Zamknijcie drzwi! Tak! Zamknijcie! drzwi własnego serca. Zostawcie na zewnątrz troski waszego życia. Wejdźcie do swojej izdebki, bo kiedy czas Wielkiego Postu wdziera się w tegoroczny rytm naszej pracy, kiedy przenikliwa melodia „Gorzkich żali” pociąga za struny naszego wnętrza, kiedy proch popiołu sypie się na głowy ku nawróceniu, stajemy przed Nim – przed krzyżem Jezusa z Nazaretu.
Czcigodny Księże Dziekanie a Proboszczu naszego Kościoła, wierni parafianie, pochylający się nad swoim wiekiem ludzie starszego pokolenia, szanowne matki i zapracowani ojcowie, umiłowana młodzieży, drodzy ministranci, kochane dzieci i wy wszyscy, którzy stoicie przed Męką Pana naszego Jezusa Chrystusa!
Na początek poprośmy Ducha Świętego o pomoc. Proszę Was o modlitwę za mnie, aby udzielił mi łaski jasnego tłumaczenia tajemnicy krzyża i prośmy za was o łaskę takiego rozumienia, które prowadzi do przemiany serca.
Będziemy wołać pieśnią:
Przyjdź Duchu Święty, przyjdź do naszych serc!
Przyjdź Duchu Święty, przyjdź Pocieszycielu!
Nienawidzą ich!…
Nie będziemy się uczył tych głupich lekcji!…
I ja mam jej wybaczyć?!…
Już nie mogę wytrzymać z moim mężem!…
Proszę Księdza! Ile łez kosztuje mnie najstarszy syn!…
Jak mógł to zrobić najlepszej przyjaciółce!…
Gdyby Bóg kochał, nie dopuściłby do tego!…
Bracia i siostry! Nie rozumiemy cierpienia!
Bracia i siostry! Uciekamy przed cierpieniem
Budda i Kierkegaard, Schopenhauer i J.P. Sartre, mędrcy tego świata i Biblia, Jan Paweł II i Matka Teresa z Kalkuty, O. Jan Beyzym z trędowatymi Madagaskaru i pielęgniarki oddziałów intensywnej terapii, setki uniwersyteckich uczonych i miliony mieszkańców ziemi, pytało o cierpienie, mówiło o cierpieniu, dotykało cierpienia, uciekało przed cierpieniem, wierzyło w cierpienie.
Bracia! Zajmiemy się cierpieniem.
Odwróćmy się. Zobaczmy historię ludzkości. Oto:
- wykorzystywani robotnicy bajecznych piramid egipskich,
- niewolnicy starożytności zamęczeni nieludzką pracą,
- chrześcijanie katowani z powodu swej wiary,
- miliony murzynów wykorzystywanych na plantacjach obu Ameryk,
- setki tysięcy umierających na nieuleczalną ongiś malarię, dobijanych przez AIDS,
- urodzonych z deformacją ciała,
- niewidomych,
- głuchych,
- trędowatych,
- rzucających się z dziesiątego piętra samobójców,
- niezliczone zastępy zamordowanych w obozach koncentracyjnych i łagrach,
- przerobionych na mydło,
- wyzutych z ostatnich odrobin ludzkości,
- maltretowanych w budynkach Gestapo, NKWD i SB,
- podejrzanych o działalność wywrotową,
- zatopionych z nienawiści na wzór Księdza Popiełuszki,
- tysiące dzieci niechcianych przez rodziców,
- odrzuconych przez kolegów ze szkolnej ławy,
- samotni staruszkowie bez sił do życia,
- wypłakane niemowlęta Afryki z brzuchami wołającymi o chleb,
- cierpiący w szpitalach i na brukach ulicznych,
- cierpiący od trzęsień ziemi, pożarów, powodzi i gwałtownych wichrów, od kataklizmów wszelkiej maści,
- 127 milionów zamordowanych przez Komunistyczny Związek Radziecki
- i miliardy ludzi, którzy już odeszli z tego świata w mniej lub bardziej dobrowolny sposób z ogromnym balastem przeżytego cierpienia, chorób i niewypowiedzianego w słowach bólu.
I to jeszcze nie wszystko. Oto bowiem kłopoty o pracę, o szkołę, o mieszkanie, troska o dzieci, o jedzenie, o zdrowie, niezrozumienie w szkole, odrzucenie w pracy, nieustające kłótnie z rodzicami, tragedia alkoholików i narkomanów, zaciągniętych przez sekty, niezrealizowane plany, samotność wśród tłumu. Co jeszcze? Czy to wystarczy, aby powiedzieć, że temat cierpienia dotyczy także Was – drogich słuchaczy pasyjnego kazania?
Jeżeli cierpienie nie jest wam obce powiedzcie teraz – „Amen”.
To nie koniec kazania. To jest pierwsza prawda o cierpieniu. Życie niesie krzyż. Ale to nie koniec, bo byśmy wpadli w pesymizm.
Jak więc w takim świecie żyć? Kogo się zapytamy? Buddę, który ucieka od cierpienia? Filozofów, których ogarnia pesymizm? Samobójców, których droga z 10 piętra w dół jest jedyną odpowiedzią na prawdę o cierpieniu? Kogo się zapytamy? Tych, co dokonują eutanazji, żeby sobie i innym nie komplikować życia? Tych, co rodziców chcieliby odsunąć do domów starości? Tych, co zabiją nienarodzone dziecko, by później być męczonym przez dramat sumienia w długi życiowe noce? Kogo się zapytamy, jak żyć w świecie cierpienia? Do kogóż pójdziemy? Kto ma słowa życia wiecznego?
Chryste!? Ty przecież także żyłeś w świecie cierpienia, latach okupacji rzymskiej, nienawiści faryzeuszów, walki o prawdę, w świecie zdrady Judasza. Chryste! Powiedz nam, jak w takim razie patrzeć na krzyż? jak przed nim stanąć? jak się doń przygotować? jak nie pobłądzić w tragicznych ścieżkach ludzkich dramatów? Pytamy Ciebie, bo do kogóż pójdziemy?! Tylko Ty masz słowa życia wiecznego!
Umiłowani! Będziemy słuchać zatem słów Jezusa. Dziś z Ewangelii według św. Mateusza
(odczytanie Mt 16, 21 – 23)
Jezus mówi swym uczniom, że musi udać się do Jerozolimy i wiele cierpieć a nawet zostać zabity. Reakcja ze strony uczniów jest gwałtowna. Nie rozumieją cierpienia. Co więcej, Piotr robi wyrzuty Chrystusowi. Jakże to może być, by cierpiał Ten, który cuda czynił i jakże może być zabity Ten, co wskrzeszał innych z martwych?! Nie mieści się w głowach wybranych uczniów tak bolesna przyszłość ich Mistrza. Człowiek tak chce odsunąć od siebie cierpienie, tak nie chce zgodzić się na krzyż, iż uważa, że ideał doskonałości to życie bez cierpień.
Żeby tylko nic mu się nie stało!
Niech Pan Bóg broni, aby on cierpiał!
Tak się strasznie boję o niego!
Nie pozwólcie mu tego robić, bo się skaleczy lub zadraśnie palec!
Nie można wymagać, bo dziecko się boi!
Nie można zmuszać, bo płacze!
Bzdura! Fałszywe myślenie zachodnich cywilizacji, szatańskie kłamstwo. Tak właśnie! Tak! – szatańskie kłamstwo, bo inaczej by Jezus nie nazwał Piotra szatanem. A jeśli tak mocno odzywa się nasz Pan do Piotra, to dlatego, że sprawa ta leży mu głęboko na sercu. Nigdy do nikogo Jezus nie powiedział „szatanie” – tylko do Piotra i tylko wtedy, kiedy nie rozumiał cierpienia. A wydawałoby się, że Piotr ma rację, przecież chciał dobrze po ludzku myśląc. Tak, po ludzku, ale nie po Bożemu.
Słyszeliśmy słowo: „Syn człowieczy musi iść do Jerozolimy”. Ewangelia pisana jest po grecku. Tam gdzie mamy słowo „musi”, albo „trzeba” są trzy litery składające się na wyraz DEI – Kiedy wybuchała wojna, Grecy mówili – dei – trzeba walczyć. Kiedy kobieta urodziła dziecko, mówiła – dei – trzeba nakarmić i wychować. Kiedy wiosna zachęcała ciepłą pogodą – Grecy mówili – dei – trzeba do pola. Dei – tak trzeba, bo tak jest dobrze.
Jezus mówi – dei – trzeba cierpieć.
I to jest druga prawda o cierpieniu…
Powie ktoś. Jezusowi było łatwiej. Bo nie tylko cierpiał, ale przewidywał je. Jezus zdawał sobie sprawę, iż faryzeusze chcieli Go zabić, bo czynił cuda w szabat. Chcieli Go ukamienować, gdy powiedział o radości Abrahama z ujrzenia Jezusa, wysłali strażników, żeby Go pojmać i uczonych w Piśmie, by go w mowie podchwycić. Z przeróżnych stron wyglądało cierpienie wyciągając swe ręce po Zbawiciela. A On do ostatnich chwil przed pojmaniem zdawał sobie sprawę z tego, co Go czego. Dlatego też powiedział, iż jeden z uczniów Go zdradzi i pocił się krwawym potem w Ogrójcu na myśl o tym, co Go czeka,
Jezus był świadomy swej męki… A my co? Skąd wiemy, ze będziemy cierpieć? Że jutro będzie wypadek, że choroba, że bezrobocie. Skąd my możemy wiedzieć, nie tylko, że mamy cierpieć, ale nawet, że musimy?
Zapytajmy Jezusa. Oto Jezus mówi:
„Błogosławieni jesteście, gdy cierpicie prześladowanie, i gdy ludzie wam urągają.
Jezus mówi:
„Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować /…/ Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna”.
Jezus mówi:
„Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz”.
Jezus mówi:
„Wydadzą was na udrękę i będą zabijać, i będziecie w nienawiści u wszystkich narodów z powodu mego imienia”.
Jezus mówi:
„Jeżeli Mnie prześladowali, to i was prześladować będą”.
A wreszcie wypowiada te niezapomniane słowa o krzyżu:
„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”
Umiłowani!
To są mocne słowa Jezusa. Jeżeli Jezus, Bóg-człowiek cierpiał, jeżeli cierpieli Jego uczniowie, jeżeli jedenastu apostołów umarło śmiercią męczeńską, jeżeli tysiące chrześcijan cierpiało przez tyle wieków, to nie łudźmy się, że nas minie cierpienie i ból, i krzyż.
Przewidywać krzyż – to trzecia prawda o cierpieniu. Czuwajcie! – mówi Jezus, bo nie znacie dnia ani godziny. Czuwajcie!
Nie ma nikogo w tej kaplicy, kto by od tej chwili aż do swej śmierci nie doświadczył cierpienia. Bądźmy gotowi na wszystko.
Umiłowani w Chrystusie Panu!
Będąc przeświadczeni o tym, iż krzyż jest sprawą codzienną, że trzeba go wziąć, że możemy go przewidzieć, ufajmy mocno Bogu, iż pomoże go nam przyjąć godziwie. Niech siła i wiara w moc modlitwy, w stale obecnego przy nas Boga, spokojne oczekiwanie każdego przychodzącego dnia, solidne wypełnianie naszych obowiązków, wreszcie pełne i częste uczestnictwo we Mszy świętej doda nam pokoju serca, aby żadne teraźniejsze czy przyszłe cierpienie nie odwiodło nas ani od wiary, ani od pełnego przeżywania życia na tym świecie.
Dość na początek. Trudne to kazanie, ale bez tego nie ruszymy ani o krok. Nie byłoby męki ani zmartwychwstania Jezusa, gdyby nie było świadomości, że cierpienie jest, że trzeba je przyjąć a skoro tak, to można się przygotować. I 33 lata Jezusa to nic innego, tylko czas przygotowania do starcia z największą tajemnicą świata – cierpieniem.
W najbliższą niedzielę wejdziemy do Ogrodu Oliwnego. Tam będziemy rozważać jak Pan nasz Jezus Chrystus cierpiał decydując się na Mękę w Modlitwie wieczoru Getsemani i jak my mamy stanąć przed cierpieniem wiary, kryzysem religijności, niechęci, oschłości w modlitwie i wypełnieniu woli Bożej.
Na dzisiejsze zakończenie niech starczą nam słowa ks. Jana Twardowskiego, jakie wkłada on w usta krzyża:
„Chcesz mnie zrzucić
zobaczysz, że ciężej beze mnie”
Amen.