Ostatnio gdzieś tam widziałem wezwania do wychodzenia z kościoła z powodu księdza. I pewnie czasem trzeba wyjść, bo skoro ciało może niekiedy zasłabnąć, to dlaczego nie miałby prawa słabnąć duch. Zastanawiam się tylko czy to działa w dwie strony. Bo tak jak wierni czasem mają ochotę wyjść, tak my czasem nie mamy ochoty nawet wchodzić.
Czasem nikt nie odpowiada na Mszy, czasem nikt nie przystępuje do Komunii, czasem żują gumę i z założonymi nogami oglądają Przeistoczenie. Czasem tak hałasują, że ciężko samego siebie usłyszeć. Czasem aż słychać milczącą niewiarę. Ale nigdy nie przyszło mi nawet na myśl, żeby wyjść, żeby zostawić ludzi z tego powodu jacy są. W tym sensie uważam, że relacja ksiądz-wierny zawsze będzie bardziej ojcowska niż partnerska. Tak przynajmniej rozumiem kapłaństwo – być wiernym ludziom pomimo wszystko. Słabość i grzech drugiego traktować jako wezwanie do wierności i osobistego nawrócenia. Nie przestać być ojcem pomimo marnotrawnych synów i nie przestać być pasterzem pomimo zabłąkanych owiec. Bo dzieci mają prawo do wieku dojrzewania. Ojcowie powinni już być dojrzali.
Módlcie się za nas, księży, żebyśmy bardziej przypominali Dobrego Pasterza niż zabłąkane owce. A Wy, pozostańcie po prostu owcami. Znajdziemy was, nawet jak się zabłąkacie. Tylko nie zamieniajcie się w wilki.
Wyjść z kościoła?
Opublikowano w Maxirefleksje