Menu Zamknij

Zazdrość – grzech główny kończącego się tysiąclecia

26 niedziela zwykła

Kwaczała, 28.09.1997

 

Nigdy jej nie brakowało. Ludzie umierali z głodu, wysychali z pragnienia, płonęli w niszczącym ogniu, tracili majątek w zawieruchach politycznych, ale jej nie zgubili. Nie utracili zazdrości.

Ukochani i umiłowani przez Boga!

Święta Księga Pisma nie boi się mówić nam dzisiaj o grzechu głównym kończącego się tysiąclecia.

 

Oto ponad 3000 lat temu na piaskach synajskiej pustyni, Jozue, najbliższy współpracownik Mojżesza, zazdrości, że Bóg udziela daru proroctwa, czyli mówienia tak, jak chce Bóg, dwóm mężczyznom, choć byli nieposłuszni wezwaniu przywódcy.

Jan apostoł, 2000 lat później, obrusza się, że niektórzy czynią cuda, choć za Jezusem nie chodzą.

Ale to nie wszystko. Przecież z zazdrości szatan zbuntował się przeciw Bogu, bo widział, jak wielkie rzeczy przygotował Pan ludziom na ziemi. To z zazdrości Kain zabił Abla, nie mogąc patrzeć, jak Bóg błogosławi bratu. To z zazdrości pierwszy król Izraela, Saul prześladował Dawida. I wreszcie przez zazdrość arcykapłani żydowscy skazali na śmierć Jezusa.

Wiele by jeszcze mówić o Piśmie, ale czy życie – nawet to nasze, codzienne, kwaczalskie – nie dostarcza nam tysiąca przykładów? Zazdrości się kolorowych kredek, misia uszatka, cieplejszych butów, zgrabniejszej sukienki, dobrych ocen w szkole, wysoko płatnej pracy, wozu na czterech kółkach, no i oczywiście zazdrości się chłopaka, męża, zięcia, synowej itp., itd. Niektórzy posuwają się do zazdrości cielęcia, jakby sami wyhodować nie mogli.

 

My jednak, kochani parafianie, mamy szczęście! Jesteśmy teraz w Kościele. A tu się nie narzeka, ale próbuje z Jezusem odpowiadać na bolączki naszego życia.

Co więc Nauczycielu mamy zrobić, żeby nie dać ogarnąć się zazdrości?

Przede wszystkim trzeba przyznać się, że we mnie jest taka choroba duszy. To jest trudne, bo człowiek z natury wstydzi się zazdrości. „Skądże! Ja? zazdrosny?”

Jeśli jednak nie powiemy lekarzowi co nas boli, jakże on nas uleczy?

Następnie trzeba prosić Boga, aby mnie oczyścił od tej rany. A jeśli nie widzę we mnie zazdrości, powinienem mówić jak dzisiejszy psalmista: „Oczyść mnie z błędów, które są dla mnie skryte”.

Kolejnym krokiem jest dziękczynienie. Chyba, kochani, za mało dziękujemy. A nie ma lepszego lekarstwa na zazdrość, niż dziękować Bogu za to, co mam. I za życie, i za rodzinę, i za tego, co obok mnie w ławce siedzi. I za pracę – zawsze mogło być gorzej. Biorę chleb do ręki – dziękuję za rolników i piekarzy, i za mąkę, i drożdże. Włączam telewizor – dziękuję za prąd i elektryków, i elektrotechników, i za dziennikarzy, i za moje oczy, i za dobry słuch, i tę szczyptę wolnego czasu, w której mogę choć trochę odpocząć.

Żeby jednak łatwiej było nam dziękować, powinniśmy wiedzieć, co w życiu mamy zrobić. Każdy ma swoja drogę życiowa. Od jednych Bóg będzie wymagał wiele, bo dal im wiele talentów i łask. I nie ma co płakać, że koleżanka jest lepsza z matematyki, a sąsiadka bogatsza. Szczęście nie polega na tym, żeby wszyscy mieli po równo i dużo, ale żeby każdy miał tyle, ile Bóg mu dał. Jeżeli ktoś ma mniej talentów od Boga i prze całe życie wychowa tylko jedno dziecko, a sam nie zejdzie na psy, to tak samo Bóg cenił będzie tego człowieka, jak posiadacza czterech fabryk i tyluż samochodów.

 

I ostatnia, a jednak najważniejsza prawda. Mniej będziemy zazdrościć, jeśli bardziej będziemy cenić wiarę i dobre serce. Kto kocha prawdziwe wartości, ten nie zazdrości marnych. Kto kocha nieprzemijające, nie zazdrości materialnych. Dlaczego nie zazdrościmy komuś, że nie jest pobożniejszy od nas? Że bardziej wierzy w Boga?

Czy czasem nie zapomnieliśmy, co jest prawdziwym bogactwem?

Opublikowano w Rok B