Nie stało się w sumie nic nowego.
Zaczęliśmy tylko patrzeć na świat oczami tych, którzy na ten świat patrzą w ten sposób może już od lat.
Oczami rodziców zalęknionych o to, czy ich ciężko chore dziecko załapie się na kosztowną operację.
Oczami przerażonych rakiem, których przyszłość zależy od niepewnych przerzutów.
Oczami Syryjczyków, których ginęły dziesiątki tysięcy i świat nie tylko im nie pomógł, ale jeszcze sprzedawał broń, żeby zabitych i rannych było więcej.
Oczami uchodźców, którzy nie wiedzą, kiedy ta gehenna wreszcie się skończy.
Oczami plajtujących biznesmenów niepewnych o jutro swojej rodziny i wielu rodzin pracowników.
Oczami dzieci wracających z lękiem do domu przed rodzicem zakażonym przemocą i krzywdą.
Oczami niepełnosprawnych zamkniętych na wiele miejsc i wielu ludzi.
Nie stało się nic.
Po prostu zaczęliśmy patrzeć na świat z perspektywy oddziału intensywnej terapii i oczami tych, którzy cierpią obok nas od lat.
Oby to patrzenie nauczyło nas na zawsze zobaczyć cierpiącego obok.