na błaganie: Panie, otwórz moje oczy, abym podziwiał cuda Twej łaski. Zdobądźmy się na skok w Chrystusa, bo Pan jest blisko tych, którzy Go wzywają. Zapalmy w sobie ten ogień Chrystusa, który On przyszedł zapalić na ziemi ludzkich serc. A wtedy każda godzina pracy w Winnicy Pańskiej, każda godzina naszej wiary nie będzie bolesnym trudem, ale radosnym przebywaniem z Gospodarzem życia. Każda godzina dziecięcej radości, młodości buntu, zapracowanego świata dorosłych, uciekającego w świat wspomnień świata staruszków, będzie jednym wielkim hymnem na cześć Tego, który powołał nas do swego Kościoła w pierwszej godzinie naszego życia.

Niech krzyk niezadowolenia ze sprawiedliwości Bożej zamieni się w pieśń miłości opiewającą niezmierzoną dobroć Boga a głos zazdrości tym, którzy w Boga nie wierzą w melodię chrześcijańskiej dumy z niewypowiedzianej godności depozytariuszy wiary.

Panie! Pracowaliśmy cały dzień i jesteśmy z tego dumni!

Opublikowano w Rok A