Menu Zamknij

Kobiety księży

Każdy mężczyzna powinien mieć kobietę. Nawet ksiądz. I tego nie powiedziałem ja, ale sam Pan Bóg: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam” (Rdz 2,18). I każdy mężczyzna kobietę ma. Tylko, że ma na różne sposoby. Jak mają kobiety księża?

 

Jedni mają kobiety za największe zagrożenie wszystkiego. Opowiadają o nich sprośne żarty, dają jako negatywny przykład różnych opowieści, dokuczają przy każdej okazji, wygłaszają teorie na temat niższości kobiet i unikają spotkań z nimi jak diabeł święconej wody. Jak to mówił jeden z rektorów seminarium: „Kleryk może traktować kobietę na dwa sposoby. Może ją traktować przedmiotowo, bawić się nią i nie traktować jej poważnie. To jest zły sposób. Ale może też kleryk o kobiecie myśleć poważnie, wchodzić w głębszą relację, planować coś poważniejszego. I ten sposób traktowania jest jeszcze gorszy.”

 

Inni mają kobiety poprzez zapomnienie. Cały pociąg i naturalne pragnienia zamieniają w pracę. Nie myślą źle o kobietach, bo nie mają kiedy. Robota. Malowanie. Zakupy. Kolejne artykuły, konferencje, wyjazdy i podróże. Spotkania koleżeńskie do późna i od rana. Najbardziej nie lubią wakacji. Zwłaszcza na morzem. Gubią się wtedy jak góralka w Hongkongu. Wtedy wolą zapić wszystko, nawet bardziej niż górale.

 

Inni mają kobiet wiele, bo wiedzą, jak to mówią Włosi, że problemem nie są „ragazze” (dziewczyny) tylko „la ragazza” (ta jedna dziewczyna). Animatorki i uczennice, panie od Koła Różańca i koleżanki z Oazy, studentki i prawie emerytki dają tyle kobiecości przez obecność, uściski, prezenty i uśmiechy, że ksiądz się czuje jak ryba w wodzie, zapewniony niewieścią zazdrością, że żadna nie pozwoli drugiej być bliżej niż inne.

 

Inni stawiają na duchowe córki. Niektórzy zakładają zakony, instytuty czy zgromadzenia. Inni ograniczają się do robienia krzyżyków na czole, wspólnego odmawiania brewiarza przy świecach i półmroku, bez końca wałkując temat Franciszka i Klary i mówiąc o miłości zasadniczo Bożej. Gdyby to jednak nie kobiety, ale mężczyźni tworzyli te grona, nikt nie zapaliłby świecy i sale nie potrzebowałaby żadnego półmroku.

 

Inni zostali w domu. Mama i siostry. Czasem babcia, potem siostrzenice i bratanice. Kobiety są i bezpieczeństwo jest. Codzienne telefony, wizyty co dwa dni. Bo chore. Bo potrzebują opieki. Bo trzeba załatwić malarza, hydraulika i elektryka. Imieniny i urodziny. Prezenty i prezenty. To nic, że w domu ojciec, szwagier, kuzyn. To ksiądz jest tym, który jest, który był i który przychodzi. Przywiązany do pępowiny trzy razy bardziej niż do stuły.

 

Inni stawiają na wyjątkowe relacje. Dawniej okazją były gospodynie. Mama, siostra, dziewczyna, wszystko w jednym pakiecie. Pranie i sprzątanie. Gotowanie i wakacje. Parafie biskup może kazać zmienić, ale nie gosposię. Dzisiaj trudno o nie, ale może siostra zakonna, może koleżanka, której nie zaszkodzi bycie starą panną. I próba tworzenia przyjaźni, która skończy się obojętnością albo miłością z jednej, z drugiej czy z obu stron na raz. Zmaganie na granicy męskości i celibatu. Godziny poświęcone tylko jednej osobie. Czasem nawet więcej niż samemu Bogu.

 

Inni jeszcze liczą kapłańskie lata od przygody do przygody, od zakochania do zakochania. Co wioska, to troska. Zamiast uwierzyć raz na zawsze w to, co się przyrzekło albo zakochać się raz i porządnie, ożenić się i mieć dzieci, dwadzieścia razy próbują miłości a żadna z nich ni Boża ni ludzka. Próbują kobiety jak pszczoła kwiaty i może trochę miodu nazbierają, ale Bóg wie, ile kwiatków przy okazji niejeden truteń nadepnie.

 

Inni stawiają na wirtualne dziewczyny. Filmy i obrazki. Aktorki i beztalencia. Strony i stronki. Czaty i kamerki. Zamknięci w pokojach własnego zniewolenia liczą dni od spowiedzi do spowiedzi. Przedstawiciele pokolenia, których nie brak w żadnym zawodzie ani wśród żonatych. Skutki uboczne rozwoju techniki z osobistym charyzmatem wiecznego niewyspania.

 

Jeszcze inni prowadzą podwójne życie. Niestety. O nich nie ma co pisać. Bo i tak wiele o nich piszą inni.  Za nich trzeba się najwięcej modlić.

 

Każdy ksiądz ma kobietę. Każdy na swój sposób. I nie da się wszystkich przypadków zmieścić w deklinacji. Patrząc jednak uczciwie na siebie, kobiety, Ewangelię i Kościół, chcielibyśmy pragnąć, modlić się i dojrzewać do tego ideału, w którym kapłan to alter Christus a Oblubienicą jego Kościół. Kochać Kościół jak żonę, szukać ciepła w ramiona jego wielu członków, wchodzić w najbardziej intymną relację w czasie Eucharystii i spalać się dla dzieci zrodzonych we chrzcie, jak dla swoich własnych, nie bojąc się zarazem bliskości Marty i Marii a nawet Marii Magdaleny, to jest chyba Dobra Nowina o kobietach księży.

Opublikowano w Maxirefleksje