Kościół trochę przypomina drużynę piłkarską i każdy wie, że nie da się wygrać meczu samym atakiem, nawet mając najlepszych napastników. Samą obroną też się nie da wygrać, bo zabetonowanie bramki na dłuższą metę nie pomoże.
Od wielu lat mówi się wiele o nowej ewangelizacji, nowych formach i sposobach dotarcia na peryferia. I to bym porównał do piłkarskiej ofensywy. Są tutaj coraz większe sukcesy. Problem polega jednak na tym, że całkiem zaspaliśmy obronę, bo nam wmawiano że Kościół nie może się bronić, nie jest wszak zamkniętą twierdzą. I skutek może być taki, że zyskamy dziesiątki wiernych a stracimy setki, bo za mało pracujemy w obronie.
W tej obronie jest kilka takich puntków, które są ewidentnie słabe, a które warto by było wzmocnić.
Po pierwsze „światłość świata”. Kościół ma być światłem narodów, a coraz częściej wygląda to tak, jakby świat był „lumen eccesiae” a nie Kościół „lumen gentium”. Świat mówił, że ziemia nie jest w centrum, Kościół też to powiedział, ale trochę nam zeszło. Świat znosił niewolnictwo, i wcale tu nie byliśmy pierwsi. Świat mówił, że ewolucja jest ok. My opieraliśmy się kilkadziesiąt lat, żeby powiedzieć: no dobra, da się to pogodzić z wiarą. Świat mówi, że antykoncepcja czy homoseksualizm nie są złe, już wielu mówi: nie ma co się opierać, trzeba iść za światem. To jest bardzo słaby punkt Kościoła i wymaga obrony, bo jeśli Kościół ma tylko być echem świata spóźnionym o wiele lat, to co światu z tego głosu?
Po drugie „sól ziemi”. Chrześcijanie mają być solą ziemi, to znaczy mają zmieniać smak tego świat na lepsze. A jeśli wierzący nie są lepsi od niewierzących, to po co być wierzącym? Jeżeli przyjmowanie lekarstw daje tyle co nieprzyjmowanie, to po co je przyjmować? To też słaby punkt Kościoła i wymaga wzmocnienia, bo jeśli wiara nie zacznie wpływać na życie, nikt takiej wiary nie będzie się trzymał.
Po trzecie „zbawienie”. Kościół jest wspólnotą, która ma głosić Jezusa, aby każdy, kto uwierzy i przyjmie chrzest został zbawiony. Jeżeli coraz częściej sami powtarzamy, że wystarczy być dobrym człowiekiem, że przecież Pan Bóg chyba nie będzie taki niedobry, żeby nie wpuścić ludzi do nieba, to tracą sens jakiekolwiek misje, męczennicy stają się frajerami i nie ma żadnej motywacji, żeby stać się nowym człowiekiem. To bardzo słaby punkt Kościoła i wymaga wzmocnienia tak, by bardziej wierzyć Jezusowi niż teologom, którzy wierzą bardziej ludziom niż Bogu.
Po czwarte „media”. Kościół jest posłany, aby mówić na dachach, głosić każdemu stworzeniu, aby nie chować pod korcem światła, które ma Ewangelia. A robi się coraz większe wrażenie, że katolickie media są słabe, nie docierają do ludzi, zagłuszane są przez koncerny potężne, które nie mają żadnych skrupułów, żeby manipulować, grać na emocjach, powtarzać półprawdy i kłamstwa. To bardzo słaby punkt i wymaga wzmocnienia, bo choćbyśmy harowali jak woły, a nie umieli się z tym przebić, to i tak zrobią z nas leniwe kocury.
Tych słabych punktów jest pewno więcej, ale gdybyśmy mieli lepszych chociaż tych czterech obrońców, mecz wyglądałby całkiem inaczej, a i może wynik byłby dużo lepszy. Bo w Kościele nie da się stawiać tylko na ewangelizację, tak jak też nie da się skupić tylko na obronie. Wydaje się jednak, że jest jeszcze wystarczająco dużo owiec, które trzeba ochraniać, a nie tylko szukać nawet niejednej zagubionej.
Nie da się wygrać bez dobrej obrony
Opublikowano w Maxirefleksje