Sromowce Wyżne, 18.06.1998
Setki lat, tysiące dni, miliony godzin, miliardy sekund, płynie nieprzerwanie nurt Dunajca, obok tutejszej parafii, tutejszych domostw i jej mieszkańców. Cieszy ten Dunajec zapewne wszystkich parafian cieszy turystów i gości. I nie tylko cieszy, ale nakłania wielu ludzi, żeby wyciągnąć łódź i popłynąć między malowniczymi skałkami uroczych Pienin. I choć nie wszyscy mężczyźni są flisakami, choć nie wszystkie kobiety zakochały się we flisakach, to zapewne każdy wie, co trzeba zrobić, żeby dopłynąć łodzią do Szczawnicy.
Czcigodny Księże Proboszczu,
Drogie dzieci, nie mniej lubiana młodzieży, umiłowani rodzice, bracia i siostry w Chrystusie Panu!
Wiemy, jak dopłynąć Dunajcem do Szczawnicy, zapytajmy zatem Jezusa, otwórzmy Ewangelię, poprośmy Kościół – niech nam powie – jakiej rzeki trzeba i jakiej łódki, żeby zostać księdzem, czyli jak dopłynąć do portu, któremu na imię kapłaństwo?
Przede wszystkim potrzebne jest powołanie. Nie było by spływu Dunajcem, gdyby nie było Dunajca.
Nie można by zostać księdzem, gdyby nie ten wielki dar, któremu na imię powołanie. Od pierwszych chwil, kiedy Bóg obdarza serce chłopaka powołaniem, zostaje ono w nim na zawsze. Raz większym a raz mniejszym nurtem płynie w jego życiu i mówi: „Pójdź za mną”, i mówi: „a może będziesz księdzem?” i mówi: „a może by iść do seminarium?” i rozbija się ten nurt powołania o wiele trudności, o wiele wątpliwości – bo koledzy, bo rodzina, bo dziewczyna, ale jeśli człowiek chce być księdzem, to choćby jego losy byłe zawiłe, jak zawiły jest Dunajec w Pieninach, to i tak dojdzie do swego celu – dopłynie do portu kapłaństwa.
Jednak nie tylko Dunajec jest potrzebny, potrzebna jest także łódź. I tą łodzią w drodze do kapłaństwa jest Seminarium. To koledzy, księża przełożeniu, studia, wspólnie spędzone lata, dyskusje, Msze święte i gry w piłkę, odwiedziny do chorych i wakacje z młodzieżą. To tak potrafi scalić i umocnić, że chodź nie jedna fala uderzy w tę łódź, to jednak łódź wytrzyma i dopłynie do portu kapłaństwa.
Jest jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz, bez której trudno byłoby dopłynąć do celu. Każdy flisak pomaga sobie kijem. Steruje nim, wyprowadza na właściwy nurt. I takim narzędziem w drodze do kapłaństwa jest modlitwa. Potrzebna jest ona przy starcie. Potrzebna kiedy młody człowiek waha się: iść czy nie iść na tego księdza? Panie, powiedz mi, kim mam zostać w życiu? Potrzebna jest ona w chwilach trudnych. Boże, jak ja to wytrzymam! Dodaj sił, bo jestem słaby! Potrzebna jest ona w chwilach radości. Dziękuję Ci Stwórco za powołanie, za dar życia, za dobrze zdany egzamin. Chwała Tobie, że żyję!” Tak to właśnie modlitwa pozwala najlepiej wykorzystać powołanie i najszybciej dopłynąć do portu kapłaństwa.I to jest wspaniałe, że tej modlitwy uczą już rodzice, że pilnują jej księża, że seminarium pomaga owocnie rozmawiać z Bogiem.
Drodzy bracia i siostry !
Nurt powołania, łódź seminarium, wiosło modlitwy – to pozwala dopłynąć do portu kapłaństwa. A co dalej? To nam mówi Ewangelia, kiedy Jezus uczy jak zwracać się do Boga. Mówcie: „Ojcze” – wypowiada Jezus. Tak, Ojcze, nawet Tatusiu.
Jak po spływie Dunajcem, z radością rzuca się dziecko w ramiona ojca, matki i przyjaciela, tak każdy ksiądz rzuca się w ramiona Boga i mówi: Ojcze, Tatusiu!
Ty wiesz, co dla mnie najlepsze !
Ty wiesz, jak mi dopomóc!
Ty wiesz, więc ja oddaję się Tobie z ufnością.