23.10.2015
Czy nie o wiele lepszy byłby taki system, który do sejmu promowałby tylko dwie partie? Wybory miałyby dwie tury. Pierwsza, by wybrać dwa najsilniejsze ugrupowania, druga, by ustalić ilość posłów rządzących i tych z opozycji. Bo jaki sens ma system, w którym zwycięzca nie może rządzić sam?
Nawet sport nas uczy, że w jednym meczu grają ze sobą tylko dwie drużyny/osoby. Owszem, są i takie konkurencje, w których jednocześnie wiele drużyn walczy ze sobą (np. skoki drużynowe, wioślarstwo), ale wtedy zespoły nie tyle walczą bezpośrednio przeciw sobie, co wspólnie zmagają się z czasem i/lub odległością. A przecież polityka jest jak najbardziej sportem kontaktowym, gdzie jedni walczą z drugimi.
W obecnym systemie traci się masę niepotrzebnej obywatelskiej energii na obecność w sejmie partii, które nie mogą ani rządzić, ani stanowić konstruktywnej opozycji. Ostatecznie wychodzi tak, że od partii, która ma załóżmy 6% poparcia, zależy, czy jakiś projekt wejdzie w życie, czy nie. I to jest absolutnie niedemokratyczne [bo rządzi de facto mniejszość] i nieefektywne [dyskusje koalicyjne hamują pracę]. Przy systemie dwupartyjnym rząd mógłby pokazać obywatelom, jak rządzi i za to byłby rozliczany. Opozycja zaś pilnowałaby, żeby nie było przekrętów. A tak wiele czasu i sił poświęca się na liczenie się za bardzo z tymi, z którymi społeczeństwo za bardzo się nie liczy. Obecność wielu partii w sejmie nie ma żadnego pożytku dla Ojczyzny. Jedyny pożytek mają ci, którzy na tym zarabiają i co lubią mieszać. Państwo zyskuje tylko chaos i niepotrzebny hamulec.
To nie politycy są źli. To system jest wadliwy. Gdyby na boisko wpuścić 5 piłkarskich drużyn, to może byłoby ciekawiej i byśmy się podniecali kto z kim, przeciw komu, ale nawet gdyby grali najlepsi mistrzowie, byłby jednak o wiele większy bajzel.
Może modlił się o to nie będę. Ale jako Polak marzę, żeby w Polsce było nas stać na przebudowanie systemu. Tak, by rządzący rządzili a nie zajmowali się dyplomacją.