Już dawno nie byłem tak szczęśliwy. Jak po niezapomnianych rekolekcjach. Jak po niesamowitej pielgrzymce. Dumny z Kościoła, z Polski, z Krakowa. Nadchodzące z różnych stron opinie potwierdzają, że ŚDM 2016 udały się bardzo dobrze. Ten mocny powiew Ducha jednak nie tylko ożywił wielu ludzi, ale również odsłonił pewne braki. Gdyby Kościół nie miał przyszłości, można by o nich nie myśleć. Można by tylko dziękować jak najdłużej. Bo naprawdę jest za co. Skoro jednak wierzymy, że Kościół nad Wisłą ma przed sobą również przyszłość, może warto przemyśleć również te momenty, które mogą mieć na nią niebagatelny wpływ.
1. Duszpasterstwo młodzieży
Zaskoczyła mnie ilość zarejestrowanych Polaków. 78 tysięcy. Włochów było 63 tysiące, Francuzów 33 tysiące. Dlaczego Polaków nie było więcej? Dlaczego większość polskiej katolickiej młodzieży nie chciała przyjechać do Krakowa? Czy nie dlatego, że ich po prostu nie ma więcej? To widać po Mszach świętych niedzielnych czy rekolekcjach parafialnych. Włosi nie mają katechezy w szkole a potrafi ich przyjechać prawie tylu co Polaków. W większości parafii mają oratoria, grupy młodzieży. To robi liczbę. My mamy katechezę i kontakt z 200, 300 osobami, ale jak przyjdzie co do czego, to nie ma na kogo liczyć. Może trzeba by zrezygnować z jednej godziny religii? Żeby nieprzekonanych nie zamęczać. Może pozwolić księżom uczyć w szkole tylko pół etatu, żeby mieli więcej sił do pracy w parafii? Może zrezygnować z niepisanej zasady, że każdy ksiądz musi uczyć w szkole? Nawet jak nie ma talentu. Wielu księży się zniechęciło do młodych. Wielu się młodymi zamęczyło. Stąd w parafiach coraz mniej grup młodzieżowych. Diagnoza oczywiście musi być głębsza. Nie da się jednak nie widzieć, że duszpasterstwo młodzieży jest tym elementem, które należy gruntownie przemyśleć. Na pewno warto nie zapomnieć o tych, którzy zaangażowali się w ŚDM. Podziękować, nagrodzić, zrobić wszystko, żeby wspólnota, którą utworzyli w ostatnich miesiącach przybrała jakieś bardziej trwałe formy. Na pewno warto porozmawiać z księżmi w parafiach, w których nic nie udało się zrobić. Papież często używa słowa „discernimento” – „rozeznanie”. Uczciwe i szczere rozeznanie powinno być początkiem nowej troski o młodych.
Niektórzy mówią, że problemem były pieniądze. Że było za drogo. Moja mama mówi, że na co innego, to młodzi pieniądze mają. I to też jest prawda. Jak ktoś chciał, to nawet te 690 zł mógł przez dwa lata zarobić czy zaoszczędzić. Ale jeśli rzeczywiście mamy gros młodzieży, którzy nie są na tyle przekonani, żeby płacić wiele a przyszliby gdyby mogli płacić mniej, to musimy uderzyć się w piersi. Żeśmy o tym nie wiedzieli albo wiedząc nie zareagowali. Wystarczyło przecież od każdego księdza, zakonnika i siostry katechetki ściągnąć po jednej szkolnej pensji, którą otrzymujemy za pracę z młodzieżą. Przecież jest nas więcej niż kilkanaście tysięcy. Ale żeby wiedzieć, gdzie jest problem i umieć reagować, trzeba być blisko młodych i nie upierać się, że to my, dorośli mamy zawsze rację.
2. Relacje z Watykanem
Drugim elementem, który jakoś dał mi do myślenia to relacja Kościoła w Polsce z Watykanem. Czasem odnoszę wrażenie, że Rzym słuchany jest bezkrytycznie. A przecież Kościół nad Wisłą ma już 1050 lat i nie musi się wstydzić swojej historii. A tam nad Tybrem też są tylko ludzie. I choć pracują naprawdę od serca, przecież nie zawsze widzą najlepiej. Parę przykładów.
Ceremoniarz papieski zdecydował, że na Mszy św. w Brzegach nie może być żadnych komentarzy, tylko tzw. wezwania do ciszy. Ale na zwykłą ludzką logikę, jaki jest sens mówienia i to w czterech językach, żeby ludzie po kazaniu medytowali w ciszy nad homilią? Przecież każdy wie, po co jest wtedy cisza. Natomiast były momenty, kiedy prosiło się bardziej o komentarz, np. kiedy papież przekazywał światło młodym.
Niepotrzebną decyzją był również zakaz informacji, kto i gdzie głosi katechezy. Uzasadnia się to tym, żeby ludzie nie wybierali sobie swoich ulubionych mówców. Ale co by się stało? Najwyżej do niektórych nie przyszedłby nikt i może to byłoby równie dobre. Zwłaszcza, że potem były przecieki, kto, gdzie ma. To samo ze spotkaniem zamkniętym papieża z biskupami. Nie rozumiem osobiście, po co Watykan opublikował zapisał całego spotkania, skoro spotkanie było zamknięte, albo po co było zamknięte, skoro i tak je publikowano. Jak Papież rozmawia z prezydentami, to jakoś potrafimy przeżyć, że znamy tylko tematy rozmów, nie znając szczegółów.
Jeszcze inną sprawą była kwestia tłumaczeń. Na Jasnej Górze było to zrobione idealnie. Papież mówi po włosku, lektor czyta po polsku. Ciekawe, czy Ojciec św. wiedział, że na spotkaniu z duchowieństwem polskim w Sanktuarium Jana Pawła II prawie nikt go nie rozumie? Czy miał świadomość, że połowa, jeśli nie większość na Brzegach nie miała radia albo słuchawek do komórek i nie rozumiała tego, co do nich mówi? Przecież zarejestrowanej młodzieży, przygotowanej na ŚDM, było tylko 350 tysięcy. Milion, może nawet dwa to byli Polacy. W Panamie problemu nie będzie, ale to jest do przemyślenia, żeby jednak w kraju, do którego przyjeżdża Ojciec święty tłumaczyć homilię na język mieszkańców.
To są tylko przykłady. One odkrywają to co jakoś również charakteryzuje Kościół w Polsce – brak posłusznej niezależności. Zwłaszcza w teologii. Brak „eksperymentowania” na różnych duszpasterskich polach. Brak nieraz upartego tłumaczenia, że może być inaczej, że można to zrobić jeszcze lepiej. Jakoś tak boimy się być pionierami, bo nas ciągle uczono, że trzeba tylko słuchać. Kościół w Polsce sprawia wrażenie ciągle nieświadomego swojej wartości. Pomimo tego, że setki księży studiowało za granicą i zobaczyli na własne oczy, że nie są gorsi nie tylko od Włochów. Pomimo tego, że tysiące ludzi wyjechało za granicę i zobaczyło, że wiara nad Wisłą nie musi się siebie wstydzić. Nie chodzi o wezwanie do nieprzejmowania się Rzymem, ale o świadomość, że również my mamy co w nieść w Kościół, bo to że Kościół powszechny może nas ubogacić, zobaczyliśmy bardzo wyraźnie na własne oczy.
3. Myślenie i profesjonalizm
Największą przestrzenią, w której okazały się braki i słabości, to kwestia organizacji. Mówiąc żartem, na nieszczęście, wszystko się udało, więc wielu powie, po co do tego wracać. Poszukajmy jednak wspólnego mianownika.
Zaniedbano całkowicie rejon Podhala, Orawy i Spisza. W pierwszym tygodniu nie mogli przyjąć pielgrzymów, bo to archidiecezja krakowska, w drugim nie mogli, bo byli za daleko od Krakowa.
Wiele zagranicznych grup mieszkało daleko od Krakowa, np. Hiszpanie aż w Makowie Podhalańskim a wiele polskich grup miało noclegi w Krakowie.
W ostatnim tygodniu niepotrzebnie góra godziła się na zmiany grup w parafiach. Np. mieli być Niemcy. Góra zmienia grupę. Będą Włosi. Ale pakiety w parafii już są niemieckie! To nic. Trzeba jechać po włoskie do innej parafii. Gdzie? Nie wiadomo. Trzeba pytać. Nie wiadomo jakimi kanałami. Już są. Ale okazuje się, ze Włosi nie będą do niedzieli, tylko do wtorku. A przecież ze szkołą umowa jest podpisana do niedzieli. Trzeba renegocjować umowę. A skąd jedzenie na te dwa dnie?
Nie wydrukowano wielu identyfikatorów, przez co chociażby chór nawet po kilkunastu godzinach czekania nie został wpuszczony na próbę w Brzegach. BOR też nie umiał wyciągać wniosków. Już w Częstochowie był problem z przepustowością. Na Błoniach czekałem 2.45h i ledwie zdążyłem. Na Msze z duchowieństwem mogło nie wejść nawet 2 tysiące księży. A przecież czekaliśmy 2-3 godziny. Na Brzegach dopiero pod koniec Mszy zapełnił się w miarę sektor kapłański. A przecież wystarczyło rzucić więcej pracowników do kontroli.
Problem niemały był z informacją. Aplikacja i strona były ładnie zrobione. Ale konkretnej treści było za mało. Żeby tydzień przed ŚDM nie wiedzieć, jaki jest szczegółowy program wydarzeń towarzyszących, albo żeby je publikowała Stacja7 a nie strona Komitetu? Żeby kierowca wożący biskupów nie wiedział do kogo się udać, gdy jego starszy biskup nie może iść paru kilometrów na nogach? Oprócz historii Polski czy pieśni można było spokojnie wydrukować wiele informacji w książeczkach, chociażby na temat Komunii bezglutenowej. Bardzo brakowało przejrzystości struktury organizacyjnej, która pozwoliłaby błyskawicznie zareagować, kiedy zdarzą się wpadki.
Nie można mówić, że Komitet Organizacyjny działał źle. Bo wiele sekcji działało rewelacyjnie i wielu ludzi naprawdę zrobiło kawał profesjonalnej pracy. Ale niektórzy byli nieodpowiedzialni, chociaż mieli odpowiedzialne stanowiska. I miejmy nadzieję, że pamiętając ludzkie łzy, pretensje, krzyki i niecenzuralne słowa, przynajmniej zostaną w domu, kiedy przyjdzie czas na nagrody. Jeśli mają chociaż trochę honoru.
Wiele wpadek wynikało z pomyłek i tego się nie da uniknąć. Przy tak masowej imprezie nie ma się co też dziwić, że nie wszystko wyszło na medal. Trzeba jednak uczciwe powiedzieć, że my za mało myślimy, za dużo kierujemy się znajomościami i zbyt często dobieramy sobie ludzi, którzy chcą a nie, którzy potrafią. To nie jest problem tylko tych dni. To jest częsty problem na każdym szczeblu organizacyjnym polskiego Kościoła. I to jest to, co dobrze byłoby przemyśleć. W Kościele nad Wisłą nie brakuje nam ludzie świętych, nie brakuje nam ludzi wierzących i oddanych, nie brakuje nam również fachowców, ale brakuje nam lepszej władzy. A lepsza władza to taka, która więcej myśli i mniej opiera się na znajomościach. To, że ktoś chce rządzić, to naprawdę za mało. Dlaczego wszyscy chwalą chór? Dlaczego tak im wyszło rewelacyjnie, chociaż niektórzy nazywają ich męczennikiem ŚDM? Bo była selekcja i nikt kto fałszuje, nie mógł śpiewać. I były wielogodzinne próby. Jeśli można zrobić selekcję do chóru, to przecież można i do władzy. Bo od tego naprawdę wiele zależy.
4. Odwaga
Ostatnia rzecz, która mi dała do myślenia, to brak odwagi. Brakło odwagi, żeby powiedzieć księżom na Mszy św. rozpoczęcia: Zawaliliśmy z miejscami dla biskupów. Czy mogliby wszyscy księży zejść z podium na Błonia i przejść do dalszych sektorów? Brakło odwagi, by zdecydować, żeby piosenkarka Noa nie śpiewała piosenek, wtedy jak papież objeżdża sektory. To nic, że były naciski. To nie czas na koncert. Brakło odwagi, żeby powiedzieć Ojcu Świętemu, żeby nie zaczynał Mszy św. 40 min wcześniej w Sanktuarium Jana Pawła II czy ponad 20 minut wcześniej na Brzegach. Przecież dużo ludzi przez to nie weszło do sektorów. Dużo za późno włączyło telewizor.
Papież Franciszek mówił do młodych na Tauron Arenie, że odwaga powinna być cechą teraźniejszości. Przecież to dzięki odwadze Kraków przygotował dobrze ŚDM. Dzięki odwadze wielu nie wyjechało z Krakowa. Dzięki odwadze wielu przyjechało. Nie możemy bać się papieża, biskupów, księży, policjantów czy rządu. Przecież chyba nam wszystkim zależy na tym, żeby było lepiej, żeby Kościół w Krakowie, w Polsce i na świecie miał nie tylko przyszłość, ale przyszłość lepszą. A gdzieś ciągle pokutuje ideał, żeby siedzieć cicho, żeby nie robić przykrości, kłopotu. Jakiś taki dziwny ideał, żeby góra nie wiedziała, że na dole są problemy. A przecież w prawdziwej rodzinie to rodzice starają się, by dzieci nie wiedziały o wszystkich kłopotach. My w Kościele robimy trochę na odwrót. Musimy rozmawiać więcej i szczerzej. Prawda nie zabije. A jeśli nawet, to zawsze to wyjdzie na dobre. Przecież po to jesteśmy Kościołem. Dla dobra człowieka.
Bogu dzięki w telewizji wyglądało to ładnie. A ci co byli na miejscu, też byli szczęśliwi, bo wszystkie braki i niedociągnięcia przysłoniło doświadczenie żywego Boga i Kościoła. Mocniejsze niż każda ludzka słabość. Stąd już dawno nie byłem tak szczęśliwy i dumny. I wierzę gorąco w przyszłość Kościoła w Polsce. Ale tak jak Papież mówił, że młodzież jest nadzieją Kościoła pod pewnymi warunkami, tak Kościół w Polsce ma przyszłość pod pewnymi warunkami: przemyśleć sprawę duszpasterstwa młodzieży, prowadzić konstruktywny dialog z Watykanem, bardziej postawić na myślenie i profesjonalizm niż emocjonalność i układy oraz docenić rolę odwagi.
Tych elementów do przemyślenia jest pewno jeszcze więcej. Najważniejsze, że jest na czym budować, bo Bóg pozwolił nam przekonać się jeszcze raz, że tą drogą, drogą Jezusa, wiary i Kościoła naprawdę warto iść – z tego świata w świat wiecznie młody.