Trzy dni po wygłoszeniu niedzielnego kazania (28 maja 2000 r.), w którym Słowo Pana przekazałem w formie listu Boga Ojca do nas, w zakrystii zauważyłem kopertę zaadresowaną na moje imię i nazwisko. Otworzyłem. W środku był drugi adres: „Ameryka – Niebo”, odpowiedź na list. Oto ona.
Ukochany i Najlepszy nasz Ojcze!
Otrzymaliśmy wreszcie upragniony list, który ks. Wojciech odczytał nam w ubiegłą niedzielę. Serdecznie dziękujemy za Twoje słowa, choć wstyd nam było je słuchać. To było bardzo przykre. Przykre nie tylko dlatego, że słowa te mówiły nam, jacy naprawdę jesteśmy, ale, i to przede wszystkim dlatego, że sprawiliśmy i sprawiamy Ci wielki ból naszym postępowaniem.
Bo naprawdę źle dzieje się w naszej Ruczajowskiej Rodzinie, a pewnie i w wielu innych rodzinach jest podobnie. Coś zmieniło się i ciągle zmienia na gorsze w ludzkich umysłach, sercach, dążeniach. Nie ma już prawie bezinteresownej miłości czy przyjaźni. Brak nam poczucia jedności, wspólnoty. Brakuje odpowiedzialności za swoje postępowanie i postępowanie innych. Boimy się przyznać do własnych błędów i jeszcze bardziej boimy się zauważyć i skarcić błąd cudzy. ludzie zaczynają wyznawać dziwną teorię: – nie mieszajmy się w cudze sprawy, niech każdy żyje, jak chce.
A mnie się wydaje, że to jest błędna droga. Bo jeżeli jesteśmy jedną rodziną ludzką, jeżeli jesteśmy braćmi, to powinniśmy wzajemnie się wspierać, pomagać sobie, ale także czasem upomnieć kogoś, kto źle postępuje. Ja wiem, że to trzeba robić delikatnie i z wielką miłością, ale trzeba.
Najdroższy Ojcze! Sami nic nie możemy i nic nie zrobimy. Potrzeba nam Twego wsparcia w postaci mocnego i częstego słowa, a może nawet jakiegoś znaku, który opornymi ludźmi wstrząśnie. Bo jest wielu takich wśród nas, którzy nie chcą słuchać i nie słuchają Twojego Słowa. I choć nasi Księża wspaniale pracują, mówią o Tobie wszystkim i wszędzie, i życiem swym świadczą, że słowa ich są prawdziwie od Ciebie – to jednak wielu mieszkańców Ruczaju ich nie słucha. To jest bardzo bolesne i na pewno rani Twoje Serce.
Kochany Ojcze! Żeby Cię pocieszyć i uradować muszę powiedzieć, że jest w naszej społeczności trochę ludzi samotnych, rodzin i młodzieży, którzy są Ci wierni, kochają Cię i pamiętają o Tobie. Błogosław im i daj siłę do wytrwania w dobrym.
Moja rodzina tez stara się żyć tak, jak Ty uczysz. Jesteśmy małżeństwem od 32 lat i nigdy nie sprzeniewierzyliśmy się danej sobie obietnicy, choć okazji w tym czasie było wiele.
Zachowaliśmy miłość i szacunek względem siebie i nie wyobrażamy sobie, aby mogło być inaczej. Wychowaliśmy troje dzieci, choć warunki materialne i lokalowe były bardzo ciężkie. Najmłodszego syna lekarz kazał mi zabić, bo – jak twierdził – urodzi się kaleką. Ale nie zrobiłam tego godząc się przyjąć nawet kalekę. Z Twoją łaska urodził się piękny i zdrowy chłopiec, który w tym roku zdał maturę z wyróżnieniem.
Od najwcześniejszych lat uczyłam dzieci modlić się i nie wstydziliśmy się z mężem klękać z nimi do wspólnej modlitwy. Także razem chodziliśmy do kościoła i dzieci patrzyły jak przyjmujemy Ciało Twojego Syna. A kiedy były starsze, przyjmowaliśmy Je wspólnie. I choć były to czasy trudne, nie wstydziliśmy się i nie bali wyznawać Ciebie w pracy i wszędzie tam, gdzie byliśmy. Dziś cieszę się, że moja córka wychowuje swoje dzieci tak samo jak ja, a synowie są wiernymi i praktykującymi dziećmi Kościoła. My z mężem staramy się każdego dnia łączyć z Twoim Synem Jezusem w Komunii świętej i świadczyć o Tobie na różne sposoby.
Trochę boimy się jeszcze o najmłodszego syna, żeby nie wpadł w jakieś złe towarzystwo i nie odszedł od Ciebie. Wspieraj go, proszę, swoją Ojcowską radą i daj mu odczuć swoją wielką miłość, a Duch Święty niech go ubogaca swoimi darami.
Kochany Ojcze! Kochamy Cię bardzo i tęsknimy za Tobą. Pewnie przygotowujesz już dla nas zaproszenie do tej „Ameryki”. Trochę się boję tej podróży, bo różnie ludzie mówią: że jakaś ciemność w tym przejściu, że straszne bałwany na tym oceanie. Ja mam nadzieję, że Kościół wyposaży mnie odpowiednio na tę drogę i da dobrego przewodnika. Proszę Cię tylko, Ojcze, abyś czekał na mnie zaraz na drugim brzegu, żebym się nie zgubiła w nieznanym mi świecie.
Kończąc ten list, proszę o Twoje Ojcowskie błogosławieństwo dla całej mojej rodziny i o stałą pamięć o nas.
Przesyłam serdeczne pozdrowienia dla moich Rodziców, Teściowej i wszystkich z naszej rodziny, którzy już są u Ciebie. Kochamy ich i pamiętamy o nich.
Pozostaje wierna i kochająca Cię….
(imię i nazwisko znane autorowi)