Kolegiata św. Anny, 26.09.2010
Chciałbym dotknąć w tym rozważaniu dwóch spraw.
1. Pierwsza to sprawa ideału dzisiejszej Ewangelii.
Ideałem Ewangelii nie jest ubóstwo. Gdyby tak było, bogacz zostałby pochwalony po śmierci za to, że umożliwił Łazarzowi życie w ideale.
Ideałem Ewangelii nie jest też bogactwo. Gdyby tak było, bogacz po śmierci poszedłby na łono Abrahama nagrodzony za to, że osiągnął ideał.
Ideałem Ewangelii nie jest również pomaganie całemu światu. Gdyby tak było, bogacz zostałby oskarżony nie tylko za brak pomocy Łazarzowi, ale również za nie pomaganie wszystkim, którzy byli żebrakami i żyli w tym samym mieści.
Ideałem Ewangelii nie jest w końcu pomaganie ubogim, kiedy sam człowiek wiąże ledwo koniec z końcem. Gdyby tak było, Jezus nie podkreślałby w dzisiejszej przypowieści tego, że bogacz nie tylko, że się bawił, ale bawił się świetnie. Nie tylko bawił się świetnie, ale bawił się dzień w dzień. I nie tylko bawił się świetnie dzień w dzień, ale jeszcze ubierał się w purpurę. I nie tylko bawił się świetnie dzień w dzień i ubierał się w purpurę, ale jeszcze ubierał się w bisior. Bogacz nie był biedny.
Ewangelii nie chodzi też o to, żeby się nie bawić dzień w dzień. Gdyby tak było, to nie tylko wielu studentów byłoby zmartwionych, ale i Abraham wytknąłby bogaczowi, że właśnie zabawa stałą się przyczyną jego męki.
Ideał Ewangelii jest ten, co zawsze: miłość. Miłość zaś znaczy bądź też dla innych. Masz dwoje oczu, chociaż jednym nie patrz na siebie. Masz dwoje rąk, chociaż jedną podaj bliźniemu. Masz dwoje nóg, niech chociaż jedna podrepcze w stronę tego, który cię potrzebuje. Kochaj bliźniego znaczy nie trzymaj się uparcie zasady „tylko dla mnie i za wszelka cenę”. Nawet za cenę piekła.
2. I tu dotykamy drugiej sprawy. O wiele trudniejszej. Skąd mamy wiedzieć, że po śmierci będą cierpieć ci, którzy za życia nie widzieli cierpiących? Skąd mamy wiedzieć, że po śmierci jest życie i że w tym życiu Bóg będzie karał tych, którzy nie okazywali miłości a nagradzał tych, którzy nie byli kochani? Skąd mamy to wiedzieć?
Najpierw przypatrzmy się propozycji bogacza. Otóż bogacz uważa, że gdyby zmarli przyszli do żywych, to by to ich przekonało, czyli gdyby żywi mieli widzialny dowód niewidzialnej prawdy.
Wielu z nas po cichu kibicuje bogaczowi: „Ma rację!” Ale pomyślmy głębiej. Czy rzeczywiście to by pomogło?
Jezus zmartwychwstał. Ukazywał się przez 40 dni swoim uczniom, w chwili wniebowstąpienia prawie 500 ludzi widziało Go na własne oczy. Czy to nie wystarcza? W ciągu 2 tysięcy lat Bóg objawiał się wielokrotnie, objawiała się Maryja, były Objawienia Jezusa, mamy setki cudownych miejsc na świecie, gdzie ludzie namacalnie widzieli rzeczy nienamacalne. Czy to nie wystarcza? Wielu mówi „nie”. „Bo to ja osobiście muszę zobaczyć”. Dobrze. To idźmy dalej. Czy naprawdę jakbyś zobaczył, to byś uwierzył?
W życiu miałem 3 bardzo mocne doświadczenia Boga, w 1992, w 1994 i w 2008. I kiedy ostatni raz, 17 lipca 2008 w Leicester, w angielskiej diecezji Nottingham doświadczyłem namacalnie Boga, nie tylko, że płakałem ze szczęścia, ale powtarzałem przez wiele kolejnych dni „Jakiż ja byłem głupi, że nie walczyłem wcześniej o miłość Boga. Przecież nic nie jest tak piękne i cudowne jak On”. Obiecałem sobie wtedy, że do końca życia nigdy, przenigdy nie zrezygnuję z tej walki i z tej miłości. Minęły 2 lata a ja nieraz zachowuję się jakbym w ogóle Boga wtedy nie doświadczył.
Ale po co mówić o sobie? Większość ludzi na świecie zakochała się chociaż raz. Może i większość powiedziała publicznie: „ty jesteś dla mnie najdroższa, jestem z tobą szczęśliwy i nigdy cię nie opuszczę”. Większość ludzi namacalnie doświadczyła, że tylko ta konkretna osoba może im dać szczęście. I co? Czy ten namacalny dowód im pomógł? Niektórym tak. Żyję w dobrym małżeństwie do śmierci. Ale niektórzy, chociaż pokazywali na facebooku i naszej klasie „oto ten jest jedyny, najukochańszy i najdroższy skarb”, teraz nie mogą nawet ze sobą rozmawiać.
Abraham z dzisiejszej Ewangelii nie wierzy w skuteczność pojawiania się zmarłych, bo zna dobrze naturę ludzką. Bo chociażby dziś pojawił się twój dziadek i powiedział: „jak nie zmienisz postępowania, to skończysz fatalnie”, to jak długo byś w to wierzył? Skoro potrafimy w ciągu roku odkochać się od miłości, która miała być na wieki, to czyż doświadczenie spotkania ze zmarłymi nie wywietrzałoby tak samo? A może uważamy, że zmarli powinni często się pojawiać? No, ale jeśli tak, to jak często? Co tydzień? Albo może jak mam ochotę na grzech? Szczerze powiedziawszy nie wyobrażam sobie takiego życia, że co chcę popatrzeć się na dziewczynę, która nie miała na dłuższą sukienkę, to pojawia się zmarły bp Pietraszko i mówi: „jeszcze jedno spojrzenie, to skończysz jak bogacz z Ewangelii”. Albo, gdyby jakaś dziewczyna chciała obgadać koleżankę, to zaraz pojawiłaby się jej babcia z ostrzeżeniem: „Rób tak dalej. Diabeł już czeka”.
Nie chcemy takich namacalnych dowodów. Tak namacalne argumenty mogłyby denerwować. Rzadkie argumenty więc nie działałyby długo, częste zaś by terroryzowały. Poza tym wiemy, że naoczne argumenty niekoniecznie pomagają. Przecież wszyscy, którzy dziś piją, widzieli na własne oczy, co alkohol robi z człowiekiem.
Pomyślmy zatem jeszcze na chwilę o drugiej sile argumentacyjnej, którą proponuje w Ewangelii Abraham. On idzie po linii: Wierzyć powinno się nie w to, co widzialne, ale w to, co napisane.
„Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą”.
Abraham zakłada więc, że to co jest napisane powinno wystarczyć. Bogacz jednak musiał wiedzieć, co napisał Mojżesz i prorocy. Był Izraelitą. Mojżesz mówi, np. w Księdze Powtórzonego Prawa: „Jeśli będzie u ciebie ubogi, któryś z twych braci … nie okażesz twardego serca wobec niego ani nie zamkniesz swej ręki (Pwt 15,7). Prorok z dzisiejszego czytania mówi:
„Biada beztroskim na Syjonie. Leżą na łożach z kości słoniowej … a nic się nie martwią upadkiem domu Józefa. Dlatego ich poprowadzę na czele wygnańców” (por. Am 6,1-7).
Księga Przysłów mówi prościej:
„Kto uszy zatyka na krzyk ubogiego, sam będzie wołał bez skutku” (Prz 21,13).
Bogacz musiał to słyszeć i wiedzieć, ale to i tak mu nie pomogło. Dlaczego? Bo zapewne w to po prostu nie wierzył.
I to jest największy dramat. Co zrobić, kiedy ani dowód naoczny a słowo autorytetów nie przemawia?
W zeszłym tygodniu miało miejsce dwudniowe sympozjum na temat Psalmów w Oxfordzie i jeden z niemieckich profesorów w czasie przerwy mówi: „Wiesz co, myśmy myśleli, że wystarczy ludzi nauczyć Biblii, ale okazało się, że oni wiedzą, co trzeba robić, tylko tego po prostu nie robią. Dlatego naszym zadaniem jest takie ukazywanie etyki biblijnej, żeby ci, co słuchają nie tylko wiedzieli, co robić, ale chcieli to robić”.
I to jest jedna strona medalu. Jeśli my księża, rodzice i ci, którzy doświadczyli Boga nie będziemy szukać nowych sposobów głoszenia Ewangelii, może i ludzie coś będą wiedzieć, ale i tak będą robić swoje.
Ale jeszcze druga strona medalu. Św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu pisze: „Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne: do niego zostałeś powołany” (1 Tm 6,12). „Walcz w dobrych zawodach o wiarę”. O wiarę w to, że po śmierci jest życie, i sprawiedliwość trzeba walczyć. Wiara jest darem, to prawda, tak jak darem jest spotkać drugą połówkę, ale jeśli o wiarę się nie troszczy i nie walczy, człowiek może przestać wierzyć w to, co kiedyś było oczywiste, tak jak może przestać kochać to, co kiedyś było najukochańsze.
To są dwie strony medalu. Jest jeszcze jednak trzecia strona medalu, cienka jak każda trzecia strona i którą się rzadko dostrzega.
Abraham mówi, że wystarczy słuchać Mojżesz i proroków. Ale przecież oni nie pisali o tym, że po śmierci będzie nagroda lub kara za odpowiedni stosunek do potrzebujących. Oni pisali tylko o tym, że trzeba pomagać ubogim.
Nie musimy wierzyć w to, że jest życie po śmierci. Wystarczy jak będziemy kochać. Nie musimy wierzyć, że wyskakując z dziesiątego piętra zrobimy sobie krzywdę. Wystarczy jak nie będziemy wyskakiwać. To nie znaczy, że wiara w ogóle jest niepotrzebna. Ona bardzo pomaga tym, którzy mają ochotę wyskoczyć przez okna. Możemy jednak wierzyć w trzy życia po śmierci a żadne nam nie pomoże, jeśli nie będziemy kochać przed śmiercią.
Ewangelia dzisiejsza mówi uczciwe: Po śmierci jest rozliczenie z miłości. Jeśli w to nie wierzysz, to przynajmniej kochaj.
Żeby potem nie było.