EksHom II 2011
Jeśli egzegeza biblijna oznacza najogólniej odczytywanie tekstu Pisma świętego, to eisegeza (od grec. „eis” – do ) oznacza wprowadzenie własnych idei w tekst Pisma. Mówiąc prościej, egzegeza chce wyciągnąć z Pisma o co Pismu chodzi, a eisegeza chce wcisnąć do Pisma coś czego tam nie ma.
Ariste Fumagalli napisał książkę Historie miłosne w Biblii. Rozdział o Józefie i Maryi zatytułował Tajemnica zrozumienia i sprawę tłumaczy mniej więcej tak.
Nigdzie w Ewangelii nie ma wzmianki o tym, żeby Józef i Maryja mówili ze sobą. Z tego wynika, że rozumieli się bez słów. A już z tego wyciągamy jasny i czytelny przykład, że w małżeństwie można rozumieć się bez słów i wzorem takiego rozumienia jest Maryja i Józef.
Pozwolę sobie jeszcze zacytować dosłownie:
„Józef i Maryja w sposób szczególny, a nawet, wydawałoby się, dziwny, przypominają, że milczenie jest przestrzenią, w której wzrasta wzajemne zrozumienie małżonków.”
„Oboje przeżywają ciszę nie jako mur odgradzający od współmałżonka, lecz jako przestrzeń wyjątkową, jako czas poświęcony na spotkanie z Bogiem.”
Rodzi się jednak naturalne pytanie. Czy naprawdę ten szczegół Pisma mówi o tym, co pisze autor? Tą samą logiką można by wytłumaczyć, że skoro oni nie rozmawiają ze sobą, to znaczy, że się po prostu nie mogli dogadać i mieli nie tylko ciche dni ale i lata całe. Dlatego powinni być pocieszeniem dla tych, którzy nie mogą się dogadać.
Albo skoro w Ewangelii Józef nie powiedział ani słowa a Maryja mówiła parę razy, to ten szczegół oznacza, że Józef był pantoflarzem i nie miał on nic do gadania w domu. Dlatego powinien być patronem wszystkich mężczyzn, w których domach mówią tylko żony.
Albo skoro Maryja powiedziała do Anioła w czasie Zwiastowania „Niech mi się stanie według Twego słowa”, godząc się na urodzenie Syna Bożego bez pytania o zgodę Józefa, to z tego wynika, że żony nie powinny się pytać swoich mężów, tylko robić po swojemu i podejmować nawet kluczowe decyzje tylko na modlitwie z Bogiem.
Rozumiem Aristide. Zrobił tak jak robi większość pisarzy. Czyta Pismo, coś się im kojarzy i do tego dorabiają swoje idee. Pismo jest dla nich punktem wyjścia a nie przewodnikiem. I to fakt, że Biblia jest i może być inspiracją. Tylko dlaczego autor formułuje zdania swojej refleksji tak, że czytelnik ma wrażenie, że rzeczywiście Maryja i Józef są wzorem ciszy w małżeństwie? Dlaczego wkłada do tekstu coś czego tam nie ma? Czy nie mógł znaleźć na tym boskim świecie tysięcy przykładów na to, że cisza w małżeństwie jest niesłychanie ważna? Po co naciągać do tego Biblię? Przecież Pismo święte nie jest jedynym Słowem Boga.
Aż korci by na koniec przypomnieć postanowienie Soboru Trydenckiego, który w dekrecie drugim na temat Pisma świętego z 8 kwietnia 1546 roku mówi, iż wszyscy, którzy interpretują Pismo święte źle, m.in. w sposób zmyślony (fabulosus) powinni być ukarani przez biskupa stosownie do przewidzianego prawa.