Menu Zamknij

Jeszcze raz o „Nie wódź nas na pokuszenie”

7.03.2017

 

Dziś w Liturgii słyszeliśmy nowe tłumaczenie „i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie” (Mt 6,13). Wielu woli je od tradycyjnego i odmawianego codziennie od wieków w pacierzu „i nie wódź nas na pokuszenie”. Mnie się ono jednak nie podoba. A co ważniejsze, wydaje się niezasadne.

 

1. Po pierwsze, zarówno wersja Mt 6,13 jak i Łk 11,4 mówią dosłownie „nie wprowadzaj nas na pokusę/próbę”. [μὴ εἰσενέγκῃς ἡμᾶς εἰς πειρασμόν. Słowo peirasmos może znaczyć zarówno „próba” jak i „pokusa”]. Dlaczego boimy się tutaj dosłowności a nie boimy się, kiedy tłumaczymy: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26) albo „Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz” (Mt 10,34)?

 

2. Po drugie, wiele znanych tłumaczeń, począwszy od najczcigodniejszej łaciny nie bało się iść wiernie za tekstem greckim: 
– „ne nos inducas in temptationem” (Wulgata)
– „do not bring us to the time of trial” (New Revised Standard Version Bible)
– „ne nous conduis pas dans la tentation” (Traduction Œcuménique de la Bible)
– „führe uns nicht in Versuchung” ( Einheitsübersetzung)
– „non c’indurre in tentazione” (z „Ojcze nasz” po włosku)

 

3. Po trzecie, czasownik użyty w tej prośbie (εἰσφέρω + εἰς) oznaczy czynność „wprowadzenia, wejścia”, np. „WNIÓSŁ następnie arkę DO przybytku” (Wj 40,21), „PRZYPROWADZIŁ go więc DO swego domu” (Sdz 19,21), „Nic bowiem nie PRZYNIEŚLIŚMY NA ten świat” (1 Tm 6,7). Prośba jest do Boga, żeby „nie wprowadzał” a nie żeby „nie dozwalał”. A przecież Mateusz zna słowo „pozwolić” (eao): „Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał i NIE POZWOLIŁBY włamać się do swego domu” (Mt 24,43). To samo słowo zna Paweł: „Wierny jest Bóg i nie DOZWOLI was kusić ponad to, co potraficie znieść” (1 Kor 10,13)!

 

4. Po czwarte, tłumaczenie „i nie dozwól byśmy ulegli pokusie” jest zgodne z całością przesłania Jezusa, ale niezgodne z jego własnymi słowami w modlitwie „Ojcze nasz”. Jezus wiedział, że Bóg wielokrotnie wprowadzał ludzi w sytuację próby (np. „Bóg wystawił Abrahama na próbę” – Rdz 22,1). Sam został wypchnięty przez Ducha, aby być kuszonym na pustyni (por. Mt 4,1). Gdyby chciał przekazać myśl „nie dozwól byśmy ulegli pokusie” użyłby takiej konstrukcji jak w 1 Kor 10,13: „[Bóg] nie dozwoli was kusić” – οὐκ ἐάσει ὑμᾶς πειρασθῆναι. Tłumaczenie „nie dozwól byśmy ulegli pokusie” jest próbą wyjścia z podejrzenia, że Bóg nas kusi (poprzez manipulację przy tłumaczeniu czasownika).

 

5. Po piąte, problem tkwi po części w języku polskim. Kiedy bowiem mówimy „kusić”, prawie zawsze mamy na myśli namawianie do złego. Natomiast Biblia hebrajska i grecka w miejscach, które tłumaczymy „pokusa”, używa słów, które znaczą nie tylko „pokusa”, ale również „próba, doświadczenie”. Tego słowa używa się, by powiedzieć, że Bóg wystawił Abrahama na próbę, albo że doświadczył naród wybrany, jak chociażby mówią słowa wypowiedziane po nadaniu Dekalogu: „Bóg przybył po to, aby was DOŚWIADCZYĆ i pobudzić do bojaźni przed sobą, żebyście nie grzeszyli” (Wj 20,20).

Wystawiać na próbę w Biblii może jednak nie tylko Bóg ludzi, ale i na odwrót. Tak jak chociażby podczas wędrówki na pustyni: „I nazwał [Mojżesz] to miejsce Massa i Meriba, ponieważ tutaj kłócili się Izraelici i WYSTAWIALI Pana NA PRÓBĘ, mówiąc: «Czy też Pan jest rzeczywiście wśród nas, czy nie?» (Wj 17,7).

W biblijnej pokusie jest jednak jedno zasadnicze rozróżnienie. Kiedy Bóg wystawia na próbę ludzi, to jest to dobro. Natomiast kiedy ludzie robią to Bogu, to już jest to złem. Dlaczego? Bo zasadniczym celem próby jest awans, przejście na wyższy poziom. I wszyscy znamy to z egzaminów, sportu i próby śpiewu. Egzamin ma otwierać drogę do nowych możliwości. Przeskoczenie kolejnej poprzeczki ma być jest kolejnym etapem do osiągnięcia lepszego stopnia. Podobnie próba staje się koniecznym etapem rozwoju. Z tej samej racji nie wolno wystawiać Pana Boga na próbę. Bo Bóg już jest doskonały i święty. Nie potrzebuje żadnych promujących testów.

 

6. Po szóste, wyrażenie „kusić/próbować” (peiradzo) i „pokusa/próba” (peirasmos) nie zawsze ma negatywne znaczenie w Nowym Testamencie. Św. Paweł pisze „Siebie samych BADAJCIE [dosł. „kuście/poddawajcie próbie”], czy trwacie w wierze; siebie samych doświadczajcie.”  (2 Kor 13,5).  Św. Piotr tłumaczy: „Umiłowani! Temu żarowi, który pośrodku was trwa DLA waszego DOŚWIADCZENIA, nie dziwcie się, jakby was spotykało coś niezwykłego, ale cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały.” (1 Pt 4,12-13). I nawet sam Duch Święty chwali za próbowanie innych: „Znam twoje czyny: trud i twoją wytrwałość, i to, że złych nie możesz znieść, i że PRÓBIE PODDAŁEŚ tych, którzy zwą samych siebie apostołami, a nimi nie są, i że ich znalazłeś kłamcami.” (Ap 2,2). Logiczne wydaje się więc, że Jakub używa słowa „peiradzo” w znaczeniu negatywnym „kusić”, natomiast Paweł, Jan i Piotr (który używa rzeczownika peirasmos), używają go w znaczeniu pozytywnym. A więc być może, że i Mateusz, i Łukasz mówią o próbie w znaczeniu pozytywnym.

 

7. Po siódme, niektórzy bibliści mówią, że zastosowana forma grecka odpowiada aramejskiej formie tzw. kauzatywnej, co oznaczałoby: „Spraw, abyśmy nie ulegli pokusie” (Paciorek, „Ewangelia wg św. Mateusza”, 275). Problem w tym, że nie mamy tekstu aramejskiego. Ewangelie napisane są po grecku i w całej tradycji greki starotestamentalnej o wiele mniejszym problemem jest zdanie „nie wódź nas na pokuszenie” niż zdanie „Bóg nikogo nie kusi”. Tak samo po hebrajsku. Każdy ze słuchaczy czy czytelników św. Jakuba, który znał Stary Testament byłby zdumiony. Jak to nie kusi? Przecież wiele razy mówi o tym Biblia.

 

8. Po ósme, mamy w Nowym Testamencie de facto trzy różne wyrażenia, jeśli chodzi o Boga i kuszenie:

– „NIE WÓDŹ NAS na pokuszenie” (Mt 6,13),

– „Wierny jest Bóg i nie DOZWOLI was kusić ponad to, co potraficie znieść” (1 Kor 10,13),

– „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi: «Bóg mnie kusi». Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo NIE KUSI.” (Jk 1,13).

Z punktu widzenia greki, św. Jakub jest sprzeczny ze Starym Testamentem, gdzie jest wielokrotnie napisane, że Bóg kusi (np. Rdz 22,1, Wj 15,25, 16,4). Z punktu widzenia sformułowań, wcale nie chodzi o to samo. Co innego bowiem jest „kusić”, co innego „pozwalać na kuszenie” a co innego „wprowadzać w sytuację pokusy”. Tak jak co innego jest „wprowadzać na ring”, co innego „pozwalać na boks” a co innego „boksować”. Bóg nie boksuje, boksuje tylko diabeł. Bóg natomiast pozwala na boks i Bóg może wprowadzać człowieka tam, gdzie diabeł może się z nim boksować (jak Duch wyprowadził Jezusa na pustynię). Prośba „nie wódź nas na pokuszenie” to nie jest prośba „nie kuś nas”. „Nie zabieraj mnie do dentysty” wcale nie znaczy „Nie wierć mi w zębach”.

 

9. Po dziewiąte, dlaczego zatem Jezus każe nam się modlić: „I nie wódź nas na pokuszenie” skoro tym, który prowadzi w sytuację pokusy jest Bóg? Dlaczego nie pozwala na próbę, skoro ona jest dobra dla człowieka? Tę prośbę z „Ojcze nasz” można odczytać w kluczu modlitwy pokornego człowieka. Prośba ta jest wołaniem do Boga: „Zbaw mnie od złego, które już jest, a nie prowadź mnie w sytuację próby, której jeszcze nie ma”. Albo „Przestań mnie poddawać nowym próbom, ale zbaw mnie od tych ciosów, które już padają”. Albo „nie wystawiaj mnie na próbę, bo jestem słaby, żeby walczyć. Raczej Ty sam walcz i wyzwalaj mnie od złego”. Nie jestem chojrakiem. Znam siebie dobrze.

 

10. Po dziesiąte, to jest modlitwa. I osobiście nie mam żadnych problemów, żeby mówić: „Nie wódź nas na pokuszenie”, tak jak nie mam problemów, by mówić: „Boże, nie opuszczaj mnie”, chociaż wiem, że Bóg nas nigdy nie opuszcza. Jezus nie miał obiekcji, by wołać „Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27,46). Psalmista nie miał problemów, żeby wołać „Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się! Nie odrzucaj na zawsze!” (Ps 44,24). Chociaż jego kolega mówił: „Oto nie zdrzemnie się ani nie zaśnie Ten, który czuwa nad Izraelem.” (Ps 121,4). Modlitwa jest subiektywną rozmową z Bogiem. I dla tych ludzi, którym wydaje się, że to Bóg ich kusi, że to Bóg komplikuje ich życie, warto zostawić „Nie wódź nas na pokuszenie”. Jeśli czujesz, że to Bóg Cię prowadzi na pokuszenie, że to On jest odpowiedzialny za zło, którego doświadczasz, powiedz „nie wódź nas na pokuszenie”, mówiąc jednak zaraz „ale zbaw nas ode złego.” Wyznaj swoje uczucia, ale poproś natychmiast o wolność. Bo tylko On może Ci pomóc, nawet jak się wydaje, że jest przeciw Tobie, albo że Go nie ma. Tylko On może wyzwolić od zła, nawet jeśli wydaje się, że jest za nie w jakimś stopniu odpowiedzialny. Tak jak wołał Ozeasz: „Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę przewiąże”  (Oz 6,1).

Naprawdę, nie poprawiajmy Chrystusowych słów, zwłaszcza, że mamy ich niewiele. Można by się ewentualnie zastanowić, czy nie zmienić „pokuszenie” na „próbę” („nie wystawiaj nas na próbę”), ale ze względu na tradycję, nie widzę konieczności. No chyba, że będziemy poprawiać w Biblii wszystko, co nam albo teologii systematycznej nie pasuje. Ale wtedy do poprawki będziemy mieli kilka tysięcy słówek i wyrażeń.

 

Wystarczy nam Stary i Nowy Testament. Nie piszmy Najnowszego.

 

PS.

Zachęcam do przeczytania, co na ten temat napisał Benedykt XVI w: „Jezus z Nazaretu. Od Chrztu w Jordanie do Przemienienia”, Kraków 2011, wyd. M, s. 147-150.

 

I nie wódź nas na pokuszenie

Sformułowanie tej prośby jest w oczach wielu rażące: przecież Bóg na pewno nie prowadzi nas na pokuszenie! W rzeczy samej święty Jakub powiada: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi: Bóg mnie kusi. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi” (Jk 1, 13). 
Sformułowanie to może się stać dla nas trochę jaśniejsze, gdy sobie przypomnimy słowa Ewangelii: „wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła” (Mt 4, 1). Pokusa wychodzi od diabła, ale mesjańskim zadaniem Jezusa jest doznanie wielkich pokus, które odwodziły ludzi od Boga i nadal nie przestają odwodzić. Jak widzieliśmy, Jezus musi te pokusy znosić aż do śmierci na Krzyżu i dopiero w ten sposób otwiera nam drogę zbawienia. Musi więc nie dopiero po śmierci, lecz wraz z nią i przez całe swe życie niejako „zstępować do piekieł”, w obszar naszych pokus i upadków, po to, by nas ująć za rękę i wyprowadzić z nich. List do Hebrajczyków przykłada do tego aspektu szczególną wagę i uważa go za istotną część drogi Jezusa: „Przez to bowiem, co sam wycierpiał, poddany próbie, może przyjść z pomocą tym, którzy jej podlegają” (2, 18). „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz poddanego próbie pod każdym względem podobnie [jak my] – z wyjątkiem grzechu” (4, 15).

 

Rzut oka na Księgę Hioba, w której pod niejednym względem uwidacznia się już tajemnica Chrystusa, może nam dostarczyć dalszych wskazówek. Szatan ośmiesza człowieka, by ośmieszyć Boga. Człowiek, którego stworzył na swój obraz, jest żałosnym stworzeniem. Wszelkie dostrzegalne w nim dobro jest tylko fasadą. W rzeczywistości człowiekowi – każdemu – chodzi tylko o własne zadowolenie. Taka jest diagnoza szatana, którego Apokalipsa nazywa „oskarżycielem braci naszych”, który „dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem” (Ap 12, 10). Oczernianie człowieka i stworzenia jest w ostatecznym rozrachunku oczernianiem Boga i usprawiedliwianiem wyparcia się Go. 
Szatan chce dowieść swej tezy na przykładzie sprawiedliwego Hioba: gdy tylko zostanie mu wszystko odebrane, zaraz zniknie też jego pobożność. Bóg daje więc szatanowi pozwolenie wypróbowania go, oczywiście w określonych granicach. Bóg nie przywodzi człowieka do upadku, lecz tylko poddaje go próbie. Już tutaj, bardzo delikatnie i niewyraźnie zarysowuje się tajemnica zastępstwa, która w Księdze Izajasza (rozdz. 53) ukaże się w pełnym wymiarze: cierpienia Hioba służą usprawiedliwieniu człowieka. Przez swą sprawdzoną w cierpieniu wiarę przywraca on cześć człowiekowi. Tak więc cierpienia Hioba są antycypacją cierpień we wspólnocie z Chrystusem, który wszystkim nam przywrócił utraconą cześć przed Bogiem i ukazuje nam drogę: nawet w najgłębszych ciemnościach nie tracić wiary w Boga.

 

Księga Hioba może nam też dopomóc w odróżnianiu doświadczenia od pokusy. Ażeby osiągnąć dojrzałość, ażeby miejsce powierzchownej pobożności mogło zająć głębokie zjednoczenie z Bogiem, człowiek musi przechodzić przez doświadczenia. Jak sok z winogron, by się stać szlachetnym winem, musi przejść proces fermentacji, tak też człowiek potrzebuje oczyszczenia i transformacji. Bywa to niebezpieczne dla niego, może nawet ponieść porażkę, są to jednak drogi, które trzeba przejść, by dojść do siebie samego i do Boga. Miłość jest zawsze procesem oczyszczeń i wyrzeczeń, bolesnych przemian, prowadzących do dojrzałości. Żeby Franciszek Ksawery mógł na modlitwie mówić Bogu: „Kocham Cię nie dlatego, że możesz obdarzać niebem lub piekłem, lecz po prostu dlatego, że jesteś sobą – moim Królem i moim Bogiem”, musiał z całą pewnością przebyć długą drogę wewnętrznych oczyszczeń, które go doprowadziły aż do tej całkowitej wolności – drogę dojrzewania, na której czyhała pokusa i niebezpieczeństwo upadku – a przecież drogę konieczną.

 

Teraz możemy już tę szóstą prośbę Ojcze nasz wyjaśnić w sposób nieco bardziej konkretny. Gdy ją odmawiamy, mówimy Bogu: „Wiem, że potrzebne mi są doświadczenia, ażeby czysta się stała moja najgłębsza istota. Jeśli te doświadczenia pozostają w Twoich rękach, jeśli – jak to było w przypadku Hioba – pozostawiasz złu trochę wolnej drogi, to pamiętaj, proszę, o moich ograniczonych możliwościach. Nie licz za bardzo na mnie. Nie przesuwaj zbyt daleko granic, w których mogę doznawać pokus, i bądź w pobliżu z Twoją opiekuńczą ręką, gdy moja miara zaczyna już dobiegać końca”. Tak interpretował tę prośbę święty Cyprian. Powiada: Gdy mówimy „nie wódź nas na pokuszenie”, wtedy wyrażamy przekonanie, „że żadna z przeciwności nie może nas spotkać, jeśli wcześniej Bóg jej nie dopuści. Nasza bojaźń, pobożność i uwaga powinny się kierować ku Bogu, ponieważ w czasie kuszenia Zły nie ma żadnej władzy, chyba że otrzymał ją skądinąd” (De dom. or., 25, s. 285 n).
Przeprowadzając psychologiczną analizę pokusy, Cyprian powiada dalej, że mogą zaistnieć dwa różne powody, dla których Bóg daje ograniczoną władzę Złemu. Może to być rodzaj pokuty dla nas, mającej na celu poskromienie naszej pychy, potrzebne do tego, żebyśmy ponownie doświadczyli, jak bardzo krucha jest nasza wiara, nadzieja i miłość, i żebyśmy sobie nie wyobrażali, że naszą wielkość zawdzięczamy sobie. Pomyślmy o faryzeuszu, który opowiada Bogu o swych własnych czynach i jest przekonany, że nie potrzebuje łaski. Cyprian niestety nie wyjaśnia dokładniej, na czym polega drugi rodzaj doświadczenia – pokusy, którą Bóg zsyła ad gloriam – ku swojej własnej chwale. Czy jednak nie powinniśmy tu pomyśleć o tym, że wyjątkowo wielkim ciężarem doświadczeń Bóg obarcza ludzi szczególnie Mu bliskich, wybitnych świętych, od Antoniego na pustyni po Teresę z Lisieux w pobożnym świecie jej Karmelu? Można by powiedzieć, że stoją oni w orszaku Hioba, jako apologia człowieka, będąca jednocześnie obroną Boga. Więcej jeszcze: trwają oni w szczególny sposób we wspólnocie z Jezusem Chrystusem, który doświadczył naszych pokus. Są oni powołani do tego, żeby niejako na swym własnym ciele i we własnej duszy zaznać pokus własnych czasów, znosić je za nas, zwykłych śmiertelników, i w ten sposób dopomagać nam na naszej drodze prowadzącej do Tego, który wziął na siebie ciężar nas wszystkich. 
Gdy powtarzamy szóstą prośbę Ojcze nasz, musimy zatem, z jednej strony, trwać w gotowości przyjęcia na siebie ciężaru wyznaczonego nam doświadczenia. Z drugiej strony, jest to jednocześnie prośba o to, żeby Bóg nie nakładał na nas większych ciężarów, niż zdołamy udźwignąć, i żeby nas nie wypuszczał ze swych rąk. Powtarzamy tę prośbę z ufną pewnością, którą święty Paweł przybrał dla nas w słowa: „Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10, 13).

Opublikowano w Maxirefleksje