Menu Zamknij

Jaki problem z kolędą?

Nie mogę się nadziwić, dlaczego media co roku robią problem z kolędą. Od dziecka było to dla mnie jedno z najpiękniejszych wydarzeń. Dla rodziców też było to święto. Jako ministrant i lektor chodziłem po kolędzie 8 lat i ostatnią rzeczą, która by mi przyszła na myśl, byłaby ta, że ludzie mają z kolędą jakikolwiek problem. Skąd więc te problemy się wzięły?

 

Po pierwsze, ksiądz nie jest dla ludzi tak ważny jak kiedyś. Gdyby zamiast proboszcza czy wikariusza po kolędzie chodził papież, to ludzie by brali nawet wolne z roboty, żeby się zobaczyć. Tak jak kiedyś brali wolne na kolędę. I każdy by się cieszył, że całe 10 minut spędził tylko z naszą rodziną a nie narzekał, że krótko. Nawet gdyby chodził biskup diecezjalny albo jakiś ksiądz bardzo znany, no to z czystej ciekawości, ludzie chcieliby się spotkać. Dawniej ksiądz był autorytetem z samego faktu bycia księdzem i to powodowało, że ludzie chcieli, żeby do nich przyszedł.

 

Po drugie, ludzie są bardziej zniewoleni pieniądzem niż kiedyś. Bieda w Polsce za PRL-u była większa, ale każdy dawał księdzu kopertę i nikt nie robił z tego problemu. Wiedziano, że to podziękowanie za całoroczną pracę w parafii, za kazania, spowiedzi, nabożeństwa, pracę duszpasterską z dziećmi czy młodzieżą. I skoro korzystali cały rok za darmo (no bo taca niedzielna nie jest dla księży), to poczuwali się do okazania wdzięczności przy okazji kolędy. Każdy dawał ile uważał i nikt nie robił z tego problemu. Dziś większość też nie robi problemu, ale że jesteśmy bardziej uzależnieni od pieniędzy niż kiedyś, to nam żal każdego grosza, którego można by nie dawać. No i lamentujemy.

 

Po trzecie, ludzie nie są tak związani z parafią jak dawniej. Chodząc do różnych kościołów, zmieniając częściej miejsce zamieszkania, często bywa tak, że po kolędzie spotykają się ksiądz i mieszkańcy, którzy się wcześniej nigdy nie widzieli. I to powoduje średnie zainteresowanie. Ludzi nie obchodzą problemy parafii, bo do niej nie chodzą. I nie czują się też wdzięczni za pracę księży, bo dla nich ci konkretni księża nic nie zrobili. Ale, że wszystkie dokumenty załatwia się w Kościele przez parafię, to już z czystego pragmatyzmu warto by się zapoznać z księdzem z parafii. Tak na wszelki wypadek. 

 

Po czwarte, tracimy wiarę w moc wspólnej modlitwy i kapłańskiego błogosławieństwa. Kiedy człowiek bardziej wierzył w Boga, wierzył też bardziej w siłę modlitwy i błogosławieństwa, które Bóg udziela przez księży. Trochę w tym może było i magicznego myślenia, może nawet lęku jak we Włoszech, gdzie w wielu miejscach boją się nie przyjąć księdza, żeby jakieś nieszczęście przez to nie przyszło na dom. Ale jakoś ludzie bardziej czuli, że jak się ksiądz pomodli i pobłogosławi, to ten nowy rok minie pod Bożą opieką. A przecież kto wierzący, to tej Bożej Opieki wyczekuje szczerze.

 

Od lat nie chodzę po kolędzie. Może są jakieś inne przyczyny, ale sam szczerze, nie mogę zrozumieć, czemu robić z kolędy problem. Super, że księża wychodzą do ludzi. Super, że odpowiedzialni za moją wspólnotę parafialną chcą spotkać się tylko z moją rodziną. Super, że można zagadać choć parę minut, podzielić się swoją wiarą i wątpliwościami, powiedzieć, co się myśli o parafii i przy okazji umówić się na dłuższą rozmowę, jak widać, że gość kumaty. Super, że ksiądz pobłogosławi mieszkanie i domowników na cały rok. I też super, że bierze kopertę, żebym ja nie musiał chodzić i dawać mu na plebanii czy w kościele. Przynajmniej mam z głowy to, że nie będę dłużnikiem tych, z których pracy korzystam.

Opublikowano w Maxirefleksje