EksHom XII 2011
I znowu artykuł na temat wystąpienia z Kościoła. Tym razem Gazeta Wyborcza opowiada o Robercie Biniasie, który dokonawszy apostazji chciał usunąć swoje dane z ksiąg parafialnych. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych ponoć „zaniedbał swoje obowiązki”, bo zlekceważył zawiadomienie apostaty.
Najpierw spróbujmy zrozumieć pana Roberta. Jeśli rzeczywiście jest prawdą, że w księgach figuruje jako „pełnoprawny katolik” i brak tam jakiejkolwiek notatki, to niedobrze. Szkoda jednak, że w artykule nie wrzucono informacji, co mówi na ten temat proboszcz miejsca.
Po drugie, jeśli rzeczywistym problemem nie jest to, czy tam jakaś notatka jest, tylko to, że zainteresowany chce usunąć całkowicie informację o tym, że kiedykolwiek należał do Kościoła to musi bardzo nie lubić Kościoła. Kiedy bowiem drzemy zdjęcia na strzępy, kasujemy wszystkie smsy i maile czy wyrzucamy czyjejś ubrania z domu? Tylko wtedy jak kogoś nienawidzimy. Pan Robert nie lubi bardzo Kościoła. I to też trzeba zrozumieć.
Po trzecie, argumentacja za całkowitym usunięciem danych idzie po linii prawa obowiązującego w UE, które nie ogranicza jurysdykcji organu ds. danych osobowych wobec Kościołów. Pan Robert jest prawnikiem. I to też trzeba zrozumieć, chociaż byłoby dobrze gdyby zapoznał się jak to wygląda w Kościołach lokalnych całej Unii a nie narzekał tylko na Polskę.
Po czwarte, pan Robert wpisuje się w mentalność fotek cyfrowych, która chce za wszelką ceną mieć możliwość zrobienia zdjęcia jak również całkowitej jego likwidacji. Taka mentalność staje się dzisiaj powszechna. I to też trzeba zrozumieć.
A teraz spróbujmy zrozumieć drugą stronę.
Po pierwsze, nie wiadomo, czy pan Robert albo dziennikarze czegoś nie kręcą. Pierwsze zdania artykułu są bowiem co najmniej dziwne: „Śląski prawnik Robert Binias dziewięć lat temu dokonał apostazji i wystąpił z Kościoła katolickiego. Domaga się teraz usunięcia swoich danych z ksiąg parafialnych. - W roku 1992, od razu po tym, jak skończyłem 18 lat, wypisałem się z Kościoła”. Z tego by wynikało, że mamy teraz rok 2001.
Po drugie, to Kościół jest tutaj pokrzywdzoną stroną. Wolą rodziców było, żeby został Robert ochrzczony, a co z tym idzie, przyjął niezatarte znamię, był członkiem Kościoła, i został zapisany w parafialnych księgach. Rodzice zgodzili się na wszystkie te warunki publicznie i nawet obiecali, że zrobią wszystko, aby wychować dziecko w wierze. Kościół nie wytacza procesu przeciw rodzicom, oskarżając ich o mniej lub bardzie umyślne niedotrzymanie danego słowa. Kościół też chciałby może wymazać ból i smutek z powody apostazji a się nie da. Bo ból po stracie dziecka matkę zawsze boli.
Po trzecie, dlaczego tylko Kościół miałby zmieniać swoje zasady na temat danych osobowych jego członków? Czy w takim razie rozwodnicy mogą ubiegać się o anulowanie w urzędach UE jakichkolwiek danych na temat ich pierwszego małżeństwa? Czy absolwenci szkół mogą domagać się likwidacji danych na swój temat? Czy można usunąć w archiwach państwowych dane osobowe? A może by też wymagać od niektórych znajomych, żeby siłą nakazu zapomnieli o tym, że nas znali?
Rozumiem pragnienia apostatów. Ale niech oni też zrozumieją, że zmieniać można tylko przyszłość. Przeszłości nie da się całkowicie wymazać. I owszem, może to sprawiać ból, ale to nie jest wina Kościoła czy GIODO, tylko ból konsekwencji. Bo życie to nie jest pstrykanie cyfrowych fotek. A wiedzą to najlepiej abortowane dzieci, które też by chciały podjąć decyzję, kiedy skończą18 lat.
[post_title] => Zrozummy się nawzajem [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1452-zrozummy-sie-nawzajem [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 18:14:58 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 17:14:58 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1452-zrozummy-sie-nawzajem/ [menu_order] => 3154 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [1] => WP_Post Object ( [ID] => 5292 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 18:12:28 [post_date_gmt] => 2015-02-26 17:12:28 [post_content] =>EksHom XII 2011
Oprócz wielu pytań o Adwent, dwa wracały w tym roku jak bumerang.
Pierwsze związane z liturgią. Z jednej strony ubieramy ornaty fioletowe i nawet w niedzielę nie śpiewamy Gloria. A z drugiej roraty na biało i z Chwała na Wysokości i nie tylko rano, bo dziwna praktyka rorat wieczornych wciska się zabijając przepiękną tradycję. Mówimy o radosnym oczekiwaniu a ubieramy się do ołtarza jak na pogrzeb. Mówimy, że trzeba pokuty i nawrócenia a śpiewamy Gloria jak by to była już Betlejemska Noc.
Mamy problem z liturgią adwentu. I to nie od dzisiaj.
Drugie pytanie boli mnie osobiście jeszcze bardziej. Pytanie o sens kolędowania przed Bożym Narodzeniem, dzielenia się opłatkiem przed wigilijną nocą, wystawiania jasełek zanim pasterze przyjdą do żłobu. Już nie mówię o kolędach usłyszanych 20 listopada w Essen, czy tydzień później na krakowskim rynku. Myślę o katolickich uczelniach, szkołach i wspólnotach, które nie umieją po prostu zaczekać i to paradoksalnie w tym okresie, który nazywany jest czasem oczekiwania.
Nie chcę, by to zabrzmiało trywialnie, ale dziwimy się niekiedy młodym, że zaczynają współżycie przed ślubem a sami nie umiemy zaczekać z właściwymi znakami na właściwy czas.
Zasadniczo są dwa wyjścia z tych dwóch adwentowych problemów. Po pierwsze można by zastanowić się raz jeszcze nad istotą Adwentu a może i dostosować liturgię do komercji i świata. Tak ustawić znaczenie tego okresu, żeby sens miały i kolędowanie, i zakupy a nawet opłatek. Ustawić Boże Narodzenie jako szczyt, do którego zmierza wszystko. Drugi sposób to wrócić do właściwego znaczenia znaków i bronić za wszelką cenę czasu oczekiwania, bronić przed tym wszystkim, co czekaniu przeszkadza. Bronić przynajmniej w Kościele.
Boję się jednak, że wybierzemy drogę trzecią, czyli, że zostanie tak jest.
[post_title] => Problemy z Adwentem [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1451-problemy-z-adwentem [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 18:12:28 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 17:12:28 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1451-problemy-z-adwentem/ [menu_order] => 3155 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [2] => WP_Post Object ( [ID] => 5291 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:49:40 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:49:40 [post_content] =>
EksHom I 2012
Po Mszy św. w Boże Narodzenie przyszedł gimnazjalista do zakrystii z prośbą o podpis księdza. Przygotowuje się do bierzmowania i musi zebrać dowód obecności m.in. na bożonarodzeniowej Eucharystii. W Nowy Rok to samo. W tygodniu przed świętami o parę podpisów proszono w konfesjonale. System kartkowy pojawia się coraz częściej i może warto go chociaż skomentować.
Ponad 10 lat temu, kiedy byłem wikarym na krakowskim osiedlu Ruczaj, słyszałem wraz z kolegami, że w jakiejś parafii zaczynają wprowadzać system kartkowy. Potraktowaliśmy to jako żenadę i w naszej parafii poprzestaliśmy na tradycyjnym przygotowaniu ponad 300 osób do bierzmowania. Tradycyjnym to znaczy opartym na około 20 spotkaniach i egzaminie.
W tych samych latach wyjechałem do Stanów na chrzest bratanka. Zanim udzieliłem chrztu pytałem proboszcza, czy chrzestni przynieśli już zaświadczenie, że się nadają do tego. Proboszcz się lekko uśmiechnął i z nutką złośliwości powiedział: „Takie kartki to mnożycie tylko w Polsce. My tłumaczymy rodzicom, jakich powinni sobie dobrać chrzestnych i tyle. Trzeba ludziom zaufać”.
Na drugim biegunie mamy kleryków. Przygotowują się do święceń kapłańskich. Wchodzą na - bądź co bądź - poważny urząd w Kościele, ale nikt nie sprawdza czy przed święceniami idą do spowiedzi.
Nie chodzi o to, że kartki są złem same w sobie. Nie chodzi też o to, że może dalibyśmy sobie spokój od biurokracji chociaż w wielkie święta. Nawet nie chodzi o to, że zbieranie podpisów nie pomogło wybierzmować dojrzalszej młodzieży a czasem wręcz nauczyło kombinowania. Chodzi o to, że kartki są znakiem stanu wojennego czyli znakiem braku zaufania do drugiego człowieka. Kartki są znakiem traktowania drugiego jak dziecka, bo to dzieciom radość sprawia zbieranie podpisów, słoneczek i obrazków. Ale jeśli nie ufamy innym i traktujemy ich jak dzieci, to po co ich dopuszczamy do sakramentu dojrzałości? Po co ich dopuszczamy do sakramentu małżeństwa? Po co godzimy się na to by byli świadkami chrztu? Codziennie w setkach tysięcy kościołów udzielany jest największy skarb – Ciało Chrystusa - bez żadnej kontroli i nikt nie robi z tego problemu.
Oczywiście znajdą się ludzi, którzy będą bronić kartek, bo gdyby nie było żadnych argumentów, to przecież nikt by ich nie wprowadzał. Warto jednak zadać sobie pytanie: O co właściwie nam chodzi?
Kartkom w każdym razie na pewno nie chodzi o dojrzałość.
[post_title] => O co chodzi kartkom? [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1450-o-co-chodzi-kartkom [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:49:40 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:49:40 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1450-o-co-chodzi-kartkom/ [menu_order] => 3156 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [3] => WP_Post Object ( [ID] => 5290 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:48:38 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:48:38 [post_content] =>EksHom XII 2011
Tytuł ostatniego Gościa Niedzielnego jest uroczy: „I love Kościół”. I nie bez logiki. Przecież rozpoczął się rok liturgiczny pod hasłem „Kościół naszym domem”. Dlatego chciałem napisać za co kocham Kościół. Czy jednak „za coś” jest jeszcze miłością? Chciałem więc napisać pomimo czego kocham Kościół. Czy jednak „pomimo czego” nie jest już pychą? Chciałem zatem napisać co kocham w Kościele. Czy jednak kochać „coś” nie jest już selekcją? I tak źle, i tak niedobrze i tak nie dokładnie. A przecież I love Kościół.
Kocham ten świat, który przyniósł i przynosi mi żyjącego Boga.
Kocham świat dziecięcych wspomnień z majówek, rorat i różańcowych modlitw, dźwięku dzwoneczków na Boże Ciało i listopadowych zniczy.
Kocham świat boskiej cierpliwości konfesjonału wobec mojej upartości grzechu, biały Chleb, który nigdy nie był żadnym chlebem.
Kocham świat wartości dotykających najgłębszych strun serca nutami piękna, miłości i dobra.
Kocham morze ludzi klęczących przed figurami Lourdes i Fatimy, zmęczonych drogą na Jasną Górę i zmierzeniem się z Compostelą.
Kocham niespokojne serce Augustyna, logikę Tomasza, mózg giganta Benedykta w sercu komunijnego dziecka.
Kocham niebotyczne przestrzenie Ducha, w których mieści się o. Tadeusz i ks. Boniecki, które głoszą chwałę Pana w „Missa cantata” i kołysanym „Gdy na morzu wielka burza”.
Kocham spory i tarcia, wyzwania rzucane przeciw Bogu i ludziom, tę ludzką twarz Kościoła Boga dla człowieka.
Kocham tajemnicę, bo żadna teologia nie wyjaśnia za wiele i kocham paradoks, że to wszystko jakoś trzyma się ciągle Głowy.
Kocham nadzieję Kościoła, że najlepsze dopiero przed nami i upartość dogmatów, które wyprzedzają postęp.
Kocham ten świat, który jest moim domem, gdzie samotność jest tylko z wyboru a inne domy są po prostu obce.
A może nade wszystko kocham tę staruszkę, która sama sparaliżowana płakała nad cierpieniem Jezusa - babcię, którą Bóg ukształtował w Kościele.
I love Kościół. Nie umiem powiedzieć inaczej. A przecież czuję, że wyrażać miłość słowem to prawie ekskomunika, bo w tym domu miłością jest Słowo, które staje się Ciałem.
[post_title] => I love Kościół [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1449-i-love-kosciol [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:48:38 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:48:38 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1449-i-love-kosciol/ [menu_order] => 3157 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [4] => WP_Post Object ( [ID] => 5289 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:46:23 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:46:23 [post_content] =>EksHom X 2011
Może znany jest dowcip o księdzu, któremu jedna z słuchaczek przerywała co chwilę kazanie krzycząc: „To już było!”. Kaznodzieja nie wytrzymał i też krzyknął: „Zamknijże się, babo!” Wtedy ona na to: „Tego jeszcze nie było”.
Tym razem komentarz do własnej inicjatywy - „Śród Biblijnych u Anny”. Tego raczej jeszcze nie było (i nawet w sieci nie da się wyguglować takiego wyrażenia).
Właściwie inicjatywa ta bierze swój początek w pewnym sensie od kard. Stanisława Dziwisza. Kiedy w 2009 roku zjeżdżałem ze studiów zagranicznych i prosiłem o możliwość zamieszkania przy parafii, metropolita zaproponował Kolegiatę św. Anny Krakowie. Z jednej strony motywował to potrzebą obecności „wyuczonego” księdza w środowisku akademickim a z drugiej, będąc pod świeżym natchnieniem Synodu Biskupów o Słowie Bożym, położył nacisk na to, żeby „coś zrobić dla Słowa Bożego”. Uniwersytecki kościół i jego dobre tradycje jak i położenie w centrum miasta były niewątpliwie atutem.
Zanim myśl dojrzała do formy, Benedykt XVI wydał posynodalną adhortacji Verbum Domini. Dokument na wiele sposób zachęca do duszpasterstwa biblijnego przypominając także o niezastąpionej wartości Starego Testamentu (VD 31). Dodając do tego fakt, że na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie prowadzę wykłady ze Starego Testamentu, w końcu narodził się pomysł „Śród Biblijnych u Anny”.
Spotkania będą miały miejsce w każdą środę o godz. 19.30 w Kolegiacie św. Anny w Krakowie. W czasie Eucharystii zostanie wygłoszone około 20 minutowe kazanie - analiza fragmentu Starego Testamentu. Chodzi o taką lekturę, która z jednej strony wykorzysta najbardziej fachowy warsztat egzegetyczny a z drugiej postara się powiązać Słowo Boże z życiem. Skoro Stary Testament jest nadal niezastąpioną wartością, to spróbujemy ją odkryć i wyciągnąć z nieraz zakurzonych kartek tej części Biblii. Zaczniemy od proroka Aggeusza. Jeśliby w każdą środę przeczytał i zanalizował 10 wersetów, to w ten sposób możemy czytać Stary Testament przez 90 lat. Zapewne więc nie skończę. Wierzę jednak, że warto zacząć.
Drugim punktem Śród Biblijnych u Anny są Kręgi Biblijne. O 20.30 około 15 osobowe grupy spotkają się nad „Najtrudniejszymi przypowieściami Jezusa”. Każda grupa spotyka się raz na miesiąc, stąd maksymalnie można było utworzyć 4 grupy. Spotkania Kręgów Biblijnych rozpoczęły się już w pierwszą środę października i pokazały siłę Internetu. Informacja na ten temat ukazała się miesiąc wcześniej w sieci i zanim doszło do pierwszego spotkania, wszystkie miejsca zostały zapełnione.
Kolegiata o 19.30 jest otwarta dla wszystkich. Już 19 października zacznie opowiadać o sobie prorok Aggeusz. Zapraszam i zachęcam do podejmowania podobnych inicjatyw. A gdyby jakiekolwiek przeszkody stanęły na drodze, to zachęcam przynajmniej do odsłuchania konferencji wygłaszanych w czasie Śród Biblijnych u Anny. Będą umieszczane na stronie www.wegrzyniak.com. Nie ma się co bać, wszak samo Pismo mówi: „Panie, gdyby Twoja nauka nie było moją rozkoszą, już dawno bym zginął w mej nędzy” (Ps 119,92)
[post_title] => Tego jeszcze nie było [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1448-tego-jeszcze-nie-bylo [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:46:23 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:46:23 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1448-tego-jeszcze-nie-bylo/ [menu_order] => 3158 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [5] => WP_Post Object ( [ID] => 5288 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:45:20 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:45:20 [post_content] =>EksHom XI 2011
Jesień kojarzy się z przemijaniem, schyłkiem, dochodzeniem do pewnego kresu. Listopad i odwiedziny grobów nawet powiedzą więcej: kojarzy się z umieraniem. Z tej racji chociaż nie zawsze umierają starsi, coraz częściej jesień zmusza mnie do myślenia na temat starości. A w tym zamyśleniu dwa słowa wracają jak bumerang.
Pierwsze to podziw. Podziw jaki budzą we mnie ci staruszkowie, którzy opanowani, z uśmiechem i gracją mądrości poruszają się po powierzchni ziemi. Widok sędziwej pary przytulonej do siebie i pozwalającej liściom opadać na ramiona czy trzymających się za coraz częściej trzęsące się ręce, to budzi we mnie podziw. Widok księdza, który przeżył 50 lat w służbie i ludziom, to budzi podziw. Nawet wtedy nie śmiem pytać o jakość. Podziw budzi sama wytrwałość.
Drugie słowo, które wraca to zdziwienie. Zdziwienie wobec tych starszych ludzi, którzy nie szanują młodych. Dziwi bowiem nie tylko to, że przez całe życie nie nauczyli się prawdy, o której mówi się nawet przed przedszkolem, prawdy o prymacie miłości. Dziwi jeszcze bardziej ignorancja podstawowego prawa historii, które mówi, że to młodsze pokolenie będzie pisało historię o starszym. Nawet jeśli ktoś dziś jest panem i despotą, nawet jeśli wydaje mu się że osiągnął wszystko w życiu a młodzi są nic nie warci, nawet jeśli wzbudza taki strach, że mało kto ośmiela mu zwrócić uwagę, to przecież z zegarem nie wygra. Z zegarem, który zawsze bije w stronę młodszego pokolenia. To ono napisze książki, artykuły i przekaże anegdoty o starszych, ale już bez lęku, bez uwikłań rodzinno-zawodowych, bez polityczno-kościelnej poprawności.
Może umrę nie doczekawszy jesieni. Ale jeśli Bóg pozwoli jej dożyć, już dziś się modlę, bym nie dziwił młodszego pokolenia.
[post_title] => Starość [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1447-starosc [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:45:20 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:45:20 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1447-starosc/ [menu_order] => 3159 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [6] => WP_Post Object ( [ID] => 5287 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:43:59 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:43:59 [post_content] =>EksHom X 2011
Po raz kolejny przekonałem się o prymacie skupienia nad rozumieniem.
W zeszły poniedziałek pojechałem do Łagiewnik, aby posłuchać przedpołudniowej konferencji i świadectw w ramach II Światowego Kongresu Bożego Miłosierdzia. Konferencja była po polsku, ale że abp z Łodzi mówił o rzeczach prawie oczywistych, w pamięć wbiło się tylko stwierdzenie, że Łódź jest ważnym miastem dla Bożego Miłosierdzia. Potem przyszedł czas na świadectwa. I chociaż akustyka bazyliki nie jest optymalna i mimo, iż cztery z pięciu świadectw były w językach obcych, o dziwo, byłem w stanie uchwycić parę myśli z każdego świadectwa.
Wcale nie najłatwiej było zrozumieć mówiącego po polsku Albańczyka, którego Jezus Miłosierny przeprowadził z tragicznego wypadku do uzdrowienia oraz z islamu do chrześcijaństwa. Pastor anglikański z diecezji York zostawił przekonanie, iż także Kościół anglikański potrzebuje Bożego Miłosierdzia. Niesamowicie ekspresyjnym słowem podzieliła się pani z Kongo opowiadając o trudnościach przebaczenia zdrady małżeńskiej, niemożliwości wypowiedzenia w modlitwie „odpuść nam nasz winy jako i my odpuszczamy…” oraz uzdrawiającym wpływie rekolekcji. Na koniec dwaj biskupi z Filipin podzielili się fenomenem szerzącego się kultu Bożego Miłosierdzia w ich kraju. Tak jakoś ludzko było usłyszeć, że jeden z nich na początku nie przejmował się za bardzo tą formą pobożności.
Po raz kolejny przekonałem się o prymacie skupienia nad rozumieniem, albo wpływie jednego na drugie. Owszem ważne jest by ci co do nas mówią, mówili językiem zrozumiałym, ale równie ważnym jest by do mówienia drugiego dołożyć moje skupienie. Co więcej, można mówić nawet o prymacie skupienia, bo tylko ono jest ode mnie zależne.
Kiedyś na Ruczaju po rekolekcjach adwentowych dla młodzieży zapytałem animatorów co zapamiętali z nauk księdza, bo mnie jakoś nic nie zapadło. I wtedy jeden po drugim zaczął mówić: Nic. Nic. Nic… Aż jedna z animatorek spokojnie powiedziała: „Rekolekcje nie były łatwe, ale z niedzieli zapamiętałam to… z poniedziałku to… z wtorku to… i ze środy to…” „Ależ tego nie dało się słuchać!” – ktoś wykrzyknął. A ona na to: „Staram się z każdego kazania czy czytania zapamiętać chociaż jedno zdanie. I nie ma szans, żeby z takim nastawieniem nie zapamiętać nic”.
No właśnie. Prymat skupienia nad rozumieniem.
Taki banał na początek roku akademickiego.
[post_title] => Prymat skupienia nad rozumieniem [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1446-prymat-skupienia-nad-rozumieniem [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:43:59 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:43:59 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1446-prymat-skupienia-nad-rozumieniem/ [menu_order] => 3160 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [7] => WP_Post Object ( [ID] => 5286 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:42:21 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:42:21 [post_content] =>EksHom IX 2011
Wracałem z domu do Krakowa. W Nowym Targu autostopowiczka wyczekiwała bardziej miłosiernego kierowcy. Nie zatrzymałem się. Jakoś nie miałem ochoty na rozmowę. Sumienie jednak ruszyło: „Msza trzy miejsca w aucie. Gaduła jesteś niesamowity. I akurat teraz, kiedy ktoś prosi o taka banalną pomoc, to ty nie masz ochoty. Egoisto…”
Zawróciłem. Ale kto był w Nowym Targu ten wie, że skręcić można dopiero na Niwie. Potem trzeba zjechać pod dworzec autobusowy i dopiero wtedy można znaleźć się znowu na trasie Zakopane-Kraków. Niby tylko 2-3 kilometry. Dziewczyny jednak już nie było…
Są okazje, które nigdy nie wrócą.
W tym tygodniu od poniedziałku do środy głosiłem referat na Dniach Katechetycznych w Krakowie. Pół godziny gadania o adhortacji Verbum Domini, Słowie Bożym i praktycznych propozycjach, które mogą nas popchnąć trochę w stronę przemawiającego Boga. Pięć razy do całej sali na Podzamczu 8. W sumie ponad 1000 osób? Pewno i więcej. Dzielnych proboszczów, wytrwałych wikariuszy, pilnych sióstr zakonnych, niezmordowanych katechetów i miłych katechetek. I co?
Ledwo skończyły się Katechetyczne Dni sumienie ruszyło:
„Czemuś im nie powiedział o tym, że u św. Anny w Krakowie będę konferencje o Starym Testamencie? Przecież mówiłeś o potrzebie zmagania z trudną stroną Pisma.
Dlaczego nie wspomniałeś o Kręgach Biblijnych w Kolegiacie? Przecież przekonywałeś do tworzenia grup czytających Biblię.
Czym się kierowałeś nie mówiąc o medytacjach na każdą niedzielę na Twojej stronie internetowej? Przecież mówiłeś o lepszym wykorzystaniu Internetu w poznawaniu Słowa.”
Są okazje, które nigdy nie wrócą.
Dziś początek szkoły a raczej przypomnienie, że całe życie jest szkołą. Pytanie tylko, czy chcemy się uczyć. Również na własnych błędach.
[post_title] => Okazje [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1445-okazje [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:42:21 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:42:21 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1445-okazje/ [menu_order] => 3161 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [8] => WP_Post Object ( [ID] => 5285 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:40:19 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:40:19 [post_content] =>EksHom XI 2011
Lecąc ostatnio z Krakowa do Dortmundu zabrałem do podręcznej torby butelkę z wodą. Oczywiście podczas kontroli wylądowała w koszu. Grzeczna obsługa zaproponowała bym kupił identyczną już po przejściu bramek. No cóż. Można do tego podejść dwojako. Pomyśleć, że przepis to przepis albo szukać takich urządzeń, które byłyby w stanie skontrolować bezpieczeństwo wnoszonych napoi. To mało zdarzenie zachęciło mnie by zabrać głos na temat listu o kremacji. Pozwolę sobie zwrócić uwagę na dziesięć problemów wynikających z przedstawionego w liście stanowiska.
Po pierwsze, problem finansowy. Nie zacząłbym od niego, ale już kilka osób doszukuje się w stanowisku Kościoła chęci zarobienia więcej pieniędzy. Nawet jeśli księża nie będą pobierać większych opłat niż dotychczasowe ofiary, to sam fakt konieczności kupienia trumny tylko na Mszę nad ciałem, by potem zapłacić za kremację i urnę, raczej podniesie koszty. Kto bowiem będzie chciał odprawiać Mszę przy samym ciele zmarłego, bez w miarę przyzwoicie wyglądającej trumny?
Po drugie, problem psychologiczny. Nawet jeśli obrzęd złożenia urny do kolumbarium ma być w założeniu mniej uroczysty, to przecież i tak najbliższa rodzina, czyli ci, którzy najbardziej cierpią, będą musieli dwukrotnie uczestniczyć w publicznej żałobie.
Po trzecie, problem socjologiczny. Może to nie jest wielki problem, ale pozostaje pytanie, kiedy ma być stypa. Przecież nie dwa razy.
Po czwarte, problem historyczny. Chodzi o tych, którzy już poddali krewnych kremacji. Ton listu sugeruje, że tym samym zdecydowali się na trochę gorszy krok. I rani przez to wielu ludzi. A przecież dotychczas nie wydawało się, że ta forma jest jakoś deprecjonowana. Nieraz i księża biskupi odprawiali Msze św. pogrzebowe przy urnie i nie kojarzę jakiegokolwiek z tym związanego problemu. Ale mogę się mylić.
Po piąte, problem prawny. List sugerując, iż Msze św. powinno sprawować się nad ciałem zmarłego, dopuszcza jednocześnie odprawianie Mszy na urną. Mówiąc jednak o warunkach, kiedy taka Msza może być sprawowana (względy praktyczne, ktoś z rodziny z daleka), zostawia tym samym taką lukę, że nawet sam rzecznik KEP-u stwierdził, że prawie 100% pogrzebów może być zakwalifikowanych to tej kategorii. Ale jeśli tak się sprawy mają, jaki jest sens podawania reguły, którą można obejść prawie w stu procentach?
Po szóste, problem pastoralny. Wielu księży mówi, że nie zmieni się nic i nie ma się co przejmować. Ale boję się, że znajdą się tak „gorliwi”, że nie odprawią Mszy nad urną odwołując się do listu o kremacji i nie biorąc pod uwagę racji krewnych zmarłego. I wtedy może znowu być zgrzyt a przecież mamy ich już wystarczająco.
Po siódme, problem chronologiczny. Gdyby odprawiać zarówno Mszę na ciałem jak i potem obrzęd złożenia urny, to zasadniczo trzeba będzie dwa razy poświęcić czas dla jednego zmarłego. W większości parafii dodałoby to tylko pracy księżom, bo prościej od razu po Mszy iść na cmentarz niż dwa razy jeździć na pogrzeb.
Po ósme, problem teologiczny. Chodzi o to, że Msza św. powinna być raczej sprawowano nad ciałem a nie nad prochami. Tego nie rozumiem. Nie ma żadnej przesłanki teologicznej, która by sugerowała takie posunięcie. Co więcej, ani ciało ani proch nie jest człowiekiem, już nie mówiąc o tym, że proch też jest ciałem, bo przecież nie cieczą.
Po dziewiąte, problem liturgiczny. Stolica Apostolska już w 1977 zwróciła uwagę, iż „nie wydaje się stosownym, aby nad prochami celebrowano obrzędy, które mają na celu uczczenie ciała zmarłego”. List podkreśla też konieczność zachowania „prawdziwości i czytelności znaku liturgicznego”. Ale jeśli iść tym tokiem, to dlaczego nikomu na świecie nie wydaje się niestosownym mówienie w czasie pogrzebu formuły „Prochem jesteś i w proch się obrócisz, ale Pan Cię wskrzesi w dniu ostatecznym”? Przecież to nie proch, tylko ciało! Albo wymawianie w Środę Popielcowa podczas posypywania popiołu: „Prochem jesteś i w proch się obrócić”? Przecież to żywi ludzi! Poza tym co za problem byłoby opracować nowe obrzędy pogrzebu z dwoma wersjami Mszy św. pogrzebowej: nad trumną z ciałem i nad urną z prochami?
Po dziesiąte, problem biblijny. Jeśli używa się argumentu z Biblii na temat sposobu pochówku, to dlaczego nie użyć tej logiki, kiedy chodzi o trumny? Po co bowiem chować zmarłych w trumnach? Byłoby i taniej i bardziej biblijnie.
Problemów wynikających z listu o kremacji pewno jest zapewne więcej i oczywiście ani ich liczba ani waga nie jest argumentem, gdyby głos Kościoła w tej sprawie był głosem Duch Świętego. A nawet jeśli mamy do czynienia tylko z jakimś rodzajem uregulowania przejściowego, to nie ma co drzeć włosów, bo nie z takimi przepisami musimy żyć na tym ludzkim świecie.
Wydaje się jednak, że list powinien przed wszystkim zachęcić do pracy: teologów nad ewentualną różnicą Mszy na ciałem i nad prochami, liturgistów nad nowymi obrzędami a piszących listy nad szerszą konsultacją teologiczno-pastoralną, pamiętając, że obowiązkiem Kościołów lokalnych jest nie tylko Rzymu słuchać, ale i Rzymowi radzić.
[post_title] => Dziesięć problemów między ciałem a prochem [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1444-dziesiec-problemow-miedzy-cialem-a-prochem [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:40:19 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:40:19 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1444-dziesiec-problemow-miedzy-cialem-a-prochem/ [menu_order] => 3162 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [9] => WP_Post Object ( [ID] => 5284 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:38:36 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:38:36 [post_content] =>EksHom IX 2011
O zmarłym w sobotę kardynale słyszałem już w dzieciństwie. Jego rodzina od strony mamy mieszkała w naszej parafii, dokładnie między Czorsztynem a Maniowami. Potem na studiach w Rzymie razem z innymi krakowskimi studentami odprawiałem razem z nim Eucharystię. Raz w miesiącu przez pięć lat. W takich momentach jak jego śmierć wiele szczegółów wypływa z pamięci. Pozwolę sobie powiedzieć o czterech, jak o czterech płatkach szczęśliwej koniczyny.
Pierwsze to świadectwo mieszkanki Mizernej, która wspomina, jak kleryk Andrzej w czasie wakacji spacerował na Mszę świętą do kościoła w Maniowach. Szedł ze swoim kolega kursowym, Franciszkiem Macharskim. Nie szli jednak razem. Jeden wyprzedzał drugiego o kilkanaście metrów. Nie rozumiała dlaczego nie idą razem. Potem ktoś jej wytłumaczył (pewno proboszcz?), że po drodze do kościoła medytowali nad sprawami Bożymi czy mówiąc językiem seminaryjnym – robili rozmyślanie.
Trzy następne wspomnienia z Casa di Maria, mieszkania ks. kardynała Andrzeja Marii Deskura.
W czasie jednych z porannych kaw po mszy św. u Kardynała, dyskusja zeszła na jakieś bolące sprawy naszej Ojczyzny. Eminencja ożywiła się do niesamowitego stopnia, by powiedzieć w pewnym momencie: „To jest i draństwo i …”. Słysząc takie wyrażenie z ust kardynała musiałem oczy zrobić największe, że zapytał właśnie mnie: „Ty pochodzisz z Maniów. Nie używa się już tam takich słów?” Niestety się używa…” – zacząłem nieśmiało. „Jak to niestety! – zareagował kardynał – o tym nie da się inaczej powiedzieć jak: To jest draństwo i ….”
Innym razem zagadnęliśmy go czy zna anegdotę o tym, jak pytano papieża Jana XXIII, ilu ludzi pracuje na Watykanie. Papież miał wtedy odpowiedzieć „Myślę, że połowa”. Kardynał uśmiechnął się, zrobił pauzę i sięgając do swojego ponad półwiekowego doświadczenia pracy i mieszkania na Watykanie odpowiedział: „Jan XXIII przesadził. Ale on był zawsze optymistą”.
Czwarta, ostatnia i najważniejsza myśl biegnie w stronę Mszy świętych koncelebrowanych z kard. Deskurem. Prywatna kaplica. Nas 3-4 księży studentów, siostry zakonne i on, na wózku. Na pierwszej Mszy nie mogłem ukryć wzruszenia. Nigdy w życiu nie wdziałem ani przedtem ani do dziś kapłana, który by z taką wiarą, namaszczeniem i pobożnością odprawiał Eucharystię jak on. Nie była długa. Czasem musieliśmy nawet uważać, żeby nadążyć w kanonie. Była jednak niesamowicie intensywna. Nie umiem tego opisać. Po prostu widziałem człowieka, który wierzył w Eucharystię. Może sparaliżowane ciało rozumiało bardziej co to jest Najświętsza Ofiara.
[post_title] => Czterolistna koniczyna jednego kardynała [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1443-czterolistna-koniczyna-jednego-kardynala [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:38:36 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:38:36 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1443-czterolistna-koniczyna-jednego-kardynala/ [menu_order] => 3163 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [10] => WP_Post Object ( [ID] => 5283 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:37:05 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:37:05 [post_content] =>EksHom VI 2011
Co najmniej pół miliona ludzi na świecie w piątek, 17 czerwca, wypowiedziało słowa „Zmęczyłem się krzykiem, wypatrując mego Boga”. Zdanie wydaje się być trochę nielogiczne, bo co ma krzyczenie do wypatrywania? Kto jednak odmówił tego dnia Godzinę Czytań rozumie, że są to słowa I antyfony do Psalmu 69, słowa, które mają być syntezą następującego wersetu:
Zmęczyłem się krzykiem i ochrypło mi gardło,
osłabły mi oczy od wypatrywania mego Boga. (Ps 69,4)
Jest końcówka roku szkolnego i akademickiego. Robi się coraz cieplej. Wypatrujemy całym ciałem wakacji. Wielu jest już potwornie zmęczonych. Zmęczonych pracą, nauką, stresem, innymi ludźmi. Wielu jest także zmęczonych krzykiem. Krzykiem rzucanym w stronę władzy, własnych dzieci, czasem może i współmałżonka. A już chyba najbardziej męczącym jest narzekanie - pospolita forma krzyku.
Ciekawe jednak, co pomyślałby sobie o nas autor słów „Zmęczyłem się krzykiem, wypatrując mego Boga”? Jak zinterpretowałby postęp ludzkości, w której po dwóch i pół tysiącach lat trudno znaleźć taki rodzaj zmęczenie, o którym mówi psalmista? Jaką radę dałby tym, których oczy słabną nie od wypatrywania Boga, ale chociażby od ślęczenia przed ekranem?
Mnie osobiście, jako chrześcijaninowi, księdzu i bibliście, jest okrutnie wstyd, że nieraz byłem zmęczony, jeszcze częściej o tym zmęczeniu mówiłem, ale nigdy nie zmęczyłem się od wołania Boga. Nie dlatego, że modlitwa i szukanie Boga jest dla mnie przyjemne, ale dlatego, że w ludzkiej głupocie wydaje mi się, że jest wiele innych spraw, dla których warto bardziej zamęczać siebie i innych.
[post_title] => Zmęczyłem się krzykiem [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1442-zmeczylem-sie-krzykiem [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:37:05 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:37:05 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1442-zmeczylem-sie-krzykiem/ [menu_order] => 3164 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [11] => WP_Post Object ( [ID] => 5282 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:35:31 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:35:31 [post_content] =>EksHom VI 2011
Coraz częściej słyszę o tym, że Kościół jest marginalizowany, że z przestrzeni publicznej ktoś pragnie wyrzucić chrześcijan, że znaki naszej wiary chce się zamknąć najlepiej po domach. Choćby i wczoraj na portalu wiara.pl mogliśmy przeczytać, że przed wrześniową pielgrzymką papieża do Niemiec, biskup Gerhard Ludwig Müller, miał się wypowiedzieć: „Papież przybędzie jako znak sprzeciwu przeciwko agresywnemu ateizmowi, który chce wykluczyć chrześcijaństwo z życia publicznego”.
Nie chcę podważać tez o marginalizacji. Zastanawiam się tylko nad drugą stroną medalu.
Przez dwa miesiące pobytu w Bonn nie spotkałam na ulicy ani jednego księdza pod koloratką. Nikt nie zabrania im noszenia publicznie oznak religijnych. W Krakowie nie jest dużo lepiej. Strój duchowny spotkać można w kościołach, szkołach, w Kurii i w Seminarium, czyli w takich miejscach, gdzie i tak wszyscy wiedzą, że ten ksiądz to ksiądz. Ale żeby znaleźć koloratkę w Supermarkecie albo w restauracji, to już trzeba chyba obcokrajowca. Nawet Planty ostatnio jakoś siłą wiosennej energii przesuwają kapłański dowód osobisty jak najgłębiej w koszulę.
W Warszawie odbył się ostatnio Marsz dla Życia i Rodziny. Mówią, że było z 20 tys. uczestników. Nawet jeśli to prawda, to i tak przyszło mniej niż na mecz Polska-Francja. Nikt nikomu nie zabraniał publicznej manifestacji swoich poglądów.
23 czerwca będzie Boże Ciało. Tysiące ulic polskich będą pilnowane przez tysiące policjantów, żeby Pan Jezus zagrody nasze widzieć mógł bezpiecznie i godnie. Każdy może wziąć w niej udział. Państwo nie zabrania. Nawet pomaga. Unia nie przeszkadza.
Jest Lednica, Drogi Krzyżowe ulicami miasta i Piesze Pielgrzymki. Radio Maryja ciągle gra. Telewizja Trwam emituje obraz. Gość niedzielny jest gość i prawie wszystkie dzieci w Polsce przez 12 lat, 2 godziny w tygodniu słuchają o Panu Bogu. No i naprawdę nikt nikomu nie broni modlić się przed i po jedzeniu nawet na weselu.
To, że są tacy , którzy chcą nas prześladować, to żadne odkrycie, bo i Chrystus został zabity. Ale może trzeba sobie wreszcie szczerze powiedzieć, że tak jak my sami siebie wyrzucamy z przestrzeni publicznej, to chyba nawet diabeł na to by się nie odważył. Z szacunku do Boga.
[post_title] => Kto tu kogo właściwie wyrzuca? [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1441-kto-tu-kogo-wlasciwie-wyrzuca [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:35:31 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:35:31 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1441-kto-tu-kogo-wlasciwie-wyrzuca/ [menu_order] => 3165 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [12] => WP_Post Object ( [ID] => 5281 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:34:17 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:34:17 [post_content] =>EksHom VI 2011
W ubiegłą sobotę, 28 maja, Katedra Wawelska miała radość zobaczyć 23 nowych księży. Mimo iż uczestniczyłem w święceniach kapłańskich nie pierwszy raz, to jednak w tym roku uderzyło mnie jak nigdy słowo: ”cześć”. Otóż jedno z pytań, które biskup zadaje kandydatom do święceń brzmi: „Czy przyrzekasz mnie i moim następcom cześć i posłuszeństwo?” Kandydaci odpowiadają: „Przyrzekam”.
Bardzo często w kapłańskich rozmowach mówi się o posłuszeństwie, zwłaszcza, jeśli w grę wchodzą sprawy administracyjne czy doktrynalne. Lada dzień spodziewamy się w naszej diecezji kapłańskich przenosin i niejeden ksiądz otrzymując skierowanie do parafii, której nie zna, albo o której słyszał za dużo, stanie przed realnym wyzwaniem wobec posłuszeństwa biskupowi.
Całkiem chyba jednak sprawą zapomnianą jest sprawa czci, którą się przecież biskupowi przyrzekło. W tekście łacińskim użyte jest słowo „reverentia”. Włosi tłumaczą je jako „rispetto”, Anglicy i Francuzi „respect”, Niemcy „Ehrfurcht”. We wszystkich tych słowach chodzi generalnie o głęboki szacunek, poważanie, poszanowanie i cześć.
Nie zapomnę pewnej dyskusji na temat biskupa jednej z polskich diecezji. Po jakiejś jego gafie zaczęliśmy trochę nabijać się z kolegi, który pochodził z diecezji owego biskupa. Wtedy ten ksiądz, którego zresztą nie można posądzić o bezkrytyczne lizusostwo skierowane na bliżej niezidentyfikowaną realizację swoich marzeń, powiedział tak: „Nie życzę sobie, żeby mówiono źle o moim biskupie. To jest przecież mój ojciec”.
Zabrzmiało to patetycznie, ale fakt faktem, że pojęcie ojcostwa niesamowicie pomaga w zachowaniu poszanowania. Bo chociaż może wielu z nas miało ojca alkoholika, chociaż może ojciec ten nie do końca był wzorem troski o czystość języka polskiego, chociaż można by udowodnić mu zaściankowość czy Bóg wie co jeszcze, to jednak każdy porządny syn ma szacunek wobec ojca. I nie będzie łaził po sąsiadach, żeby wygadywać, jaki to jego ojciec jest niedobry.
Owszem, znajdą się głosy, które powiedzą, że na szacunek trzeba zasłużyć. Ale żaden tekst święceń tego nie mówi. I właśnie tym różni się szacunek wobec biskupa czy ojca, że on nie jest uwarunkowany tylko nakazany. Co więcej, o ile człowiek nie wybiera rodzonego ojca, to przecież nikt nie zmuszał nikogo do składania przyrzeczenia czci własnemu biskupowi.
[post_title] => Reverentia [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1440-reverentia [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:34:17 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:34:17 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1440-reverentia/ [menu_order] => 3166 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [13] => WP_Post Object ( [ID] => 5280 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:33:24 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:33:24 [post_content] =>
EksHom V 2011
23 maja Biskupi Krakowscy wydali oświadczenie w sprawie działalności ks. Piotra Natanka. Został on nie tylko pozbawiony misji kanonicznej do nauczania w Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie, ale również cała jego działalność nie otrzymała kościelnej aprobaty. O szczegółach można doczytać na diecezjalnej stronie. Chociaż oświadczenie to nie różni się zasadniczo od Komunikatu wydanego 2 marca 2010 roku, może warto wyjaśnić parę spraw.
Po pierwsze głos Biskupów jest wyraźnym ostrzeżeniem dla ludzi, którzy budują swoją wiarę w środowisku Ks. Piotra. Wiara i postawa wielu z nich może być przykładem dla niejednego chrześcijanina. Tego oświadczenie nie neguje. Ale wzywa do czujności. W życiu duchowym to, że wydaję mi się, iż idę we właściwym kierunku a nawet nie idę sam i na dodatek są pozytywne owoce, nie jest jeszcze ostatecznym argumentem. Nawet szatan może podawać się za anioła światłości (por. 2 Kor 11,14). Można to porównać do ostrzeżenia o podłożonej bombie w budynku szkolnym. Jeśli jest komunikat o zagrożeniu, to się na teren szkoły nie wchodzi. I koniec. Bo inaczej albo straci się życie albo skomplikuje robotę saperom.
Po drugie, oświadczenie to jest wezwaniem do jak najbardziej rzetelnej analizy tego, co się wokół ks. Natanka dzieje. Powinno być ono impulsem dla teologów, żeby jak najsolidniej przeanalizowali nauczanie ks. Piotra. Po dokonanej analizie, muszą oni przedstawić konkretne argumenty teologiczne na konkretne treści głoszone przez ks. Piotra. W przeciwnym razie powstanie niesamowite zamieszanie wśród wiernych, którzy jeśli już usłyszeli, że na terenie szkoły jest bomba, to mają prawo dowiedzieć się z czasem albo, gdzie ta bomba leżała, albo że ostrzeżenie to było potrzebnym, ale na szczęście fałszywym alarmem. Już od dawna Polska czeka na teologiczne uzasadnienie dlaczego Maryja może być Królową Polski a Jezus nie może.
Po trzecie w sytuacji zagrożenia najbardziej pomocną cnotą jest posłuszeństwo. Tak jest w czasie każdej wojny, stanu alarmowego czy klęsk żywiołowych. Mówiąc prościej, my ofiarujemy saperom całkowitą subordynację w zamian za to, że oni ofiaruję nam całkowite poświęcenie się w wyjaśnieniu sprawy. Jeśli ks. Piotr, jego ludzie i wszyscy wierni nie okażą posłuszeństwa Kościołowi, to skomplikują sytuację i tak wystarczająco niepokojącą. I nie mogą uwarunkowywać swojego posłuszeństwa rzetelną analizą ze strony Kościoła. Bo najpierw jest posłuszeństwo a potem analiza. Przecież nie można powiedzieć: wyjdziemy ze szkoły pod warunkiem, że udowodnicie, że bomba rzeczywiście tu jest.
Po czwarte trzeba otoczyć ks. Piotra i jego ludzi jak najbardziej chrześcijańską opieką. Kiedy dzieci wyprowadza się ze szkoły, bo jest alarm, trzeba im zapewnić ochronę, bo naprawdę może stać się coś złego. Są koledzy z roku i są przyjaciele. Jest modlitwa i post. Jest możliwość ofiarowania cierpienia za kogoś. Opinia Kościoła nigdy nie jest wyrokiem skazującym na karę, ale diagnozą, która ma wyzwolić wszystkie znane i sprawdzone metody przywracania ludzi Bogu i Kościołowi. Dlatego byłoby najgorszą reakcją, gdybyśmy teraz, my kapłani czy wierni świeccy, podzielili się na tych co są za i na tych co przeciw. Wszyscy powinniśmy zrobić coś dla uratowania ludzi a nie poprzestać na gapieniu się na sytuację. Bo nam Bóg wypomni kiedyś, że się nam nie chciało nawet „Ojcze nasz” odmówić za człowieka, który tyle lat składał Przenajświętszą Ofiarę.
[post_title] => Bomba we Kościele [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1439-bomba-we-kosciele [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:33:24 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:33:24 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1439-bomba-we-kosciele/ [menu_order] => 3167 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [14] => WP_Post Object ( [ID] => 5279 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:31:34 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:31:34 [post_content] =>EksHom V 2011
Zaskoczył mnie ten news niesamowicie. Tydzień temu Konferencja Episkopatu Anglii i Walii wydała dokument, w którym ogłasza powrót do wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych. Od 16 września tego roku, czyli w pierwszą rocznicę wizyty papieża Benedykta XVI na Wyspie, katolicy znajdujący się na terenie Anglii i Walii (ale nie Szkocji) nie będą mogli spożywać mięsa w każdy piątek.
Pozwolę sobie na trzy zachwyty i cztery komentarze otwarte.
Piękne jest to, że Konferencja pomyślała także o wegetarianach. Zarówno oni jak i ci wszyscy, którzy nie jedzą mięsa z różnych względów, mają powstrzymać się od spożywania w piątek pokarmu przez siebie wybranego.
Piękne jest również to, że postawiono na konkret. W świecie gdzie sprawy są bardziej zamydlane niż samo mydło, taki akt wydaje się niesamowitym punktem odniesienia.
Uderzające jest również to, że decyzję tę podejmuje Episkopat Anglii i Walii, krajów, w których zdaje się dominować agnostycyzm i ateizm, a nieustanna styczność z Kościołem Anglikańskim i jego nowatorskimi pomysłami zdawałyby się przeczyć sensowi powrotu do tradycji. Jeśli wpisać w to choćby i nową konstytucję Węgier, to rodzi się nadzieja, że przyszłość niekoniecznie musi należeć do tych, którzy walczą z Bogiem i chrześcijańskimi wartościami. Po latach rewolucji seksualnej i zachwytu nad możliwością robienia co się chce, znów do głosu dochodzi jakiś ludzki rozsądek, który nie chce wolności bez ograniczeń.
Z drugiej strony zastanawia mnie jeden z argumentów: chodzi o to, żeby katolicy mieli zewnętrzny znak, który odróżniałby ich od innych. Przecież tych znaków to my już mamy naprawdę wystarczająco. Trzeba tylko nie chować je do lamusa. Niedzielna Msza św., nie używanie antykoncepcji, nie udzielanie rozwodów, zamieszkanie dopiero po ślubie i wiele innych drobniejszych przykazań jest okazją do bycia świadkiem swojej wiary.
Trochę też widzę naciąganą argumentację a tym punkcie, w którym mówi się o tym, żeby być jedno z powszechną praktyką Kościoła. Ale w takim razie dlaczego ta sama Konferencja wydała w 1984 roku dokument, w którym od tej tradycji odchodziła? Poza tym, przecież większość krajów katolickich Europy zamieniła wstrzemięźliwość od mięsa na czyny miłosierdzia.
Stawiam także pytanie o przeciętnego katolika. Nie wiem na ile inicjatywa ta była oddolna, ale nie za bardzo sobie wyobrażam, że teraz wszyscy będą przychodzić do spowiedzi i wyznawać, że w piątek nie jedli mięsa. Może być ten sam problem co w Polsce z zabawami w piątek. Zanim ustanawia się przykazanie kościelne trzeba solidnie pomyśleć o wszystkich konsekwencjach, bo można nieźle namieszać ludziom w sumieniach albo niechcąco przyczynić się do lekceważenia prawa
Najbardziej jednak martwi mnie fakt, że angielski powrót do wstrzemięźliwości mięsnej może być znakiem kapitulacji Nowego Testamentu przed Starym. W Kościele wielu uważało, że mięso trzeba zastąpić uczynkami miłosierdzia, być bardziej dla drugiego, pamiętać o potrzebujących zwłaszcza w piątek. Ale widząc, że taka zmiana prawa nic nie pomogła i nikt w piątek nikomu szczególnie nie pomagał, zarządza się powrót do wstrzemięźliwości mięsnej. Zamiast myśleć o drugich i główkować się, co by tu dla innych zrobić, o wiele prościej jest po prostu nie jeść mięsa i czuć się już dobrym katolikiem.
Osobiście ucieszyłem się z decyzji Episkopatu Anglii i Walii. Ale to wcale nie jest dowód na to, że jestem człowiekiem Nowego Przymierza.
[post_title] => Anglia wraca do postu [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1438-anglia-wraca-do-postu [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:31:34 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:31:34 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1438-anglia-wraca-do-postu/ [menu_order] => 3168 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [15] => WP_Post Object ( [ID] => 5278 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:29:58 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:29:58 [post_content] =>EksHom V 2011
Kraków. Kościół św. Krzyża. 12 maja. W ramach Festiwalu Nauki znalazła się godzina, by właśnie w tym miejscu podyskutować o krzyżu. To, że można o nim dyskutować i całymi tygodniami, wiemy dobrze z najnowszej historii. I to, że cudów nie odkryjemy, też raczej wiadomo. Może warto jednak przypomnieć rzecz najoczywistszą - chrześcijanie nigdy nie czcili krzyża.
Na Golgocie owego Wielkiego Piątku zostało ukrzyżowanych trzech mężczyzn. Wszystkie krzyże były identyczne. Krzyż złego łotra, krzyż dobrego i krzyż Jezusa. To jednak nie krzyż był narzędziem zbawienia. Gdyby tak było, to wtedy wszyscy trzej ukrzyżowani albo by razem zmartwychwstali albo znaleźli się tego samego dnia w raju.
Biblia wspomina o krzyżu 27 razy, tylko w Nowym Testamencie i poza wzmianką o ukrzyżowaniu dwóch łotrów, zawsze odnosi krzyż do Jezusa. Nawet kiedy czytamy słowa Pana: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. (Mt 16,24),to nie trudno zauważyć, że o krzyżu można cokolwiek mówić tylko wtedy kiedy idzie się za Chrystusem. Nie ma żadnej wzmianki w Biblii na temat czczenie czy szacunku krzyża, który by nie był krzyżem Chrystusa.Dlatego to św. Paweł powie: Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata. (Ga 6,14).
W roku 326 Flavia Iulia Helena, cesarzowa rzymska i matka Konstantego przybywa do Jerozolimy. Jej wielkim pragnieniem było odnaleźć krzyż Chrystusa. Trzeba było zrobić wykopaliska, bo na miejscu ukrzyżowania stały już od dwóch wieków pogańskie monumenty. Znaleziono trzy krzyże. Jednak św. Helena nie była zainteresowana jakimkolwiek krzyżem. Szukała krzyża Chrystusa. Zaniesiono zatem wszystkie trzy odnalezione krzyże do chorej osoby. Ta została uzdrowienia przez dotknięcie tylko jednego z trzech krzyży. Świadkowie nie mieli wątpliwości. Właśnie ten był krzyżem Chrystusa. Pozostałe wyrzucono i nikt nie protestował, że nastąpiło bezczeszczenie krzyży.
Chrześcijanie nie czczą krzyża. Chrześcijanie nie czczą nawet krzyża z Golgoty. Chrześcijanie pochylają głowę tylko przed tym krzyżem, który jest krzyżem Chrystusa.
Sprawa niby prosta, ale szalenie ważna, bo może okazać się, że krzyż który nosimy na piersi, mamy zawieszony w domu, czy przybijamy w przestrzeni publicznej nie jest krzyżem Chrystusa, które na niesprawiedliwe cierpienie reaguje przebaczeniem, który poświadcza, że Bóg jest z tymi, których nawet Bóg opuścił, ale jest krzyżem łotrów, którzy od Boga żądają znaku i urągają Bogu i światu za to, że nie jest tak, jakby sami chcieli.
[post_title] => Chrześcijanie nigdy nie czcili krzyża [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1437-chrzescijanie-nigdy-nie-czcili-krzyza [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:29:58 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:29:58 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1437-chrzescijanie-nigdy-nie-czcili-krzyza/ [menu_order] => 3169 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [16] => WP_Post Object ( [ID] => 5277 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:27:17 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:27:17 [post_content] =>EksHom V 2011
No i już po wszystkim.
Ziemia się kręci w tym samym kierunku. Wisła płynie do Bałtyku. 214 jeździ ciągle na Ruczaj. Tylko dzień się wydłużył. Ale ponoć tak jest co roku. Nawet w niebie nie przybyło nikogo. Bo przecież On tam już był od 2 kwietnia i to nie zeszłego. Błogosławiony.
A jednak…
Dziękuję Bogu za łzę, której nie brakło na placu św. Piotra. Która wiedziała, kiedy spłynąć najszczerzej. Która genialną intuicją ciała odbierała najbardziej przenikliwe momenty Liturgii Beatyfikacyjnej. Która była widzialnym znakiem niewidzialnego daru.
Dziękuję Bogu za dumę - najbardziej nielogiczne uczucie. Dumę z Polaka, Polski i Polaków. Dumę wiary, wspólnoty i Kościoła. To bliżej nieokreślone poczucie swojej wartości z powodu nie swoich zasług. Ten papierek lakmusowy więzi międzyludzkiej.
Dziękuję Bogu za pakiet bonusów – tańszy bilet do Rzymu, noclegi w centrum, modlitwę przed trumną, udzielanie Komunii, niezamierzone spotkania dobrych dusz.
Dziękuję Bogu za rosnące sacrum. Zakaz aplauzów i pochowane flagi. Chwilę ciszy po kazaniu. Przyjmujących Ciało Chrystusa od Jego Namiestnika tylko na klęczniku. Komunię dla ludzi udzielaną do ust.
Dziękuję Bogu za realizm. Bo niektórzy nie dostali się na Plac ani na Via della Conciliazione. Bo znów była mowa o dantejskich scenach w kontekście barierek. Bo nawet zasłużony moderator Ruchu został oszukany przez ludzi Kościoła. A na moście Vittorio Emanuele rozdawano ulotki wątpliwych intencji.
No ale już po wszystkim. Już po Beatyfikacji.
Księżyc znowu będzie czasem w pełni a czasem w nowiu. W Zawichoście dalej będą mierzyć poziom wody na Wiśle a z Mariackiej wieży trąbka hejnalisty zagra kartkę z historii.
Nie wiem, czy coś się zmieni. Wiem, że coś już się zmieniło. Gdyby nie Błogosławiony Jan Paweł II, ostatnie dni byłyby inne. Dlatego modlę się do niego, by i w przyszłości był tym dla mnie i dla innych, kim był do tej pory – Błogosławieństwem.
[post_title] => Komentarz pobeatyfikacyjny [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1436-komentarz-pobeatyfikacyjny [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:27:17 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:27:17 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1436-komentarz-pobeatyfikacyjny/ [menu_order] => 3170 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [17] => WP_Post Object ( [ID] => 5276 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:25:49 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:25:49 [post_content] =>EksHom IV 2011
Nie ma piękniejszych dni w roku od tych, które tworzą Triduum Paschalne. Moc i głębię najważniejszych godzin można doświadczyć dzięki niepowtarzalnej Liturgii. Zaskakujące jest jednak to, jak nazwy poszczególnych dni Triduum Sacrum ukazują wieloaspektowość Paschy.
I tak nazwa „Wielki Czwartek” istnieje w języku polskim, chorwacki, węgierskim. „Święty Czwartek” mówią Włosi, Francuzi, Hiszpanie. Jęz. niemiecki, czeski, słowacki używa nazwy „Zielony Czwartek”, powstałej najprawdopodobniej pod wpływem Łk 23,31, gdzie Jezus nazywany jest zielonym drzewem. Inni wywodzą tę nazwę od zielonych szat, których kiedyś w tym dniu używano w Liturgii, albo od zielonych ziół i warzyw, które spożywano w tym dniu. W jęz. angielskim mówi się „Maundy Thursday”, to jest „Czwartek przykazania” i tłumaczy się tym, że średniowieczna angielszczyzna zapożyczyła to słowo od łacińskiego „mandatum”, słowa, którym rozpoczyna Jezus zdanie z J 13,34: „Mandatum novum do vobis” – „Przykazanie nowe daję Wam, abyście się wzajemnie miłowali”. Byłby to zatem dzień nowego przykazania Miłości. Dodatkową wymowę nadaje fakt, iż antyfonę „Mandatum” śpiewano podczas umycia nóg. Niektórzy jednak szukają źródeł tej nazwy w koszach „maundsor”, w których król miałby rozdawać tego dnia jałmużnę niektórym ubogim przy Whitehall w Londynie. Ponadto w jęz. holenderskim mówi się „Biały Czwartek”, w portugalskim istnieje także nazwa „Czwartek Odpustów”. Łacina podaje „Dies Cenae Domini” - „Dzień Wieczerzy Pańskiej”.
Piątek jest „Wielki” dla Polaków, Chorwatów, Słowaków, Węgrów, Maltańczyków. „Święty Piątek” mówią Włosi, Francuzi, Hiszpanie. Szwedzi i Finowie mówią „Długi Piątek”, Anglicy i Holendrzy „Dobry Piątek”, Portugalczycy „Piątek Męki” a Niemcy „Piątek Lamentacji”, bo raczej tak należy rozumieć termin „Karfreitag”, wywodząc je od staroniemieckiego „kara” – lamentacja, żałoba, żal. Jęz. łaciński nazywa ten dzień „Dies Passionis Domini” - „Dzień Męki Pańskiej”.
Nazwa „Wielka Sobota” używana jest w jęz. polskim, węgierskim, suahili. Jęz. włoski, angielski, francuski, japoński mówi „Święta Sobota”. Tak samo łacina: „Sabbatum Sanctum”. Czesi i Słowacy nazywają ten dzień „Biała Sobota”. W holenderskim mamy „Sobotę Ciszy”, w portugalskim „Sobotę Alleluja”, w szwedzkim „Wigilię Paschy”. Latynoamerykanie mówią także „Sobota Chwały”. Niemcy, tak jak w przypadku Wielkiego Piątku, mówią o Karsamstag – „Sobocie Lametancji”.
Niech to wystarczy, by dotknąć bogactwa najmocniejszych dni w roku. By je pozyskać, trzeba się zanurzyć już nie w nazwy, ale w samą rzeczywistość.
[post_title] => Bogactwo Triduum [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1435-bogactwo-triduum [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:25:49 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:25:49 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1435-bogactwo-triduum/ [menu_order] => 3171 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [18] => WP_Post Object ( [ID] => 5275 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:24:20 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:24:20 [post_content] =>EksHom IV 2011
W ubiegłą środę zakończyły się rekolekcje dla krakowskich studentów u św. Anny.
Moja pierwsza myśl jest identyczna jak ta, którą nosiłem w sercu po rekolekcjach w Warszawie: Młodzież jest niesamowita. Nie chodzi tylko o te 500 osób, które przez 4 dni poświęcały za każdym razem 3 godziny swojego cennego czasu. Chodzi o oto, że mamy w ojczyźnie kilkadziesiąt tysięcy studentów, którzy rok w rok przychodzą na rekolekcje i dla których sprawa wiary jest po prostu ważna. Mówić, że w Polsce nie ma wierzącej młodzieży może tylko ślepy, albo ten, kto świadomie, dobrowolnie i w rzeczy ważnej mija się z prawdą. Nawet gdyby na kuli ziemskiej istniała tylko Kolegiata św. Anny, to i tak jesteśmy w lepszej sytuacji demograficznej niż rodzący się w Wieczerniku Kościół.
Druga myśl przekonuje mnie coraz bardziej: samo słowo nie wystarczy. Nie wystarczy kazanie ani konferencja. Owszem, zawsze można i trzeba pracować nad jakością tego, co się mówi, ale dopiero kiedy słowo połączone jest z Eucharystią, z nabożeństwem, z modlitwą, śpiewem, ciszą, kiedy prawda chce dotrzeć do człowieka nie tylko na poziomie intelektu, ale także na poziomie uczuć i woli, wtedy człowiek zanurza się pełniej w tajemnicę Ewangelii.
Pozwolę sobie na zacytowanie komentarza jednej z uczestniczki rekolekcji:
„Samo wysłuchanie konferencji w Internecie nie wystarcza, bo to wypacza prawdę, ponieważ nie samo słowo, ale również atmosfera w Kościele, potrzeba rezygnacji z czegoś innego, żeby przyjść i posłuchać nadaje sens temu wydarzeniu. Nie mówiąc już o Eucharystii, no ale do tego trzeba być osobą wierzącą, a do słuchania konferencji w Internecie nie”.
Coś w tym jest…
Może tu jest odpowiedź, dlaczego ludzie nie za często wracają do słów Jana Pawła II. One bowiem działały ogromnie nie tyle same w sobie, ale razem z całą „otoczką”, na którą składało się spotkanie z Papieżem, wspólna Msza, przemierzone kilometry, godziny czuwania i doświadczenie bycia razem.
Ta refleksja oczywiście nie jest walką z rozpowszechnianymi coraz częściej konferencjami i kazaniami w Internecie. Jest tylko podzieleniem się spostrzeżeniem, że nie samym słowem żyje człowiek albo mówiąc prościej, że ryba zjedzona w domu nie jest równa tej zjedzonej w wakacje nad morzem.
[post_title] => Nie samym słowem żyje człowiek [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1434-nie-samym-slowem-zyje-czlowiek [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:24:20 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:24:20 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1434-nie-samym-slowem-zyje-czlowiek/ [menu_order] => 3172 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [19] => WP_Post Object ( [ID] => 5274 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:22:29 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:22:29 [post_content] =>EksHom IV 2011
Szczerze się przyznaję, że mnie to irytuje.
W ubiegłą środę ustępujący premier Portugalii poprosił Unię Europejską o pomoc. Analitycy mówią, że chodzi o kwotę rzędu 80 mld euro. Już od wielu miesięcy można się było tego spodziewać. Ponadto przypadki Grecji czy Irlandii powinny dać do myślenia. Ale najbardziej irytujące jest to, jak do tego doszło.
Premier chciał uniknąć obecnej sytuacji i wprowadzić pakiet oszczędnościowy. Reakcja była natychmiastowa. Nie! Naród się nie zgadza. Przedstawił plan dodatkowych cięć, które by doprowadziły do poprawy budżetu. Nie! Tego nie wolno ruszać. No i mamy co mamy. Normalnie jak małe dzieci…
A gdzie tu honor?
Coraz częściej spotykam na Plantach dorosłych mężczyzn. Czasem i kobiety. Nie są pijani. Podchodzą najzwyczajniej w świecie i bez ceregieli proszą o pieniądze. Nie rodzinę. Nie znajomych. Nie możliwość zarobienia. Po prostu gotowe - na ręce.
A gdzie tu honor?
Paręnaście lat temu w jednej z podhalańskich parafii proboszczem został ksiądz, który jeździł maluchem. Ludzie myśleli, że zmieni na lepsze. Że może w Krakowie było mu biedniej, więc nie mógł sobie wcześniej kupić coś lepszego. Kiedy prawie po roku proboszcz dalej jeździł tym samym Fiatem 126p, podszedł jeden z parafian i zagadnął księdza: „Księże Proboszczu, niechże sobie ksiądz kupi lepsze auto, bo nam wstyd przynosi. Co sobie pomyślą ludzie z innych wiosek? Że my są dziady, bo u nas to nawet proboszcz nie może się dorobić”.
Mówią o Tischnerze, że jednej soboty miał przed południem konferencję w Warszawie a po południu udzielić ślubu w Łopusznej. Żeby zdążyć, zamówił helikopter. Na weselu ktoś mu przygadał: „Jegomościu, nie szkoda było pieniędzy?” A Profesor na to: „Honor kosztuje czasem dużo pieniędzy, ale jak kto ma honor to pieniędzy nie liczy”.
Nigdy na Podhalu nie spotkałem człowieka proszącego obcych o kasę. Góral prędzej się powiesi niż poprosi o pomoc.
Oczywiście to nie jest zachęta do szukania drzew. Raczej do szukania wymierającego honoru.
[post_title] => Góralski honor [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1433-goralski-honor [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:22:29 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:22:29 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1433-goralski-honor/ [menu_order] => 3173 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [20] => WP_Post Object ( [ID] => 5273 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:21:13 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:21:13 [post_content] =>EksHom III 2011
Proszę mnie nie zrozumieć źle. Ja się tylko pytam. Pytam o sens wprost proporcjonalnego związku władzy z wiekiem w Kościele.
Najpierw pięć światełek:
W ubiegłą niedzielę były wybory. Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek uzyskał 87% głosów poparcia. Ma 47 lat. Kiedy został prezydentem Gdyni po raz pierwszy miał lat 35. Rozpocznie tym samym czwartą kadencję z niesamowitym poparciem tych, którzy widzą jak pracuje.
W ubiegłe wakacje zadał mi pytanie parafianin z Louth, emerytowany kierownik banku: „Proszę księdza, czy papież i biskupi mają jakąś specjalną łaskę do znoszenia trudów pracy? Bo widzę po sobie, że mając 70 lat pracuję dużo mniej wydajniej niż 10 lat temu. Chociaż tylko służę radą, to zauważam, że już nie mam sił ogarnąć wielu spraw”.
Trzy lata temu spędziłem dwa miesiące w Nowym Jorku w parafii amerykańsko-włoskiej. Proboszcz miał dobrze ponad czterdziestkę. Obydwaj wikarzy byli starsi. Jeden miał 64 lata. Był bardzo zadowolony, że nie musi zajmować się administracją parafii.
Dobrych kilka lat temu znajomy proboszcz opowiadał, że nie mogą w domu rodzinnym założyć centralnego ogrzewania, bo jego tata nie widzi w tym najmniejszego sensu. 70 lat grzali się przy piecu, to po co teraz to zmieniać? I pamiętam dosyć ciekawą uwagę owego proboszcza. Otóż mówił, że o ile jeszcze jego tata cokolwiek zmieniał w domu mając sześćdziesiąt parę lat, to już teraz nie ma mowy o jakichkolwiek zmianach.
Barak Obama ma 49 lat a Stany Zjednoczone 300 mln mieszkańców.
Refleksja jest tylko jedna chociaż pytań kilka:
Czy wprost proporcjonalny związek władzy z wiekiem w Kościele nie jest tradycją do przemyślenia?
Czy trzymanie się zasady, iż proboszcz musi być starszy od wikariusza jest rzeczywistym gwarantem najlepszego rozwoju parafii?
Czy fakt, iż największe wpływy na władzę w Kościele mają nieomal najstarsi, jest wynikiem prawdziwej troski o Kościół?
O co właściwie nam chodzi, kiedy nawet nie zadajemy sobie pytania, czy Kościołem powinni kierować ci, którzy potrafiliby mu służyć na tym miejscu najlepiej?
Ja się tylko pytam. Proszę mnie nie zrozumieć źle. I nie sugeruję, by Kościołem kierowali młodzi.
Zastanawia mnie tylko Jezus, który potrafił odejść mając zaledwie 33 lata….
[post_title] => Ja tylko pytam… [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1432-ja-tylko-pytam [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:21:13 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:21:13 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1432-ja-tylko-pytam/ [menu_order] => 3174 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [21] => WP_Post Object ( [ID] => 5272 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:19:38 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:19:38 [post_content] =>EksHom III 2011
Uwielbiam ten temat: rozdział Kościoła od państwa. I chyba nie tylko ja, bo dosyć często pojawia się on ostatnio w mediach. I co ciekawsze, nikt nie zastanawia się nawet, co to jest Kościół i co to jest państwo. Już nie mówiąc o znaczeniu rzeczownika „rozdział”. Dlatego można o tym rozmawiać bez końca. Więc i ja wrzucę parę słów.
W zeszłą sobotę odbył się Kongres Palikota. Wśród wielu haseł gwarantował rozdział Kościoła od państwa obiecując koniec z pieniędzmi dla Kościoła. Ponadto domagał się także zmiany ustaw o aborcji, in vitro, wprowadzenia edukacji seksualnej do szkół i bezpłatnej antykoncepcji.
Na tym samym spotkaniu było obecna prof. Środa. Podkreślam profesor! I Pani Profesor powiedziała, że Polska wciąż nie jest państwem nowoczesnym, gdzie „religia jak seks jest sprawą prywatną, a nie państwową”.
Naprawdę nie widzę tu logiki.
Jeśli religia jest jak seks, czyli sprawą prywatną, to dlaczego państwo ma wydawać publiczne pieniądze na bezpłatną antykoncepcję i edukację seksualną w szkołach!
Logika, którą dostrzegam w braku logiki wydaje mi się następująca: wycofać religię ze szkół a Kościół zepchnąć do sfery czysto prywatnej. Na to miejsce wprowadzić seks. Uczyć o nim, tak jak wcześniej uczyło się o religii i dokładać z publicznych pieniędzy na sprawy związane z seksem, tak jak teraz daje się publiczne pieniądze na sprawy związane z Kościołem.
Po pierwsze przykro mi, że ktoś kto jest profesorem nie jest logiczny. Nie jest to odosobniony przykład, ale wstyd jest. Przynajmniej dla świata nauki. Bo jakoś nie wierzę, że w sobotnim Kongresie Palikota chodziło wszystkim o to, by udowodnić, iż religia i seks jest sprawą prywatną a tym samym rozdzielać obie strefy totalnie od państwa.
Po drugie problem leży w tym, że ani seksu ani Kościoła od państwa nie da się całkowicie rozdzielić, a przynajmniej od tego państwa, w którym jeszcze większość należy do Kościoła i w którym może jeszcze większa większość ma ochotę na seks.
[post_title] => Seks zamiast religii [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1431-seks-zamiast-religii [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:19:38 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:19:38 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1431-seks-zamiast-religii/ [menu_order] => 3175 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [22] => WP_Post Object ( [ID] => 5271 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:16:23 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:16:23 [post_content] =>EksHom III 2011
Ks. Edward Staniek, były rektor Krakowskiego Seminarium, podał kiedyś bardzo ciekawą wskazówkę: Jeśli znajdziecie się w nowej parafii albo w jakimś nowym miejscu, zapiszcie to, co uderzyło was na początku, co was niepokoi i co chcielibyście zmienić. Bo najprawdopodobniej po paru miesiącach już tego nie będziecie zauważać i zmarnujecie łaskę nowego spojrzenia, spojrzenia którym Pan Bóg czasem się posługuje, żeby coś zmienić.
Półtora roku temu wróciłem do Polski po ośmioletniej emigracji. Wiele spraw uderzyło mnie innością i nie wszystkie były łatwe. Powoli przyzwyczajam się do klimatu nad Wisłą. Zanim jednak pójdą do lamusa moje pierwsze wrażenia, chciałbym zapisać dekalog tych, które zabolały najbardziej.
1. Sposób traktowania ludzi – jeśli jesteś dla kogoś ważny czy potrzebny, to ci kadzą na każdym kroku, jak nie, to aż dziw bierze, jaką oni wyznają antropologię.
2. Mierność pastoralno-naukowa – robi się naprawdę bardzo dużo i organizuje jeszcze więcej, ale jakość jest konsekwentnie utrzymywana na generalnie niskim poziomie.
3. Przerost emocji nad argumentami – bardzo ciężko trafić na merytoryczną dyskusję zarówno o nauce jak i o Kościele. Dyskusje najczęściej ograniczają się do facebookowego „lubię / nie lubię”.
4. Priorytet kolegów nad prawdą – kiedy zaczyna się wypowiadać jakąkolwiek opinie, najczęstszą reakcją jest: „A to jesteś za nimi? A to jednak jesteś przeciw niemu?” Panuje jakaś niemoc wzbicia się ponad stadiony.
5. Zjawisko konia cyrkowego – nie za bardzo wiadomo, o co w ogóle nam chodzi, dokąd zmierzamy i gdzie idziemy? Sprawy raczej kręcą się w koło doraźnych zapotrzebowań a o wyciąganiu konsekwencji jako sposobu na ulepszenie, nie wolno nawet po kątach myśleć.
6. Sympozyjny związek populizmu ze znajomościami - na sympozjach naukowych ciężko jest usłyszeć coś odkrywczego. Wynika to m.in. z faktu, że nie zaprasza się specjalistów od danego tematu tylko od danej dziedziny a kluczem do zaproszeń nie jest znajomość tematu tylko znajomość organizatora. Przykładowo referat o Księdze Wyjścia wygłasza ktoś, kto nigdy nie napisał na ten temat żadnego artykułu, mimo że jest w Polsce kilku specjalistów, których można by zaprosić na jego miejsce.
7. Zjawisko auto-autorytetów – ludzie, którzy kompletnie nie są znani w światowej nauce sprawiają wrażenie tak ważnych, jakby nawet Pan Bóg wiedział, o czym pisali doktorat.
8. Nieumiejętność przedszkolaka – zdarza się, że ktoś coś zawali, albo się pomyli. Normalne. Jednak poza konfesjonałem szalenie ciężko usłyszeć słowo „przepraszam”.
9. Brak gospodarki zasobami ludzkimi – nie bierze się pod uwagę możliwości i zdolności ludzi. Zamiast długodystansowej i wszechstronnej polityki zasobami ludzkimi panuje potrzeba chwili.
10. Zabicie dechami – brak zainteresowania i otwarcia na inność. Nieraz wspominałem w rozmowach, że w czasie 8 lat studiów przebywałem czy pomagałem w ponad 20 parafiach czy placówkach duszpasterskich na terenie Włoch, Anglii, USA, Niemiec, Francji, Irlandii czy Izraela. Nikt, nigdy nie zapytał się „Jak oni tam pracują? Czego można od nich się nauczyć? Jak oni tam wykładają? Jak oni przekazują Ewangelię?”. Nikt nie wyraził najmniejszej chęci nauczenia się czegokolwiek od innych.
To tylko taki mały dekalog pierwszych wrażeń z powrotu do Polski. Do niektórych się przyzwyczajam a za inne się modlę, bym się z nimi nie pogodził do śmierci.
Wyprzedzając ewentualną krytykę mogę dodać, że Ojczyznę i Kościół kocham nad inne kraje i nad innych bogów, nie zamierzam się nigdzie przeprowadzać i nigdzie nie czuję się bardziej w domu jak tutaj. A na to, że miłość tego domu boli dziś mocniej niż przed wyjazdem, nic nie poradzę. Mam tylko nadzieję, że nie każdy mój ból jest oznaką mojej choroby.
[post_title] => Zanim zapomnę [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1430-zanim-zapomne [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:16:23 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:16:23 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1430-zanim-zapomne/ [menu_order] => 3176 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [23] => WP_Post Object ( [ID] => 5270 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:15:20 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:15:20 [post_content] =>EksHom III 2011
To nie będzie komentarz do tego, co zdarzyło się w tym tygodniu, ale raczej o tym, co zdarza się co tydzień. A zapewne i częściej. Chodzi o nieprofesjonalność profesorów.
Prof. J. Gross, jak doniosły media 8 lutego b.r., zmienił pod wpływem wywiadów liczbę z 100-200 tys. na kilkadziesiąt dotyczących liczby Żydów zamordowanych "przez sąsiadów i współobywateli na terenach rdzennie polskich".
Czyżby Profesor nie robił badań wcześniej? Przecież jest nie do pomyślenia, by Profesor podawał liczby bez badań.
Prof. M. Środa, 14 lutego b.r. napisała refleksję pod tytułem „Kardynał Dziwisz mianował się na nowe stanowisko”. Pani Profesor postawiła m.in. tezę, iż Kościół „wstrzymywał przez wieki” rozwój wiedzy medycznej.
Czy Pani Profesor nie zna definicji Kościoła? Równie dobrze mogła postawić tezę, że to Kościół rozwinął medycynę. Skąd taki osąd?
Prof. T. Bartoś w Newsweeku z 23 marca 2010 roku wydał bezprecedensowy wyrok „celibat jest nieludzki”.
Owszem nie powiedział, że jest charyzmatem dla zwierząt. To trzeba przyznać panu Profesorowi. Tylko dlaczego przy okazji nie napisał, że samotność jest nieludzka albo że nieludzka jest wierność małżeńska? A co z tymi, którzy się zrealizowali naprawdę? Czy Profesor może stawiać tezy bez badań? Czyż nie od tego są przysłowiowe przekupki na jarmarku?
Prof. H. Küng na łamach włoskiej „La Repubblica” palnął 5 marca 2010 roku zdanie, że obowiązek celibatu w Kościele jest główną przyczyną katastroficznego braku kapłanów oraz podstawowym powodem upadku opieki duszpasterskiej. Profesor Küng otrzymał 13 doktoratów honoris causa. Rok temu pozwoliłem sobie na rekolekcjach w Bazylice Mariackiej skomentować to tak:
W Anglii do kościołów katolickich chodzi co niedzielę ok 25% katolików. W tej samej Anglii do kościołów anglikańskich chodzi 2% anglikanów. Jeśli celibat jest powodem upadku opieki duszpasterskiej, to dlaczego Kościół nie kwitnie bardziej tam, gdzie są żonaci księża? Czy rzeczywiście wspólnoty protestanckie pękają w szwach a żonaci księża prawosławni pałają takim zapałem misyjnym, że nawet misie polarne opuszczają koło podbiegunowe, żeby ich posłuchać?
Jak może Profesor stawiać wnioski, jeśli nie robił żadnych badań? To tak jakby prezenter pogody powiedział dzisiaj w wiadomościach: „Jutro nie będzie słońca w Małopolsce, bo w Pcimiu na Gorzkich Żalach było tylko 250 osób”.
Oczywiście przykłady można mnożyć. I nawet takie, za które ten tekst nie opublikowano by nigdy… Nie o to jednak chodzi.
Marzeniem byłoby odbierać profesury tym, którzy nie są profesjonalni i doktoraty honoris causa tym, którym została tylko causa.
A już tak całkiem realnie, może by zacząć uczyć ludzi już od kołyski, że na świecie jest tylko jeden Profesor.
Nazywa się Argument.
[post_title] => Odebrać profesurę? [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1429-odebrac-profesure [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:15:20 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:15:20 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1429-odebrac-profesure/ [menu_order] => 3177 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [24] => WP_Post Object ( [ID] => 5269 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:13:37 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:13:37 [post_content] =>EksHom II 2011
Jeśli egzegeza biblijna oznacza najogólniej odczytywanie tekstu Pisma świętego, to eisegeza (od grec. „eis” - do ) oznacza wprowadzenie własnych idei w tekst Pisma. Mówiąc prościej, egzegeza chce wyciągnąć z Pisma o co Pismu chodzi, a eisegeza chce wcisnąć do Pisma coś czego tam nie ma.
Ariste Fumagalli napisał książkę Historie miłosne w Biblii. Rozdział o Józefie i Maryi zatytułował Tajemnica zrozumienia i sprawę tłumaczy mniej więcej tak.
Nigdzie w Ewangelii nie ma wzmianki o tym, żeby Józef i Maryja mówili ze sobą. Z tego wynika, że rozumieli się bez słów. A już z tego wyciągamy jasny i czytelny przykład, że w małżeństwie można rozumieć się bez słów i wzorem takiego rozumienia jest Maryja i Józef.
Pozwolę sobie jeszcze zacytować dosłownie:
„Józef i Maryja w sposób szczególny, a nawet, wydawałoby się, dziwny, przypominają, że milczenie jest przestrzenią, w której wzrasta wzajemne zrozumienie małżonków.”
„Oboje przeżywają ciszę nie jako mur odgradzający od współmałżonka, lecz jako przestrzeń wyjątkową, jako czas poświęcony na spotkanie z Bogiem.”
Rodzi się jednak naturalne pytanie. Czy naprawdę ten szczegół Pisma mówi o tym, co pisze autor? Tą samą logiką można by wytłumaczyć, że skoro oni nie rozmawiają ze sobą, to znaczy, że się po prostu nie mogli dogadać i mieli nie tylko ciche dni ale i lata całe. Dlatego powinni być pocieszeniem dla tych, którzy nie mogą się dogadać.
Albo skoro w Ewangelii Józef nie powiedział ani słowa a Maryja mówiła parę razy, to ten szczegół oznacza, że Józef był pantoflarzem i nie miał on nic do gadania w domu. Dlatego powinien być patronem wszystkich mężczyzn, w których domach mówią tylko żony.
Albo skoro Maryja powiedziała do Anioła w czasie Zwiastowania „Niech mi się stanie według Twego słowa”, godząc się na urodzenie Syna Bożego bez pytania o zgodę Józefa, to z tego wynika, że żony nie powinny się pytać swoich mężów, tylko robić po swojemu i podejmować nawet kluczowe decyzje tylko na modlitwie z Bogiem.
Rozumiem Aristide. Zrobił tak jak robi większość pisarzy. Czyta Pismo, coś się im kojarzy i do tego dorabiają swoje idee. Pismo jest dla nich punktem wyjścia a nie przewodnikiem. I to fakt, że Biblia jest i może być inspiracją. Tylko dlaczego autor formułuje zdania swojej refleksji tak, że czytelnik ma wrażenie, że rzeczywiście Maryja i Józef są wzorem ciszy w małżeństwie? Dlaczego wkłada do tekstu coś czego tam nie ma? Czy nie mógł znaleźć na tym boskim świecie tysięcy przykładów na to, że cisza w małżeństwie jest niesłychanie ważna? Po co naciągać do tego Biblię? Przecież Pismo święte nie jest jedynym Słowem Boga.
Aż korci by na koniec przypomnieć postanowienie Soboru Trydenckiego, który w dekrecie drugim na temat Pisma świętego z 8 kwietnia 1546 roku mówi, iż wszyscy, którzy interpretują Pismo święte źle, m.in. w sposób zmyślony (fabulosus) powinni być ukarani przez biskupa stosownie do przewidzianego prawa.
[post_title] => Eisegeza [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1428-eisegeza [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:13:37 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:13:37 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1428-eisegeza/ [menu_order] => 3178 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [25] => WP_Post Object ( [ID] => 5268 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 17:10:57 [post_date_gmt] => 2015-02-26 16:10:57 [post_content] =>EksHom II 2011
Studencka sesja pierwszego semestru powoli się kończy. Oczywiście zależy to od poszczególnych uczelni. Ile z tej okazji radości i smutków wiedzą najlepiej sami żacy. Chociaż zależy to od pojedynczych przypadków. Są jednak takie sprawy, które wydają się wspólne wszystkim. Tymi sprawami są także przegięcia studenckich sesji.
1. Przegięciem numer jeden jest uczenie studentów niesystematyczności.
Potrafią się nauczyć. Potrafią być błyskotliwi. Potrafią nie spać. Potrafią wystać w kolejce do ksero. Potrafią wypić hektolitry kawy. Ale tylko ten jeden miesiąc.
A życie nie jest takie. Prawie w każdej pracy trzeba być mniej lub bardziej systematyczny. I tego uczy dużo lepiej szkoła średnia niż studia. A skoro celem studiów nie jest przygotowanie studenta do pracy w warunkach realnych, to o co w tym wszystkim chodzi?
2. Przegięciem numer dwa jest wymaganie wiedzy a nie umiejętności.
Oczywiście poziom wiedzy trzeba jakoś sprawdzić, ale jaki jest sens wkuwania nieskończonej ilości detali, skoro i tak potem o tym się zapomni? Czy celem studenta jest konkurencja z komputerem? Przecież prawie każdy głupi komputer zna więcej faktów niż człowiek.
Jakże się zdziwiłem, kiedy w Rzymie jeden z najlepszych specjalistów na świecie od Starego Testamentu zapytany o jakiś szczegół z Biblii zaczął szukać w tekście oryginalnym, ale potem sięgnął po przekład francuski, bo za bardzo nie był zorientowany w języku hebrajskim! To jak to, on nie zna oryginału?! No nie zna. Nie zna dobrze. Ale wie, gdzie szukać…
Przecież gdyby studenci zaczęli pytać swoich wykładowców, okazałoby się że większość z nich nie pamięta prawie nic z tego, czego się uczyli na studiach.
3. Przegięciem numer trzy jest dysproporcja w ilości materiału do opanowania.
Są egzaminy, do których wystarczyłoby się przygotowywać jeden dzień. Do innych dwa tygodnie. W Jerozolimie jest jeden profesor, który na pracę zaliczeniową wymaga napisanie elaboratu na około 100 stron. Za 2 ECST-y! I piszą studenci. Dwa, trzy miesiące.
Kodeks pracy w dziale szóstym w art. 129, § 1 podaje:
„Czas pracy nie może przekraczać 8 godzin na dobę i przeciętnie 40 godzin w przeciętnie pięciodniowym tygodniu pracy”
W art. 131, § 1 czytamy:
„Tygodniowy czas pracy łącznie z godzinami nadliczbowymi nie może przekraczać przeciętnie 48 godzin w przyjętym okresie rozliczeniowym”.
Jeśliby założyć, że pracą studenta jest nauka i że on ma około 30 godzin zajęć tygodniowo, to z tego wynika, że maksymalnie 18 godzin może uczyć się po zajęciach.
Ponadto skoro jeden przedmiot wykładowy przeciętnie obejmuje 2 godziny w tygodniu czyli 1/15 wszystkich wykładów i skoro jeden semestr trwa 15 tygodni, to znaczy, że wykładowca przedmiotu może wymagać od studentów tylko jednego tygodnia pracy na swój przedmiot, czyli maksymalnie 18 godzin. Do tego może dodać jeden dzień w sesji, zakładając, że sesja trwa trzy tygodnie, czyli 15 dni roboczych.
A więc wykładowca nie ma prawa żądać wykonania takiej pracy, której przeciętny student nie jest w stanie wykonać w maksymalnie 26 godzinach.
Przegięciem w pracy jest nie wymaganie pracy jak i przegięciem jest wymaganie szybkiego latania od przeciętnego żółwia.
4. Przegięciem numer cztery jest brak szacunku do oceny dostatecznej.
Nie tylko oczy studentów sprawiają czasem wrażenie, że otrzymanie oceny dostatecznej to jest jakaś kara. I jeśli sumienie wykładowcy jest miękkie, to się facet ugnie. Kobieta chyba też. I wpisze ten dobry. Niech ma. A przecież żeby otrzymać taką ocenę, trzeba znać przynajmniej 50-60% materiału!
Przegięciem jest kreowanie fałszywego wrażenia, że student jest dobry, kiedy jest przeciętny, przegięciem, które niestety czasem nie przeszkadza ani jednej ani drugiej stronie.
Sesja powoli się kończy.
Marzą się czasy, żeby skończyły się przynajmniej te cztery przegięcia.
[post_title] => Parę przegięć studenckiej sesji [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1427-pare-przegiec-studenckiej-sesji [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 17:10:57 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 16:10:57 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1427-pare-przegiec-studenckiej-sesji/ [menu_order] => 3179 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [26] => WP_Post Object ( [ID] => 5267 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:51:03 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:51:03 [post_content] =>EksHom II 2011
Byłem wtedy jeszcze w Jerozolimie. W czasie jednej z rozmów znajoma zadała retoryczne pytanie: „Nie wiem, co zrobię, kiedy będę musiała wybrać między wiernością ideałom a sugestią pracodawców i kolegów. Bo wiesz, niby zależy ci na prawdzie i chcesz być konsekwentny w swoich wyborach, a z drugiej strony jesteś jakoś związany pewnymi układami zawodowymi czy przyjacielskimi”. Publikowała już trochę i zaczęła widzieć, że nie zawsze „drogi innych są naszymi drogami”.
Wtedy problem ten wydawał mi się raczej teoretyczny. Jesteś wierny, to jesteś wierny i koniec. To ja ojca i matkę opuściłem, żeby być wierny Bogu a kolegów miałbym nie opuścić?
4 tygodnie temu pisałem m.in. o Donaldzie Tusku. Że się zmartwiłem tym, co powiedział. Potem zacząłem się zastanawiać, czy byłbym w stanie napisać w ten sposób o moim biskupie, proboszczu czy rektorze? Czy gdyby oni popełnili publicznie jakąś gafę, czy byłbym w stanie tak samo o tym napisać? Nie? Dlaczego? Dlaczego zatem ośmielam się wytykać coś premierowi mojego kraju? Jest przecież tak samo moim rodakiem, zwierzchnikiem i osobą najważniejszą w państwie. Czy tylko dlatego ośmielam się go krytykować, że wiem, że nikt nie zadzwoni z kancelarii premiera? Takie myślenia to byłaby przecież żenada. Wszyscy wiemy, co myśleć o psach, którzy przestają szczekać, jak się do nich podchodzi.
Wtedy jednak problem ten wydawał mi się raczej teoretyczny.
Potem zacząłem się zastanawiać, dlaczego ludzie jednej opcji konsekwentnie krytykują ludzi z innej opcji. Przecież to jest niemożliwie, żeby wszyscy sympatycy PO podzielali zgodnie identyczne wartości i zgodnie nie podzielali wartości sympatyków z PIS-u. Przecież nawet w szczęśliwym małżeństwie są jogurty, które inaczej smakują. Kiedy ktoś z PO krytykuje opozycję, to nikogo to nie dziwi. Ale gdyby zaczął krytykować kogoś z własnej partii, to już media okrzyknęłyby konflikt. Czemu tak jest? Niektórzy tłumaczą: „Co to za ptak, co kala własne gniazdo”. Aha. Czyli cudze gniazda można kalać? Nie! Nie kalać. My nie kalamy. My uprawiamy konstruktywną krytykę. Ale skoro po to uprawia się konstruktywną krytykę, żeby ulepszyć innych, to czemu chęć poprawienia swoich spotyka się z zaskoczeniem a nieraz i oburzeniem? Przecież powinni być za to wdzięczni!
Wtedy jednak problem ten wydawał mi się raczej teoretyczny.
W zeszłym tygodniu przyjrzałem się dokładnie jednej książce. Masakra. Niby naukowa. Z mojej specjalizacji. Wydawnictwo super. Ta seria ma na celu być najlepszą w Polsce. I wiele książek w tej serii jest niemal genialnych. Ale ta? Co za poziom… Merytoryka i odkrywczość powala. Chociaż ostatecznie może nie jest tak źle. Okładki są twarde. Papier biały. Druk czarny. Da się przeczytać….
Problem z jerozolimskiej rozmowy przestał być teoretyczny.
Znam autora.
A więc co teraz?
Napisać tu i teraz co to za autor i jego „bestseller”? A może napisać recenzję naukową w stylu „publikacja ta ubogaca niezmiernie polską naukę biblijną?” Na pewno ktoś tak napisze. Ale czy to pomoże nauce? Nie napisać? Czy jednak milczenie o złym nie psuje dobra? A może napisać solidną recenzję wypunktowując zaniedbania i miernotę? Tego nikt nie zrobi. Dlaczego?
Problem nie jest tylko teoretyczny. I nie tylko w tym mizernym przypadku. Problem jest „na-prawdę” poważny. Bo tylko prawda wyzwala. Nawet przyjaciół.
No chyba, że świat zaczął wierzyć, iż ponad Chrystusowym słowem stoi żart Tischnera: „Nie sukoj prowdy ino kolegów”. Ale jeśli tak, to przynajmniej wiemy, dlaczego nie jesteśmy wolni.
[post_title] => Między znajomością a prawdą [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1426-miedzy-znajomoscia-a-prawda [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:51:03 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:51:03 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1426-miedzy-znajomoscia-a-prawda/ [menu_order] => 3180 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [27] => WP_Post Object ( [ID] => 5266 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:48:34 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:48:34 [post_content] =>EskHom I 2011
Przeciw klerowi pisać każdy może. Mówi się niedobrze o księżach na różnych spotkaniach. Nie ma tygodnia, żeby nie było jakiegoś newsa o kapłańskich skandalach. Wiele z tych tekstów chce mieć szczytne intencje: Naprawić kler! Wiele pobrzmiewa dramatyczną nutą: Już nie mogę wytrzymać w Kościele z powodu czarnych! Powstało nawet specjalne słowo „antyklerykał”.
Pozwólcie, że chociaż dla śladowej równowagi, jako ksiądz, pożalę się na świeckich, wcielając się w rolę kogoś, kto nawet nie ma swojej nazwy, powiedzmy więc, że w rolę „anty-laika”.
Mam żal do świeckich, bo nas okłamują.
Przynoszą dziecko do chrztu i mówią publicznie, że biorą na siebie obowiązek wychowania go w wierze, wyrzekają się publicznie szatana i publicznie wyznają wiarę również w święty Kościół powszechny. Mówią to i rodzice, i chrzestni.
Po co okłamują nas ci, którzy ani nie chcą wychować dziecka w wierze, ani tej wiary sami nie mają?
Mam żal do świeckich, bo nas robią w konia.
Przychodzą do bierzmowania i mówią publicznie: „Pragniemy, aby Duch Święty, którego otrzymamy, umocnił nas do mężnego wyznawania wiary i do postępowania według jej zasad.” I my im wierzymy. Wierzymy, że teraz już możemy na nich liczyć. Bo bierzmowanie jest maturą wiary.
Po co wyciągają rękę po największy dar Kościoła, ci którzy już mają ten dar w nosie?
Mam żal do świeckich, bo się z nas śmieją.
Rozmowa w kancelarii, przed ślubem, jedno z wielu pytań: „Czy zgadzacie się z nauką Kościoła na temat regulacji poczęć?” „Tak. Oczywiście!” Prawie wszyscy…
Po co biorą kościelny ślub ci, którzy potem śmieją się z zasad Kościoła?
Mam żal do świeckich, bo stracili mowę.
Chodzimy po kolędzie. Jednym z celów jest usłyszenie, porozmawianie, albo przynajmniej umówienie się na rozmowę o trudnościach związanych z wiarą, z Bogiem, z Kościołem. I co? Skądże! Wszystko w porządku. Księży przyjmuje może 80% Polaków, ale żeby choć 1% mówił o tych zarzutach, o których potem 80% pisze na forach… No chyba, żeby przyjąć, iż, ci którzy nie przyjmują księdza, są (z tego powodu?) hiper aktywni w sieci.
Dlaczego milczą, kiedy oczy księdza spotykają ich oczy?
Mam żal do świeckich, bo nie bronią Kościoła.
Przodkowie nasi potrafili oddać życie, żeby Polska mogła być przedmurzem chrześcijaństwa. Nie mówili, że nie pójdą na Turków, bo plebany spasione. Nie uciekli z Częstochowy, tłumacząc, iż nie chcą ryzykować głowy dla setki mnichów i jednego obrazu.
Mam żal, że świeccy nie potrafią czasem nie życie - ale chociaż jedno dobre słowo poświęcić w obronie ludzi, którzy udzielili ich Chrztu Świętego, którzy całymi latami karmią ich Ciałem i Słowem Pana, którzy słuchają dramatów świeckiego życia i odpuszczają grzechy w imieniu Jezusa, którzy dzień w dzień, od święceń aż do śmierci modlą się codziennie za każdego świeckiego.
Dlaczego nie potrafią bronić tych ludzi w rodzinie i w pracy?
Litania żali do świeckich również mogłaby nie mieć końca….
I żale możemy mieć wszyscy. Bo jest o co.
Pytanie „po co?”
24 lata należałem do laikatu. Prawie 14 lat minęło od święceń. W domu, jako laika, uczono mnie, że nie mówi się źle o księżach. Jako ksiądz, uczę się, by nie mówić źle o świeckich.
Prawdziwy lekarz nigdy nie mówi źle. Diagnozę zamienia na służbę a o pacjenta po prostu walczy.
Musimy ciągle wracać do tego, że Kościół jest szpitalem, w którym granica między pacjentami a lekarzami nie idzie granicą święceń kapłańskich, ale idzie zadaniem „jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnicie prawo Chrystusowe”.
Tych zaś, którzy zamiast lekarstwa chcą podawać jad, bez względu na to, czy są klerem czy laikatem, uprzejmie prosimy o opuszczenie szpitala, zanim diabeł sam ich nieuprzejmie nie zgarnie.
[post_title] => Żale anty-laika [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1425-zale-anty-laika [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:48:34 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:48:34 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1425-zale-anty-laika/ [menu_order] => 3181 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [28] => WP_Post Object ( [ID] => 5265 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:46:38 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:46:38 [post_content] =>EksHom I 2011
Kto choć raz założył jakiekolwiek konto w Internecie wie dobrze, że wystarczy pomylić jedną literkę nazwy lub hasła, żeby nie wejść tam, gdzie nikt poza zainteresowanym teoretycznie wejść nie może.
Jak ważna jest nawet jedna cyferka wiedzą ci, którzy czują różnicę między 100 a 1000 złotych.
To niech wystarczy na wstęp do komentarza o szczegółach.
Ponad miesiąc temu, trzymając upragnioną książkę-wywiad Seewalda z Benedyktem XVI, zauważyłem, że jest błąd już na pierwszej (a dokładniej piątej) stronie książki. Otóż cały wywiad poprzedza motto zaczerpnięte według wydawców włoskich z Psalmu 53,1-5. Błąd polega na tym, że wydawca cytuje tak naprawdę tylko Ps 53,2-5. Tekst zgadza się z najnowszym przekładem włoskim zatwierdzonym w 2008 roku do liturgii, ale nie zgadza się z „cyferką”. Autor nie cytuje tytułu psalmu, które znajduje się w wersecie pierwszym a pod tym co cytuje podaje, że cytował również werset pierwszy.
W poniedziałek klerycy pokazali mi wydanie polskie. I o zgrozo! W polskim wydaniu wycięty jest również werset drugi, czwarty i piąty! A werset drugi to ten, który zaczyna się od słów: „Nie ma Boga - powiedział głupi w sercu swoim…” Zacząłem podejrzewać, że wydawnictwo Znak nie polubiło zwłaszcza tego zdania. Mimo to uczciwie podaje, iż cytuje tylko 53,3-5. Teoretycznie uczciwie, bo problem w tym że cytuje tylko Ps 53,3!
Dociekliwość naukowa nie pozwoliła mi na bezpodstawne podejrzenia Polaków o wycięcie fragmentu motta. Po południu zakupiłem w internecie oryginał. Przyszedł z Niemiec już w środę. I co? O zgrozo! Niemieckie wydanie cytuje werset trzeci oraz drugą połowę wersetu piątego. Nie cytuje wersetu czwartego ani pierwszej połowy piątego, chociaż podaje iż cytuje Ps 53,3-5! Nie cytuje więc wersetu drugiego jak wydanie włoskie i cytuje o pół wersetu więcej niż wydanie polskie!
To jeszcze nie koniec.
W czwartek wieczorem piszę do mojej siostrzenicy w Stanach: sprawdź motto w wydaniu angielskim! I co? O błogosławiona zgrozo! Wydanie angielskie nie dodaje nic do cytatu. Nie ucina nic. Jest wierne! Wreszcie! Problem w tym, że jest wierne nawet tam, gdzie Niemcy zrobili błąd. Podają, że cytują Ps 53,3-5 a cytują tylko 53,3.5b…
Zestawmy więc historię motta najnowszej książki papieża:
Oryginał niemiecki cytuje Ps 53,3.5b a podaje że cytuje Ps 53,3-5.
Wydanie włoskie cytuje Ps 53,2-5 a podaje, że cytuje Ps 53,1-5.
Wydanie polskie cytuje Ps 53,3 a podaje, że cytuje Ps 53,3-5.
Wydanie angielskie cytuje Ps 53,3.5b a podaje, że cytuje Ps 53,3-5.
Nie chodzi o to, że różnice w podanych cytatach kosztowały mnie 160 zł i jeszcze trochę czasu.
Nie chodzi o to, że jest mi przykro, iż ludzie w różnych krajach są przekonani, iż autor co innego podaje za motto.
Nie chodzi nawet o to, że żadne wydanie nie jest po prostu rzetelne.
Obawiam się czego innego.
Jezus powiedział: „Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny” (Łk 16,10).
Obawiam się trochę, że nadeszły czasy, w których panuje pogląd: „Kto w drobnej rzeczy chce być wierny, tego nazwą upierdliwym”.
A tak naprawdę, obawiam się, że mało kto rozumie, iż katastrofa Smoleńska i tysiące innych tragedii wydarzają się tylko dlatego, że ktoś nie jest wierny w rzeczach „po prostu” drobnych.
[post_title] => Wierny czy upierdliwy? [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1424-wierny-czy-upierdliwy [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:46:38 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:46:38 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1424-wierny-czy-upierdliwy/ [menu_order] => 3182 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [29] => WP_Post Object ( [ID] => 5264 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:45:06 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:45:06 [post_content] =>EksHom I 2011
Przykłady można by sypać nie tylko z jednego rękawa.
Weźmy takiego Grossa i jego głośno zapowiadaną książkę „Złote żniwa”. Pewno wiele w niej prawdy. Ale skoro pisze o Polakach, która bogacili się na Żydach, aż się prosi, aby napisał także o tych ludziach z okolicy Treblinki, którzy uratowali wielu Żydów albo i nawet zostali skazani na śmierć za pomoc w ich ratowaniu, a o których świadczą tytuły „Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata” i ponad 200 stron dokumentów w archiwum Yad Vashem w Jerozolimie.
Skoro pisze „normą w polskim społeczeństwie czasów okupacji było tropienie i wynajdowanie ukrywających się Żydów oraz czerpanie zysków z holokaustu”, aż się prosi żeby podał definicję „normy”, albo przynajmniej napisał „normą w żydowskim społeczeństwie czasów okupacji było nieinteresowanie się losem ukrywających się Żydów oraz operacja handlowe ludźmi prowadzone z nazistami”.
Weźmy przykład z innego rękawa.
Na stronie franciszkańska3.pl 27 grudnia pojawił się artykuł „Rodzina słowem silna”. Pierwsze słowa zdają się być mottem: „Zrezygnowali z telewizora, żeby nie karmić dzieci negatywnymi treściami”. No i pewno wiele w tym prawdy. Ale skoro autor zdecydował się na taki początek artykułu, aż się prosi, by gdzieś powiedział, że papież Benedykt XVI ogląda telewizję a i Jan Paweł II nie był w tej materii abstynentem.
Skoro autor przedstawia gości jako godną do naśladowania rodzinę i cytuje ich: „celowo pozbyliśmy się telewizora, więc na szczęście nie jesteśmy już zalewani potokiem słów, informacji i reklam płynących z mediów;”, aż się prosi, żeby napisał też o tym, dlaczego i po co Benedykt XVI ogląda telewizję, bo przecież sam zwyczajnie o tym w ostatniej książce mówi.
Przykłady można by sypać nie tylko z jednego rękawa: kalendarz dla uczniów z UE bez Bożego Narodzenia, raport MAK-u z katastrofy smoleńskiej bez informacji o kontrolerach lotu, list o. Wiśniewskiego bez krytyki tych, co piszą w Wyborczej skoro krytykuje tych, co piszą w Naszym Dzienniku.
Historia półprawdy nie zaczyna się tylko w intencjach. Zaczyna się już w rzetelności a raczej w jej braku. I bez względu na to, jak się zrodziła, pozostanie zawsze półprawdą, bo na całą prawdę trzeba nam wszystkim zaczekać do Sądu.
Ale zanim przyjdzie Ostateczny Sąd, może byłoby pięknie opisując człowieka starać się nie mówić, że składa się tylko z głowy, rąk i tułowia, bo przy takim opisie, to my daleko naprawdę nie zajdziemy.
[post_title] => Historia półprawdy [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1423-historia-polprawdy [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:45:06 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:45:06 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1423-historia-polprawdy/ [menu_order] => 3183 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [30] => WP_Post Object ( [ID] => 5263 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:43:42 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:43:42 [post_content] =>
EksHom I 2011
Zmartwiłem się znowu w środę, 5 stycznia.
Premier Rzeczypospolitej Polskiej, Donald Tusk mówiąc o reformie OFE zadał retoryczne pytanie: „W czyim interesie jest ta reforma? Polaków czy moim?” Potem padło kolejne dające do myślenia zdanie: „Reforma ta nie leżała w interesie partii, ale musieliśmy ją podjąć”.
Podobne zmartwienie dopadło mnie w grudniu 2009 roku. Jeden z radnych miasta Krakowa tłumaczył, dlaczego on i jego koledzy głosowali przeciw projektowi budżetu prezydenta Majchrowskiego: „My, proszę księdza, wiemy, że ten projekt jest dobry i dla miasta jest to dobre rozwiązanie. Ale jak go poprzemy, to Majchrowski wygra wybory a to nie leży w interesie naszej partii. Dlatego też dostaliśmy wytyczne z góry, żeby być przeciw”. „Proszę pana – oburzyła się uczestniczka tej rozmowy - przecież w ten sposób to wy niszczycie miasto!” „Proszę pani – odpowiedział radny – pani się nie zna na polityce”.
Żeby przykłady były nie tylko negatywne, przypomnę sprawę Corneliusa Dupree. We wtorek, 4 stycznia b.r., został on uwolniony z więzienia, gdzie spędził 30 lat oskarżony o gwałt i rabunek 26-letniej kobiety z Dallas. Badania DNA dowiodły, że wyrok był niesłuszny. Co więcej, Cornelius mógł wyjść na wolność już w 2004 roku. Wystarczyło, żeby „uznał własną winę” i poddał się resocjalizacji. A tego Dupree nie chciał. Wybrał prawdę - nie wolność, albo inaczej wybrał wolność chociaż za kratkami a nie zniewolenie kłamstwem chociaż na tzw. wolności. Po cofnięciu wyroku skazującego powiedział: „Jakakolwiek jest twoja prawda, musisz się jej trzymać”.
Problem funkcji celu czyli kryterium, według którego można ocenić dokonany wybór nie dotyczy tylko polityki, ale każdej sfery i każdego człowieka.
Jeśli pierwszym celem premiera będzie dobro partii a nie państwa, to chociażby zrobił bardzo wiele dla państwa, w sytuacji granicznej nie poświęci interesów partii dla ojczyzny.
Jeśli pierwszym celem proboszcza będzie dobro własne a nie parafii, to chociażby zrobił bardzo wiele dla parafii, w sytuacji granicznej zadba bardziej o siebie niż o parafian.
Jeśli pierwszym celem profesora jest utrzymanie się na uczelni a nie dobro uczelni, to chociażby zrobił bardzo wiele dla uczelni, w sytuacji granicznej nie poświęci siebie dla dobra uczelni.
To że ktoś robi wiele, to jeszcze nic, chociaż dzięki temu, wiele się robi. Jednak jeśli ktoś potrafi obumrzeć, „stracić swoje życie” dla sprawy, to już jest coś. To już jest Ewangelia.
[post_title] => Funkcja celu [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1422-funkcja-celu [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:43:42 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:43:42 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1422-funkcja-celu/ [menu_order] => 3184 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [31] => WP_Post Object ( [ID] => 5262 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:41:34 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:41:34 [post_content] =>EksHom XII 2010
Za parę dni zaczną się, daj Boże, kolejki do spowiedzi, spowiedzi szczerych i owocnych, ale również spowiedzi niebezpiecznych…
Gwoli ścisłości, w tej sprawie nie chodzi tylko o spowiedź. To dotyczy również kierownictwa duchowego czy nawet zwyczajnych spotkań przyjacielskich. Są one w pewnym sensie zawsze niebezpieczne, niebezpieczne z powodu jednostronności.
Biblia mówi: „Nie wyda się wyroku na słowo jednego świadka” (Pwt 17,6). Prawo miało zapobiec niesprawiedliwemu oskarżaniu bliźniego. Oczywiście zawsze mógł się ktoś zmówić jak dwaj starcy przeciw Zuzannie czy dwóch fałszywych świadków przeciw Jezusowi. Fakt jednak faktem – wielość spojrzeń miała służyć prawdzie a prawda sprawiedliwości. Tak też i dzisiaj działają wszystkie sądy na świecie – wielu świadków, wiele spojrzeń, wiele słów. I na końcu wyrok. A i tak czasem niesłuszny…
Słuchając penitenta, wierzę mu. Rozmawiając z drugim człowiekiem, też mu ufam. Słuchając opowieści kolegi, nie podejrzewam kłamstwa. Nie mając jednak możliwości żadnej weryfikacji, mogę czasami ofiarę pomylić z katem i skrzywdzonego z krzywdzącym. Mogę pocieszać i podnosić na duchu kogoś, kto w tym momencie potrzebuje braterskiego upomnienia albo nawet solidnego złajania!
Człowiek jest mistrzem samoobrony. Potrafi nieraz tak przedstawić sytuację, że chociaż ranił, to kreuje niewinność, chociaż był współwinny, to zrzuca odpowiedzialność. A wprowadziwszy w błąd przyjaciela, kierownika czy spowiednika wraca do domu szczęśliwy, że racja jest po jego stronie.
Nie da się zaprosić do wspólnej spowiedzi i czasem jest wprost niemożliwe posłuchanie różnorodnych opinii. Są jednak dwie rzeczy, o które można by się pokusić: nigdy nie ufać drugiemu do końca oraz pytać rozmówcę, co inni o nim mówią.
Bo zaufanie bezgraniczne tylko jednej stronie może okazać się zwyczajnym popieraniem draństwa albo i nawet udziałem w grzechu cudzym.
[post_title] => Niebezpieczna spowiedź [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1421-niebezpieczna-spowiedz [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:41:34 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:41:34 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1421-niebezpieczna-spowiedz/ [menu_order] => 3185 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [32] => WP_Post Object ( [ID] => 5261 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:39:41 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:39:41 [post_content] =>EksHom XII 2010
Wszyscy zachwycają się Luce del mondo. Wywiad Seewald’a z Benedyktem XVI jest po prostu niesamowity. Ja zachwycę się w tym komentarzu tylko jednym szczegółem – mottem tej książki, czyli fragmentem psalmu 53.
Pomijając małą nieścisłość, bo wydawca włoski podaje, iż cytuje słowa Ps 53,1-5, a w rzeczywistości chodzi o Ps 53,2-5, i pomijając fakt, że psalm ten był przedmiotem mojej pracy doktorskiej, cytat ten przekazuje genialną myśl zwłaszcza jeśli chodzi o wersety drugi i trzeci:
Głupiec myśli: Nie ma Boga.
Zepsuci są, popełniają ohydne czyny:
nie ma nikogo, kto by czynił dobrze.
Bóg wychyla się z nieba w stronę synów ludzkich,
By zobaczyć czy jest ktoś mądry, ktoś kto szukałby Boga.
Sprawy mają się tak. Głupiec nie widzi Boga i robi, co mu się podoba. Jak na to reaguje Pan Bóg? Pan Bóg wychyla się z nieba. I to Boskie wychylanie się z nieba jest tu niesamowicie istotne. Otóż tekst hebrajski używa słowa hiszkif, które dosłownie znaczy „wygląda zza okna, wyziera”. A to dowodzi, że zanim Bóg się wychylił zza niebieskiego okna, nie mógł być widoczny. Kiedy więc głupiec myśli, że nie ma Boga, nie myśli źle. Patrzy się bowiem na niebo i nie widzi nic. Dlatego postępuje tak jakby nie było żadnego Boskiego Sędzi. Bóg nie gani głupca za to, że ten nie widzi Boga.
Bóg wychyla się, staje się widoczny i patrzy na ludzi, by zobaczyć, czy jest na ziemi ktoś kto jest mądry. A mądry to nie taki, który mówi, że Bóg jest wtedy kiedy Boga nie ma. Mądry szuka Boga, kiedy Bóg jest schowany za niebiańskim oknem. Bóg nie szuka człowieka, który by mówił „Bóg jest” i nie nazywa mądrym kogoś, kto mówi „Bóg istnieje”. Bo mówić, że Bóg jest, kiedy jest widoczny każdy „głupi” potrafi. Mądrość to nie jest rejestr oczywistości. Mądrość to jest szukanie nieobecnego.
Motto nie jest przypadkowe. I to podwójnie. Po pierwsze, Ojciec Święty jawi się w całym wywiadzie jako mędrzec, który jest genialnym przykładem nieustannego poszukiwania Boga w rzeczywistości, w której inni Go nie widzą. Po drugie, cytat ten jest wezwaniem ludzi do porzucenia głupoty, która kwestionuje zanim sprawdzi. Człowiek mądry to człowiek szukający tego czego czasem naprawdę nie ma…
Homo Sapiens to Homo Quaerens.
[post_title] => Bóg, który się wychyla [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1420-bog-ktory-sie-wychyla [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:39:41 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:39:41 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1420-bog-ktory-sie-wychyla/ [menu_order] => 3186 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [33] => WP_Post Object ( [ID] => 5260 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:37:17 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:37:17 [post_content] =>EksHom XI 2010
W środę, 17 listopada, Gazeta Wyborcza opublikowała tekst „Katolicy zakładają kościoły bez księży”. Chodzi o Belgię i Holandię, gdzie powstają parafie, w których wierni - mężczyźni i kobiety - sami odprawiają msze i udzielają sakramentów. Oczywiście mimo sprzeciwu Watykanu. Sprawę tę omawia również środowy New York Times, tłumacząc to zjawisko dramatycznie małą liczbą powołań.
I to chciałbym nazwać kłamstwem prezbiterialnym. Właśnie to. Mówienie, że na świecie brakuje księży.
Nie robiłem wyczerpujących badań, podzielę się zatem doświadczeniem, informacjami z Kościelnych statystyk i szczyptą chyba zdrowego rozsądku.
1. Doświadczenie.
Jako ksiądz odprawiałem msze św., mówiłem kazania, spowiadałem i przyglądałem się życiu Kościoła we Włoszech, Anglii, Francji, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Irlandii, Ukrainy i Izraela. Nigdzie nie spotkałem księży, którzy musieliby spowiadać kilka godzin dziennie, odprawiać kilka mszy św., albo spędzać całe godziny na odpowiadanie ludziom na pytania dotyczące wiary. Nigdzie. Co więcej. W takiej przykładowej angielskiej parafii Louth (diecezja Notthingam), ksiądz odprawia jedną mszę św. w niedzielę, na którą przychodzi około 100 osób, on zna ich wszystkich po imieniu i ma czas na taki kontakt z wiernymi, o jakim ja w Polsce nawet sobie pomarzyć nie mogę.
2. Statystyki.
We wszystkich diecezjach europejskich na jednego księdza przypada średnio 800 do 2000 katolików. I to niekoniecznie praktykujących. Pod tym względem „najgorsza” sytuacja jest w Ameryce Południowej, gdzie liczbę tą trzeba nieraz pomnożyć nawet trzykrotnie.
Żadna jednak europejska diecezja nie jest w gorszej sytuacji od diecezji polskich. To fakt, że pracują tam księża starsi. Ale faktem jest również to, że w żadnej parafii w Belgii czy Holandii na jednego pracującego księdza nie przypada więcej praktykujących ludzi niż to ma miejsce w Polsce. Jeśli ktoś mówi, że brakuje tam księży, to niech powie też uczciwie, że tam brakuje dla nich pracy, czyli brakuje przede wszystkim ludzi.
3. Zdrowy rozsądek?
Powołanie zależy od Boga. Tak przynajmniej było zawsze w Biblii. Również liczba i miejsce. Gdyby Bóg chciał, żeby więcej ludzi zostało księżmi w Holandii, to by sobie poradził. Skoro Szawła potrafił zaskoczyć pod Damaszkiem, to i Amsterdam nie jest dla Niego problemem. Modlić się o powołania, to wierzyć, że Bóg jest ich dawcą. Mówić, że ich jest mało, to nie wierzyć w Opatrzność.
Wierzę gorąco w to, że jest tylu księży, ile Pan Bóg chce.
A prawdziwym problem Kościoła jest to, co my z nimi potem robimy…
[post_title] => Kłamstwo prezbiterialne [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1419-klamstwo-prezbiterialne [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:37:17 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:37:17 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1419-klamstwo-prezbiterialne/ [menu_order] => 3187 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [34] => WP_Post Object ( [ID] => 5259 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:35:02 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:35:02 [post_content] =>
EksHom XI 2010
Wtorek rano. Samolot Kraków-Rzym. Linie lotnicze Ryanair.
Najpierw oczywiście instrukcje bezpieczeństwa. Potem pytanie o napoje i zakąski. Następnie pokładowa sprzedaż kosmetyków. I nie tylko. Kolejnym punktem loteria. Do wygrania nawet milion euro. Może jednak, ktoś chce się coś napić, więc jeszcze raz informacja o napojach i zakąskach. Jeszcze jednak trzeba zareklamować karty telefoniczne. No i nowość programu, czyli papierosy bezdymne. Prawa nie złamie. Najwyżej palacza.
I to wszystko w trzech językach: angielskim, włoskim i polskim. Szacunek do stewardessa.
Kiedy jednak kończył reklamować cudowne papierosy, jakiś Włoch nie wytrzymał i krzyknął mocny głosem: BASTA! [Dosyć!] BASTA! Powiedział na głos to, co może i większość myślała: Basta! Bo nawet nie można się zdrzemnąć…
To fakt, że biznes musi się rozwijać. To fakt, że chce się zarobić więcej i więcej. Ale czy poza prawną nie istnieje żadna granica, której zdrowy rozsądek nie powinien przekroczyć?
Dwa tygodnie temu dostaję telefon. Z banku. Martwią się, bo klient nie był u nich już kilka miesięcy. „Ale teraz ja nie mam żadnego interesu jechać do Nowego Targu!” Nieważne. Powinienem pojawić się w banku. Pojechać 80 km do swojego oddziału. Bo pani będzie miała kontrolę czy umie nakłonić klienta do systematycznych wizyt…
Podobna sytuacja w parafii. Lecę do telefonu, bo może ktoś księdza potrzebuje. Tak! Nawet wielu księży. Bo to znowu jakaś reklama albumu. Albo Bóg wie jeszcze czego. Potrzebują bardzo wielu klientów...
Trudno pisać o uczuciach. Ale czuję, że jesteśmy coraz mniej wolni. Że wolność innych zniewala moją. Już nie wspomnę o Facebooku, Naszej Klasie, iPodach czy komórkach. Gdzie moja wolność zniewala moją wolność.
Pozostają dwa wyjścia, albo raczej dwie nadzieje:
Nauczyć się mówić „nie” sobie i innym.
Tworzyć i szukać miejsca, gdzie jedyną panią przestrzeni będzie cisza.
Oczywiście pozostaje jak zwykle i trzecie wyjście czyli ślepy zaułek:
Dać się zepchnąć do roli marionetek cudzych albo i własnych pragnień.
[post_title] => Basta [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1418-basta [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:35:02 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:35:02 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1418-basta/ [menu_order] => 3188 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [35] => WP_Post Object ( [ID] => 5258 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:33:21 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:33:21 [post_content] =>EksHom XI 2010
Nie chcę pisać, po jakich rozmowach zrodziła się ta refleksja. Nie mogę. Było ich kilka i nie wszystkie w minionym tygodniu. Zresztą nie chodzi tylko o te rozmowy. Klimaty w przestrzeni kościelnej, naukowej czy politycznej rodzą refleksję, a dokładniej pytanie o sens dyskutowania…
Po co właściwie dyskutować? Po co w ogóle rozmawiać? Po co poświęcać czas na mówienie o swoich racjach i słuchanie cudzych?
Można znaleźć przynajmniej cztery powody bezsensowności dyskusji.
1. Nie ma sensu dyskutować, kiedy chociaż jedna strona na argumenty reaguje emocjami. Człowiek, który nie jest w stanie argumentem odpowiedzieć na argument, nie jest stworzony do dyskusji, ale do rewolucji.
2. Nie ma sensu dyskutować, kiedy chociaż jedna strona uważa, że nie może niczego nauczyć się od drugiej. Człowiek, który nie umie słuchać drugiego, powinien pisać monologi - rodzajem klasycznego monologu jest testament - ale nie spotykać się z innymi.
3. Nie ma sensu dyskutować, kiedy chociaż jedna strona zakłada, że celem nie jest dochodzenie wspólne do prawdy, ale obrona własnej pozycji. Człowiek, który chce się okopać z każdej strony i nie daj Boże nie ruszyć się ze swojego miejsca, powinien pamiętać po Wszystkich Świętych, gdzie się znajdują tacy, którzy nie mogą się poruszać.
4. Nie ma sensu dyskutować, kiedy chociaż jedna strona zakłada, że w dyskusji ważniejszy jest dyskutant niż sprawa. Człowiek, który stawia siebie czy kolegów ponad sprawę, powinien chodzić na kawę do kolegów, a nie pojawiać się w przestrzeniach, gdzie prawda ma wyzwalać człowieka a nie człowiek prawdę.
Po co więc dyskutować? Po co udawać, że nam chodzi o sprawę? Po co tracić czas i emocje na spotkania z ludźmi, którzy nie chcą być ludźmi?
„Nie jest dobrze, żeby człowiek był sam – powiedział Bóg – uczynię mu zatem odpowiednią pomoc”.
Gdyby Bóg nie chciał, byśmy byli dla siebie pomocą, Boskim darem w dochodzeniu do Prawdy, zakończyłby stworzenie na tym etapie, na którym w raju był tylko Adam i zwierzęta. Wszystkie pochodziłyby do niego, on czułby się jedyny i wyjątkowy, i może nawet by mu to odpowiadało, że żadne zwierzątko nie potrafi nie zgodzić się z jego jedynym ludzkim zdaniem.
[post_title] => Po co? [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1417-po-co [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:33:21 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:33:21 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1417-po-co/ [menu_order] => 3189 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [36] => WP_Post Object ( [ID] => 5257 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:31:00 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:31:00 [post_content] =>EksHom X 2010
Ostatnio trochę żartem, dziś bardziej refleksyjnie. Cztery myśli w sprawie rozdziału Kościoła od Państwa.
1. Można być za i przeciw. Jak zawsze. Albo i całkiem obok. Jednak bez względu na osobiste preferencje, trudno nie zauważyć, że powracająca dyskusja o relacjach państwo-Kościół jest świetną okazją do postawienia głębszego pytania: co to jest państwo? co to jest Kościół? Czy my mamy jasno określoną wizję państwa i Kościoła? A jeśli tak, to skąd wiemy, że ta wizja jest najlepsza, najwłaściwsza albo nawet jedyna?
2. Powtarza się często, że państwo ma być światopoglądowo neutralne a Kościół może myśleć, co myśli. Idea piękna. I na tym koniec. Weźmy na przykład sprawę edukacji seksualnej w szkole. W jaki sposób państwo przygotuje podręczniki i będzie chciało wychować młode pokolenie? Czy nie będzie w ogóle mówić o środkach antykoncepcyjnych? Nie będzie w ogóle na tych lekcjach mowy o aborcji? Co to jest w ogóle neutralność światopoglądowa? Kto ma neutralne zdanie na temat eutanazji czy niszczenia embrionów? Czy da się tak samo neutralnie uczyć historii w Polsce, Rosji i w Niemczech? Czy nauczyciel religioznawstwa jest w stanie być neutralnym?
Jestem w tym względzie sceptykiem. Wydaje mi się, że życie jest raczej meczem w piłkę niż piciem herbatki z różnymi gośćmi. W pewnych kwestiach nie da się być po prostu neutralnym.
3. Skoro państwo ma zapewnić bezpieczne i godne życie dla wszystkich obywateli, idealnym rozwiązaniem byłoby zatem nie mieszanie się państwa do tych spraw, które są sporne ideologicznie. Idea może piękna. Ale na tym koniec.
Bowiem nawet gdyby zostawić naukę religii, etyki czy edukacji seksualnej poza systemem państwowym, to i tak zostaje szereg dziedzin, w których nigdy nie osiągnie się neutralności światopoglądowej. Zieleni będą bronić natury. Pacyfiście nie będą chcieć dawać kasy na wojnę. Zdrowi woleliby nie płacić za chorych. Bezdzietni nie mają ochoty wspierać przedszkola dla pociech z rodzin wielodzietnych. Ateiści będą przeciw symbolom religijnym w przestrzeniu publicznej a puryści przeciw publicznemu noszeniu krótkich sukienek.
4. W sprawie rozdziału Kościoła od państwa tak naprawdę są tylko dwie możliwości:
a) totalnie zabronić państwu mieszania się do życia obywateli a przez i to totalnie oddzielić państwo od Kościoła i to jest wizja Janusz Korwina Mikke.
b) żyć jakoś wspólnie, „jedni drugich brzemiona niosąc..”
90% czy choćby nawet 30% Polaków, którzy należą do Kościoła, przeżyje, nawet jeśli nie będzie religii w szkołach ani żadnej państwowej dotacji na działalność charytatywną czy edukacyjną Kościoła. Tylko wtedy jakim prawem, z moich pieniędzy płaconych w podatku, państwu będzie dofinansować takie sprawy, które są sprzeczne ze światopoglądem Kościoła?
[post_title] => Jeszcze raz o rozdziale [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1416-jeszcze-raz-o-rozdziale [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:31:00 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:31:00 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1416-jeszcze-raz-o-rozdziale/ [menu_order] => 3190 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [37] => WP_Post Object ( [ID] => 5256 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:27:48 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:27:48 [post_content] =>EksHom IX 2010
W poniedziałkowym wydaniu Gazety Wyborczej pokazał się artykuł „Po co szpitalowi ksiądz na etacie, z pensją”. Pytani pracownicy szpitala w Bielsku-Białej mówią jednym głosem, iż ksiądz w szpitalu jest potrzebny, jego praca jest cenna dla wielu chorych, a niektórzy nawet zdrowieją szybciej umocnieni wiarą w Boską pomoc. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że kapelani opłacani są z publicznych pieniędzy. Przy okazji jest mowa o cierpiących, którzy mieliby się lepiej, gdyby szpitalowi nie brakowało finansowych środków. Zamysł jest jasny: wzbudzić przekonanie, że państwo nie powinno płacić księżom za ich pracę.
Tak się składa jednak, że w tym samym numerze dostaje się pani minister Radziszewskiej za to, że swoimi poczynaniami robi z Polskę skansen Europy. Zamysł jest jasny: obronić mniejszości homoseksualne, wyśmiać tych, co myślą inaczej i pokazać, że cele jest jeden: aby było jak w Europie Zachodniej.
I tu się już gubię.
W zeszłym tygodniu byłem w Oxfordzie. Na międzynarodowej Konferencji na temat Psalmów wśród wielu naukowców było także kilku anglikańskich księży. Wszyscy opłacani z publicznych pieniędzy. Po debatach teologicznych uczestniczyliśmy w przepięknych Nieszporach, gdzie prym wiódł kapelan Worcester College. Kapelan opłacany z państwowych pieniędzy.
Dlatego się gubię.
Skoro bowiem Oxford leży w Europie Zachodniej a Anglia należy do najbardziej przodujących krajów i skoro tam wszyscy kapelani są opłacani z publicznych pieniędzy, to cel zmierzającej do Europy Polski powinien być jasny: opłacać z publicznych pieniędzy nie tylko kapelanów szpitala, ale każdego księdza!
Skoro w prawie europejskim nie można zatrudniać żadnego pracownika bez wypłacania mu przynajmniej minimum zarobkowego, to cel powinien być jasny: zatrudniać i płacić.
To jak jest w końcu: chcemy czy nie chcemy tej Europy Zachodniej?
[post_title] => Chcemy czy nie chcemy Europy? [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1415-chcemy-czy-nie-chcemy-europy [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:27:48 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:27:48 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1415-chcemy-czy-nie-chcemy-europy/ [menu_order] => 3191 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [38] => WP_Post Object ( [ID] => 5255 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:25:05 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:25:05 [post_content] =>EksHom IX 2010
Jak wygląda lejek każdy widział. I każdy wie, że cokolwiek płynnego rozleje się na górnej krawędzi lejka to prędzej czy później stoczy się owa ciecz siłą ciężkości w stronę wąskiego otworu. Nawet gdyby ktoś rozlał płyn na przeciwległych górnych krawędziach, to i tak z czasem płynąc w dół, ciecz przybliży się do siebie.
Zasada cieczy w lejku pasuje dosyć dobrze do niektórych sytuacji życiowych. Wystarczy zaobserwować o czym rozmawia dziewczyna zraniona przez chłopaka, chłopak porzucony przez dziewczynę. Jeśli rozmawia on/ona z przyjacielem to chociażby zaczynali rozmowę o położeniu geograficznym Sri Lanki, prędzej czy później zaczną mówić o tym, jak ich to boli i zadawać będą sobie pytanie „dlaczego”. To odnosi się również do ludzi chorych, czy ludzi, którzy przeżywają bardzo trudne chwile w życiu. To jednak odnosi się także do ludzi, którzy szczęśliwi po uszy chcą o tym mówić i tu, i tam, i wszędzie. Generalnie człowiek, który przeżywa mocne doświadczenie emocjonalne będzie wracał do swojego tematu siłą ciężkości przeżywanych emocji.
Problem jednak z zasadą lejka jest taki, że nie pomaga to nikomu, ani mówiącemu, ani słuchającemu. Można wysłuchać 20 razy tego samego opowiadania o tym, jaki to on był brutalny, ale i tak za dwudziestym pierwszym razem boleć będzie tak samo i rozwiązania nie będzie. Jedynym sposobem na sprawę jest odcięcie się od sprawy. Wyciszenie na przymus. No chyba, że jakaś nowa super idea wyssie ciecz z lejka i zapobiegnie zasadzie ciążenia.
Dyskusja o Krzyżu na Krakowskim Przedmieściu weszła już dawno w fazę zasady lejka. Już znamy opinie nie dwóch stron, ale stu tysięcy Polaków. Już wałkowało się argumenty za, przeciw i całkiem nie na temat. Mali i wielcy mówili o krzyżu. I nic. Nic lanie po ścianach lejka nie dało. Co kto próbował w innej części górnej ściany lejka rozlewać swoje idee, skutek był podobny, czyli nie było skutku.
Podobny problem Polska przeżywała w latach dziewięćdziesiątych dyskutując o aborcji. Już do tego stopnia wszyscy byli znużeni dyskusją, że pojawiły się prośby, również ze strony hierarchów do księży, by nie mówić o aborcji w Kościele, bo ludzie byli już totalnie dyskusją zirytowani.
Niech chcę dyskutować o krzyżu. Chcę tylko podzielić się wrażeniem, że w tym momencie potrzebujemy spokoju, a nie kolejnych słów. Spokoju, który wyssie lanie wody po lejku i pozwoli kiedyś na mądrą dyskusję, dyskusję, którą obecne emocje czynią po prostu niemożliwą.
[post_title] => Zasada lejka [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1414-zasada-lejka [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:25:05 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:25:05 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1414-zasada-lejka/ [menu_order] => 3192 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [39] => WP_Post Object ( [ID] => 5254 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:23:18 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:23:18 [post_content] =>EksHom IX 2010
W ubiegły wtorek Radio Plus podało informację o świetlicy dla psów w Krakowie. Pani, która przekonywująco mówiła o tej inicjatywie wyjaśniała, iż ośrodek ma pomóc właścicielom, którzy nie mają czasu lub możliwości wychowywać i szkolić swoich psów. Zauważono bowiem, że przyjaciele człowieka nudzą się, gdy ich właścicieli nie ma w domu i z tego powodu nie do końca czują się usatysfakcjonowani ze swojego losu. Mają lęk separacyjny, są często młode, więc rozpiera je energia a kiedy są w starszym wieku potrzebują przecież troskliwej opieki. W świetlicy znudzony i nieszczęśliwy pies będzie miał całą gamę zajęć i to jeszcze pod fachową opieką: kurs bycia posłusznym, nabywanie umiejętności witania się z obcymi w czasie spaceru czyli psi savoir vivre, a nawet leżakowanie! Relaks. Dokształcanie. Poznawanie świata. Socjalizacja. Dzięki tym zajęciom dla psiaków właściciele ulubieńców wracając do domu będę mogli przywitać się ze szczęśliwym, wychowanym, zrelaksowanym i usatysfakcjonowanym ze swojego życia pupilem.
W ten sam wtorek portal gazeta.pl podał informacje, że na świecie co 6 sekund umiera dziecko. Z głodu.
Nie chodzi mi o tanie i płytkie zestawienie. Bo również dobrze można by z informacją o głodujących zestawić koszty kampanii wyborczych czy niektóre zabawki niektórych duchownych. Chodzi o pytanie czy czasem my za dużo nie robimy tego co „możemy” zamiast tego cośmy „powinni”?
Świetlica dla psów w Krakowie - zresztą nie jedyna w Polsce - i troska o to, by psiaki czuły się usatysfakcjonowane jest rzeczą dobrą sama w sobie: choćby nawet dlatego, że da pracę i chleb niejednej osobie, nie mówiąc już o tym ile zyskają zwierzęta. I nie chodzi tu o krytykę tej inicjatywy tylko o punkt wyjścia do refleksji: czy sam fakt, że mogę coś zrobić jest wystarczającym uzasadnieniem, aby się tego podjąć?
Trudno zarzucić mieszkańcom Ziemi, że nic nie robią, i naprawdę rzadko można spotkać ludzi totalnie bezczynnych. Począwszy jednak od Kościoła, poprzez organizacje polityczne i społeczne a skończywszy na przeciętnym dziecku łatwo zauważyć, że podejmuje się bardzo wiele inicjatyw, które może są i piękne i dobre, ale które są mniej potrzebne, mniej ważne, mniej cudowne i mniej ludzkie niż te, które nie tylko można, ale i powinno się zrobić.
Nie daleka od mądrości jest stara maksyma: w życiu ważne jest to cośmy powinni zrobić a nie to, co robić możemy.
[post_title] => Świetlica dla psów [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1413-swietlica-dla-psow [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:23:18 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:23:18 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1413-swietlica-dla-psow/ [menu_order] => 3193 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [40] => WP_Post Object ( [ID] => 5253 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 16:19:54 [post_date_gmt] => 2015-02-26 15:19:54 [post_content] =>EksHom IX 2010
Zacznijmy od karierowiczów.
W zeszłą sobotę odmawiając Jutrznię uderzyło mnie jedno zdanie:
Sprawiedliwy zakwitnie jak palma,
rozrośnie się jak cedr na Libanie. (Ps 92,13)
Raczej rzadko, i to nawet wśród dobrze zaawansowanych chrześcijan, można spotkać kogoś, kto chce być palmą. Również zaprzyjaźnieni bardziej z Pismem świętym, o ile szukają przyrodniczego zwerbalizowania swoich ideałów, najczęściej chcieliby być lwem, orłem, skałą czy twierdzą. A tu okazuje się, że Biblia trzy razy patrzy na palmę, jak na ideał: dwukrotnie porównując do palmy oblubienicę z Pieśni na Pieśniami (Pnp 7,8-9) i jeden raz zapisując dopiero co podany werset w Psalmie 92.
Psalmista nie bez powodu chce przedstawić życie sprawiedliwego jako kwitnącą palmę. W tym samym psalmie mówi on, że grzesznicy kwitną jak zieleń (Ps 92,8), a to znaczy, że ich sukces jest szybki, powszechny, łatwo widzialny i dostępny, można by rzecz nawet „strawny” dla wielu. Dlatego zapewne nie mało jest takich, którzy nie tylko im zazdroszczą, ale może by i sami chcieli być błyskawicznymi karierowiczami. Ale to tylko pułapka pozoru. Kto wie, czym jest palma, nie będzie nigdy marzył o byciu trawą...
Bo być palmą to nie byle jaki ideał. Być palmą to prawdziwa kariera! Palma dojrzewa co prawda dłużej niż trawa, ale za to nie usycha po jednym sezonie i może przeżyć 200 lat, o czym nawet najstarsze trawy nie mogą ani pomarzyć. Palma może dawać do 300 kg owoców z jednego drzewa i robić to nieprzerwanie przez 80 lat! Wysoka przeciętnie na 20 metrów patrzy z góry na każde zielsko a przechowując owoce w górnej swej części jest spokojna o to, że nikt je nie podepta, a nasyci się nimi tylko ten, który się natrudzi. Poza tym, palma wystrzeliwująca pionowo w stronę nieba pokazuje bezbłędnie, gdzie trzeba patrzeć, jeśli chce się prawdziwie owocować.
„Nie bój się być sprawiedliwym!” - mówi Psalm 92, no chyba, że nie chcesz być palmą.
[post_title] => Czy chcesz być palmą? [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1412-czy-chcesz-byc-palma [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 16:19:54 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 15:19:54 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1412-czy-chcesz-byc-palma/ [menu_order] => 3194 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [41] => WP_Post Object ( [ID] => 5252 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 15:04:02 [post_date_gmt] => 2015-02-26 14:04:02 [post_content] =>Ekspres Homiletyczny, XII 2010
Najwyższy czas, by przyszedł Jezus. To prawda. Czekamy na Boże Narodzenie. Czekamy na paruzję. Ale to znaczy, że również najwyższy czas, by skończyć z bylejakością.
Byłem na rekolekcjach w Warszawie. Zaskoczył tłum młodych ludzi. U św. Anny przychodziło codziennie ponad tysiąc osób. I nie tylko przychodziło, ale trwało na Mszy, nauce i celebracji od 2 do 3 godzin. W tym samym tygodniu mają miejsce rekolekcje na Uniwersytecie Warszawskim. Auditorium Maximum również wypełnione po brzegi. A przecież są jeszcze nauki adwentowe u Dominikanów, Jezuitów a także na niektórych uczelniach. Do tego dodajmy tysiące zwyczajnych parafii w całym kraju i setki rekolekcji zorganizowanych dla grup specjalnych. Dziesiątki tysięcy ludzi przychodzi, by posłuchać o Bogu nie w niedzielę, nie w Wielkim Poście, i są to ludzi wcale nie w podeszłym wieku.
Owszem, zaraz mógłby ktoś wyliczyć, jak mały jest to procent ludzi młodych. Mógłby się uskarżać na to, jak wielu nie chodzi w ogóle do kościoła. Ale może dajmy sobie już spokój z myśleniem, że w Polsce wszyscy muszą być wierzący. Może dajmy sobie już spokój z mentalnością firmy, która musi wyprodukować i zarobić koniecznie więcej. Może wyślijmy do diabła mentalność partii politycznej, która prędzej zmieni program niż pozwoli na utratę wpływów. I może zajmijmy się porządnie ludźmi, którzy naprawdę szukają Boga i wierzą nadal w Kościół.
„Kościół to nie jest centrum produkcyjne” - przypomina Benedykt XVI w swej ostatniej książce. Pomyślmy. Jan Chrzciciel nie przejmował się tym, że w stolicy miałby więcej słuchaczy, tylko uparcie głosił nawrócenie na pustyni Judzkiej. Jezus miał tylko 12 apostołów. Co prawda chodziły za Nim tłumy, ale On za tłumami nie chodził. A po trzech latach publicznej działalności, po Jego śmierci i zmartwychwstaniu, na zesłanie Ducha Świętego oczekiwało w Wieczerniku tylko 120 uczniów. Nigdzie w Ewangelii Jezus nie martwi się o ilość. Natomiast ciągle powtarza o Królestwie Bożym. Nie liczby, ale wierność Ewangelii jest sakramentem powołaniem.
Najwyższy czas, by postawić na jakość, czyli najwyższy czas na narodzenie Jezusa Chrystusa.
[post_title] => Najwyższy czas [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1411-najwyzszy-czas [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 15:04:02 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 14:04:02 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1411-najwyzszy-czas/ [menu_order] => 3195 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [42] => WP_Post Object ( [ID] => 5251 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 15:01:24 [post_date_gmt] => 2015-02-26 14:01:24 [post_content] =>Ekspres Homiletyczny, X 2010
Temat nie jest nowy, ale że w tym tygodniu zabolał bardziej, więc piszę.
Wtorek rano. Rozmowa z jednym z kandydatów na radnego powiatowego. „Proszę księdza, smutne jest to, że tylko może jakieś 20% ludzi w polityce jest uczciwych. Reszcie chodzi tylko o władzę. Potrafią wmówić, że czarne jest białe i nawet się przy tym nie zajękną. I ma nie tu żadnej różnicy, czy chodzi o lewą czy prawą stronę polityki.”
Wtorek przed południem. Jeden głos na antenie radiowej. Profesor. Nie pamiętam dokładniej: „Dziś ludziom nie chodzi o prawdę, ale o sukces. Prawda stała się pojęciem względnym. Jeśli komuś pomaga w osiągnięciu celu, to jest prawdą. I nie ma mowy o tak zwanej prawdzie obiektywnej.”
Piątek grudniowy. Rok 2009. Jeden z radnych miasta Krakowa: „Wiem, że powinienem zagłosować za projektem budżetu. Wszyscy wiedzą, że tak byłoby lepiej dla miasta. Ale zagłosowaliśmy na nie. Bo to nie nasz projekt. A poza tym była dyrektywa odgórna.”
Piątek rano. Rok może 30. Piłat do Jezusa: „Cóż to jest prawda?” (J 18,38).
Dzieje się coś dziwnego.
Z jednej strony nikt nie chce być oszukiwany. Tankując ropę, nie chcesz by to była woda. Idąc do dentysty, nie życzysz sobie wiercenia w brzuchu. Pisząc kolokwium, oburzasz się, gdy wykładowca nie policzy wszystkich punktów. Dostając wypłatę, sprawdzasz skrzętnie, czy jest „tak, jak powinno być”
A z drugiej strony jesteśmy robieni tak często w bambuko, że niektórym ludziom, instytucjom, mediom nie wierzymy po prostu z zasady. Co więcej, może i sami jesteśmy mistrzami uników, półprawdy, zaciemniania światła i udawania niewinnych.
I takim sposobem prawda zyskuje nową definicję – to co ja myślę, ja czuję, ja chcę i ja potrzebuję.
Nie wiem, czy tęsknota za obiektywną prawdą i zwykłą ludzką uczciwością nie balansuje na granicy naiwności. I nie chcę wierzyć infantylnie, że lokalna i międzynarodowa społeczność rozpocznie walkę z kombinatorstwem. Wiem tylko – tak myślę - że jeśli tęskniący za prawdą nie nauczą się krytycznego myślenia, to ich życie wykończy zanim się zorientują, że prawda to nie zawsze jest prawda.
[post_title] => Śmierć prawdy? [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1410-smierc-prawdy [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 15:01:24 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 14:01:24 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1410-smierc-prawdy/ [menu_order] => 3196 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [43] => WP_Post Object ( [ID] => 5249 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-23 18:28:50 [post_date_gmt] => 2015-02-23 17:28:50 [post_content] =>
Ekspres Homiletyczny, IV 2011
Nie ukrywam, że go lubię. Trudniej jednak mi sprecyzować za co. Może za kulturę, trochę za inteligencję, najwięcej za tak zwany ogólny poziom, czyli wystawanie ponad poziom.
Z Janem Marią Rokitą kojarzy mi się malutki obrazek z ingresu kard. Stanisława Dziwisza. Msza św. była sprawowana na Krakowskim Rynku. Wśród zaproszonych VIP-ów był i on. Ale nie wziął ze sobą biletu uprawniającego do sektora ludzi, którzy mieli łaskę być blisko ołtarza. Kleryk na bramce spełnił tylko swoje zadanie. Nie ma biletu, nie ma wejścia. Rokita pokornie uczestniczył w Mszy św. razem z tymi, którzy żadnych wejściówek nie mieli.
O Janie Marii Rokicie pomyślałem znowu dwa dni temu. I nie tylko dlatego, że go spotkałem na Plantach, ale dlatego że powiedział bardzo mądrą rzecz.
Dzięki Katarzynie Borkowskiej i „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł „Koniec ery politycznych singli”. I w nim dowiadujemy się rzeczy prostej a genialnej. Otóż przecinając wszelkie dywagacje na temat ewentualnego powrotu do polityki, mimo namów ze strony żony, sam zainteresowany napisał gazecie w e-mailu tak:
Pomny przestrogi danej Alcybiadesowi przez Sokratesa, iżby się doskonałością własnej duszy w końcu zajął, a nie ciągle tylko Atenami – temu właśnie staram się głównie poświęcać. Więc o czynnym udziale w walce politycznej nie myślę.
Natychmiast kojarzy się Jezusowe: „Cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?”(Łk 9,25).
Ilu ludziom przydałoby się wycofanie z polityki?
Ilu zrobiłoby najwięcej dla społeczeństwa, gdyby zamieszkało chociaż na chwilę na pustyni?
Ilu pokazałoby prawdziwsze oblicze Chrystusa w Kościele, gdyby je po prostu przestali pokazywać ?
Nie jest łatwo znaleźć balans między „ile dla siebie” a „ile dla innych”. Ale faktem jest, że kiedy człowiek ucieka od siebie do innych zamiast dawać siebie innym, wszystko psuje się na potęgę.
[post_title] => Zajmij się sobą [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1405-zajmij-sie-soba [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-23 18:28:50 [post_modified_gmt] => 2015-02-23 17:28:50 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/23/1405-zajmij-sie-soba/ [menu_order] => 3201 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [44] => WP_Post Object ( [ID] => 5248 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-23 10:59:18 [post_date_gmt] => 2015-02-23 09:59:18 [post_content] =>Ekspres Homiletyczny, X 2011
Już od dłuższego czasu intryguje mnie niekonsekwencja w konstruowaniu niektórych portali internetowych.
Na portalu gazeta.pl jest wiele zakładek. Jest Polska i polityka, jest miłość i seks, są nawet narty czy testy IQ. Nie brak również działu przetargi, koszykówka, bielizna czy horoskop. Trudno jednak znaleźć na głównej stronie dział „Kościół”.
Rzeczpospolita.pl ma 15 rzucających się w oczy zakładek. Jest miejsce dla prawa i stylu życia, dla nieruchomości i fotografii. Przeglądając całą główną stronę można od razy przejść do zwierząt, hobby, kosmosu, Niemiec czy Rosji. Ale na próżno szukać zakładki „wiara”.
To samo z onet.pl. Na głównej stronie można od razu przejść do motoryzacji, horoskopu, randki a nawet w świat bajek czy ofert tanich soczewek kontaktowych. Pociechą może być fakt, że po wejściu w zakładkę „Wiadomości”, wyświetli się nam T. Powszechny i religia.
Dlaczego mówię o niekonsekwencji? Po pierwsze dlatego, że nie ma dnia, żeby nie było na głównej stronie tych portali informacji o Kościele. I na pewno mówi się o nim częściej niż o zwierzętach czy soczewkach kontaktowych. W zeszłym tygodniu był nawet taki jeden dzień, kiedy z pięciu pierwszych informacji na Onet.pl, cztery dotyczyły bezpośrednio Kościoła.
Po drugie, nie rozumiem jak można tak ignorować rzeczywistość. Jeśli autorzy aspirują do opisywania rzeczywistości, to dlaczego nie biorą pod uwagę prostego faktu, że ponad 15 milionów Polaków chodzi co tydzień do Kościoła a jeszcze więcej od czasu do czasu? Jeżeli wiara, religia, Kościół jest tak normalnym i trwałym elementem naszego życia, to dlaczego redaktorzy boją się, wstydzą czy nie chcą dać temu proporcjonalnego miejsca w wirtualnym świecie? No właśnie, dlaczego?
[post_title] => Mała uwaga w/s portali [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1404-mala-uwaga-w-s-portali [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-23 10:59:18 [post_modified_gmt] => 2015-02-23 09:59:18 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/23/1404-mala-uwaga-w-s-portali/ [menu_order] => 3202 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [45] => WP_Post Object ( [ID] => 5247 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-22 18:00:32 [post_date_gmt] => 2015-02-22 17:00:32 [post_content] =>
Ekspres Homiletyczny, wrzesień 2011
Nie pamiętam czy chodziłem wtedy do podstawówki czy już do liceum. W każdym razie przypominam sobie jedno z kazań proboszcza w Maniowach. Powiedział tak: „Nieraz świeccy ludzie są bardziej porządni niż księża”. Nie mogłem uwierzyć. „To niemożliwe” – pomyślałem. Proboszcz miał już wtedy chyba siedemdziesiątkę i pracował w tej samej miejscowości 40 lat jako uznany autorytet. Ksiądz wikary też był porządny. Ludzi świeckich znałem bliżej, stąd wydawało mi się bluźnierstwem stwierdzenie, że ktoś może być świętszy do ludzi, których świętość jest prawie zawodem.
W zeszłą sobotą błogosławiłem u św. Anny ślub. Przed Mszą do zakrystii wszedł Przemysław Babiarz. Chciał powiedzieć, iż to on jest lektorem, który ma przeczytać lekcję . Czytając o nim ostatnio zagadnąłem: „Dzięki za świadectwo modlitwy za Nergala”. Na co on odpowiedział mniej więcej tak: „Osobiście staram się mówiąc o panu Darskim, nie używać pseudonimu, ale jego nazwiska”. No tak. A ja mówiąc czy nawet pisząc o panu Darskim cały czas trzymałem się uparcie słowa Nergal.
Wczoraj wróciłem z 49. Sympozjum Biblistów Polskich. Ponad 180 uczestników, w tym przeważająca ilość księży i jeszcze parę sióstr. Dosłownie na palcach można było policzyć świeckich biblistów - kobiet i mężczyzn. Oczywiście teoretycznie jesteśmy otwarci i przecież wierzymy nie tylko w tego samego Boga ale i w ten sam Kościół. Jednak należeć do grupy, w której jest się zdecydowaną mniejszością i to czasem mniejszością nie zawsze akceptowaną, to już wyraz odwagi, determinacji i świadomości swojego miejsca w życiu. Ciekawe ilu z nas duchownych należy do grup i stowarzyszeń, w których świeccy są zdecydowaną większością a my księża nie mamy prawie nic do gadania?
Trzecia lekcja w sprawie życia. Zaskakujące dla mnie było i jest świadectwo świeckich w walce o życie nienarodzonych. Zarówno inicjatywa obywatelska jak i dyskusje w publikacjach zasadniczo nie były prowadzone przez duchownych. Głos hierarchów Kościoła tak głośny w innych sprawach, tym razem zdawał się zawiesić w toczonej debacie. Pewno przesadą jest skojarzenie słów Pana: „Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą” (Łk 19,40). Ale coś w tym jest…
Wracając myślą do kazania ks. Antoniego Siudy, widzę jak czas robi swoje i dziś nie tylko podpisuję się obydwoma rękami pod jego tezą, ale dziękuję Bogu, że raz po raz dostaję od świeckich jakąś lekcję świętości.
[post_title] => Lekcje od świeckich [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1403-lekcje-od-swieckich [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-22 18:00:32 [post_modified_gmt] => 2015-02-22 17:00:32 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/22/1403-lekcje-od-swieckich/ [menu_order] => 3203 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [46] => WP_Post Object ( [ID] => 5245 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-22 10:24:43 [post_date_gmt] => 2015-02-22 09:24:43 [post_content] =>Ekspres Homiletyczny, wrzesień 2011
Myślę, że powinno się znieść zakaz obrażania uczuć religijnych. Bo przecież nie wiadomo co to są uczucia, kiedy są religijne a już całkiem wyprawą po złote runo jest określenie definicji „obrażania” (Iluż to uczniów obraziło się już w tym roku szkolnym za takie a nie inne oceny…)
Tak samo powinno się usunąć paragraf o zniesławianiu osób. Przecież nie wiadomo, czy nazwanie pana X „dobrym człowiekiem” nie jest o wiele większą krzywdą niż nazwanie go łajdakiem i łotrem. Każdy lekarz wie, że chorego można wyleczyć tylko przez właściwą diagnozę a nie przez wmawianie mu tryskającego zdrowia.
Podobnie z symbolami narodowymi. Bez sensu jest karanie gościa za podarcie flagi, kiedy niekaralni są ci, którzy rządząc załatwiają przy okazji nielegalnie interesy. No bo trzeba być chyba prapradziadkiem neandertalczyka, żeby wierzyć w większą szkodliwość rozrywanego materiału od defraudacji publicznych pieniędzy.
Zniesienie zakazu obrażania uczuć, osób i symboli oprócz wyeliminowania prawnych fikcji doprowadziłoby do kilku bardzo ważnych osiągnięć.
Po pierwsze umożliwiłoby rozkwit sztuki. Wiele obrazów jak i kawałków muzycznych mogłoby poszczycić się niespotykanymi dotąd motywami.
Po drugie wpłynęłoby na rozwój lingwistyki. W szczególności przyczyniłoby się do powstania nowych wulgaryzmów i wyrażeń niszczących człowieka.
Po trzecie zwiększyłoby to rozwój i sprzedaż sprzętu nagłaśniającego. Wielu byłoby zainteresowanych jak przekrzyczeć rozmówcę lub obrazić głośniej niż się było obrażonym.
Po czwarte dałoby impuls do rozwoju sprzęty militarnego kreując wiele nowych miejsc pracy. Otóż ludzie, którzy by nie umieli odpowiadać zniesławieniem na zniesławienie potrzebowaliby bardziej skutecznego narzędzia dyskusji niż język.
Po piąte preferowałoby życie zgodne z naturą. Kto silniejszy i sprytniejszy byłby zwycięzcą. Słabi i niezaradni byliby prędzej lub później pożarci. Skoro Pana Bóg pozwala istnieć zwierzętom, które pożerają zwierzęta, to dlaczego inaczej mieliby żyć ludzie? Taki styl można by nawet nazwać „antropologią agroturystyczną”.
W sprawie Nergala osobiście bardziej boli mnie fakt, że już od tygodnia nie czytałem Biblii niż to, że ktoś ją kiedyś podarł. Bardziej boli mnie to, że tysiące ludzi w Polsce targało w zeszłym tygodniu z nienawiści włosy swojej drugiej połówce, niż to, że Nergal potargał papier choćby ze świętym tekstem. Jednak szczerze przyznam, że chociaż proponowane wyżej zniesienie zakazu zniesławiania jest ironią i idiotyzmem, to na pewno nie większym, niż stwierdzenie, że podarcie Pisma Świętego nie ma związku ani z obrażaniem, ani uczuciami, ani nawet z religią.
[post_title] => Chyba o Nergalu [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1401-chyba-o-nergalu [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-22 10:24:43 [post_modified_gmt] => 2015-02-22 09:24:43 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/22/1401-chyba-o-nergalu/ [menu_order] => 3204 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [47] => WP_Post Object ( [ID] => 5244 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-21 21:06:43 [post_date_gmt] => 2015-02-21 20:06:43 [post_content] =>Ekspres Homiletyczny, czerwiec 2011
Nie wiem dlaczego na portalach onet.pl i gazeta.pl nie było wczoraj nic na temat Bożego Ciała. Przynajmniej na głównej stronie. Tak samo było w Środą Popielcową. Nie jestem pewien na 100%, bo nie sprawdzałem co godzinę, więc może pojawiła się odpowiednia notatka a potem szybko znikła. Ale przecież inne informacje nie ściągano przez cały dzień.
Z góry piszę, że nie jestem uprzedzony, ale w imię szczerości muszę przyznać, że coraz bardziej się uprzedzam. Nie rozumiem bowiem logiki redaktorów. Jeżeli pojawia się demonstracja, strajki, manifestacje czy nawet wychodzi parada równości, w których bierze udział mniej ludzi niż na procesji Bożego Ciała w Pcimiu, to się o tym pisze i trąbi. A jak kilkaset tysięcy a może i kilka milionów Polaków idzie ulicami każdego miasta i prawie każdej wsi, by zademonstrować wiarę w Boga, by powiedzieć: „Ludzie! Jest jeszcze inny świat! Ludzie. Są jeszcze inne wartości. Ludzie! Jest przecież Pan Bóg!”, to zero informacji.
Nikt nie przymusza dziennikarzy do wiary w Boga, tak jak - mam nadzieję - dziennikarze nie domagają się od nas akceptacji poglądów wszystkich pokazywanych manifestacji. Ale na miłość Boską, gdzie tu jest uczciwość informacyjna? Władze miasta nie wstydzą się wydawać pozwoleń na procesje Bożego Ciała. Policja zabezpiecza porządek, bo to ich robota. Prawo ustanawia dzień wolny od pracy, a dziennikarze nawet nie są w stanie poinformować, dlaczego 40 milionowy kraj nie idzie do roboty akurat w czwartek.
Ktoś może próbować ich bronić: „Proszę Księdza, ale przecież nie musi się pisać o tym, co normalne i oczywiste”. Pewno, że nie musi. Zgadzam się. Więc nie piszmy o morderstwach, trzęsieniach ziemi, powodziach, pedofilii, gwałtach i gejach. Były, są i będą. Piszmy może tylko o Palikocie. Bo tylko on jest niepowtarzalny.
[post_title] => Nie wiem [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1400-nie-wiem [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-21 21:06:43 [post_modified_gmt] => 2015-02-21 20:06:43 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/21/1400-nie-wiem/ [menu_order] => 3205 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [48] => WP_Post Object ( [ID] => 5243 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-20 22:00:00 [post_date_gmt] => 2015-02-20 21:00:00 [post_content] =>Ekspres Homiletyczny, listopad 2011
Manipulacja za bardzo nie szkodzi, kiedy się ją dostrzega, ale nawet dostrzegana potrafi bardzo boleć.
W zeszłym tygodniu byłem w Yad Vashem. W ramach pielgrzymki-rekolekcji kapłańskich w Ziemi Świętej byliśmy również w Instytucie Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu. Dwie rzeczy zasmuciły mnie po raz kolejny – zaraz przy wejście do muzeum znajduje się sekcja zatytułowana „Źródła antysemityzmu” a wśród nich trzy: chrześcijaństwo, antysemityzm współczesny i nazizm. Nie to boli, że sugeruje się, że źródłem antysemityzmu jest chrześcijaństwo. Boli, że źródła antysemityzmu dostrzega się tylko poza własnym narodem. Nie wyobrażam sobie, by Kościół i księża tłumaczyli, iż źródłem antyklerykalizmu jest tylko diabeł, ateiści i niedobry świat. To, że sami nieraz generujemy uprzedzenia jest tak oczywiste, że nie mówić o tym jest co najmniej żenadą.
Jeszcze bardzie zasmuciło mnie jednak pytanie „Dlaczego nie zbombardowano Auschwitz?”. Obok bowiem pytania widnieje zdjęcie Piusa XII razem z refleksją na temat kontrowersyjnej postawy papieża. Cel takiego zestawienia wydaje się być prosty: to papież jest współwinny tego, że Oświęcim nie został zbombardowany. I znowu. Pewno, gdyby zbombardowano Auschwitz wielu by podnosiło larum, jak można było zabić tylu więźniów. Ale jeszcze bardziej nielogicznym wydaje się, że w kontekście tego pytania mówi się o papieżu a nie o tych, którzy mieli czym zbombardować. Dlaczego nie pisze się o Anglikach czy Amerykanach? A skoro pisze się o rzekomo kontrowersyjnych zachowaniach papieża dlaczego nie ma mowy o kontrowersyjnych zachowaniach samych Izraelitów, nawet gdyby takowe zachowania były rzekome?
Pisząc o manipulacji przytoczę jeszcze dwa przykłady, bo naprawdę nie chodzi tu o Żydów, ale tylko o przykład. 2 listopada Gazeta Wyborcza umieściła tytuł „Ksiądz wykorzystywał upośledzoną dziewczynkę”. Artykuł opisuje zachowania proboszcza prawosławnej parafii . Po co zatem taki tytuł w kraju gdzie słowo ksiądz ma skojarzenie tylko z Kościołem Katolickim?
Podobnie 9 października. Wieczorem krakowska Gazeta Wyborcza rzuciła tytuł „Świadome złamanie ciszy wyborczej”. Artykuł zaczynał się od słów: „Księża w kościołach o wyborach milczeli, ale już w portalach katolickich udzieliła się im wyborcza gorączka.” Potem pisze o dwóch Wojciechach, o. Ziółkowi i mnie jak przykładach księży, którzy chociaż formalnie nie złamali ciszy na ambonach, nie mogli powstrzymać się od komentarzy politycznych. Po co zatem taki tytuł? Czy faktycznie złamali ciszę wyborczą? Po co w ogóle taki temat? Czy nie można było wtedy napisać o Dniu Papieskim albo o tych księżach, którzy przypominali na ambonach, żeby na głosowanie zabrać dowód osobisty? Przecież gdyby nie Kościół frekwencja byłaby zapewne niższa.
Dla mnie te i podobne przykłady to czysta manipulacja. Może ktoś będzie mówił, że to jest sztuka dziennikarska czy polityczna. Sztuka, która chce przyciągnąć uwagę czy zaostrzyć obraz, bo nie ostry nic nie przekaże. I znowu się nie zgodzę. Prawdziwy mistrz potrafi tak namalować rzeczywistość, że nie potrzebuje manipulacji, by stworzyć arcydzieło. A jeśli się mylę, to czekam, żeby te samą logikę polityczno-dziennikarską zastosować do swoich. Co szkodzi bowiem, żeby Yad Vaszem obok pytania „Dlaczego nie zbombardowano Auschwitz?” umieściło refleksję o kontrowersyjnych zachowaniach Żydów? Co szkodzi, żeby Wyborcza podała tytuł „Michnik wykorzystywał upośledzoną dziewczynkę” opisując jakiegoś mało znanego pana Michnika, który oszukał upośledzone dziecko? Co szkodzi, żeby tytułując „Świadome złamanie ciszy wyborczej” opisano zachowanie dziennikarzy Wyborczej piszących tak wiele o parlamentarnych wyborach?
Ból manipulacji ma podwójny wymiar. Po pierwsze wprowadza w błąd tych, którzy bezkrytycznie przyjmują wszystko. I chociaż przy szczypcie krytycyzmu łatwo ją uchwycić, to zapewne wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że rzeczywistość jest inna. Po drugie boli to, że manipulacja jest twarzą nastawienia. I to jest jej największe zagrożenie. Nastawienie bowiem wbrew pozorom jest największym argumentem w jakiejkolwiek dyskusji. I jeśli lansuje się nastawienie a nie rzeczowe argumenty nigdy nie dojdzie do prawdziwego dialogu. Bo co to za dialog deszczu z wiadrem, kiedy ono jest ustawione denkiem do góry?
[post_title] => Ból manipulacji [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1397-bol-manipulacji [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-20 22:00:00 [post_modified_gmt] => 2015-02-20 21:00:00 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/20/1397-bol-manipulacji/ [menu_order] => 3207 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [49] => WP_Post Object ( [ID] => 5242 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-20 21:49:08 [post_date_gmt] => 2015-02-20 20:49:08 [post_content] =>Ekspres Homiletyczny, październik 2011
W komentarzu do tekstu „90 lat czytania Starego Testamentu”, który ukazał się na łamach Gazety Wyborczej (19.10), jeden z internautów napisał tak:
„Jakich to ponadczasowych prawd mamy sie doszukiwać w tej księdze? Może mamy karać okrutna śmiercią za cudzołóstwo? A może mordować tych, którzy pracują w święta? Nie? To może zabijać swoje dzieci i składać je jako ofiary bóstwom? A może wydawać swoje córki na pastwę oszalałego z nienawiści tłumu, tylko po to, by uniknąć splądrowania mieszkania? Może szanowny pan klecha policzy ile morderstw i innych aktów okrucieństwa zawarto na kartach tej ''świętej księgi''.
To tylko jedna z wypływających coraz częściej opinii na temat okrucieństwa Biblii. Pozwolę sobie na cztery słowa obrony.
Po pierwsze, chociaż jeszcze nie dokonano kalkulacji, o której pisze komentator, to jestem święcie przekonany, że więcej morderstw i okrucieństw opisuje Gazeta Wyborcza niż Biblia. Oczywiście nie tylko. Prawie każda medium codziennie karmi ludzi drastycznymi obrazkami z XXI wieku. Nikomu to jakoś nie przeszkadza. Niektórzy nawet lubują się w horrorach.
Po drugie, życzyłbym krytykom Starego Testamentu, żeby byli mniej selektywni od natchnionych autorów. Ci opisywali okrucieństwa, ale również zostawili takie obrazki, które pokazują, że 3000 lat temu niektórzy byli nieraz o wiele bardziej na poziomie od współczesnego człowieka. O Rut, synowej z obcego kraju, mówi się, że była droższa dla teściowej Noemi od siedmiu synów (por. Rt 4,14-15). Elkana rozumiał, że skoro niepłodna żona Anna cierpi więcej, to trzeba ją więcej kochać (por. 1 Sm 1,5-8). A prawo nieraz nakazywało takie rzeczy, na które dzisiaj nie stać czasem nawet najlepszych: „Jeśli spotkasz wołu twego wroga albo jego osła błąkającego się, odprowadź je do niego. Jeśli ujrzysz, że osioł twego wroga upadł pod swoim ciężarem, nie ominiesz, ale razem z nim przyjdziesz mu z pomocą.” (Wj 23,4-5).
Po trzecie, może wreszcie krytycy uwierzyliby w ewolucję nie tylko małpy. Ludzkość się rozwija a Bóg objawia się tylko tyle, ile człowiek jest w stanie Boga dla swego rozwoju przyjąć. Oczywiście, że Bóg nie kazał mordować w Starym Testamencie. On prędzej własnego Syna straci niż ukarze innych. Bóg pozwolił tylko napisać ludziom, że to Bóg kazał zabijać, żebyśmy nie zapomnieli nigdy, że mogą się pojawiać się i dzisiaj tacy, którzy rzekomo w imieniu Boga będą zachęcać do wojny.
Po czwarte, Stary Testament jest po prostu życiowy. I gdyby nie było w nim okrucieństw i przypisywania Bogu idei, które nie są boskimi, księgi te byłyby dla nas tylko fikcją. Genialność Biblii polega na tym, że pokazuje jak w tej trudnej i okrutnej rzeczywistości odnaleźć coraz bardziej podobnego do Chrystusa Boga. Dlatego odrzucić Stary Testament nie jest żadnym znakiem postępu. Jest regresją do epoki kamienia łupanego, w której troglodyci się łupią bez nadziei na zbawczą pomoc Boga.
[post_title] => Jeszcze raz w obronie Starego Testamentu [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1395-jeszcze-raz-w-obronie-starego-testamentu [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-20 21:49:08 [post_modified_gmt] => 2015-02-20 20:49:08 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/20/1395-jeszcze-raz-w-obronie-starego-testamentu/ [menu_order] => 3208 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [50] => WP_Post Object ( [ID] => 5241 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-18 11:42:05 [post_date_gmt] => 2015-02-18 10:42:05 [post_content] =>Ekspres Homiletyczny, marzec 2011
Czy widzieliście kiedyś płaczącego księdza?
W zeszłą środę w kościołach całego świata można było usłyszeć słowa:
Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy. (Jl 2,17)
Kiedy płaczą kapłani?
Biblia mówi o kapłańskim płaczu czterokrotnie. Ten wspomniany w Środę Popielcową jest wyrazem dramatu wobec nieszczęścia całego narodu. Prorok Joel zapowiadając Dzień Pański, wzywa kapłanów. Mają mówić:
Przepuść, Panie, ludowi Twojemu i nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?
Kapłani płaczą z wszystkimi, bo naród przeżywa tragedię.
To nie jest pierwsze wezwanie Joela do kapłańskiego płaczu. W pierwszym rozdziale czytamy słowa:
Przepaszcie się i płaczcie, kapłani; narzekajcie, słudzy ołtarza, wejdźcie i nocujcie w worach, słudzy Boga mojego, bo zniknęła z domu Boga waszego ofiara pokarmowa i płynna.(Jl 1,13).
Klęska głodu spowodowana przez plagę szarańczy doprowadza kraj do takiego poziomu nędzy, że ustają nawet ofiary składane w świątyni.
Kapłani płaczą z powodu z powodu niemożności składania ofiar Bogu.
O płaczu kapłańskim wspomina także księga Ezdrasza:
Wielu starców spośród kapłanów, lewitów i naczelników rodów, którzy dawniej widzieli dom pierwszy, przy zakładaniu fundamentów tego domu na ich oczach płakało głośno (Ezd 3,12).
I znowu motyw świątyni. Zburzona w 586 roku przez Babilończyków, powstaje na nowo z gruzów po 70 latach. Wielu cieszyło się z tego. Ale najstarsi płakali. Czy ze wzruszenia, że dożyli tej uroczystej chwili? A może z żalu, że ta pierwsza, Salomonowa była po prostu piękniejsza.
Ostatni raz o kapłańskim płaczu mówi się w Pierwszej Księdze Machabejskiej. Otóż, Nikanor po przybyciu do Jerozolimy zagroził spaleniem świątyni, jeśli Juda Machabejczyk nie zostanie wydany w jego ręce.
Wtedy kapłani powrócili, stanęli przed ołtarzem i przed przybytkiem, zaczęli płakać i modlić się: «Ty sam wybrałeś tę świątynię, aby była poświęcona Twojemu Imieniu, aby była dla Twego ludu domem modlitwy i błagania. Dokonaj pomsty na tym człowieku i na jego wojsku. (1 Mch 7,36-37).
Kapłani płakali, bo świątynia była w najwyższym stopniu zagrożona.
Czy widzieliśmy kiedyś płaczącego księdza?
Czy modliliśmy się kiedyś o kapłański płacz?
Może to nie jest czas na te łzy.
A może trzeba jeszcze bardziej wrażliwych serc…
[post_title] => Kapłański płacz [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1393-kaplanski-placz [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-18 11:42:05 [post_modified_gmt] => 2015-02-18 10:42:05 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/18/1393-kaplanski-placz/ [menu_order] => 3209 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [51] => WP_Post Object ( [ID] => 5228 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-11 10:07:10 [post_date_gmt] => 2015-02-11 09:07:10 [post_content] =>
Ekspres Homiletyczny, październik 2010
Parę dni temu młoda studentka mówi tak: „Powiedziałem jednemu z księży, że nie jestem do końca przeciwna in vitro. A on wtedy do mnie: Jeżeli nie masz na ten temat takiego zdania jak Kościół, to jesteś poza Kościołem. Jesteś ekskomunikowana”.
Pozwólcie, że pomyślę.
Jeśli przyjmiemy zasadę, że ci, którzy nie zgadzają się z nauką Kościoła, powinni być ekskomunikowani, dochodzimy do następujących wniosków:
Jeśli biskup uważa, że alkoholik jest mniej wartościowym człowiekiem od biskupa, należy go ekskomunikować. Kościół bowiem głosi, że każdy człowiek jest tak samo godny i stanowi taką samą wartość.
Jeśli katecheta uważa, że papież odgrywa ważniejszą rolę w Kościele niż spierający się z katechetą nastolatek, należy go ekskomunikować. Kościół bowiem głosi, że jest Ciałem Chrystusa i że niezbędne są dla Ciała te członki, które uchodzą za słabsze (por. 1 Kor 12,22).
Jeśli kaznodzieja uważa, że Pan Bóg wysłuchuje każdej modlitwy (a tak słyszałem nawet w ostatnią niedzielę), należy go ekskomunikować, bo Kościół podaje za natchnioną Biblię, która wielokrotnie wspomina o modlitwach, których Bóg nigdy nie wysłucha (por. Iz 1,11-18; Jk 4,3).
Przykłady można mnożyć.
Ktoś jednak powie: „To nie chodzi o opinie przeciwne Kościołowi, ale o postępowanie. Dopiero wtedy można mówić o ekskomunice”. Tak? To idźmy tym tropem.
Jeśli przyjmiemy zasadę, że ci, którzy działają przeciwko nauce Kościoła, powinni być ekskomunikowani, dochodzimy do następujących wniosków:
Proboszcz, który nagadał na swojego wikarego przed biskupem a nie powiedział mu o tym wcześniej w cztery oczy, powinien być ekskomunikowany. Kościół bowiem przypomina: „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go najpierw w cztery oczy” (Mt 18,5).
Sąsiad, który nie pogodził się z sąsiadem a przyszedł na Mszę św. i przyjął Komunię, powinien być ekskomunikowany. Kościół bowiem przypomina: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!” (Mt 5,23-24).
Ksiądz, który zabrał pieniądze parafialne dla prywatnych celów i nie oddał ich z powrotem, powinien być ekskomunikowany. Kościół bowiem głosi, że nie można dać rozgrzeszenia złodziejowi, jeśli on może a nie chce oddać zabranego mienia.
Starsza kobieta, która chodzi codziennie do Kościoła a nienawidzi ludzi z przeciwnego obozu partyjnego, powinna być ekskomunikowana. Kościół bowiem głosi: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych” (Mt 5,44).
Przykłady można mnożyć.
Wiem, że ekskomunika jest terminem bardziej prawnym, ale może powinniśmy myśleć jednak bardziej ewangelicznie.
Przecież tak naprawdę wszyscy jesteśmy jedną nogą w Kościele i jedną poza nim. Myślimy w wielu sprawach zgodnie z nauką Kościoła, ale w paru myślimy inaczej. Żyjemy zazwyczaj zgodnie z nauką Kościoła, ale niekiedy inaczej. Tak jak święty Piotr. Nazwany opoką Kościoła (por. Mt 16,18), ale za pięć wersetów nazwany również szatanem (por. Mt 16,23).
Wszyscy jesteśmy jedną nogą w Kościele i jedną poza nim. Czy z tego wynika, że wszystkich należy ekskomunikować? Nie… Z tego wynika tylko, że kto jest bez winy, niech ekskomunikuje winnych.
[post_title] => Ekskomunikować wszystkich [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1367-ekskomunikowac-wszystkich [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-11 10:07:10 [post_modified_gmt] => 2015-02-11 09:07:10 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/11/1367-ekskomunikowac-wszystkich/ [menu_order] => 3226 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [52] => WP_Post Object ( [ID] => 5227 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-11 10:01:09 [post_date_gmt] => 2015-02-11 09:01:09 [post_content] =>Ekspres Homiletyczny, listopad 2011
Chyba powinienem się wstydzić tego, że jestem księdzem.
Czytając niektóre artykuły i komentarze a także słuchając ludzkiego gadania, wydaje się, że ksiądz to jest obciachowa figura społeczna. A już skandale duchownych i mocny trend antyklerykalizmu utwierdzają w tym przekonaniu jeszcze bardziej. Wbrew temu, chciałbym jednak niepokornie się przyznać, że jestem dumny z przynależności do tej grupy społecznej, która oprócz mniej lub bardziej znanych grzechów zapisała i pisze przepiękne karty w dziejach polskiego narodu.
Księdzem był kronikarz Jan Długosz i tłumacz Jakub Wujek. Księdzem był renesansowy poeta Biernat z Lublina i kaznodzieja Piotr Skarga. Księżmi były tęgie głowy polskiego oświecenia jak rektor KEN-u Hugo Kołłątaj czy pedagog Grzegorz Piramowicz. To samo Franciszek Salezy Jezierski i Stanisław Staszic. A biskup Ignacy Krasicki z bajkami i satyrą? A Antoni Mackiewicz inicjator powstania styczniowego na Litwie i dowódca jednego z partyzanckich oddziałów? Też księża. Jak i Józef Stolarczyk, pierwszy proboszcz Zakopanego i niezapomniany taternik.
A dziś? Czy naprawdę musimy się wstydzić, że w tej grupie społecznej byli tacy ludzie jak Stefan Wyszyński, Jerzy Popiełuszko, Karol Wojtyła, Józef Tischner czy Michał Heller? A Jan Twardowski, który biedronki podziwiał bardziej niż niejeden ekolog a wiersze pisał piękniejsze od wielu poetów? A co dopiero powiedzieć o tysiącach księży, którzy nieznani światu pomocni są ludziom: z oddziałów szpitalnych, organizacji charytatywnych, uwalniających kratek konfesjonału czy choćby dobrego słowa kiedy czas niedobry?
Nie wiem co takiego zrobiło polskie duchowieństwo, żeby za 1000 lat służby ojczyźnie i ludziom dostawać po głowie więcej niż chociażby polscy komuniści. Wiem tylko i o to proszę Boga, żebym nigdy nie przestał wstydzić się własnych grzechów ani nigdy nie dał sobie wmówić, że być polskim księdzem to jest jakiś obciach.
[post_title] => Być polskim księdzem – obciach? [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1366-byc-polskim-ksiedzem-obciach [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-11 10:01:09 [post_modified_gmt] => 2015-02-11 09:01:09 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/11/1366-byc-polskim-ksiedzem-obciach/ [menu_order] => 3227 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [53] => WP_Post Object ( [ID] => 5226 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-10 20:09:32 [post_date_gmt] => 2015-02-10 19:09:32 [post_content] =>Ekspres Homiletyczny, luty 2011
Był najlepszym wykładowcą w Seminarium. Tak to czułem zawsze. Wygrał nawet z Tischnerem. Nie pomogło, że Filozofa z Łopusznej poznałem dużo wcześniej, że ceniłem niezmiernie, że czytam go do dziś więcej i że poza Papieżem jest dla mnie największym autorytetem. Życińskiego po prostu uwielbiałem słuchać.
Śmierć arcybiskupa z Lublina zrodziła niejedną refleksję. Ja pozwolę sobie na pytanie o ideał profesora.
Co takiego było w metropolicie lubelskim? Nie wiem.
Przedmiot nudny jak szkoda gadać. Wykłady tuż przed obiadem. Sala zapełniona ludźmi. No i jeszcze to krakowskie powietrze, do którego ciężko się przyzwyczaić nie tylko góralowi. A jednak… Wciągał serce w trzeci świat Poppera. Malował w wyobraźni dyskusje na nowojorskim trawniku. Tłumaczył jak to jest ważne, żeby być intersubiektywnie komunikowalnym i intersubiektywnie kontrolowalnym. To był jedyny wykład, na którym parę razy łezka zakręciła się w oku i przychodziły takie chwile, kiedy w duszy modliłem się, żeby zajęcia jeszcze się nie skończyły, tylko żeby trwały… i trwały… Nigdy potem, ani w Rzymie ani w Jerozolimie nie spotykałem wykładowców takiej klasy.
Czy jednak to jest ideał profesora?
Prawie nic nie pamiętam z filozofii nauki. Nie nauczyłem się ani metody ani treści. Nie zacząłem czytać książek na ten temat. Poza piątką w indeksie i uznaniem dla profesora nie zostało chyba nic.
Czy to jest więc ideał profesora?
W podstawówce uczył mnie geografii pan Jan Krępa. Chodził z uczniami w góry. Nauczył zbierać punkty na górskie oznaki turystyczne. Przygotowywał na olimpiady i wychowywał zwycięzców. Ciągnął nas po konkursach krajoznawczych z wymiernymi efektami.
To od niego zaraziłem się górami. Dzięki fundamentom położonym przez niego mogłem w Liceum dostać się na ogólnopolską olimpiadę z geografii. To on zachęcił do kursu młodzieżowego organizatora turystyki.
Czy to jest ideał profesora?
W liceum uczył mnie polskiego pan Edward Bogacz. Przestałem się go bać dopiero chyba w maturalnej klasie. 16 wypracowań na rok to była norma. Jak klasa była grzeczna. Jak nie, to 18. Trzy zeszyty notatek po 100 stron na jeden rok. Z każdego omawianego utworu jakiś cytat na pamięć. Była nawet gimnastyka śródlekcyjna i zanoszenie w siatce zeszytów do mieszkania profesora! Ponad kilometr drogi. Standardem były oceny tak niskie, że nauczyliśmy się szybko dziękować Bogu za trójkę z plusem.
A przecież to on zaraził mnie literaturą. Nauczył warsztatu pisania i pierwszych kroków w retoryce. Wchodząc do księgarni gdziekolwiek na świecie, poznaję autorów i tytuły książek, z których sprawdziany były niemiłosierne, albo, które podane jako lektura uzupełniająca, pozostały w pamięci na zawsze jako marzenia czytelnika odłożone na przyszłość: Klub Pickwicka Dickensa czy Raj Utracony Miltona.
Czy to jest ideał profesora?
W Rzymie pisałem licencjat u Beutlera. O pracy rozmawialiśmy raz tylko. 15 minut. Zdecydowanie wybrał jeden z trzech zasugerowanych tematów. Polecił najlepszą metodę badań. Niecałe 70 stron napisało się w miesiąc. Pracę oddałem przez portiera jezuitów i do dziś jestem pod wrażeniem owej niesamowitej „współpracy” z promotorem. Już nie mówiąc, że na życzenia mailowe odpowiadał tego samego dnia.
Czy to jest ideał profesora?
Życiński był dla mnie najlepszym wykładowcą. Tak to czuję. Ale mieszając zadumę z modlitwą i refleksją nie mogę uciec od nurtującego pytania: Co to znaczy być wybitnym profesorem? Czy w tej materii istnieje tylko jeden skończony paradygmat? Czy bycie wybitnym jest symfoniczne jak prawda? A może to tylko iluzja subiektywnej percepcji?
[post_title] => Ideał profesora [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1364-ideal-profesora [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-10 20:09:32 [post_modified_gmt] => 2015-02-10 19:09:32 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/10/1364-ideal-profesora/ [menu_order] => 3228 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) ) [post_count] => 54 [current_post] => -1 [before_loop] => 1 [in_the_loop] => [post] => WP_Post Object ( [ID] => 5293 [post_author] => 4 [post_date] => 2015-02-26 18:14:58 [post_date_gmt] => 2015-02-26 17:14:58 [post_content] =>EksHom XII 2011
I znowu artykuł na temat wystąpienia z Kościoła. Tym razem Gazeta Wyborcza opowiada o Robercie Biniasie, który dokonawszy apostazji chciał usunąć swoje dane z ksiąg parafialnych. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych ponoć „zaniedbał swoje obowiązki”, bo zlekceważył zawiadomienie apostaty.
Najpierw spróbujmy zrozumieć pana Roberta. Jeśli rzeczywiście jest prawdą, że w księgach figuruje jako „pełnoprawny katolik” i brak tam jakiejkolwiek notatki, to niedobrze. Szkoda jednak, że w artykule nie wrzucono informacji, co mówi na ten temat proboszcz miejsca.
Po drugie, jeśli rzeczywistym problemem nie jest to, czy tam jakaś notatka jest, tylko to, że zainteresowany chce usunąć całkowicie informację o tym, że kiedykolwiek należał do Kościoła to musi bardzo nie lubić Kościoła. Kiedy bowiem drzemy zdjęcia na strzępy, kasujemy wszystkie smsy i maile czy wyrzucamy czyjejś ubrania z domu? Tylko wtedy jak kogoś nienawidzimy. Pan Robert nie lubi bardzo Kościoła. I to też trzeba zrozumieć.
Po trzecie, argumentacja za całkowitym usunięciem danych idzie po linii prawa obowiązującego w UE, które nie ogranicza jurysdykcji organu ds. danych osobowych wobec Kościołów. Pan Robert jest prawnikiem. I to też trzeba zrozumieć, chociaż byłoby dobrze gdyby zapoznał się jak to wygląda w Kościołach lokalnych całej Unii a nie narzekał tylko na Polskę.
Po czwarte, pan Robert wpisuje się w mentalność fotek cyfrowych, która chce za wszelką ceną mieć możliwość zrobienia zdjęcia jak również całkowitej jego likwidacji. Taka mentalność staje się dzisiaj powszechna. I to też trzeba zrozumieć.
A teraz spróbujmy zrozumieć drugą stronę.
Po pierwsze, nie wiadomo, czy pan Robert albo dziennikarze czegoś nie kręcą. Pierwsze zdania artykułu są bowiem co najmniej dziwne: „Śląski prawnik Robert Binias dziewięć lat temu dokonał apostazji i wystąpił z Kościoła katolickiego. Domaga się teraz usunięcia swoich danych z ksiąg parafialnych. - W roku 1992, od razu po tym, jak skończyłem 18 lat, wypisałem się z Kościoła”. Z tego by wynikało, że mamy teraz rok 2001.
Po drugie, to Kościół jest tutaj pokrzywdzoną stroną. Wolą rodziców było, żeby został Robert ochrzczony, a co z tym idzie, przyjął niezatarte znamię, był członkiem Kościoła, i został zapisany w parafialnych księgach. Rodzice zgodzili się na wszystkie te warunki publicznie i nawet obiecali, że zrobią wszystko, aby wychować dziecko w wierze. Kościół nie wytacza procesu przeciw rodzicom, oskarżając ich o mniej lub bardzie umyślne niedotrzymanie danego słowa. Kościół też chciałby może wymazać ból i smutek z powody apostazji a się nie da. Bo ból po stracie dziecka matkę zawsze boli.
Po trzecie, dlaczego tylko Kościół miałby zmieniać swoje zasady na temat danych osobowych jego członków? Czy w takim razie rozwodnicy mogą ubiegać się o anulowanie w urzędach UE jakichkolwiek danych na temat ich pierwszego małżeństwa? Czy absolwenci szkół mogą domagać się likwidacji danych na swój temat? Czy można usunąć w archiwach państwowych dane osobowe? A może by też wymagać od niektórych znajomych, żeby siłą nakazu zapomnieli o tym, że nas znali?
Rozumiem pragnienia apostatów. Ale niech oni też zrozumieją, że zmieniać można tylko przyszłość. Przeszłości nie da się całkowicie wymazać. I owszem, może to sprawiać ból, ale to nie jest wina Kościoła czy GIODO, tylko ból konsekwencji. Bo życie to nie jest pstrykanie cyfrowych fotek. A wiedzą to najlepiej abortowane dzieci, które też by chciały podjąć decyzję, kiedy skończą18 lat.
[post_title] => Zrozummy się nawzajem [post_excerpt] => [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1452-zrozummy-sie-nawzajem [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2015-02-26 18:14:58 [post_modified_gmt] => 2015-02-26 17:14:58 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2015/02/26/1452-zrozummy-sie-nawzajem/ [menu_order] => 3154 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [comment_count] => 0 [current_comment] => -1 [found_posts] => 54 [max_num_pages] => 1 [max_num_comment_pages] => 0 [is_single] => [is_preview] => [is_page] => [is_archive] => 1 [is_date] => [is_year] => [is_month] => [is_day] => [is_time] => [is_author] => [is_category] => 1 [is_tag] => [is_tax] => [is_search] => [is_feed] => [is_comment_feed] => [is_trackback] => [is_home] => [is_privacy_policy] => [is_404] => [is_embed] => [is_paged] => [is_admin] => [is_attachment] => [is_singular] => [is_robots] => [is_favicon] => [is_posts_page] => [is_post_type_archive] => [query_vars_hash:WP_Query:private] => 75a6921b88f0c49a1b4ca5122a31fbf6 [query_vars_changed:WP_Query:private] => 1 [thumbnails_cached] => [allow_query_attachment_by_filename:protected] => [stopwords:WP_Query:private] => [compat_fields:WP_Query:private] => Array ( [0] => query_vars_hash [1] => query_vars_changed ) [compat_methods:WP_Query:private] => Array ( [0] => init_query_flags [1] => parse_tax_query ) )