Menu Zamknij

Krakowska lawendowa mafia?

5.06.2020

 

Kiedy słyszę o mojej diecezji, że „dziś w Krakowie, pod nowymi rządami, lawenda znów kwitnie”, to najpierw mam ochotę napisać: „Nazwiska, proszę, żebym wiedział koło kogo nie siadać” albo „jak bardzo trzeba mało znać Kościół, żeby nie widzieć, że dzisiaj nic nie kwitnie”, no ale przecież to byłaby dyskusja na poziomie tekścików gimbazy. Spróbujmy poważniej i spokojniej.

 

Od 22 lat jestem księdzem Archidiecezji Krakowskiej i nigdy, ani w Seminarium, ani na parafiach, ani w Kolegium w Rzymie, ani w klasztorze w Jerozolimie, ani pracując dwa miesiące w Kurii, ani jeżdżąc z rekolekcjami nigdy nie spotkałem się z żadnym zachowaniem homoseksualnym. Już kiedyś w „Liście do księży homoseksualistów” żartowałem, że może to wynika z mojej małej atrakcyjności, ale najprawdopodobniej z tego, że nawet jeśli są księża o takiej orientacji to jest to sprawa absolutnie marginalna. Rozmawiałem ostatnio z wieloma księżmi i to mającymi wieloletnią praktykę pracy w Kurii. Potwierdzili to samo. Nikt nie był przez nikogo napastowany a co dopiero, żeby te rzekome napastowania miały tworzyć mafię.

 

Kupy nie trzymają się też dwa sprzeczne ze sobą zarzuty. Z jednej strony zarzuca się arcybiskupowi, że jest przeciw homoseksualistom, bo mówił o „tęczowej zarazie”. Z drugiej sugeruje się, że za jego rządów kwitnie lawendowa mafia tak jakby biskup wiedział, popierał i roztaczał nad nimi parasol ochronny. Albo jedno, albo drugie. Chyba, że ktoś wpadnie na tę zawsze pokrętną teorię, że przeciw homoseksualistom są zazwyczaj koledzy z orientacji. Robią tak, żeby sami się zamaskować. Tylko wtedy nie powinno się mieć żadnych pretensji do kard. Dziwisza a zacząć podejrzewać ks. Oko i ks. Isakowicza-Zaleskiego. Mega boska teoria.

 

Inna sprawa, że nawet jeśli są księża o orientacji homoseksualnej, to nie można ich ścigać za samą orientację, bo to nie jest ani ludzkie, ani chrześcijańskie. Jeśli ich wyświęcono i pozwolono pracować, jeśli nawet zmagają się ze sobą, upadają i powstają, bo nie zawsze potrafią żyć zgodnie z Ewangelią, ale nie robią krzywdy nikomu, to po co robić z igły widły? Zacznijmy jeszcze ścigać księży za to, że lubią pieniądze, że się lenią, że są niekulturalni, że mają parcie na władzę albo na szkło telewizyjne czy koniakowe, zacznijmy ścigać za wszystkie grzechy, wtedy zostaną tylko niewinni, czyli tylko ci, których nie udało się złapać.

 

Rozumiem, że w strukturach kościelnych mogą istnieć powiązania i układy. W Krakowie, jak pewno i w innych diecezjach, zawsze się kogoś nazywało mafią. Mówiło się, że rządzi rocznik 1963, albo 1979, albo że wpływy ma sekretarz biskupa czy ktoś tam jeszcze inny. Ale każdy rozumiał, że kto rządzi, chce mieć ludzi, z którymi mu się dobrze współpracuje. Pewno, że to po ludzku bolało, że niektórzy mają lepsze chody, ale dopóki nie będzie końca świata, nie da się stworzyć systemu idealnego. Pokażcie mi chociaż jedną diecezję, od Rzymu po Honolulu, w której biskupi wybierają na swoich pracowników tych, których nie lubią, albo którzy im będą wsadzać kij w kościelne szprychy.

 

Problem zaczyna się wtedy, kiedy dana osoba czy zespół popełnia przestępstwo i krzywdzi konkretnych ludzi. I tym powinniśmy się zająć. Nie wałkowaniem emocjonalnym, stereotypowym i uprzedzeniami wobec takich czy innych osób, ale konkretnymi przypadkami. Masz coś do księdza czy biskupa, idź do niego i pogadaj. Nie pomaga, pisz do jego szefa. Widzisz przestępstwo, zgłoś na policję. Jesteś starotestamentalny, to cię zrozumieją, że sprawę załatwiłeś oko za oko, ale nie wydłubuj oczu nie tym, co cię skrzywdzili. Może to staroświeckie, ale to mi się podoba u górali, że oni potrafią dać sobie po zębach tak, żeby się nawet krew polała, ale trzymają się dwóch zasad: nigdy nie biją tych, do których nic nie mają i nie plują na groby zmarłych, bo jak mieli co załatwić, to załatwili za życia.

 

Zaczną się wakacje. Młodzi ludzie będą myśleć o swojej przyszłości. Maturzyści wybierać studia. Nie bójcie się myśleć o powołaniu kapłańskim. Nie bójcie się o swoich synów z krakowskiego seminarium. Nie rządzi nami żadna lawendowa mafia. Co najwyżej personalizm Wojtyły, który pozwala krytykować publicznie i bezkarnie nawet swojego biskupa. Życzmy wszystkim redakcjom, partiom i jakimkolwiek komitetom takiego pluralizmu i niezależności, jaki jest między księżmi. Tu może pracować Boniecki i Isakowicz-Zaleski, Sowa i Staniek. Nie jesteśmy oczywiście tacy, jakby chciał Bóg, albo chociaż tacy jakby chcieli ludzi, ale naprawdę na miarę swoich – na wpół zakopanych – talentów próbujemy jak możemy pokazywać Wam najpiękniejszy skarb świata: Jezusa Chrystusa, jedynego Pana i Zbawiciela. On najlepiej wie, co się dzieje i w każdej kurii, i w każdej redakcji, i jak się zajmie nami po śmierci, to na pewno to zrobi konkretnie, biorąc pod lupę poszczególne przypadki a nie lamentując z aniołami nad generalnie zepsutymi ludźmi.

Opublikowano w Maxirefleksje