EksHom XII 2011
I znowu artykuł na temat wystąpienia z Kościoła. Tym razem Gazeta Wyborcza opowiada o Robercie Biniasie, który dokonawszy apostazji chciał usunąć swoje dane z ksiąg parafialnych. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych ponoć „zaniedbał swoje obowiązki”, bo zlekceważył zawiadomienie apostaty.
Najpierw spróbujmy zrozumieć pana Roberta. Jeśli rzeczywiście jest prawdą, że w księgach figuruje jako „pełnoprawny katolik” i brak tam jakiejkolwiek notatki, to niedobrze. Szkoda jednak, że w artykule nie wrzucono informacji, co mówi na ten temat proboszcz miejsca.
Po drugie, jeśli rzeczywistym problemem nie jest to, czy tam jakaś notatka jest, tylko to, że zainteresowany chce usunąć całkowicie informację o tym, że kiedykolwiek należał do Kościoła to musi bardzo nie lubić Kościoła. Kiedy bowiem drzemy zdjęcia na strzępy, kasujemy wszystkie smsy i maile czy wyrzucamy czyjejś ubrania z domu? Tylko wtedy jak kogoś nienawidzimy. Pan Robert nie lubi bardzo Kościoła. I to też trzeba zrozumieć.
Po trzecie, argumentacja za całkowitym usunięciem danych idzie po linii prawa obowiązującego w UE, które nie ogranicza jurysdykcji organu ds. danych osobowych wobec Kościołów. Pan Robert jest prawnikiem. I to też trzeba zrozumieć, chociaż byłoby dobrze gdyby zapoznał się jak to wygląda w Kościołach lokalnych całej Unii a nie narzekał tylko na Polskę.
Po czwarte, pan Robert wpisuje się w mentalność fotek cyfrowych, która chce za wszelką ceną mieć możliwość zrobienia zdjęcia jak również całkowitej jego likwidacji. Taka mentalność staje się dzisiaj powszechna. I to też trzeba zrozumieć.
A teraz spróbujmy zrozumieć drugą stronę.
Po pierwsze, nie wiadomo, czy pan Robert albo dziennikarze czegoś nie kręcą. Pierwsze zdania artykułu są bowiem co najmniej dziwne: „Śląski prawnik Robert Binias dziewięć lat temu dokonał apostazji i wystąpił z Kościoła katolickiego. Domaga się teraz usunięcia swoich danych z ksiąg parafialnych. – W roku 1992, od razu po tym, jak skończyłem 18 lat, wypisałem się z Kościoła”. Z tego by wynikało, że mamy teraz rok 2001.
Po drugie, to Kościół jest tutaj pokrzywdzoną stroną. Wolą rodziców było, żeby został Robert ochrzczony, a co z tym idzie, przyjął niezatarte znamię, był członkiem Kościoła, i został zapisany w parafialnych księgach. Rodzice zgodzili się na wszystkie te warunki publicznie i nawet obiecali, że zrobią wszystko, aby wychować dziecko w wierze. Kościół nie wytacza procesu przeciw rodzicom, oskarżając ich o mniej lub bardzie umyślne niedotrzymanie danego słowa. Kościół też chciałby może wymazać ból i smutek z powody apostazji a się nie da. Bo ból po stracie dziecka matkę zawsze boli.
Po trzecie, dlaczego tylko Kościół miałby zmieniać swoje zasady na temat danych osobowych jego członków? Czy w takim razie rozwodnicy mogą ubiegać się o anulowanie w urzędach UE jakichkolwiek danych na temat ich pierwszego małżeństwa? Czy absolwenci szkół mogą domagać się likwidacji danych na swój temat? Czy można usunąć w archiwach państwowych dane osobowe? A może by też wymagać od niektórych znajomych, żeby siłą nakazu zapomnieli o tym, że nas znali?
Rozumiem pragnienia apostatów. Ale niech oni też zrozumieją, że zmieniać można tylko przyszłość. Przeszłości nie da się całkowicie wymazać. I owszem, może to sprawiać ból, ale to nie jest wina Kościoła czy GIODO, tylko ból konsekwencji. Bo życie to nie jest pstrykanie cyfrowych fotek. A wiedzą to najlepiej abortowane dzieci, które też by chciały podjąć decyzję, kiedy skończą18 lat.