EksHom XI 2011
Jesień kojarzy się z przemijaniem, schyłkiem, dochodzeniem do pewnego kresu. Listopad i odwiedziny grobów nawet powiedzą więcej: kojarzy się z umieraniem. Z tej racji chociaż nie zawsze umierają starsi, coraz częściej jesień zmusza mnie do myślenia na temat starości. A w tym zamyśleniu dwa słowa wracają jak bumerang.
Pierwsze to podziw. Podziw jaki budzą we mnie ci staruszkowie, którzy opanowani, z uśmiechem i gracją mądrości poruszają się po powierzchni ziemi. Widok sędziwej pary przytulonej do siebie i pozwalającej liściom opadać na ramiona czy trzymających się za coraz częściej trzęsące się ręce, to budzi we mnie podziw. Widok księdza, który przeżył 50 lat w służbie i ludziom, to budzi podziw. Nawet wtedy nie śmiem pytać o jakość. Podziw budzi sama wytrwałość.
Drugie słowo, które wraca to zdziwienie. Zdziwienie wobec tych starszych ludzi, którzy nie szanują młodych. Dziwi bowiem nie tylko to, że przez całe życie nie nauczyli się prawdy, o której mówi się nawet przed przedszkolem, prawdy o prymacie miłości. Dziwi jeszcze bardziej ignorancja podstawowego prawa historii, które mówi, że to młodsze pokolenie będzie pisało historię o starszym. Nawet jeśli ktoś dziś jest panem i despotą, nawet jeśli wydaje mu się że osiągnął wszystko w życiu a młodzi są nic nie warci, nawet jeśli wzbudza taki strach, że mało kto ośmiela mu zwrócić uwagę, to przecież z zegarem nie wygra. Z zegarem, który zawsze bije w stronę młodszego pokolenia. To ono napisze książki, artykuły i przekaże anegdoty o starszych, ale już bez lęku, bez uwikłań rodzinno-zawodowych, bez polityczno-kościelnej poprawności.
Może umrę nie doczekawszy jesieni. Ale jeśli Bóg pozwoli jej dożyć, już dziś się modlę, bym nie dziwił młodszego pokolenia.