Jednym z największych argumentów za istnieniem duszy jest ból. Co więcej, bóle duszy mają bardzo wiele wspólnego z bólami ciała.
Gdy uderzymy się o kant, złamiemy nogę, zaczną nas boleć zęby albo serce coś szwankuje, odczuwamy odpowiednie bóle i czasem trzeba miesięcy, żeby dojść do zdrowia. Tak samo z duszą. Gdy ktoś nas zrani słowem, oszuka, odrzuci, gdy umiera bliski lub porażka przytrafi się znowu, wtedy zaczyna boleć dusza, czasem parę godzin czy dni, a czasem nawet miesiące i lata.
I jakoś radzimy sobie z tym bólem duszy od tysiącleci, ale byłoby pożyteczne, gdyby tak jak rozwinęła się medycyna ciała, rozwinęła się jeszcze lepiej medycyna ducha. Są już przyjaciele, rodzina, psychologowie czy terapeuci, ale marzy mi się, żeby powstawały kliniki ducha z przeróżnymi specjalizacjami: zazdrościologia, nienawiściologia, stratologia, bezsensologia, itp. I kiedy przykładowo strasznie cię boli przegrana sportowa, taki lekarz duchowy pobadałby przyczyny, objawy i skutki i przepisał coś przyspieszającego zdrowienie.
A skoro lekarstwa na bóle ciała są materialne, to lekarstwa na bóle duszy powinny być duchowe. Niestety w tych naszych domowych sposobach leczenia duszy najczęściej popełniamy ten błąd, że to co duchowe chcemy leczyć tym, co cielesne: od pieniądza po alkohol skończywszy. A przecież leczyć duszę materią, to tak jakby leczyć zęby życzliwością.
O duszę warto koniecznie zadbać, bo dusza jest nieśmiertelna a chyba nie ma nic gorszego nic nieśmiertelnie chora dusza.