Menu Zamknij

Po co?

EksHom XI 2010

 

Nie chcę pisać, po jakich rozmowach zrodziła się ta refleksja. Nie mogę. Było ich kilka i nie wszystkie w minionym tygodniu. Zresztą nie chodzi tylko o te rozmowy. Klimaty w przestrzeni kościelnej, naukowej czy politycznej rodzą refleksję, a dokładniej pytanie o sens dyskutowania…

 

Po co właściwie dyskutować? Po co w ogóle rozmawiać? Po co poświęcać czas na mówienie o swoich racjach i słuchanie cudzych?

Można znaleźć przynajmniej cztery powody bezsensowności dyskusji.

 

1. Nie ma sensu dyskutować, kiedy chociaż jedna strona na argumenty reaguje emocjami. Człowiek, który nie jest w stanie argumentem odpowiedzieć na argument, nie jest stworzony do dyskusji, ale  do rewolucji.

 

2. Nie ma sensu dyskutować, kiedy chociaż jedna strona uważa, że nie może niczego nauczyć się od drugiej. Człowiek, który nie umie słuchać drugiego, powinien pisać monologi – rodzajem klasycznego monologu jest testament – ale nie spotykać się z innymi.

 

3. Nie ma sensu dyskutować, kiedy chociaż jedna strona zakłada, że celem nie jest dochodzenie wspólne do prawdy, ale obrona własnej pozycji. Człowiek, który chce się okopać z każdej strony i nie daj Boże nie ruszyć się ze swojego miejsca, powinien pamiętać po Wszystkich Świętych, gdzie się znajdują tacy, którzy nie mogą się poruszać.

 

4. Nie ma sensu dyskutować, kiedy chociaż jedna strona zakłada, że w dyskusji ważniejszy jest dyskutant niż sprawa. Człowiek, który stawia siebie czy kolegów ponad sprawę, powinien chodzić na kawę do kolegów, a nie pojawiać się w przestrzeniach, gdzie prawda ma wyzwalać człowieka a nie człowiek prawdę.

 

Po co więc dyskutować? Po co udawać, że nam chodzi o sprawę? Po co tracić czas i emocje na spotkania z ludźmi, którzy nie chcą być ludźmi?

„Nie jest dobrze, żeby człowiek był sam – powiedział Bóg – uczynię mu zatem odpowiednią pomoc”.

Gdyby Bóg nie chciał, byśmy byli dla siebie pomocą, Boskim darem w dochodzeniu do Prawdy, zakończyłby stworzenie na tym etapie, na którym w raju był tylko Adam i zwierzęta. Wszystkie pochodziłyby do niego, on czułby się jedyny i wyjątkowy, i może nawet by mu to odpowiadało, że żadne zwierzątko nie potrafi nie zgodzić się z jego jedynym ludzkim zdaniem.

Opublikowano w Ekspres Homiletyczny