9.06.2022
To jeszcze jedno na temat kapłaństwa. Wszak dziś święto Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana.
Od czasu do czasu pojawiają się opinie, że dawniej ludzie szli do seminarium dla pieniędzy, kariery, czy sławy, stąd było więcej powołań.
„Uwielbiam” takie tezy ludzi, którzy zamiast zapytać się księży, jaka była ich początkowa motywacja, snują swoje wyimaginowane teorie. To tak jakbym powiedział, że dawno ludzie się żenili, bo nie było wibratorów. Nie. Naprawdę nie. Ludzie się żenili, bo się zakochiwali. Chłopcy szli do seminarium, bo odkrywali w sobie powołanie do kapłaństwa.
Za komuny naprawdę księżom nie było łatwo i chociaż społeczeństwo było po stronie Kościoła, władza robiła swoje, żeby uprzykrzyć życie duchowieństwu.
Po upadku komuny – a to już pamiętam – mieliśmy jak wielu innych młodych możliwości studiowania, pracy, nawet wyjazdów zagranicznych. Wielu z nas, gdyby nie zostało księżmi, dorobiłoby się majątku, zrobiło karierę i żyło samodzielnie a nie było przenoszonym co parę lat z parafii na parafię, czy pytało o zgodę proboszcza o byle co, tylko dlatego, że masz dopiero 45 lat i jesteś nadal wikarym. Innym może byłoby życiowo trudniej. Tego nie wiemy.
Jedno wiem, znając moich kolegów rocznikowych, rozmawiając wiele razy z księżmi towarzysko, czy prowadząc rekolekcje kapłańskie, myśmy naprawdę uwierzyli w to, że Jezus nas powołał i że powinniśmy całe życie poświęcić Bogu i Kościołowi.
To, że czasem – a niekiedy częściej – odchodzimy od ideału, to jest bolesne i dla nas, tak jak bolesne jest to, że w niektórych małżeństwach najpiękniejsza miłość zamienia się w wegetację organizacyjno-wychowawczą związku około partnerskiego, ale przecież Bóg to wie i pamiętamy to dobrze, że wszystko zaczęło się od spotkania z Bogiem, któremu nie mogliśmy powiedzieć „nie”. No nie mogliśmy. Bo to był taki głos i takie wewnętrzne przekonanie, że nawet celibat nie wydawał się za ciężki.
A żeby nie było, że zmyślam, cztery fragmenty z pamiętnika, który pisałem od maturalnej klasy aż do święceń, te cztery z pierwszych dni po przyjściu do seminarium.
„21 IX 1992
Znalazłem się w miejscu, o którym wiele myślałem w swoim życiu. Krakowskie Seminarium Duchowne. Razem z nadzieją, niepokojem, radością i powagą. „Zaufaj Panu On sam będzie działał.” Ufam Tobie Jezu i chcę ufać. A jeżeli moje serce jest jeszcze słabe i niezdolne do ofiary, wzmocnij je przez moją ufność i przez Twoją miłość. […]
23 IX 1992
„Silentium sacrum” – święte milczenie. Dzisiaj po raz pierwszy. Ani słowa po modlitwie wieczornej. Może i dobrze. Lubię być sam na sam z Bogiem. Przecież to takie ludzkie. Jeśli się kocha, nie lubi się świadków. […]
26 IX 1992
Rekolekcje zamknięte to wielka, głęboka w swojej treści wymowa Ewangelii. To duch szczególnie bliski Bogu. Od wczoraj, od godz. 19.30 trwa „silentium sacrum” – święte milczenie. Ma trwać od piątku do środy, rano do śniadania. 4 pełne dni. Nie można mówić, tylko z Bogiem, a na głos tylko podczas liturgicznych nabożeństw ustalone kanony. Pierwszy raz serce człowieka i usta w pełni należą do Boga. Smutne może być to, że potrzeba było aż 19 lat, aby cały dzień ofiarować Bogu. Pewno, że myśl odbiegała od Stwórcy, ale starałem się jak mogłem zwracać swą uwagę na Zbawiciela. […]
29 IX 1992
Uroczysta Msza św. wieczorem i znów radość. Cały dzień prawie był czasem refleksji, ale i czasem znużenia, pewnego może oddalenia od Boga. Ileż to radości sprawia Msza Św. jeśli człowiek włoży wszystkie swe siły w przygotowanie się do niej! Pięknie i cudownie jest być kapłanem. Do końca życia będę wdzięczny Bogu za ten dar. I do końca życia nie zdołam spłacić długu wobec mojego Mistrza.”