Nie każdy syn marnotrawny kończy tak dobrze jak ten z Ewangelii.
Pewien syn marnotrawny powiedział sobie: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca”. I poszedł. Jednak w drodze napadli na niego zbójcy i zostawiwszy na wpół umarłego odeszli. Przechodził tą drogą kapłan i lewita, więc nie pomogli. Samarytanin nie przechodził, bo nie miał czym wybrać się w podróż, pożyczywszy wcześniej oślice Jezusowi na Niedzielę Palmową. Więc na wpół umarły, umarł całkiem.
Inny syn marnotrawny wracał do domu przez Siloam akurat wtedy, kiedy zawaliła się wieża i zabiła 18 ludzi. Był jednym z ofiar.
Jeszcze inny wrócił do domu, ale naprzeciw wybiegł mu nie ojciec ale starszy brat. I zabił go, mówiąc sobie i sługom: „Znając ojca, przyjmie brata i powie: „To jest też dziedzic”. Chodźcie, zabijmy go a dziedzictwo będzie nasze”.
Jeszcze inny nie zastał ojca z bratem w domu, gdyż poszli na górę Moria. Służba mówiła, że sam Bóg kazał złożyć tam ojcu w ofierze syna. Przestraszył się, że Bóg każe zrobić z nim to samo i uciekł.
Jeszcze inny wrócił do domu, ale tam nie było już służby, utuczonych cieląt, szat, pierścienia i sandałów. Starszy brat umarł. Ojciec został sam, siedząc trędowaty na popiele, bo był Hiobem.
Jeszcze inny wrócił, ale w kraju ojca nastał taki głód, że ojciec wysłał go natychmiast razem ze starszym bratem do Egiptu, jak Jakub swych synów. Kto wie, co się stanie po drodze między braćmi.
Jeszcze inny wrócił do domu, ale dom zastał w gruzach i ani jednej duszy. Cała bowiem rodzina została uprowadzona do niewoli babilońskiej.
Był też taki co wrócił do domu, ale nikt nie wybiegł mu naprzeciw i nikt nie rzucił się na szyję, bo ojciec już nie żył.
Ile synów marnotrawnych, tyle dróg i historii. Najważniejsze, by nie zwlekać z powrotem i by uwierzyć, że synostwo zaczyna się już w drodze do domu Ojca.