Menu Zamknij

Don Stanislao?

Ja to widzę trochę inaczej.

 

1. Inteligencje praktyczna

Kardynał chciał, żebym przed wyjazdem do Jerozolimy popracował chociaż trochę w jego sekretariacie. Był rok 2006, Benedykt XVI miał przyjechać do Polski, biskup ściągnął mnie początkiem maja z Rzymu, zacząłem poznawać obowiązki i po paru dniach trochę żartem mówię do jednego ze współpracowników: „Nie rozumiem, jaki jest sens pisania tekstów dla biskupa. Przecież jak ma coś do powiedzenia, to niech mówi, jak nie ma, to niech nie mówi, a jak uważa, że jednak trzeba coś powiedzieć, to niech kogoś poprosi”.

Następnego dnia, po śniadaniu kardynał mówi, że słyszał, że mam jakieś obiekcje do moich nowych zadań i tu cytuje całą moją wypowiedź. Nogi mi się trochę ugięły i sobie pomyślałem: „Ale będzie zrypka.” Nie było. Kardynał tylko powiedział: „Nie mówiłem wiele lat kazań i nie jestem zdolny jak Wojtyła, który sam sobie przygotowywał wystąpienia w Krakowie, ale w Rzymie to i jemu pisano, zwłaszcza w ostatnim czasie. Jestem zapraszany do wielu miejsc i czasem potrzeba przygotować 2-3 wystąpienia codziennie. Jeśli mogę Cię prosić, to ze względu na Jana Pawła II, proszę Cię o pomoc.”

Bardzo mnie to ujęło. Zostałem.

Kardynał nie ma zbyt wielkiej inteligencji teoretycznej (tak jak ja praktycznej, bo gdybym miał, to bym tego tekstu nie pisał). Nie potrafi dokonywać meta analiz i udzielać błyskotliwych wywiadów. Nie napisze tekstów, zwłaszcza takich, które mają więcej słów niż treści. Ma za to inteligencję praktyczną. Dzięki niej było tyle lat dobrej służby u boku papieża, było ŚDM w Krakowie, powstało Centrum JPII, pomagał w budowie wielu obiektów, za jego kadencji biskupami zostali ks. Grzegorz Ryś i o. Damian Muskus. Tego praktycznego dobra było całkiem sporo. I to ten rodzaj inteligencji zawsze pytał, kiedy przyjeżdżałem z Jerozolimy do Krakowa: „Nie jesteś głodny? Pieniądze masz? Mama jak się czuje?”

Mnie to przypomina trochę Wałęsę. Płot przeskoczy. Komunę obali. Wypije w Magdalence. Nie napisze traktatu politycznego, ale swoje w historii zrobi. Nie można go tylko zapraszać na debaty, bo nawet z Kwaśniewskim przegra i trzeba mu pisać ważne teksty, dzięki temu, w Kongresie amerykańskim zacznie od słów: „We, the people …”, bo jakby sam pisał, to pewno by zaczął „Ja, Wałęsa …”. Jeden obalił komunizm. Drugi służył Kościołowi, papieżowi i Polsce 39 lat. Obaj zrobili kawał dobrej roboty i przy obydwóch historia próbuje pisać pytajniki.

Wielu osobom było przykro po wywiadzie kardynała u Kraśki. Kto jednak zna kardynała, nie zdziwił się bardzo. To tak jakby papieża Franciszka wystawić do „The Voice of…”. Fałszuje? Nie, śpiewa po swojemu. Z uczciwości intelektualnej dobrze byłoby zobaczyć podobny wywiad z Wałęsą na temat jego współpracy z SB.

Dlaczego więc wywiad? Może z tej samej racji, co pewien proboszcz narzekał na wikarych, że się kiepsko zajmują ministrantami, bo kiedy on był wikarym, to było ministrantów stu. Po latach narzekań w końcu wziął opiekę na ministrantami. Po roku oddał, przeprosił i mówi: „Chyba czasy się zmieniły. Dzieci teraz są inne.” Może wydawało się, że jak wyjdzie kardynał i powie parę słów, to naród zrozumie. „Czasy się chyba zmieniły”. A poza tym, czy widzieliście reakcję ks. Stryczka na oskarżenia? Jeśli tak medialny ksiądz nie potrafił poradzić sobie w takiej sytuacji, to co dopiero człowiek, który nie miał profesjonalnej praktyki.

 

2. Nie czytał

Rok wcześniej jesteśmy na kolacji u nowo mianowanego metropolity krakowskiego. Abp Dziwisz spotykał się od czasu do czasu z księżmi studiującymi w Rzymie, więc była okazja pogratulować i ucieszyć się, bo był lubiany. Przy okazji rozmów o Krakowie i planach, zaproponowałem, że skoro mamy biskupa, z którym można praktycznie pogadać, to może udałoby się zreformować sprawy związane ze studiami rzymskimi, bo trochę takich niedociągnięć było i księża z diecezji na parę spraw narzekali dosyć zgodnie. Byłem najstarszym studentem, więc zaproponował mi, żebym przygotował na piśmie, jak ja to widzę. Napisałem parę stron. Dostarczyłem, już nie pamiętam jak. Nie było od razu odzewu, ale nie była to rzeczy pilna. Za rok, kiedy zacząłem pracę w sekretariacie kardynała, zobaczyłem swój tekst między lekcjonarzami w zakrystii.

– „Czy ksiądz kardynał czytał to, co napisałem?”

– „Nie, mówili, że nie ma nic ważnego”.

Teczka od ks. Isakowicza-Zaleskiego może i dotarła, może i kardynał przewertował kartki, ale nie zdziwiłbym się, gdyby tego dokładnie nie zrobił, a jeszcze bardziej, gdyby się tym nie przejął.

Tłumaczę kiedyś jednemu proboszczowi. „Wiem, że księdzu jest przykro, bo dla księdza to jest ważne, ale z perspektywy kardynała, który ma setki spraw od Australii po Alaskę, nie da się ogarnąć wszystkiego na piątkę, ogarnia się więc, to co najważniejsze. Ksiądz ma pretensje, że kardynał nie odwiedził chorego księdza, a czy ksiądz odwiedza wszystkich chorych parafian w szpitalu?”

 

3. Pamiętna Rada Kapłańska

Może jednak ktoś wybuchnąć: ale jak można nie przejąć się sprawą ofiar! Słusznie. Ale po kolei. Byłem na pamiętnej Radzie Kapłańskiej, o której opowiada często ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Problemem Rady jednak nie była kwestia ofiar. Ks. Tadeusz nie poruszał sprawy pana Szymika. Nie padły żadne nazwiska i nikt nie mówił o pedofilii. Jedynym problemem i tematem była kwestia homoseksualizmu księży. Ostateczne wyniki spotkania były tak dobre, że ks. Tadeusz mówił o tym, że spodziewał się ataku, a okazało się, że kard. Dziwisz jest otwarty jak Wojtyła. Pytany przez dziennikarzy (28.03.2012) nie mówił nic o ofiarach, tylko o tym, jakie to było dobre spotkanie:

„Bardzo się cieszę, że kard. Stanisław Dziwisz zaprosił mnie na spotkanie, to dobra droga, żeby ze sobą rozmawiać […] Podczas spotkania odbyła się ważna dyskusja, pojawiły się też trudne pytania i uwagi krytyczne, które przyjąłem. Na ich temat mogliśmy się wspólnie wypowiedzieć”.

https://ekai.pl/to-byla-szczera-i-uczciwa-rozmowa

Także reakcje w mediach skupiły się tylko na wątku homoseksualnym. Ani Ewa Czaczkowska („Donos na Kościół”, 22.03.2012)

https://www.rp.pl/artykul/845363-Donos-na-Kosciol.html

ani Katarzyna Wiśniewska („W poszukiwaniu homoseksualnej kurii”, 3.04.2012)

https://wyborcza.pl/1,75398,11471035,W_poszukiwaniu_homoseksualnej_kurii.html

ani Tomasz Terlikowski, który przeprowadził wywiad z ks. Tadeuszem, w oparciu o który powstała książka, nie mówili nic o ofiarach. Dlaczego? Dlaczego ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który wiedział o sprawie Janusza Szymika od 2008 roku, nic z tym nie zrobił przez 4 lata? Dlaczego ani w książce „Chodzi mi tylko o prawdę”, ani na Radzie Kapłańskiej nie wołano, że trzeba pomóc ofiarom? Widocznie dla tych, co znali sprawę wtedy temat ten nie był tak bardzo ważny, albo uznawali, że nie muszą się tym pilnie zajmować. Wiem, że to może bulwersować i boleć. Ale czy nie boli, że wciąż niektórzy rodzice nie wierzą dzieciom, gdy mówią, że są molestowane? Czy nie boli, że wszyscy rodzice ofiar jednego zakonnika kilka lat temu nie chcieli napisać ani jednego słowa o zachowaniu księdza, by dyrektor szkoły mógł pójść do prokuratora z czymś konkretnym?

 

4. Dostępność i determinacja

Teza o tym, że sekretarz papieża Franciszka jest szarą eminencją i że gdyby nie on, to Ojciec Święty, miałby prawdziwą wiedzę na temat Kościoła jest mega niepoważna. To prawda, że od sekretarza zależy trochę, ale tylko ten, kto nie zna Watykanu albo nie pamięta jak funkcjonował Jan Paweł II może uwierzyć w to, że sekretarz blokował wszystkie informacje. Raport ws. kard. McCarricka pokazał wystarczająco jasno, że sekretarz papieża ani nie blokował, ani nie był jedynym i najważniejszym decydującym.

Papież co tydzień w czasie audiencji środowych przyjmował setki ludzi. W czasie każdej pielgrzymki tysiące ludzi podawało mu rękę i zamieniało z nim słowa. Księża studiujący w Rzymie co roku chodzili na kolędowanie na Watykan i każdy mógł zamienić z papieżem parę słów. Dlaczego nikt mu powiedział: „Ojcze Święty, zrób coś z tym i z tym pedofilem?”. Być może nie znali żadnej sprawy, tak jak większość katolików. Być może nie uważali tego za konieczne. Tak samo w 2006, gdy Benedykt XVI był w Polsce, podobnie w 2016, gdy przyjechał papież Franciszek. Były jakieś banery w sprawie ofiar? Były próby powiedzenia Ojcu Świętemu o sprawach? Przecież bardzo wielu ludzi miało okazję zamienić słowo z papieżem. Jeśli jednak tego nie robiono, to znaczy, że społeczeństwo nie dorosło jeszcze do tego, że to jest duży problem i że z determinacją można wiele zrobić.

Na pytanie Ewy Czaczkowskiej do ks. Isakowicza-Zaleskiego, co zrobił z wiedzą, zanim ogłosił ją w książce, czy poszedł do kurii, biskupa, nuncjusza i papieża, autor odpowiedział:

„Czy naprawdę Pani wierzy, że zwykły ksiądz może napisać do nuncjusza papieskiego lub do samego papieża, że jego biskup jest homoseksualistą lub że tuszuje ekscesy homoseksualne w swojej diecezji?”

https://m.fronda.pl/a/list-otwarty-do-pani-redaktor-ewy-czaczkowskiej,18697.html

Mieliśmy parę lat temu sprawę całkiem z innej beczki w diecezji. Ksiądz wikary najpierw poszedł do proboszcza, potem do biskupa, potem do nuncjusza, potem napisał list do Watykanu. Po paru miesiącach sprawa wróciła z Rzymu. Rada Kapłańska miała się odnieść  do zarzutów zwykłego księdza wikariusza, który pokazał wszystkim, że jak komuś na czymś zależy, to załatwia sprawę sam, do końca.

Da się? Da się. Naprawdę, tylko człowiek musi mieć w głowie bardzo określony cel: zrobię wszystko, żeby sprawa została załatwiona a nie będę czekał, aż ktoś inny tym się zajmie.

 

5. Zaufanie

Kard. Dziwisz jest człowiekiem, który ufa, o ile się nie zrazi.

Byłem trochę zdumiony, że pracuję w sekretariacie, żadnej przysięgi, żadnych obostrzeń. Mogłem napisać list i wysłać w imieniu kardynała do kogokolwiek na świecie. Zaufanie. Tak samo z pieniędzmi. Przez 3 lata koszty studiów w Jerozolimie pokrywał kardynał. Brałem pieniądze. Wydawałem. Beż żadnych pokwitowań. Jak w domu. Kard. Macharski prosił, by podpisać, że wziąłem. Kard. Dziwisz ufał. Ludzie są różni.

Podobnie mogło być z Legionistami. Jak kogoś znasz, to mu ufasz. Jak ci pomaga, także ofiarami, to jesteś wdzięczny. Jak słyszysz pojedyncze zarzuty, to uważasz, że to z zazdrości (wiecie ile donosów w byle jakich sprawach przychodzi na księży?).  Poziom zaufania kard. Dziwisza był przecież znany wszystkim. Sam w Rzymie na polecenie kardynała pomagałem przy paliuszu pracownikom TVN i GW. Był otwarty na Radio Maryja i rekolekcje posłów z PO. Przyjmował wszystkich od lewa do prawa. Bo ufał.

Można nie zgadzać się z takim podejściem do ludzi, ale osądzać to jako mafijną współpracę z tymi, którzy go oszukali, jest bardzo krzywdzące.

A jak się zrazi, to jest jak z TVN. Nie musi odpowiadać na pytania. Może, gdyby Radio Maryja  chciało zrobić wywiad z Michnikiem na temat jego brata, byłby bardziej skłonny do rozmowy. Nie sądzę. Mechanizm zaufania i podejrzliwości działa we wszystkich podobnie.

 

6. Swoiste rozumienie dobra Kościoła

Po 2000 roku gadali niektórzy w kraju, żeby nie chodzić ze wszystkimi problemami do papieża, bo jest schorowany. Pewien urzędnik watykański, kiedy zaczęły wychodzić sprawy z Legionistami, komentował: „A, po co to wywlekać.” I na moje pytanie: „A nie lepiej poznać całą prawdę, osądzić i ukarać jak trzeba?”, odpowiedział: „W sumie można by na tą sprawę popatrzeć i z tej strony”. Mentalność zostawiania takich spraw żyje jeszcze mocno. Wczoraj słyszę głos starszej kobiety: „Muszą oni tak ciągle mówić o tym, co jest złe w Kościele? A po co o tym tak krzyczeć?”.

Kard. Dziwisz to rocznik mojej mamy. Nigdy w domu rodzinnym, nie słyszałem krytyki wobec księży czy nauczycieli. Tamto pokolenie było święcie przekonane, że dobro Kościoła, duchowieństwa, nauczycieli czy lekarzy polega na tym, że się nie mówi o tym, co złe. Tak jak nie wynosiło się brudów z własnego domu, tak nie było akceptowane słuchanie o brudach w Kościele. „To ich sprawa”. „Pan Bóg będzie sądził”. „A czy ty znasz całą prawdę?”. I paradoksalnie to nie było zbywanie problemów. To było głębokie przekonanie, że tak będzie najlepiej dla Kościoła. Tak samo jak wielu dziś jest głęboko przekonanych, że jeśli matka nie chce wychować dziecka z zespołem Downa, najlepiej zabić je w ciąży. Każde pokolenie ma swoiste rozumienia dobra. Od krzyżowców po wieszaki.

 

7. O ingresie i pieniądzach

Doczepianie się, że kardynał zrobił wielką imprezę w czasie ingresu jest niepoważne. Wielka impreza dla 400 osób? To ja na moich prymicjach miałem wydanych 650 obiadów. Przecież sama wioska ma 500 mieszkańców. Kolega, rok starszy, też z Podhala, miał 1300 gości. Rektor wtedy krzyczał, żeby skończyć z tymi wariacjami, ale nie był z Podhala, to nie rozumiał. Parę lat temu byłem na weselu na 400 osób. Też na Podhalu. Tylko 4 osoby nie były ubrany w stroju góralskim. Ja, proboszcz i jeszcze dwóch panów.

A pieniądze ksiądz kardynał przyjmował i dawał. To jest tak normalna droga w Kościele, że tylko niewiedza może kogoś bulwersować. Z tego powstało wielu dobrych dzieł, jak choćby centrum JPII. Z tego skorzystały i siostry zakonne, z tego studenci i biedni na Plantach. Ks. Siuda, budowniczy kościoła w Maniowach, Mizernej i Czorsztynie mówił: miliony przeszły przez te ręce, ale ani jeden dolar się nie przykleił.

 

8. Czarna legenda

Jeśli są jakieś sprawy na granicy przestępstw, to trzeba wyjaśnić. Ani sam kardynał, ani nikt normalnie myślący, nie jest temu przeciwny. Biorąc jednak pod uwagę siłę ataku medialnego i obrany cel, trudno nie zadać sobie pytania: o co właściwie w tym chodzi? Dlaczego nie zajmujemy się tym co zrobił/ nie zrobił kard. Sodano czy kard. Ratzinger? Dlaczego nie bierzemy na tapet bpa Rakoczego albo sądu cywilnego, który umorzył sprawę pana Szymika? Dlaczego nie zajmujemy się sprawami otwartymi (ks. Jan W. został już ukarany), albo dlaczego nie ma mega nacisku w tym kierunku, żeby zmienić prawo karne tak, by nie było w tej sprawie przedawnień?

Stopień emocjonalnych zarzutów wobec potencjalnych zaniedbań przypomina to, co zrobiono z Piusem XII. Pomógł tysiącom Żydów. Po jego śmierci Golda Meir, szefowa izraelskiej dyplomacji, przysłała do Watykanu ciepły list kondolencyjny. Minęło parę lat, a ktoś zaczął pisać czarną legendę i przez pół wieku byliśmy oszukiwani pomówieniami. Nigdy nie zapomnę nowojorskiego Żyda, który całe życie poświęcił w obronie Piusa XII. Papież ocalił mu rodziców i nie mógł zrozumieć, dlaczego komuś zależy, by to co dobre obsmarować podejrzeniami.

Nie lubię spiskowych teorii dziejów. Ale historia chyba się powtarza. Celem nie jest kard. Dziwisz. To tylko jeden schodek do Jana Pawła II, do Ratzingera, i do całego Kościoła. Jak już machina podepcze trochę po tym schodku, wyjdą wyżej, żeby wbić światu do głów, że Kościół kryje pedofilów, że nawet święci są nieświęci, że lepiej wyjść z tej łodzi, niż popierać hipokrytów.

 

9. Co zrobić?

Jakakolwiek jest prawda na temat ataków, spiskowych teorii, problem pedofilii jest i trzeba się nim zająć lepiej. Jeśli nam naprawdę zależy na ludziach, to pięć spraw wydaje się najpilniejszych:

a) wszystkie sprawy odnośnie molestowania nieletnich rozwiązywać w sądach cywilnych i dopiero po ogłoszeniu wyroku przekazywać do Watykanu. Kościół nie ma takich narzędzi ani środków, aby skutecznie dochodzić do prawdy jak sądy cywilne,

b) znieść przedawnienie w sądach albo podnieść wiek tak, by nawet po 20, 30 latach można było rozpatrywać sprawy,

c) post,

d) modlitwa,

e) zadośćuczynienie.

 

10. Winny / niewinny?

Cała nadzieja w Sądzie Ostatecznym. Daj Boże, że za życia poznamy chociaż trochę prawdy, pomożemy ofiarom, ukarzemy winnych, staniemy ze wszystkimi na drodze nawrócenia. Ale jeśli nie weźmiemy pod uwagę, że czasy się zmieniają i nie można oceniać spraw sprzed 20 lat naszymi okularami, jeśli nie będziemy pamiętać w ocenie o proporcjach i jeśli nie zrozumiemy, że problem pedofilii w Kościele to nie problem paru biskupów i księży, ale szeroki problem społeczny, to walcząc z krzywdą, będziemy dalej krzywdzić. Bo nie ten walczy z guzem, który zabija pacjenta, ale ten, który potrafi oddzielić to, co chore od tego, co da się jeszcze i co trzeba ocalić. Na razie to wygląda tak, jakby ktoś walcząc z podejrzeniem guza mózgu, piłą motorową dobierał się do szyi.

Opublikowano w Maxirefleksje