Flower no. 6
Ci którzy mnie bliżej znają, wiedzą, że raczej nie jestem człowiekiem małomównym. Kiedy jednak staję wśród obcokrajowców zazwyczaj zamieniam się w słuch. Trochę dlatego, że mówienie w obcym języku jest bardziej męczące. Po części zapewne z lęku przed popełnieniem błędów. A po części z czystej ciekawości dowiedzenia się czegoś o innym świecie, zwyczajach i ludziach.
W Anglii jestem od dwóch tygodni i zdążyło mnie uderzyć znowu, że ludzi kompletnie nie interesuje inny świat. Jedyne pytanie jakie potrafią zadać to: „Jak leci?” i „Jak długo pozostaniesz u nas?” Nawet księża, z którymi spotykam się codziennie nie tylko przy stole, o ile zdążyli już odpowiedzieć na dziesiątki moich pytań o sytuację w Kościele w Anglii, o młodzież i dzieci, politykę i historię, sami nie zapytali o nic tyczącego Polski, Izraela czy Italii.
Podobne doświadczenie miałem w 2006 roku w Angers we Francji, kiedy mieszkając miesiąc z francuskimi zakonnikami i rozmawiając na różne tematy nigdy nie usłyszałem pytania o Polskę, moją rodzinę czy o mój doktorat.
Nie wiem czy ta obserwacja jest wynikiem braku osobistej pokory, jakobym miał nie wiadomo ile do powiedzenia, czy brakiem pokory innych, jakoby nie potrzebowali pytania się o nic. Może po prostu są ludzie, którym zdecydowanie wystarcza własny świat a w tym świecie inni tylko na tyle na ile są im potrzebni.