Menu Zamknij

Przenosiny

25.06.2020

 

W tych dniach w wielu diecezjach w Polsce dokonują się zmiany księży. Po wakacjach w niektórych parafiach będzie nowy proboszcz czy nowy wikary. Ktoś zacznie studia doktoranckie, ktoś inny pracę w Kurii. Niektórzy przejdą na emeryturę.
I o ile zmiany dotyczące proboszczów, seminarium, Kurii czy studiów zawsze są konsultowane z zainteresowanymi, ciągle pozostaje zwyczajem w wielu diecezjach, żeby nie rozmawiać w ogóle z wikarymi. Dowiadują się zatem z ogłoszeń, czy to internetowych, czy przez dziekanów a czasem osobiście od biskupa, że z tym i tym dniem pójdą tam i tam.

 

Teologicznie to nawet wygląda pięknie. Ksiądz jest posłany do ludzi. Biskup go posyła. Po co ma go pytać przed, czy może tam pójść. Ksiądz ma być decyzyjny. Gdyby generał musiał rozmawiać z szeregowymi, to by nic nie zrobił.
Tylko, że przy takim podejściu mamy dwa problemy.
Pierwszy właśnie teologiczny. Dlaczego rozmawiamy tylko z połową księży? To rodzi poczucie niesprawiedliwości, że się jest księdzem gorszej kategorii. Taki podział na dwa chóry, jak to bywało dawno w zakonach.
Drugi problem jest natury czysto ludzkiej. Ktoś ma rodziców chorych, więc wolałby być bliżej domu. Ktoś nie lubi uczyć w przedszkolu a bardziej by się sprawdził w liceum. Ktoś ma talent do młodzieży a inny do nauki. Komuś brakuje roku do zrobienia dyplomowanego. To nie tak, że się nie zwraca na to w ogóle uwagi, ale żale, odwołania, listy czy delegacje parafian do kurii pokazują, że gdyby była rozmowa z zainteresowanymi przed ustaleniem zmian, nie byłoby żadnych problemów, a już na pewno dużo mniejsze.

 

Problem ten był już poruszany w rozmowach z biskupem i zapewne nie tylko w naszej diecezji. U nas już parę lat temu była propozycja, żeby przynajmniej po 10 roku kapłaństwa albo maksymalnie po 20 latach służby w diecezji rozmawiać z zainteresowanym. I ja rozumiem, że nie ma woli zmiany, bo i tak dzisiaj księża są zasadniczo lepiej traktowani przez przełożonych niż byli traktowani ci, którzy teraz mają wpływ na zmiany księży. Tylko że tak daleko nie zajedziemy.
Oczywiście to nie jest tak, że jak się porozmawia, to wszyscy zgodnie posłuchają biskupa. Wszyscy nie, ale wychwyci się tych kilka przypadków niepotrzebnego krzywdzenia księży, wiernych, tych niepotrzebnych złych emocji, które można było naprawdę uniknąć.

 

Najlepsze jest rozwiązanie najprostsze. I to nie tylko dla księży. Bo i w wielu zakonach jest ten sam problem. Przyjąć za zasadę obowiązującą, że należy porozmawiać z każdym księdzem/siostrą/zakonnikiem zanim podejmie się decyzję o zmianie na inną placówkę. Nie ma żadnych teologicznych i antropologicznych przesłanek za tym, że wysłanie na dane miejsce bez rozmowy jest bardziej boże i ludzkie. To wymaga więcej czasu, ale jestem głęboko przekonany, że jako Kościół dojrzeliśmy do tego, żeby wprowadzić taką zasadę bez żadnych wyjątków. Co więcej, jestem przekonany, że tak jak przez lata przełożeni mówili, że trzeba iść tam i tam, bo to jest wola Boża, przyszedł czas, żeby przełożeni usłyszeli wolę Bożą dla siebie: „Rozmawiajcie przed każdą zmianą.”
Mówiąc językiem obrazowym, zmienić mentalność z generałów, którzy mają prawo wysłać szeregowych tam, gdzie chcą, na mentalność przynajmniej filmową. Może i prawda, że w kościelnej hierarchii wikarzy grają drugoplanowe role, ale dobry reżyser nigdy nie będzie myślał, że jak się aktora drugoplanowego nie uprzedzi, co ma grać, to zagra swoją rolę dużo lepiej.

Opublikowano w Maxirefleksje