Przy okazji 25-lecia święceń kapłańskich czasem dochodzą do mnie głosy, że za dużo świętuję, że może niekoniecznie powinno się tak celebrować jubileusze. Stąd parę tych myśli.
Świętuję, bo to nasz obowiązek. Czy to szabat, czy nów, czy Pascha czy inne święta, czy rok jubileuszowy, czy niedziela i uroczystości nie były tylko wymysłem ludzkim, ale rozumiane są w Biblii jako nakaz odpoczynku, świętowania i zwrócenia myśli bardziej ku Bogu. Tak też celebrowano wesela i to nawet cały tydzień! My bardzo wiele pracujemy i umiemy pracować, ale wydaje się, że jeszcze powinniśmy nauczyć się świętować i traktować to jako obowiązek.
Świętuję, bo jest ku temu okazja. W życiu księdza najważniejsze są trzy daty w kolejności ważności: święcenia, 50-lecie kapłaństwa i 25-lecie. Nie ma narodzin dzieci, ani ich Komunii Św., by spotykać się z rodziną. Urodziny czy imieniny obchodzimy jak inni, ale jeśli się uda przeżyć wszystkie trzy uroczystości, to naprawdę cud. Stąd cieszę się, że chociaż dwie mogłem świętować.
Świętuję, bo naprawdę chcę podziękować Bogu za to, że 25 lat jestem księdzem. Mogłem umrzeć jak czterech kolegów z roku. Mogłem odejść, jak pięciu. Był moment, kiedy myślałem, że nie przeżyję. Był moment, kiedy myślałem, że odejdę. Dziś chcę podziękować Bogu za to, że mnie przeprowadził przez ciemną dolinę. Jeśli jestem księdzem, to dlatego, że On tego chciał i tego dopilnował. Dlatego czuję niesamowitą wdzięczność wobec Bożego miłosierdzia, Jego interwencji i przeróżnych łask.
Świętuję, bo naprawdę chcę podziękować ludziom. Tyle ludzi, których spotkałem na drodze kapłańskiej, tyle dobra, które od nich doświadczyłem, tyle czasu, serca, wszelakich ofiar, rozmów i modlitwy wspólnej, tego nie da się zliczyć. A za to wszystko warto i trzeba dziękować, bo ludzie są w życiu księdza po Bogu największym darem.
Świętuję, bo to też jest element duszpasterstwa. Przecież te Msze, wierszyki, kwiaty i obrazki nie są tylko dla mnie. One tworzą pewien uroczysty klimat kapłaństwa, wielkości sakramentu i misji, tego czym jest Kościół i po co. Prymicje i rocznice są miejscem szczególnego myślenia o powołaniu i kapłaństwie. I tak jak są czy były Barbórki, Dzień Nauczyciela, Mamy, Ojca, Dziadków, tak jest taki czas, kiedy świętowanie kapłaństwa ma sens przynajmniej taki jak Światowy Dzień Lasów Deszczowych (22 czerwca).
Świętuję, bo to trochę jest mój charakter. Ileż to razy przez te 25 lat zapraszałem na placki ziemniaczane, na pizzę, kawę i ciastko, lody czy kolację! Czy to Rzym czy Jerozolima, czy Angers czy Lyon, czy Tel Awiw czy Kraków, zawsze były dobre miejsca do tego, bo posiedzieć i pogadać. Zwalałem 100 osób z oazy na mleko i ciasto drożdżowe do rodzinnego domu. Zachęcałem, by świętować 50-lecie urodzin. Nie zaczynałem seminarium naukowego bez kawy czy herbaty. Chodziłem na wesele i dziesięć razy rocznie jak mogłem. Może tę otwartość wyniosłem z domu. Może tak po prostu lubię. Każdy z nas przecież ma jakieś pasje.
Świętuję, bo to jest również część miłości samego siebie. Wiem, że to zabrzmi jak obrazoburstwo, ale skoro cały kraj nie idzie do pracy, żeby co roku świętować urodziny Jezusa z Nazaretu czy Jego zmartwychwstanie, skoro świętujemy co roku to, że 2000 lat temu Miriam została wzięta do nieba, skoro państwo ustanawia dzień wolny na Trzech Króli, którzy nawet nie wiadomo, czy są postaciami historycznymi albo 1 maja każe powstrzymywać się od pracy, bo tak się świętuje pracę, to nie jest przesadą, że człowiek chce nie tylko świętować ważne rocznice ważnych ludzi, ale też ważne rocznice swoje. Mi się od dawna marzy, żeby każdy miał wolne w pracy na swoje urodziny czy imieniny. To potrafimy ustawowo znaleźć czas, by pójść na cmentarz a o sobie zapomnimy?
Nie mam wyrzutów za świętowanie. Mam wyrzuty, że są ludzie, z którymi spotykam się tylko na pogrzebach.
„Uspokójcie się! Wszak ten dzień jest święty. Nie bądźcie przygnębieni!” (Ne 8,11)