EksHom III 2011
Ks. Edward Staniek, były rektor Krakowskiego Seminarium, podał kiedyś bardzo ciekawą wskazówkę: Jeśli znajdziecie się w nowej parafii albo w jakimś nowym miejscu, zapiszcie to, co uderzyło was na początku, co was niepokoi i co chcielibyście zmienić. Bo najprawdopodobniej po paru miesiącach już tego nie będziecie zauważać i zmarnujecie łaskę nowego spojrzenia, spojrzenia którym Pan Bóg czasem się posługuje, żeby coś zmienić.
Półtora roku temu wróciłem do Polski po ośmioletniej emigracji. Wiele spraw uderzyło mnie innością i nie wszystkie były łatwe. Powoli przyzwyczajam się do klimatu nad Wisłą. Zanim jednak pójdą do lamusa moje pierwsze wrażenia, chciałbym zapisać dekalog tych, które zabolały najbardziej.
1. Sposób traktowania ludzi – jeśli jesteś dla kogoś ważny czy potrzebny, to ci kadzą na każdym kroku, jak nie, to aż dziw bierze, jaką oni wyznają antropologię.
2. Mierność pastoralno-naukowa – robi się naprawdę bardzo dużo i organizuje jeszcze więcej, ale jakość jest konsekwentnie utrzymywana na generalnie niskim poziomie.
3. Przerost emocji nad argumentami – bardzo ciężko trafić na merytoryczną dyskusję zarówno o nauce jak i o Kościele. Dyskusje najczęściej ograniczają się do facebookowego „lubię / nie lubię”.
4. Priorytet kolegów nad prawdą – kiedy zaczyna się wypowiadać jakąkolwiek opinie, najczęstszą reakcją jest: „A to jesteś za nimi? A to jednak jesteś przeciw niemu?” Panuje jakaś niemoc wzbicia się ponad stadiony.
5. Zjawisko konia cyrkowego – nie za bardzo wiadomo, o co w ogóle nam chodzi, dokąd zmierzamy i gdzie idziemy? Sprawy raczej kręcą się w koło doraźnych zapotrzebowań a o wyciąganiu konsekwencji jako sposobu na ulepszenie, nie wolno nawet po kątach myśleć.
6. Sympozyjny związek populizmu ze znajomościami – na sympozjach naukowych ciężko jest usłyszeć coś odkrywczego. Wynika to m.in. z faktu, że nie zaprasza się specjalistów od danego tematu tylko od danej dziedziny a kluczem do zaproszeń nie jest znajomość tematu tylko znajomość organizatora. Przykładowo referat o Księdze Wyjścia wygłasza ktoś, kto nigdy nie napisał na ten temat żadnego artykułu, mimo że jest w Polsce kilku specjalistów, których można by zaprosić na jego miejsce.
7. Zjawisko auto-autorytetów – ludzie, którzy kompletnie nie są znani w światowej nauce sprawiają wrażenie tak ważnych, jakby nawet Pan Bóg wiedział, o czym pisali doktorat.
8. Nieumiejętność przedszkolaka – zdarza się, że ktoś coś zawali, albo się pomyli. Normalne. Jednak poza konfesjonałem szalenie ciężko usłyszeć słowo „przepraszam”.
9. Brak gospodarki zasobami ludzkimi – nie bierze się pod uwagę możliwości i zdolności ludzi. Zamiast długodystansowej i wszechstronnej polityki zasobami ludzkimi panuje potrzeba chwili.
10. Zabicie dechami – brak zainteresowania i otwarcia na inność. Nieraz wspominałem w rozmowach, że w czasie 8 lat studiów przebywałem czy pomagałem w ponad 20 parafiach czy placówkach duszpasterskich na terenie Włoch, Anglii, USA, Niemiec, Francji, Irlandii czy Izraela. Nikt, nigdy nie zapytał się „Jak oni tam pracują? Czego można od nich się nauczyć? Jak oni tam wykładają? Jak oni przekazują Ewangelię?”. Nikt nie wyraził najmniejszej chęci nauczenia się czegokolwiek od innych.
To tylko taki mały dekalog pierwszych wrażeń z powrotu do Polski. Do niektórych się przyzwyczajam a za inne się modlę, bym się z nimi nie pogodził do śmierci.
Wyprzedzając ewentualną krytykę mogę dodać, że Ojczyznę i Kościół kocham nad inne kraje i nad innych bogów, nie zamierzam się nigdzie przeprowadzać i nigdzie nie czuję się bardziej w domu jak tutaj. A na to, że miłość tego domu boli dziś mocniej niż przed wyjazdem, nic nie poradzę. Mam tylko nadzieję, że nie każdy mój ból jest oznaką mojej choroby.