Dziś modliliśmy się w Jutrzni:
„W głębi serca bezbożnika nieprawość doń przemawia, *
nie ma on przed oczyma Bożej bojaźni.
Bo zaślepiony sam sobie schlebia *
i nie widzi swej winy, by ją mógł znienawidzić.” (Ps 36,2-3)
Mało rzeczy tak boli jak ta, kiedy człowiek nie potrafi zobaczyć swojej winy.
Włochy. Miała być spowiedź, ale do niej ostatecznie nie doszło, bo pan się upierał, że od 27 lat się spowiada, ale nigdy w życiu nie miał żadnych grzechów. Przeszliśmy wszystkie przykazania Boże, kościelne, główne grzechy. Skądże. On naprawdę nic złego nie zrobił.
Polska. Zabił się. Niektórzy mówią, że przez dziewczynę. Ta wyszła niedługo po tym za mąż. Faceta po paru latach zostawiła dla innego. Nie widzi żadnego problemu. Wszyscy widzą. Tylko nie ona.
Sprawa TW. Nie tyle mnie smuciło, że nawet księża współpracowali z bezpieką, ale że się nie chcieli przyznać. Nawet na łożu śmierci? Nawet biskup? Masakra. Co musi być w głowie człowieka, że potrafi rozwalić życie rodzinie, dzieciom traumę na latach zafundować i nie widzi problemu? I nie tylko nas księży bolą nie tyle grzechy, co zatwardziałość w udawaniu, że ich nie ma. Nawet nie wiecie jaka to jest mega radość spowiadać mega grzesznika, który się mega nawraca.
Wróćmy do upominania braterskiego. Gdybyśmy co jakiś czas przypominali tym, co robią krzywdy, że to są krzywdy, rozmawiali z nimi, kłócili się, może przynajmniej jakiś odsetek zacząłby widzieć to, czego nie widzi.
To zbyt idealistyczne? Nie wiem, ale proszę, żeby przynajmniej ci, co mają do mnie żal, żeby o tym powiedzieli, napisali, a jak nie pomoże, zwrócili uwagę publicznie, a jak nawet to nie pomoże, żeby napluli w twarz, ale nie pozwolili na to, żebym chodził po tym świecie, mając na sumieniu innych.
I lepiej, żebyście to zrobili za życia, bo jak nie powiecie za życia, co źle robię, a będziecie pisać o tym artykuły po śmierci, to was będę straszył. Nie wiem, czy to mogę obiecać i czy będę w stanie, ale na pewno spróbuję..