Menu Zamknij

Posłuszeństwo i rozum

17.04.2020

W czasie praktyki diakońskiej miałem bardzo zacnego proboszcza, ale – jak to między młodym a starszym – czasem bywały różnice zdań. Zawsze robiłem to, co mi kazał, ale kiedy uważałem, że coś nie jest dobre albo sensowne, mówiłem to szczerze. Raz mi zwrócił uwagę, czy nie mógłbym nie mówić mu o tym, co myślę. Wtedy zapytałem, czy on mógłby mi nie nakazywać rzeczy, które w moim sumieniu nie są dobre. Ja rozumiem, że jego może irytować to, że nie zawsze się zgadzam z jego opinią, ale niech spróbuje zrozumieć, że mnie też jest ciężko wykonywać rzeczy, które nie uważam za mądre.

 

To, co może wydawać się z wierzchu zwykłą pyskówką, jest bardzo starym zwyczajem zakonnym. Przełożony ma prawo wymagać spełnienia polecenia, ale jednocześnie ma obowiązek wysłuchania, co myśli o tym podwładny. Podwładny ma prawo powiedzenia, co myśli, ale ma obowiązek wykonania tego, co mu szef nakazuje.

W praktyce wielu nie stosuje się do tej zasady, bo albo boimy się mówić szczerze, albo nie umiemy przyjmować krytyki, albo nie potrafimy rozróżnić między posłuszeństwem a różnością opinii.

Zasada posłuszeństwa i szczerości wynika przede wszystkim z prawa naturalnego i godności osoby. Musi ktoś rządzić i musi ktoś słuchać, bo inaczej byłby bajzel, ale musi ktoś też krytykować czy oceniać każdą władzę, bo inaczej może ona stać się tyranią. Jako gatunek homo sapiens nie możemy dopuszczać do tego, że ludzie się podzielą na panów, co mogą mówić i nakazywać i na niewolników, co tylko mają robić i siedzieć cicho. To byłoby nieludzkie.

 

Zawsze starałem się być każdej władzy posłuszny, włącznie z niedotykaniem łóżka między 5.30 a 22.00 w seminarium czy czytaniem listów pasterskich na mszach, i osobiście dla mnie to nie problem dostosować się do tego, co mi się nakazuje. Stąd nie byłem w domu półtora miesiąca. Nie spotykam się z nikim poza spowiedzią w konfesjonale. Kontakt z ludźmi mam jeszcze tylko w czasie rozdawania Komunii św. i jeszcze kiedy raz na tydzień – czasem dwa – wychodzę do sklepu. Odmówiłem wywiadu do Radia Polus, odmówiłem też nagrania paru filmików zewnętrznych, bo taką mamy zasadę, żeby unikać niekoniecznych kontaktów zewnętrznych. Może mógłbym się bardziej izolować, ale wydaje mi się, że jako obywatel mieszczę się jakoś w średniej krajowej.

Piszę o tym, żeby nie było wątpliwości, że jak się z czymś nie zgadzam, albo jak poddaję w wątpliwość, to wcale nie znaczy, że namawiam do buntu albo chcę usprawiedliwić swoje nieposłuszeństwo. Po prostu zadaję pytania, które ma prawo zadać każdy człowiek.

 

Pierwsze pytanie jest o sensowność noszenia maseczek. Jeszcze niedawno eksperci WHO zalecali, żeby masek nie nosić. To samo Ministerstwo Zdrowia. Oczywiście, nie ma problemu, żeby zmieniały się wytyczne. Tylko na jakiej podstawie? Na podstawie jakich badań? Bo, że w Czechach noszą czy Korei to jest taki sam argument jak to, że kobiety noszą burki w wielu krajach, więc niech noszą też u nas. Albo więc trzeba szczerze powiedzieć, że nie zachęcaliśmy do noszenia maseczek, żeby ludzie ich nie wykupili przed personelem medycznym – ale to argument słaby, bo gdyby ludziom spokojnie wytłumaczyć, to by wcale nie wykupywali, bo empatia dla lekarzy i pielęgniarek jest wielka. Albo trzeba uczciwie powiedzieć, jakie badania naukowe wpłynęły na taką i taką decyzję. Bo może się okazać, że to zwykle placebo i byłoby lepiej, gdyby rząd nakazał każdemu modlić się codziennie o zdrowie. 

Drugie pytanie jest o wybory. Bardzo szanuję Ministra Zdrowia, ale jeśli ktoś mówi, że wybory mogą być albo korespondencyjne albo po wynalezieniu szczepionki, czyli za dwa lata, to jakoś mi się to się nie trzyma kupy. Gdyby przeciwnicy wyborów korespondencyjnych myśleli logicznie, to trzeba by konsekwentnie zrezygnować z listonoszy i kurierów aż do czasu ustania epidemii. Gdyby rząd myślał logicznie, to by od razu powiedział, że przedszkola, szkoły, sklepy, kościoły, najlepiej wszystko powinno być zamknięte na dwa lata. Bo co to za logika myśleć, że do szkoły można pójść, do sklepu można pójść, ale już na wybory nie można. To jest ta sama logika, która była z Komunią św. Pączki można było kupować codziennie, sneakersy i paluszki, pić kawę na stacjach, ale już przyjmowanie Komunii przedstawiane było jako najgorsze źródło epidemii.

Każdy ma swój rozum, ale mój chyba jest za mały, żeby znaleźć w tym rozumność.

 

W czasach trudnych, musimy być posłuszni władzy. Ale w czasach trudnych nie możemy pozbawiać się rozumu i myślenia. Nie możemy nie stawiać pytań o sensowność i dobro takich czy innych decyzji. Bo jeśli zrezygnujemy z myślenia to co nam da to, że przeżyjemy? Przecież lepiej umrzeć niż żyć jak nierozumny człowiek. Jak to mówi dosadniej Biblia:

„Raczej spotkać niedźwiedzicę, co dzieci straciła, niż nierozumnego w jego głupocie” (Prz 17,12)

Opublikowano w Maxirefleksje