Maniowy, 6.05.2018
Czcigodni Księża Biskupi,
Szanowni kapłani,
Drogie rodzeństwo i rodzino zmarłego,
Przyjaciele, parafianie, bracia i siostry.
1 maja zmarł ks. Tadeusz Dybeł, urodzony prawie 62 lata temu, rodem z Wiśniowej, ksiądz od roku 1982. Wikariusz w Igołomii, Żywcu i Krakowie u Brata Alberta. Od 24 lat proboszcz w Maniowach, kanonik, katecheta, dziekan Dekanatu Niedzickiego.
Prosił, żeby na pogrzebie nie mówić o nim. Żeby mówić o Chrystusie, o tajemnicy śmierci i zmartwychwstania. Dlatego pozwoli ksiądz proboszcz, że stojąc nad księdza trumną, jeszcze raz spróbujemy zobaczyć w księdzu Chrystusa, zobaczyć tajemnicę tego, co umarło i tego, co na pewno żyć będzie.
1. Umarł kapłan kapłanów
Jezus w dzisiejszej Ewangelii mówi do swoich uczniów: ”Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego”.
Byli tacy, którzy należeli do tłumu. Jezus mówił do nich wiele i wiele poświęcał im czasu. Byli uczniowie, siedemdziesięciu dwóch na pewno, a może i więcej. Z tymi Jezus był jeszcze bliżej. Ale najwięcej serca oddał dwunastu apostołom. Nazwał ich nawet przyjaciółmi.
Ks. Tadeusz robił wiele dla różnych ludzi, miał też wielu znajomych wiernych świeckich, ale najwięcej serca oddał dla księży. Czy to dlatego, że pochodził z rodziny Bajerów, która dała Kościołowi kilku dobrych kapłanów? Czy dlatego, że miał brata księdza? Nie wiem. Wiem, że nie znałem bardziej kapłańskiego księdza od proboszcza z Maniów. Troska o kapłanów chorych, odwiedziny i myślenie o intencjach, pilnowanie ponad 50 spotkań kapłańskich na rok w dekanacie, niezliczone spotkania indywidualne, plebania otwarta nie tylko na nocleg, i nawet taki mały szczegół, żeby prosić zawsze księdza gościa o przewodniczenie Mszy św. Może się mylę, ale nigdy w prawie siedmiowiekowej historii Maniów w takim krótkim czasie nie było tylu księży na plebanii i przy ołtarzu, co w ostatnich 24 latach.
Umarł najbardziej kapłański ksiądz. Ale dzięki niemu zmartwychwstało w nas przekonanie, że my, księża, najpierw musimy zadbać nawzajem o samych siebie. Nie dlatego, żeby się zamykać na ludzi. Ale tak jak tylko szczęśliwa rodzina będzie dobra dla sąsiadów i gości, tak księża, którzy są ludźmi dla samych siebie, będą i ludźmi dla wszystkich.
2. Umarł kapłan radości
Jezus mówi w Ewangelii: „To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.” Jezus nie chce, by uczniowie byli smutni. Jezus chce, żeby tej radości była cała pełnia.
Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że radość, uśmiech, żarty i kawały to był więcej niż chleb powszedni ks. Dybła. To był czysty talent. No może czasami nie całkiem czysty. Moja mama już po roku powiedziała, że proboszczowi wierzy tylko jak mówi z ambony, bo inaczej to nigdy nic nie wiadomo.
Była pielgrzymka do Lichenia, kiedy babcie prosiły, żeby skończyć różaniec, bo całą drogę szły opowieści o policjantach, blondynkach i góralach.
Był stały dialog: Gdzie ksiądz proboszcz jedzie na wakacje? - Mama nie wie, biskup nie wie, a ty chciałbyś wiedzieć? Była i prośba powizytacyjna bpa Małysiaka, żeby anegdoty spisywał.
Było u nowego metropolity o naszym dekanacie: mamy 10 parafii rzymskokatolickich i 3 zakonne.
I nie na studiach w Rzymie ani w Jerozolimie, ale tu się dowiedziałem, dlaczego w Kanie Galilejskiej zabrakło wina – bo był obecny cały episkopat.
Ale to nie tylko żarty. To styl życia człowieka, który jak dziecko cieszył się, kiedy wygrał w tysiąca.
Umarł kapłan, co się umiał cieszyć, ale dzięki niemu zmartwychwstał w nas ten sam cel, który postawił uczniom Jezus: „aby radość wasza była pełna”. Dzięki niemu zmartwychwstało w nas przekonanie, że odpoczynek i radość to nie luksus nielicznych, ale konieczność każdej zdrowej duszy.
3. Umarł kapłan miłości konkretnej
Św. Jan pisze dzisiaj w Liście: „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu.” Bóg kocha najbardziej, dlatego Bóg najwięcej daje. I to daje konkretnie – swego Jednorodzonego Syna.
Ks. Proboszcz nie dorobił się majątku. Lata jeździł maluchem. Szczytem była Corsa. Ani domu ani mieszkania. A przecież nie przepił ani nie przepalił. Rozdał. Czy był u kogokolwiek, żeby nic nie przyniósł ze sobą? Czy nie pomagał mi kiedy byłem na studiach? Czy skąpił na Ukrainę lub dla potrzebujących? Czy nie włożył swoich pieniędzy na parafię? I to jest właśnie miłość. I to miłość konkretna.
Umarł kapłan miłości konkretnej, ale dzięki niemi zmartwychwstała w nas ta bardzo podstawowa prawda, że człowiek kocha drugiego tyle, ile jest w stanie drugiemu dać, a nie ile może od drugiego wziąć.
4. Umarł kapłan cierpienia
Jezus mówi: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.” Dać życie to dla drugiego cierpieć. Dać życie, to dla drugiego umrzeć.
Nowotwór to był krzyż ostatnich miesięcy, ale przecież ks. Kanonik zmagał się z chorobami już od wielu lat. Do tego ten kapłański ból, bo ludzie, bo księża, bo kuria. Bóg wie, ile w tym było zwykłej biologii a ile psychiki, które nie chciała się zgodzić na to co złe. To co chyba najwymowniejsze i najbardziej piękne to obecność bliskich, którzy przez lata - a zwłaszcza w ostatnich miesiącach - byli blisko na jego krzyżowej drodze. Siostra Ania i ksiądz Krzysztof, rodzina i znajomi, modlitwy i troska parafian pozostaną na zawsze przykładem, że cierpienie jednego człowieka może wyzwalać w innych wielką miłość.
Umarł kapłan dźwigający krzyż, ale dzięki niemi zmartwychwstało w nas pytanie o to, czy my naprawdę jesteśmy z tymi, którzy cierpią w naszych domach, czy my wierzymy w to, że w cierpieniu najbardziej pomocny jest nie tyle brak bólu, co pomocna jest miłość?
5. Umarł kapłan stanowczy
Jezus mówi dzisiaj: „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości”. Gdyby Jezus nie zachował przykazań Ojca, to by nie trwał. Jeśli my będziemy łamać przykazania Jezusa, nie będzie trwałej miłości. Bo jak są zasady, to są skutki.
Ksiądz Dziekan na obrazku prymicyjnym wypisał: „Trzeba słuchać Boga bardziej niż ludzi”. I On te słowa powtarzał często. „Trzeba słuchać Boga bardziej niż ludzi”. Miał swoje zasady. Konsekwentne. Nie zawsze się podobały. Ale zawsze miały jeden cel, żeby wychować ludzi na lepszych katolików. Nie upartość, nie ciasnota, nie brak elastyczności, ale najgłębiej pojęta troska o ludzi kazała mu postępować tak a nie inaczej
Umarł kapłan stanowczy, ale dzięki niemu zmartwychwstało w nas to, o czym prawie zapomniało całe pokolenie rodziców i księży: nie ma miłości bez wymagań. Nie ma trwałej miłości bez stanowczej konsekwencji. Dziś, kiedy patrzymy na Maniowy, na ludzi, którzy się smucą i modlą, zmartwychwstaje w nas przekonanie, że prawdziwa miłość polega na tym, żeby dać ludziom, to co jest dla nich dobre, a nie to co ludzie zawsze od nas chcą.
6. Umarł kapłan spraw najważniejszych
Jezus mówi dzisiaj: „Trwajcie w miłości mojej”. Tyle razy już o tym mówił. Nic nowego. I nawet nic szokującego. A przecież nie ma nic ważniejszego od miłości.
Ks. Proboszcz nie był księdzem od fajerwerków. Nie wymyślał cudów, żeby zaistnieć w Internecie. Nie szukał nowinek duszpasterskich, żeby pochwalić się przed innymi. Chociaż zrobił wiele w Maniowach, był absolutnie wierny sprawom najważniejszym: Eucharystia, nabożeństwa, spowiedź, chorzy, religia w szkole i katechezy środowe o całym katechizmie, anioł Pański o 12.00 i brewiarz, różaniec w podróży, kancelaria i ludzkie spotkania. Nie uległ pokusie, żeby lata tracić na szukaniu tego, co dla ludzi mogłoby być dobre, zaniedbując przy tym, to co dobre na pewno już jest.
Umarł kapłan spraw najważniejszych, ale dzięki niemu zmartwychwstała w nas fundamentalna zasada: „Wytrwajcie w miłości mojej”. Wierność temu co najważniejsze a nie mnożenie tego, co niepewne jest najpewniejszą drogą.
Księże Tadeuszu, Proboszczu, Dziekanie.
Kapłan to alter Chrystus. Kapłan to drugi Chrystus. Za to, że w Tobie Chrystus był dla kapłanów, że był Chrystusem radości, za to że ten Chrystus kochał, że był Chrystusem dźwigającym zbawczy krzyż, za to, że jak Chrystus nie bał się powiedzieć i twardych słów i za to, że przede wszystkim pokazywał Boga, Bogu i Tobie niech będą dzięki. A cokolwiek nie było Chrystusowe, niech Pan oczyści swoim miłosierdziem, a my ze swej strony będziemy modlić się od serca i do skutku, to jest dotąd, aż będziesz cieszył się życiem wiecznym w niebie.
Zanim powiemy „Amen”, szczerze trzeba jeszcze powiedzieć jedno: Będzie Cię brakowało. Będzie Cię naprawdę brakowało bardzo.
Amen.
[post_title] => Pogrzeb Proboszcza [post_excerpt] => Homilia w czasie importy ks. kan. Tadeusza Dybła [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 2334-pogrzeb-proboszcza [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2018-05-09 10:55:10 [post_modified_gmt] => 2018-05-09 08:55:10 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2018/05/09/2334-pogrzeb-proboszcza/ [menu_order] => 2288 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [1] => WP_Post Object ( [ID] => 5080 [post_author] => 4 [post_date] => 2014-03-31 20:22:29 [post_date_gmt] => 2014-03-31 18:22:29 [post_content] =>
Mizerna 31.03.2014
Pogrzeb Pasterza
Kazanie na pogrzebie ks. Mieczysława Zonia (1929-2014)
Kie pudziemy z tela, to nos bedzie skoda
Po górach, dolinach płakać bedzie woda.
Ekscelencjo, szanowni księża,
droga rodzino,
przyjaciele, znajomi,
mieszkańcy Mizernej
i tych miejsc, gdzie pasterzował ks. Mieczysław Zoń.
Odszedł Pasterz…
Urodzony w roku 1929. Góral z Dębna. Uczeń nowotarskiego gimnazjum – dzisiejszego liceum. Kolega z klasy i z pierwszych lat seminaryjnych Tischnera. Potem benedyktyn. I to taki co umiał grekę, stąd się przydał w redakcji Biblii Tysiąclecia. Potem ksiądz diecezjalny. Proboszcz w Kacwinie i Rogoźniku. Od 2005 r. w Mizernej. Emeryt. Rezydent. Nasz ksiądz. Do czwartku. 27 marca w zakopiańskim szpitalu umarł ks. Mieczysław Zoń.
Odszedł Pasterz.
Odszedł Pasterz dobry.
Jezus powiedział:
Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza;najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają. (J 10,11-14)
Odszedł Pasterz dobry.
A przecież to był jedyny ksiądz, którego baliśmy się jako ministranci, kiedy przyjeżdżał jako proboszcz z Kacwina na odpust do Starych Maniów. Bo albo dał takiego kuksańca, że i oddychać ciężko było, albo tak chwycił sprytnie za włosy, że aż łzy się cisnęły na chłopięce policzki. Umiał dokuczać, jak mało kto. I da Bóg, że i w niebie mu to nie przejdzie. Bo w tym wszystkim był bardzo dobry. I znowu nie chodzi nawet o to, co dał: oscypek, gruszki, jabłka czy nawet Nowy Testament po grecku. Było w nim coś takiego co nazywamy dobroć: dobry człowiek, dobry dziadek, dobry ksiądz. Potrafił zapłakać jak umarła kolejna babcia, do której chodził na I piątek z Komunią.
I tego nam po ludzku będzie strasznie żal. Żal, że odszedł Pasterz dobry.
Odszedł Pasterz mądry.
Prorok Zachariasz napisał:
Rzekł Pan do mnie: Weź powtórnie wyposażenie głupiego pasterza! Albowiem sprowadzę temu krajowi pasterza, który nie będzie się troszczył o to, co ginie; nie będzie szukał tego, co błądzi; nie będzie leczył tego, co zranione; nie będzie karmił tego, co zdrowe. Ale będzie zajadał mięso tłustych zwierząt, a ich kopyta będzie obrywał. (Za 11,15-16)
A prorok Jeremiasz jeszcze dodał:
I dam wam pasterzy według mego serca, by was paśli rozsądnie i roztropnie. (Jr 3,15)
Ks. Mieczysław to był mądry ksiądz. I nie dlatego, że czytał komentarze lubelskie do Biblii albo i Tygodnik Powszechny. Nie dlatego też, że w kazaniach tłumaczył dobrze jak to w Ewangelii naprawdę było. I też nie dlatego, że ta mądrość zaskakiwała, no bo żeby taki prosty chłop głowę miał taką porządną, to rzeczywiście zdziwienie. I nawet nie dlatego, żeby dużo robił. Można by nawet powiedzieć, że on nawet dużo nie robił, ale za to był mądry.
Bo ludzi dobrych jest dużo. I księży dobrych też. Ale często my księża robimy bardzo dużo rzeczy, organizujemy co się da, wymyślamy dla ludzi coraz to nowe pomysły, i nawet jesteśmy bardzo często z ludźmi. Ale jak przyjdzie jakiś problem, jak zdarzy się, że ktoś chce z nami naprawdę poważnie pogadać, to jeden czy drugi ksiądz wydaje się taki nie głęboki. Dobry ale na trudne czasy niepożyteczny. A ks. Mieczysław był i dobry i na trudne czasy pożyteczny. Bo to był mądry pasterz. Miał w sobie coś takiego, co jak się odezwało, to nie był to tylko żart, ale to była głębia. Nie przeczytana. Nie powtarzana. Ale przemyślana i przeżyta. Mądrość człowieka, który wie, co jest ważne a na co trzeba machnąć ręką.
I tego nam po ludzku będzie strasznie żal. Żal, że odszedł Pasterz mądry.
Odszedł Pasterz Boży.
Syracydes pisze:
Miłosierdzie człowieka - nad jego bliźnim, a miłosierdzie Pana - nad całą ludzkością: On karci, wychowuje, poucza i zawraca jak pasterz swoją trzodę. (Syr 18,13)
Jeszcze mocniej napisze Ezechiel:
Synu człowieczy, prorokuj o pasterzach Izraela, prorokuj i powiedz im, pasterzom: Tak mówi Pan Bóg: Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie pasą! Czyż pasterze nie powinni paść owiec? (Ez 34,2)
Pewno nie zostanie w pamięci ks. Mieczysław jako pasterz święty. I to nie dlatego, że znamy jego grzechy. I też nie dlatego, że nie umarł w opinii świętości. Ale jeśli myśleć o świętości tak jak mówi Biblia, to z rękę na sumieniu można powiedzieć, że to był pasterz Boży. Pół godziny przed mszą konfesjonał. 40 albo i 50 ludzi na codziennej Mszy świętej. A przecież w Mizernej tylko 500 mieszkańców. Ministrantów i lektorów jak na małą wioskę wielu. A scholistki? Nie szukał swojego zysku. Nie pasł siebie. Komu trzeba było powiedzieć to powiedział co trzeba. Ale owiec nie rozpraszał. Przyciągał. Jednoczył. Robił z owiec i baranów jedną owczarnię. Nigdy Mizerna w swojej ponad sześćsetletniej historii nie była tak blisko Boga jak jest dzisiaj. Nigdy tak blisko Kościoła i tak blisko ołtarza.
I tego nam po ludzku będzie strasznie żal. Żal, że odszedł Pasterz Boży.
Odszedł po prostu Pasterz.
Święty Paweł pisze do Efezjan:
Bóg ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami dla przysposobienia świętych do wykonywania posługi, celem budowania Ciała Chrystusowego (Ef 4,11-12)
Bóg ustanowił ks. Mieczysława pasterzem. Bo to był po prostu pasterz. I może musiał mieć swoje owce, żeby ludzie na własne oczy widzieli, że ksiądz naprawdę jest pasterzem. I może musiał ubierać się czasem jak do owiec a nie jak na mszę, żeby ludzie na własne oczy widzieli, że księdza nie po sutannie się poznaje. I na owcach się znał i mówił o nich, może po to, żebyśmy nie zapomnieli, że ksiądz ludzi musi dobrze znać.
A jego miłość do gór? Za każdym razem, kiedy wychodziłem od niego z mieszkania pokazywał na Tatry i cieszył się nimi jak osiemdziesięcioletnie dziecko. I opowiadał o swoich górskich wędrówkach. Po miłości do Tatr poznać prawdziwego Pasterza z Podhala. Że kocha nie tylko owce, ale i ziemię. Nie tylko to co musi robić i nie tylko to co jeść daje, ale i to, co jest po prostu piękne.
O Tatry wy moje, posągi kamienne,
Kieby ludzie mieli serca tak niezmienne
swoje charaktery i swoje przekonania
Byliby mocorze nie do pokonania!
- pisał Andrzej Skupień Florek.
Prawdziwy Pasterz kocha to co piękne.
I tego nam po ludzku będzie strasznie żal. Żal, że odszedł ks. Mieczysław. Że odszedł po prostu Pasterz.
Kie pudziemy z tela, to nos bedzie skoda
Po górach, dolinach płakać bedzie woda.
Księże Mieczysławie,
Wiemy, że się kiedyś spotkamy.
Wiemy, że prędzej czy później ta śmierć musiała nadejść.
Wiemy, że jeśli Bóg Cię zabrał, to dlatego, że tam Ci będzie lepiej.
Wiemy też, że trzeba nam modlić się za Ciebie, co by dobry Pan oczyścił duszę z tego co jeszcze brudne.
To wszystko wiemy, ale po ludzku jest nam strasznie żal, żal, bo odszedł od nas pasterz dobry, mądry i Boży.
[post_title] => Pogrzeb pasterza [post_excerpt] => Pożegnanie ks. Mieczysława Zonia [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 1060-pogrzeb-pasterza [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2014-03-31 20:22:29 [post_modified_gmt] => 2014-03-31 18:22:29 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2014/03/31/1060-pogrzeb-pasterza/ [menu_order] => 3479 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [2] => WP_Post Object ( [ID] => 4870 [post_author] => 4 [post_date] => 2011-06-21 19:58:14 [post_date_gmt] => 2011-06-21 17:58:14 [post_content] =>
Mizerna, 10.06.2006
„PRZYSED CAS NA JARZEC”
Pogrzeb Taty (1937-2006)
Ten obraz pozostanie na zawsze w mojej pamięci. Jest lato. Tata wychodzi z domu, by obejrzeć zasiane zboże. Wraca po jakimś czasie, przechodzi przez próg i mówi: „Przysed cas na jarzec”.
W tym samym domu, przez ten sam próg przeszedł w środę Anioł śmierci i powiedział: „Przyszedł czas na Władysława”. I tak jak zboże kosi się nie po to, by go zniszczyć, ale by chlebem się stało, tak człowiek umiera nie po to, aby zginąć, lecz by życie mieć na wieki.
Ekscelencjo, księże Biskupie,
Czcigodni bracia w kapłaństwie, Drogie siostry zakonne,
Kochana mamo, siostro, bracia, rodzino i przyjaciele,
Umiłowani w Panu.
Pan Bóg mówi nie tylko przez Pismo święte. Pan Bóg mówi również przez każdego człowieka. Pomyślmy przez chwilę, co Pan Bóg chciał powiedzieć przez życie Władysława Węgrzyniaka.
1. Zapewne chciał powiedzieć o pracowitości.
„Kto niech chce pracować, niech też nie je” – mówi św. Paweł, a w innym miejscu: „Słyszymy, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli!” (2 Tes 3,11-12).
Nigdy nie słyszałem z usta taty: „nie chce mi się”. Nigdy nie można go było posądzić o lenistwo. Praca i Praca. Warsztat stolarski. Tartak. Pole i las. Do końca już nie mógł, ale zawsze chciał.
Dlatego trzeba sobie przed tą trumną zrobić rachunek sumienia z pracowitości, bo Bóg chce coś powiedzieć przez każdego człowieka, tym bardziej, kiedy ten człowiek stoi po raz ostatni między nami.
Czy naprawdę jesteśmy pracowici? Czy nie uciekamy od tego, co jest naszym obowiązkiem? Czy czasem nie chcemy przebiwakować całego życia? Wstyd byłoby nam, zwłaszcza nam, księżom, gdybyśmy się mniej pracowicie troszczyli o głoszenie Ewangelii niż ci prości ludzie troszczą się o chleb powszedni.
2. Pomyślmy, co Pan Bóg chciał powiedzieć przez życie Władysława?
Zapewne chciał powiedzieć o wartości człowieka.
Mówi prorok Izajasz: „Jesteś drogi w moich oczach, nabrałeś wartości i ja cię miłuję” (Iz 43,4).
Wielu z was wie dobrze, że tata miał problem z alkoholem. Zaczęło się dosyć późno, bo po trzydziestce. Można by to zrzucać na tych, co mu dziękowali w ten sposób za pracę. Można by zrzucać to na słabą wolę. Fakt jest faktem. Czasem nie pił parę miesięcy a czasem nie był trzeźwy przez cały tydzień. Bóg sam wie ile kosztowało go to wstydu i wewnętrznej walki.
I ten sam Bóg, stojąc dziś przed jego trumną chce nam przypomnieć że każdy człowiek jest drogi w oczach Bożych. Czy leży gdzieś na bruku, czy zasiada na papieskim tronie, czy mieszka w pałacu prezydenckim, czy jest bezdomnym, to każdy człowiek jest tak samo drogi, bo za taką samą cenę został odkupiony. Za tę samą miarę krwi Chrystusa Pana.
Dlatego nie wolno nam wstydzić się drugiego człowieka, nie wolno poniżać drugiego człowieka, nie wolno nim pogardzać, ani wyśmiewać. Jeśli ktoś obok nas niesie krzyż, to po to, byśmy byli Szymonami z Cyreny, albo św. Weroniką a nie żołnierzami z pretorium.
3. Pomyślmy, co Pan Bóg chciał powiedzieć przez życie Władysława?
Zapewne chciał powiedzieć o wierności modlitwie.
Mówi św. Paweł: „Nieustannie się módlcie!” (1 Tes 5,17).
Tata nie był tytanem modlitwy. Na pewno znaleźlibyśmy w Maniowach czy Mizernej wielu ludzi, którzy częściej chodzą do kościoła i więcej się modlą. Ale tata był tej modlitwie po prostu wierny. Nawet kiedy był pijany.
Dlatego trzeba sobie przed tą trumną zrobić rachunek sumienia z wierności modlitwie. Tej codziennej. Z wierności Eucharystii. Tej przynajmniej coniedzielnej. Bóg chce powiedzieć: Bądźcie wierni modlitwie! Nie kombinujcie! Nie tłumaczcie się, że czasy inne, czy obowiązki liczniejsze! Nie uciekajcie od spotkania z Bogiem, bo tak nie można! Nie można zacząć dnia bez modlitwy i nie można bez niej dnia skończyć. Nie można przeżyć niedzieli i czasu na Mszę św. nie znaleźć! Po prostu. Nie można!
4. Pomyślmy raz jeszcze co Pan Bóg chciał powiedzieć przez życie a raczej przez śmierć Władysława?
Zapewne chciał powiedzieć o tym, o czym mówi na każdym pogrzebie.
„Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli ... a oni trwają w pokoju.” (Mdr 3,1-2)
Przed tą trumną, jak przed tą sprzed tygodnia, jak przed tą, która będzie następną i jak przed każdą inną, trzeba usłyszeć raz jeszcze, że „życie zmienia się, ale się nie kończy”, że „w domu Ojca jest mieszkań wiele”, że „jeśli wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim.” (1 Tes 4,14), że Jezus jest „zmartwychwstaniem i życiem a kto w Niego wierzy, nie umrze na wieki”.
I to jest najpiękniejsze w Chrystusie. I to jest najpiękniejsze w naszej wierze. Że nikt z nas nie rozłączy się z tatą, mamą, mężem czy żoną, dziećmi, rodzeństwem czy przyjaciółmi. Nikt z nas nie straci na zawsze tego, co mu bliskie, bo nie po to Bóg dał nam towarzyszy przez życie, byśmy w wieczności pozostali bez nich.
To tylko kwestia czasu i modlitwy. Może 5, może 30 lat a może tylko miesiąc. I każdy z nas dołączy do tych, co po tamtej stronie. I tylko trzeba błagać Boże Miłosierdzie, byśmy się spotkali razem w domu Ojca, w niebie.
Kochani Bracia i Siostry,
Zanim dojrzeją łany zbóż; zanim w niejednym zakątku Podhala przejdzie przez próg własnego domu jakiś gospodarz i powie: Przysed cas na jarzec, pomódlmy się, by ten, na którego przyszedł czas śmierci, doczekał się jak najrychlej czasu zmartwychwstania.
Serce Jezusa, którego obraz tata chciał umieścić na swoim pomniku,
Serce Jezusa, które w tym miesiącu szczególnie czcimy,
Serce Jezusa dobroci i miłości pełne,
Zmiłuj się nad zmarłym Władysławem i nad nami wszystkimi! Amen.
Kraków, WSD, listopad 1996
Umiłowani! Krewni i przyjaciele zmarłego Mariana!
Na nic się zdadzą ludzkie słowa pocieszenia, rozpamiętywania i żalu. Śmierć obecnego z nami Mariana zbyt mocno wstrząsnęła wszystkich tutaj zebranych, by ludzkie słowa mogły utulić niespokojny żal. A skoro przyszliśmy do świątyni, skoro usłyszeliśmy słowo Boga, to zatrzymajmy się nad nim i rozważmy, czy czasem nie zna ono odpowiedzi na nasz ból i wielką troskę.
Żadna Księga Świętego Pisma już w swoim tytule nie jest tak bliska naszym uczuciom jak czytana przed chwilą Księga Lamentacji. Pójdźmy więc za jej głosem, bo jej głos głosem naszego bolejącego serca.
„Pozbawiłeś moją duszę spokoju, zapomniałem o szczęściu" - żali się autor Bogu. A czy nas, Panie nie pozbawiłeś szczęścia, nie zabrałeś w jednej chwili drogiego skarbu naszego życia? Jakżeż myśleć o szczęściu i mieć duszę spokojną, skoro zabrałeś to, co było tak ukochane?
„I rzekłem - woła autor - przepadła moja moc i ufność moja w Panu". Niedaleko jesteśmy i my od takiego słowa. Osłabła nasza ufność w Boga, staliśmy się słabi, nic nie znaczący, powaleni tragicznym wypadkiem, bo skoro Bóg zabiera tak młodych ludzi, to kto wie, czy ja jutro nie będę żegnany przez społeczność Kościoła.
„Wspomnienie udręki i nędzy - powie autor - to popiół trucizna, stale wspomina i rozważa we mnie dusza". Bo jak tu nie rozważać takiego zdarzenia? Takiej głupoty i bezmyślności, i nieludzkości tych, którzy wyrzucili z pociągu Mariana. To trucizna dla naszego serca. Ich postawa zatruwa naszą miłość, wzbudza odrazę a może i nienawiść. Ból może zatruć miłość bliźniego, bo jak tu kochać, gdy chodzą po ziemi tak bezczelni mordercy? Trudno o tym zapomnieć, dlatego stale rozważa dusza piszącego Księgę Lamentacji.
Ale nie po to rozważa autor ból i nędzę, by zatruć swoje życie, by znienawidzić. Nie po to też mówimy o zmarłym, by popaść w niekończący się smutek i nienawiść do sprawców. Więc po co?
„Biorę to sobie do serca, dlatego też ufam". To zdanie Księgi Lamentacji niech każdy z nas wyryje sobie w pamięci z dzisiejszego pogrzebu. „Biorę to sobie do serca, dlatego też ufam".
To, co się stało, trzeba wziąć do serca, nie na usta plotek ani biadania, ale do głębi sanktuarium naszego sumienia. Wziąć z sobą do serca to porozmawiać, ale z tym, który jest w sercu - z Bogiem.
A Bóg odpowiada nam słowami dzisiejszej Ewangelii. „Wasz syn, to jeden ze sług, którego posłałem do mojej winnicy, czyli wyznaczyłem mu jego życiowe zadanie. Jechał pociągiem do winnicy Bożych planów. Ale go zabili, jak zabili i inne sługi, jak zabili i mojego Syna - Jezusa Chrystusa". Lecz przyjdzie dzień, kiedy sam Bóg przyjdzie na ziemię - swoją winnicę - i osądzi wszystkich, którzy dopuszczają się takich niesprawiedliwości. A ten zabity, sługa Marian, spełnił swoją rolę w życiu. Dlatego módlmy się, by nie ominęła go wieczna nagroda. W Bogu bowiem żadne dobro nie ulega zatraceniu, żaden człowiek, o ile nie chce, nie ulega zniszczeniu.
„Biorę to sobie do serca, dlatego też ufam". Branie sobie do serca, to rozważanie z Chrystusem wydarzenia, rozważanie z Ewangelią każdej chwili, nawet, gdy ona jest tak tragiczna. Bo Ewangelia, bo Chrystus daje nam ufność w beznadziei i pokój w tragedii. To nie ufność zapomnienia, bo zbyt wielki jest ból, by machnąć ręką na wszystko, ale to ufność poddania się Bogu. Dlatego też autor Księgi Lamentacji następne słowa wypowie już w duchu ufności.
„Jest nowa i świeża co rano: ogromna Twa wierność" - mówi autor. Ufność jest wiarą w wierność Boga, a skoro Bóg jest wierny, to nie pozwoli zginąć tym, którzy z rąk ludzkich zginęli.
„Działem mym Pan - mówi moja dusza, dlatego czekam na niego". Autor w bólu widzi Boga jako nagrodę. Tej nagrody pragniemy i my dziś dla zmarłego Mariana. Dlatego modlimy się o niebo dla niego, bo gdy będzie z Panem nic więcej nie będzie mu potrzeba i żaden ból ziemskiego konania nie przyćmi radości chwały wiecznej.
„Dobry jest Pan dla ufnych, dla duszy, która Go szuka" - autor zdaje się mówić do nas, byśmy nie zatrzymywali się nad cierpieniem, ale swój ból przynosili do Pana, szukali Go choćby z zapłakanymi oczyma.
„Dobrze jest czekać w milczeniu ratunku od Pana". Nie tylko mamy Boga szukać, ale w szukaniu milczeć, nie przeplotkować bólu, ale ufać Panu i czekać wybawienia od kary dla zmarłego, a dla nas od zachwiania w nieograniczoną miłość Boga.
I tak to ostatnie zdanie z dzisiejszego czytania uczy nas o tym, iż rozważanie o tak tragicznej dla nas sprawie, jaką jest śmierć Mariana, ale rozważanie z Chrystusem, zamyka nam usta, bo żadne słowo nie odda, ani nie ogarnie bólu, jaki przeżywają wszyscy kochający niedawno jeszcze żyjącego studenta.
„Dobrze jest czekać w milczeniu ratunku od Pana".
Marianie, ty już czekasz w milczeniu ratunku od Pana. Niech i my czekamy Twojego wybawienia, i to czekamy nie na próżno lecz zanosząc serca i modlitwy przed oblicze miłosiernego Pana.
Udziel, Panie życia wiecznego zmarłemu Marianowi a nam daj pociechę w smutku z powodu jego śmierci. Amen.
[post_title] => Biorę to do serca, dlatego też ufam [post_excerpt] => Homilia na pogrzeb studenta wyrzuconego z pociągu [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 36-pogrzeb-studenta [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 1996-11-05 00:00:00 [post_modified_gmt] => 1996-11-04 23:00:00 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/1996/11/05/36-pogrzeb-studenta/ [menu_order] => 4409 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) ) [post_count] => 4 [current_post] => -1 [before_loop] => 1 [in_the_loop] => [post] => WP_Post Object ( [ID] => 4025 [post_author] => 4 [post_date] => 2018-05-09 10:55:10 [post_date_gmt] => 2018-05-09 08:55:10 [post_content] =>Maniowy, 6.05.2018
Czcigodni Księża Biskupi,
Szanowni kapłani,
Drogie rodzeństwo i rodzino zmarłego,
Przyjaciele, parafianie, bracia i siostry.
1 maja zmarł ks. Tadeusz Dybeł, urodzony prawie 62 lata temu, rodem z Wiśniowej, ksiądz od roku 1982. Wikariusz w Igołomii, Żywcu i Krakowie u Brata Alberta. Od 24 lat proboszcz w Maniowach, kanonik, katecheta, dziekan Dekanatu Niedzickiego.
Prosił, żeby na pogrzebie nie mówić o nim. Żeby mówić o Chrystusie, o tajemnicy śmierci i zmartwychwstania. Dlatego pozwoli ksiądz proboszcz, że stojąc nad księdza trumną, jeszcze raz spróbujemy zobaczyć w księdzu Chrystusa, zobaczyć tajemnicę tego, co umarło i tego, co na pewno żyć będzie.
1. Umarł kapłan kapłanów
Jezus w dzisiejszej Ewangelii mówi do swoich uczniów: ”Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego”.
Byli tacy, którzy należeli do tłumu. Jezus mówił do nich wiele i wiele poświęcał im czasu. Byli uczniowie, siedemdziesięciu dwóch na pewno, a może i więcej. Z tymi Jezus był jeszcze bliżej. Ale najwięcej serca oddał dwunastu apostołom. Nazwał ich nawet przyjaciółmi.
Ks. Tadeusz robił wiele dla różnych ludzi, miał też wielu znajomych wiernych świeckich, ale najwięcej serca oddał dla księży. Czy to dlatego, że pochodził z rodziny Bajerów, która dała Kościołowi kilku dobrych kapłanów? Czy dlatego, że miał brata księdza? Nie wiem. Wiem, że nie znałem bardziej kapłańskiego księdza od proboszcza z Maniów. Troska o kapłanów chorych, odwiedziny i myślenie o intencjach, pilnowanie ponad 50 spotkań kapłańskich na rok w dekanacie, niezliczone spotkania indywidualne, plebania otwarta nie tylko na nocleg, i nawet taki mały szczegół, żeby prosić zawsze księdza gościa o przewodniczenie Mszy św. Może się mylę, ale nigdy w prawie siedmiowiekowej historii Maniów w takim krótkim czasie nie było tylu księży na plebanii i przy ołtarzu, co w ostatnich 24 latach.
Umarł najbardziej kapłański ksiądz. Ale dzięki niemu zmartwychwstało w nas przekonanie, że my, księża, najpierw musimy zadbać nawzajem o samych siebie. Nie dlatego, żeby się zamykać na ludzi. Ale tak jak tylko szczęśliwa rodzina będzie dobra dla sąsiadów i gości, tak księża, którzy są ludźmi dla samych siebie, będą i ludźmi dla wszystkich.
2. Umarł kapłan radości
Jezus mówi w Ewangelii: „To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.” Jezus nie chce, by uczniowie byli smutni. Jezus chce, żeby tej radości była cała pełnia.
Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że radość, uśmiech, żarty i kawały to był więcej niż chleb powszedni ks. Dybła. To był czysty talent. No może czasami nie całkiem czysty. Moja mama już po roku powiedziała, że proboszczowi wierzy tylko jak mówi z ambony, bo inaczej to nigdy nic nie wiadomo.
Była pielgrzymka do Lichenia, kiedy babcie prosiły, żeby skończyć różaniec, bo całą drogę szły opowieści o policjantach, blondynkach i góralach.
Był stały dialog: Gdzie ksiądz proboszcz jedzie na wakacje? - Mama nie wie, biskup nie wie, a ty chciałbyś wiedzieć? Była i prośba powizytacyjna bpa Małysiaka, żeby anegdoty spisywał.
Było u nowego metropolity o naszym dekanacie: mamy 10 parafii rzymskokatolickich i 3 zakonne.
I nie na studiach w Rzymie ani w Jerozolimie, ale tu się dowiedziałem, dlaczego w Kanie Galilejskiej zabrakło wina – bo był obecny cały episkopat.
Ale to nie tylko żarty. To styl życia człowieka, który jak dziecko cieszył się, kiedy wygrał w tysiąca.
Umarł kapłan, co się umiał cieszyć, ale dzięki niemu zmartwychwstał w nas ten sam cel, który postawił uczniom Jezus: „aby radość wasza była pełna”. Dzięki niemu zmartwychwstało w nas przekonanie, że odpoczynek i radość to nie luksus nielicznych, ale konieczność każdej zdrowej duszy.
3. Umarł kapłan miłości konkretnej
Św. Jan pisze dzisiaj w Liście: „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu.” Bóg kocha najbardziej, dlatego Bóg najwięcej daje. I to daje konkretnie – swego Jednorodzonego Syna.
Ks. Proboszcz nie dorobił się majątku. Lata jeździł maluchem. Szczytem była Corsa. Ani domu ani mieszkania. A przecież nie przepił ani nie przepalił. Rozdał. Czy był u kogokolwiek, żeby nic nie przyniósł ze sobą? Czy nie pomagał mi kiedy byłem na studiach? Czy skąpił na Ukrainę lub dla potrzebujących? Czy nie włożył swoich pieniędzy na parafię? I to jest właśnie miłość. I to miłość konkretna.
Umarł kapłan miłości konkretnej, ale dzięki niemi zmartwychwstała w nas ta bardzo podstawowa prawda, że człowiek kocha drugiego tyle, ile jest w stanie drugiemu dać, a nie ile może od drugiego wziąć.
4. Umarł kapłan cierpienia
Jezus mówi: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.” Dać życie to dla drugiego cierpieć. Dać życie, to dla drugiego umrzeć.
Nowotwór to był krzyż ostatnich miesięcy, ale przecież ks. Kanonik zmagał się z chorobami już od wielu lat. Do tego ten kapłański ból, bo ludzie, bo księża, bo kuria. Bóg wie, ile w tym było zwykłej biologii a ile psychiki, które nie chciała się zgodzić na to co złe. To co chyba najwymowniejsze i najbardziej piękne to obecność bliskich, którzy przez lata - a zwłaszcza w ostatnich miesiącach - byli blisko na jego krzyżowej drodze. Siostra Ania i ksiądz Krzysztof, rodzina i znajomi, modlitwy i troska parafian pozostaną na zawsze przykładem, że cierpienie jednego człowieka może wyzwalać w innych wielką miłość.
Umarł kapłan dźwigający krzyż, ale dzięki niemi zmartwychwstało w nas pytanie o to, czy my naprawdę jesteśmy z tymi, którzy cierpią w naszych domach, czy my wierzymy w to, że w cierpieniu najbardziej pomocny jest nie tyle brak bólu, co pomocna jest miłość?
5. Umarł kapłan stanowczy
Jezus mówi dzisiaj: „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości”. Gdyby Jezus nie zachował przykazań Ojca, to by nie trwał. Jeśli my będziemy łamać przykazania Jezusa, nie będzie trwałej miłości. Bo jak są zasady, to są skutki.
Ksiądz Dziekan na obrazku prymicyjnym wypisał: „Trzeba słuchać Boga bardziej niż ludzi”. I On te słowa powtarzał często. „Trzeba słuchać Boga bardziej niż ludzi”. Miał swoje zasady. Konsekwentne. Nie zawsze się podobały. Ale zawsze miały jeden cel, żeby wychować ludzi na lepszych katolików. Nie upartość, nie ciasnota, nie brak elastyczności, ale najgłębiej pojęta troska o ludzi kazała mu postępować tak a nie inaczej
Umarł kapłan stanowczy, ale dzięki niemu zmartwychwstało w nas to, o czym prawie zapomniało całe pokolenie rodziców i księży: nie ma miłości bez wymagań. Nie ma trwałej miłości bez stanowczej konsekwencji. Dziś, kiedy patrzymy na Maniowy, na ludzi, którzy się smucą i modlą, zmartwychwstaje w nas przekonanie, że prawdziwa miłość polega na tym, żeby dać ludziom, to co jest dla nich dobre, a nie to co ludzie zawsze od nas chcą.
6. Umarł kapłan spraw najważniejszych
Jezus mówi dzisiaj: „Trwajcie w miłości mojej”. Tyle razy już o tym mówił. Nic nowego. I nawet nic szokującego. A przecież nie ma nic ważniejszego od miłości.
Ks. Proboszcz nie był księdzem od fajerwerków. Nie wymyślał cudów, żeby zaistnieć w Internecie. Nie szukał nowinek duszpasterskich, żeby pochwalić się przed innymi. Chociaż zrobił wiele w Maniowach, był absolutnie wierny sprawom najważniejszym: Eucharystia, nabożeństwa, spowiedź, chorzy, religia w szkole i katechezy środowe o całym katechizmie, anioł Pański o 12.00 i brewiarz, różaniec w podróży, kancelaria i ludzkie spotkania. Nie uległ pokusie, żeby lata tracić na szukaniu tego, co dla ludzi mogłoby być dobre, zaniedbując przy tym, to co dobre na pewno już jest.
Umarł kapłan spraw najważniejszych, ale dzięki niemu zmartwychwstała w nas fundamentalna zasada: „Wytrwajcie w miłości mojej”. Wierność temu co najważniejsze a nie mnożenie tego, co niepewne jest najpewniejszą drogą.
Księże Tadeuszu, Proboszczu, Dziekanie.
Kapłan to alter Chrystus. Kapłan to drugi Chrystus. Za to, że w Tobie Chrystus był dla kapłanów, że był Chrystusem radości, za to że ten Chrystus kochał, że był Chrystusem dźwigającym zbawczy krzyż, za to, że jak Chrystus nie bał się powiedzieć i twardych słów i za to, że przede wszystkim pokazywał Boga, Bogu i Tobie niech będą dzięki. A cokolwiek nie było Chrystusowe, niech Pan oczyści swoim miłosierdziem, a my ze swej strony będziemy modlić się od serca i do skutku, to jest dotąd, aż będziesz cieszył się życiem wiecznym w niebie.
Zanim powiemy „Amen”, szczerze trzeba jeszcze powiedzieć jedno: Będzie Cię brakowało. Będzie Cię naprawdę brakowało bardzo.
Amen.
[post_title] => Pogrzeb Proboszcza [post_excerpt] => Homilia w czasie importy ks. kan. Tadeusza Dybła [post_status] => publish [comment_status] => closed [ping_status] => closed [post_password] => [post_name] => 2334-pogrzeb-proboszcza [to_ping] => [pinged] => [post_modified] => 2018-05-09 10:55:10 [post_modified_gmt] => 2018-05-09 08:55:10 [post_content_filtered] => [post_parent] => 0 [guid] => http://wegrzyniak.kei.pl/2018/05/09/2334-pogrzeb-proboszcza/ [menu_order] => 2288 [post_type] => post [post_mime_type] => [comment_count] => 0 [filter] => raw ) [comment_count] => 0 [current_comment] => -1 [found_posts] => 4 [max_num_pages] => 1 [max_num_comment_pages] => 0 [is_single] => [is_preview] => [is_page] => [is_archive] => 1 [is_date] => [is_year] => [is_month] => [is_day] => [is_time] => [is_author] => [is_category] => 1 [is_tag] => [is_tax] => [is_search] => [is_feed] => [is_comment_feed] => [is_trackback] => [is_home] => [is_privacy_policy] => [is_404] => [is_embed] => [is_paged] => [is_admin] => [is_attachment] => [is_singular] => [is_robots] => [is_favicon] => [is_posts_page] => [is_post_type_archive] => [query_vars_hash:WP_Query:private] => 57282e6ab65d31393bc649e09439d2cb [query_vars_changed:WP_Query:private] => 1 [thumbnails_cached] => [allow_query_attachment_by_filename:protected] => [stopwords:WP_Query:private] => [compat_fields:WP_Query:private] => Array ( [0] => query_vars_hash [1] => query_vars_changed ) [compat_methods:WP_Query:private] => Array ( [0] => init_query_flags [1] => parse_tax_query ) )