Kraków, WSD, 1.04.1996
O święta Księgo, która otworzyłaś swoje słowa w świętej Ewangelii, otwórz nasze serca, byśmy z radością czerpali ze zdrojów zbawienia!
Powołani i wybrani! Umiłowani przez Pana!
Gdzie jest Pan? gdy tysiące piersi krzyczy w tęsknocie za pokojem serca! Gdzie jesteś, Boże? gdy setki ust wołają o chleb! Gdzie jesteś, Panie? gdy dziesiątki serc wołają choćby o jedno serce, serce pełne miłosiernego oddania?
Czemu opuściłeś nas Boże!
I już nie wyruszasz z naszymi wojskami? (Ps 44, 10)
Święty Mateuszu, złóż przed nami świadectwo swego życia. Powiedz, co uczynił ci Pan. Powiedz, jak daleko byłeś od Niego. Przekonaj nas, jak blisko jest Bóg wszystkich, nawet tych, których dzieli od Niego nieskończoność, nieskończoność grzechu i nieskończoność wyzywających Niebiosa pytań. Święty Mateuszu, otwórz usta, byśmy nie odchodzili z pustymi sercami!
Byłem największym grzesznikiem – On – Jezus był Świętym Boga.
Byłem poborcą podatkowym – On dawał samego siebie.
Byłem potępiony przez Prawo Mojżeszowe – On zapowiedziany przez Proroków.
Byłem oszustem – On powiedział, że jest Prawdą.
Ja, siedziałem jako celnik w Kafarnaum – On w Kafarnaum nauczał wędrując.
Ja, rozpostarty na drodze między Damaszkiem a Egiptem – On między Bogiem a człowiekiem.
Ja, obłóczony workami pieniędzy – On nie gromadzący sobie skarbów na ziemi.
Ja, zapatrzony w mamonę – On w wolę swojego Ojca.
Ja, współpracownik z okupantem – On oddający cesarzowi, co cesarskie.
Ja, żyjący w swojej małej stabilizacji – On drżący o losy całego świata.
Byłem największym grzesznikiem – On był Świętym Boga.
Nawet nie marzyłem, by z Nim porozmawiać, choć wieść o Jego czynach dochodziła do uszu celników Kafarnaum.
I wtedy nastał ów dzień. Z zawodową wprawą oszukiwałem synów Izraela, gdy On podszedł do mnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc w milczeniu oczekiwałem wyroku zniszczenia Sodomy mojego życia, a On rzekł tylko słowo i wprowadził do arki swojego Królestwa, zamiast zatopić w odmętach potopu celniczego żywota.
O kochani i wybrani!
Gdy na taką duszę padnie słowo „Pójdź za Mną!”, to w jednym momencie morze miłości zalewa całą grzeszną przeszłość i pokazuje drogę jutrzejszego poranka – drogę kroczenia za Jezusem. Szansa była jedyna w moim życiu. Nie mogłem jej zmarnować. Byłem kochany i byłem wybrany. Pozostawiłem więc wszystko, chciałem być tylko z Nim, towarzyszyć Mu, nauczyć się żyć tak, by pieniądz nie przyciskał do ciasnego miejsca własnej chciwości. Czyż na takie słowo pozostalibyście obojętni? Czy gdy władca świata wzywa do swojego Królestwa, może Mu się oprzeć nawet najnędzniejszy poddany?
Zbyt wielką mocą było Jego słowo. Nie mogłem i nie chciałem ukryć wdzięczności. Zaprosiłem Go na ucztę i nie tylko Jego. Chciałem by i moi grzeszni przyjaciele doznali tak wielkiej łaski. Przyprowadziłem ich do Jezusa Bo czyż mogłem być wyjątkiem w miłosiernym Jego sercu? Czy tylko dla mnie przyszedł na ziemię? Czy tylko mnie pokochał i wybrał?
Ukochani i wybrani!
Moją cichą nadzieję i nadzieję wielu najbardziej nędznych ludzi zamienił Jezus w radość jednym zdaniem:
Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników. (Mt 9, 13)
Wtedy przebiegły mi przed oczami tysiące wypowiedzi Boga z kart Świętego Pisma na temat Jego miłosierdzia, Jego miłości do grzeszników, Jego oddania do końca, tajemnicy Jego dobroci. Jak śmierć potężna jest miłość Boga do człowieka!
Góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość Moja nie odstąpi od ciebie! (Iz 54, 10)
Umiłowałem cię miłością przedwieczną, dlatego zachowałem dla ciebie łaskawość.(Jr 31, 3)
Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie! (Iz 49, 15)
Muszę mu okazać miłosierdzie! (Jr 31, 20)
Wina twoja zmazana, zgładzony twój grzech. (Iz 6, 7)
Jak odległy jest wschód od zachodu, tak daleko odsunął od nas nasze winy. (Ps 103, 12)
Wtedy zacząłem nowe życie. Porzuciłem wszystko, by uczy się tej miłości, która otwiera grzesznikom bramy raju, która nadała sens memu życiu, która przebaczała codziennie na ścieżkach Palestyńskiej ziemi. Jak ziarna bowiem padały słowa Jezusa na spragnione gleby oddalonych od Boga ludzi:
Większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. (Łk 15, 7)
Nie potrzebują Lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. (Mt 9, 12)
Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju. (Łk 23, 43)
i z serca powiedziane:
Idź, a od tej chwili już nie grzesz! (J 8, 11)
Nie można się oprzeć takiemu sercu, takiej dobroci, takiej przebaczającej miłości, miłości odpuszczającej, przygarniającej, ciepłej, życzliwej, ufnej, otwartej, szukającej, poświęconej. Nie można pozostać niewzruszonym na widok Ojca, oczekującego codziennie z bólem serca marnotrawnego syna. Nie można pozostać niewzruszonym na widok Pasterza porzucającego 99 owiec i biegnącego za jedną, zagubiona, znękaną i spisaną na straty. Spisaną na straty? Nie! nigdy w oczach Bożych.
Dlatego poszedłem za Nim. Ja, największy grzesznik – On Święty Boga.
O, Mateuszu! jak balsam padają słowa Boga w twoich słowach w nasze serca. W serca znękane, bojaźliwe, nieraz opuszczone i wzgardzone. Padają jak balsam, bo otworzyłeś nam oczy na prawdę o Bożej miłości do grzeszników. Bo przekonałeś, że Bóg jest przy nas, że jest między nami, że nas szuka z nieustającą troską Dobrego Pasterza. On – Lekarz chorych dusz szczególnie nas umiłował. Nie za nasze grzechy, ale dlatego, że jesteśmy słabi. Nie za to, że jesteśmy daleko od Niego, ale dlatego, ze możemy być blisko.
Święty Mateuszu, bądź przy nas nie tylko podczas Ewangelii. Złóż z nami ofiarę świętą, żywą i Bogu przyjemną. Proś z nami Jezusa, by przybył do Kafarnaum naszego ołtarza i Kafarnaum naszego życia i naucz nas słuchać wzywającego głosu Pana, by Jego „Pójdź za mną” było naszym „zostawił wszystko”. By z serc XX – wiecznych grzeszników wyrywał się bez końca okrzyk nawróconego człowieka:
Wykrzykujcie Panu, bo jest dobry,
bo na wieki Jego miłosierdzie! (Dn 3, 89).