4.02.2018
To był jeden z najtrudniejszych tygodni w moim życiu. W Izraelu mieszkałem 3 lata. Tam zrobiłem doktorat i tam jeżdżę praktycznie co roku. Wykładając Stary Testament i modląc się psalmami codziennie, żyję tym światem nie mniej niż tysiące innych Polaków. A jeszcze biorąc pod uwagę licealną miłość do historii, szalenie ciężko mi było czytać i słuchać sporu wobec nowelizacji ustawy. Uczytałem się jednak jak mało kiedy i chciałbym podzielić się w tej sprawie kilkoma refleksjami. Nie będą pisał za wiele o nazwiskach i instytucjach, żeby ktoś nie pomyślał, że stosuję argumenty ad personam. Kto myślący, się domyśli.
1. Problem treści ustawy
Jeśli ktoś przeczyta tekst nowelizacji ustawy, potem porówna go z tekstem ustawy walczącej z kłamstwem oświęcimskim a następnie przeczyta podobne ustawy obowiązujące w ponad 20 krajach, to jeśli jest uczciwy intelektualnie, nie może powiedzieć, że proponowana nowelizacja jest zła, niekonkretna, niepotrzebna albo ograniczająca wolność dyskusji. A jeśli tak mówi (bo mówić przecież wolno) to jednocześnie daje świadectwo, że ustawy penalizujące kłamstwa oświęcimskie lub zakłamywanie innych ludobójstw są złe, niekonkretne, niepotrzebne albo ograniczające wolność dyskusji. Natomiast jeżeli uważa, że polska nowelizacja ustawy jest zła, ale wszystkie inne są dobre, to ma problem albo z myśleniem albo z intelektualną uczciwością.
2. Problem procedowania ustawy
Nie trzeba być mega pracowitym, żeby sprawdzić jak wyglądała debata nad nowelizacją. Gazeta Prawna pisała o niej już np. 3.03.2016 r. TV Republika 16.08.2016. Rzeczpospolita 6.10.2016. Gazeta Wyborcza 24.05.2017 r. Jeszcze jak do tego dodamy zapewnienia ministra Patryka Jakiego o konsultacjach z ambasadą Izraela, to nie ma wątpliwości, że w ciągu ostatnich dwóch lat: a) kto chciał, to wiedział o ustawie; b) z 5 lat kary zmieniono na 3 lata; c) na prośbę Izraela wprowadzono wyjątek dla artystów i naukowców; d) ustawa była krytykowana, ale głównie przez Helsińską Fundację i może mało szukałem, ale nigdy nie stawiano jej zarzutu potencjalnego zaognienia stosunków z Izraelem. Dlatego tym bardziej boli, że wielu z tych ludzi, co ma pretensje o ustawę, przez dwa lata nigdy nie wyraziło publicznie żadnego sprzeciwu. Jeśli wyrażają go teraz, to nie dlatego, że ustawa jest zła (patrz pkt 1), ale dlatego, że negatywnie zareagował Izrael. To tak jakbym w domu widział, że żona robi pomidorową dla gości i nie miał żadnych obiekcji. Kiedy jednak goście powiedzą, że nie lubią pomidorowej, to ja wtedy zaczynam awanturę: po co akurat taką zupę robiłaś…
W tym punkcie mamy problem z honorem. Ja osobiście w życiu nie miałbym pretensji do żony, gdyby goście zareagowali negatywnie na pomidorową, skoro się wcześniej nie odzywałem. Ale to trzeba mieć honor.
3. Problem reakcji
W kontekście dwóch powyższych punktów reakcja pani ambasador, premiera Izraela jak i wielu innych polityków była szalenie zaskakująca. Niektórzy mówią, że problemem była data. Ale problemem nie może być data. Bo gdyby ustawa miała na celu przyznanie się do współodpowiedzialności Polaków za Holocaust, to nie sądzę, żeby ktokolwiek z Izraela miał pretensje typu: To skandal, że w rocznicę wyzwolenia Auschwitz wy, Polacy myślicie tylko o sobie! Raczej byliby zadowoleni. Więc nie data, ale treść była punktem zapalnym. Dlaczego jednak treść? Tłumaczenia strony izraelskiej są niekompatybilne z zachowaniem wobec ustawy w ostatnich dwóch latach, dlatego uzasadnienia ich reakcji nie mogą być prawdziwe. Tak jakby pani młoda miała pretensje do narzeczonego na ślubie za wybór garnituru, który wybierali razem 3 miesiące wcześniej. Gdzie zatem tkwi problem? Nie wiemy. Ale jeśli nie wiemy, to mamy prawo do stawiania hipotez, bo sytuacja jest mega kuriozalna. Osobiście uważam, że tę mega kuriozalną sytuację mogą tłumaczyć dwie teorie. Pierwsza ideologiczna, druga finansowa.
Pierwsza wynika z wieloletniej edukacji Żydów na temat udziału Polaków w Holokauście. Studiując w Izraelu, bardzo często słyszałem od profesorów: Co wyście Polacy robili Żydom, bo co tydzień pisze się o waszych okrucieństwach w prasie? Nieraz byłem zdziwiony trafiając na publikacje, jakoby to chrześcijanie doprowadzili do Holokaustu (w życiu bym nie pomyślał, że Hitler napadł na Polskę dlatego, że my byliśmy katolikami a Niemcy protestantami). Jak do tego dodamy Grossa i filmy, wycieczki młodzieży izraelskiej i w pewnym sensie wyłączność Izraela na narrację o II wojnie światowej, sprawa wydaje się dosyć klarowna: Największy wróg to byli Niemcy. Przyznali się. Zapłacili odszkodowania, więc w miarę jest ok. Natomiast Polacy współpracowali z nazistami a nie chcą się ani przyznać ani wypłacić odszkodowań. Wina ich jest mniejsza, ale fakt, że ją negują sprawia, że nas to denerwuje maksymalnie. Reakcja Izraela wynika więc z tego, że ktoś zauważył draństwo Polaków. Dlaczego nie zauważyła tego ambasada? Bo ambasada nie widziała złych intencji w ustawie. Natomiast w Knesecie znaleźli się tacy, co zobaczyli w niej złe intencje, a potem to już był efekt domino. Mówiąc obrazowo, ambasada myślała, że pan wynosi z tramwaju swoją teczkę, a politycy zaczęli krzyczeć, że to teczka kradziona i należy łapać złodzieja. W tej teorii mega słabo wychodzi ambasada i rząd, bo nie potrafi zauważyć wcześniej tego, co inni widzą później. Ale przede wszystkim wychodzi również to, że mamy już diametralnie inne spojrzenie na Holokaust. My uważamy, że Polacy nie są współodpowiedzialni jako naród. Tysiące Polaków pomagało ratować życie Żydom, tysiące przyczyniało się do śmierci. Byliśmy w większości ofiarami i bohaterami a w mniejszości sprawcami. Tak samo jak Żydzi. W większości byli ofiarami i bohaterami, ale niestety prawdą jest również to, że dziesiątki tysięcy Żydów straciło życie z powodu Żydów. Izrael widzi to inaczej. O Żydach myśli tak, jak my o Polakach. W Polakach widzi jednak więcej bandytów niż sprawiedliwych. I jeśli tak się sprawy mają, to nie dojdziemy do porozumienia. Tak jak nie doszliśmy do porozumienia na temat żyjącego Jezusa. Co więcej, taka różnica zdań nie byłaby możliwa 50 lat temu, bo za wielu było świadków po jednej i drugiej stronie. Jeśli dzisiaj jest, to tylko świadczy jaką siłę w historii mają nie tyle fakty, co narracja o faktach.
Druga teoria jest znana, bo o wpływie ustawy reprywatyzacyjnej na reakcje Izraela pisze wielu. Czyli w skrócie: Izrael interesował się nowelizacją. Poprawki wniesione, więc zaniechał. Potem skoncentrował się na ustawie reprywatyzacyjnej, a że zauważył, że będzie ciężko postawić na swoim, zaryzykował wojnę medialną, żeby psując obraz Polski łatwiej było uzyskać wpływ na skompromitowany rząd.
Bardziej racjonalna i bliższa osobiście jest mi pierwsza teoria. Ale gdyby mi zależało na pieniądzach, zrobiłbym dokładnie tak, jak mówi teoria druga. Ryzyko jest duże, bo mogą się za Polkami wstawić, ale biorąc pod uwagą jak każdy się boi posądzenia o bycie z tymi, którzy są oskarżani o współodpowiedzialność za Holokaust, ryzyko można podjąć. Zawsze przecież można się wycofać i przeprosić, że się nie zrozumiało do końca intencji, bo czyż ustawa nie jest nieprecyzyjna?
4. Problem intencji
O intencjach to ludzie uwielbiają pisać, bo są one jak kosz. Co wrzucisz, to wleci. Rządowi zarzuca się, że chce ukryć draństwa Polaków. Rząd się tłumaczy, że nie. Izraelowi się zarzuca, że mu chodzi o pieniądze. Izrael uważa to za antysemityzm. Nie chcą uwierzyć w Polaków, bo rząd zrobił skandal z Trybunałem. Ale z drugiej strony jak wierzyć rządzącym w Izraelu, biorąc pod uwagę chociażby kontrowersyjną kwestię osadników na terenach okupowanych?
Na temat intencji rozmawia się bardzo trudno. Natomiast jeśli ktokolwiek zarzuca drugiej stronie nieczyste intencje, musi mieć świadomość, że druga strona ma takie samo prawo nieczyste intencje zarzucać. Jeśli ktoś insynuuje, że Polacy na pewno chcą się schronić za plecami nazistów, to Polacy mają prawo powiedzieć, że Izrael na pewno chce pieniędzy. Zarzucanie Izraelowi, że trudne sprawy chce wykorzystać dla pieniędzy, jest okrutne. Zarzucanie Polakom, że chce ukryć sprawców zbrodni, nie jest wcale mniej okrutne. Wierzę jednak gorąco, że oba rządy usiądą i pogadają merytorycznie, bo nie ma nic gorszego niż wmawianie drugiemu, co on myśli.
5. Problem asymetrii
Jest w tym sporze jeszcze jakaś wielka asymetria. TVP przeprasza ambasador za wpis na Twitterze, który miał łączyć reakcję Izraela na nowelizację ustawy o IPN z kwestią reprywatyzacji. Nie mogę jednak znaleźć żadnych przeprosin ze strony Izraela, ani za wpisy o polskich obozach śmierci, ani o mówienie, że chcemy się schować za nazistami, ani za sugerowanie negowania przez Polskę Holokaustu.
Rząd robi wszystko, żeby nie doszło do manifestacji przed ambasadą Izraela. W Nowym Yorku pozwala się młodym Żydom wygadywać głupstwa przeciw Polsce przed ambasadą.
We wszystkich oficjalnych wypowiedziach czy to rządu Polski czy Izraela jest podnoszona kwestia współpracy Polaków z Niemcami a w ogóle nie podnosi się kwestii współpracy z Niemcami Żydów.
I w Polsce i w Izraelu pojawiają się głosy, które przestrzegają przed objawami antysemityzmu, ale ciężko znaleźć, żeby te same osoby wzywały do zaprzestania eskalacji nienawiści wobec Polaków.
Jedynie nie ma asymetrii w komentarzach internautów. Tutaj walą się równo jedni i drudzy, co bynajmniej nie jest wcale okazją do dumy.
Wiem, że zawsze się mówiło, że mądrzejszy powinien ustąpić. Ponadto wielu w naszym kraju jest chrześcijan, więc nie powinniśmy stosować zasady „oko za oko”. Ale trzeba jednak pamiętać, że każda asymetria na dłuższą metę może grozić tylko eskalacją konfliktu. Jeśli ktoś ciągle mówi swemu dziecku: ustąp bratu, bo młodszy, bo słabszy, bo co pomyśli ciocia, ty ustępujesz, a brat i rodzina nie docenia tego, może dojść takiej eskalacji nienawiści, że będziemy żałować, iż zabrakło nam kiedyś stanowczości.
Jak się to skończy?
Patrzę na Konfesję św. Jana z Kęt. Przetrwała zabory, wojnę pierwszą i drugą, nazizm i komunizm. I dziękuję Bogu, że są wartości nieprzemijające i ludzie, którzy za nimi idą. I modlę się nie tylko za dobre zakończenie tego sporu, ale przede wszystkim o to, żebyśmy nie dali się sprowokować nienawiści, bezmyślności i nieuczciwości intelektualnej. Bo przecież granica nie idzie między Polską a Izraelem. Granica nie idzie między tymi, co znają historię i jej nie znają. Granica idzie między prawdą a kłamstwem, między uczciwością intelektualną a manipulacją, między honorem a upodleniem, między przebaczeniem pomimo wszystko a żalem ze względu na wszystko. Granica ostatecznie idzie między tymi, którzy próbują kochać w każdej sytuacji a tymi, co wykorzystają każdy talent, żeby skrzywdzić drugiego.
Bardzo mi zależy na tej sprawie. Jeśli więc między czytelnikami jest ktoś, kto jest w stanie mnie posłuchać, to go proszę, żeby miał swój honor, był intelektualnie uczciwy i próbował kochać zawsze, a jeśli nie potrafi, żeby raczej milczał, niż upubliczniał nienawiść wobec Żydów czy wobec Polaków.