Kraków-Ruczaj, 2.02.2000
Zakończyliśmy kolędę. Tyle ciepłych słów, życzliwych spotkań, wiary, która cieszy. Tysiące dobrych chwil duszpasterskich wizyt. Nie zginie Kościół w nowym tysiącleciu. Przynajmniej na Ruczaju.
Byłby jednak ślepcem ten, który by nie zauważył nici przewijającej się przez tyle mieszkań i serc ludzkich, nici niepokoju i czasem dramatycznych pytań.
Proszę księdza! Okradają nas w Polsce! co ten rząd porabia!
Proszę księdza! Straszą nas zwolnieniami i co w tym wieku zrobię!
Proszę księdza! Ludzie stali się gorsi niż zwierzęta, byle by wyzyskać!
Proszę księdza! Nie możemy już dłużej wytrzymać tu z tatą!
Proszę księdza! Gdzie mamy żyć po ślubie z takiej marnej pensji!
Proszę księdza! Czy ksiądz wie, co robi wieczorami młodzież!
Wiele razy przychodziłem z kolędy przybity. Troski parafian, żale, prawdziwe krzyże, bezrobocie i bieda, czasami niewiara i ta częsta rozpacz – dziecko beznadziei.
Co na to Pan Bóg? Czy może nie widzi? Czy zasnął po Jubileuszu zmęczony świętami? Czy może w tym wieku będzie jeszcze gorzej? Co na to Pan Bóg?
Każdy człowiek musi stanąć przed Bogiem. Czy prezydent, czy moja mama, wyzyskiwany czy wyzyskujący, czy sąsiadka, czy proboszcz, każdy kiedyś stanie przed Bogiem, bo mówi Pan:
Przede mną zegnie się każde kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych
a w innym miejscu:
Wszyscy musimy stanąć przed trybunałem Boga.
Nie łudźmy się – nawet klonowanie nie pomoże.
Choć każdy stanie przed Bogiem, nic przed Nim nie może być grzesznego, bo jest święty, nie może być brudnego, bo jest czysty, nie może być niedoskonałego bo jest doskonały.
Wiedział o tym Szymon Piotr, gdy rzekł do Jezusa:
Odejdź ode mnie Panie, bom jest człowiek grzeszny.
Wiedziały duchy nieczyste, gdy wołały:
Czego chcesz od nas Jezusie z Nazaretu? Nie dręcz nas!
Katorgą jest spotkanie grzechu ze świętością. Nie może być człowiek niedoskonały przed Bogiem, bo by zginął na wieki! Tak jak kartka papieru nie może być blisko ognia, bo spłonie natychmiast, ani ciemność blisko światła, bo wnet jej nie będzie.
I tu jest problem. Skoro każdy musi stanąć przed Bogiem a nie może stanąć grzeszny, jakie jest wyjście, skoro żeśmy grzeszni i niedoskonali?
Prorok Malachiasz w I czytaniu roztacza piękną wizję – oto Bóg nadchodzi, zapowiedziany przez Anioła, ten oczekiwany i upragniony. Ale prorok się martwi. Kto się ostoi, gdy się On ukaże? Kto przetrwa dzień Jego nadejścia? Prorok się martwi, bo człowiek jest grzeszny, a Bóg jest święty.
Ale Bóg nie przyjdzie zniszczyć, bo kocha. Bóg przyjdzie oczyścić. Tak jak złoto i srebro potrzeba oczyścić, tak trzeba oczyścić kapłanów, by składali Panu dobre ofiary, bo tylko takie są miłe. Gdyby nie oczyścił, nie byłyby miłe ofiary, nie byłyby przyjęte.
Potrzeba oczyszczenia.
Popatrzmy na Ewangelię. Maryja przychodzi do świątyni, ale dopiero, gdy upłynęły dni oczyszczenia. Takie było prawo. 40 dni po urodzeniu syna. 80 dni po urodzeniu córki. Dopiero wtedy. Nie mogło nic nie oczyszczonego wejść do świątyni.
Popatrzmy na Hioba. Przecież nie był grzeszny. A jednak stracił dzieci, majątek i zdrowie, wszystko, co najdroższe, odeszło od niego, tylko żona została, by być tylko zmorą. Ale trzeba było oczyszczenia, sprawdzianu, czy kocha Boga dlatego, że jest mu dobrze – jak twierdził diabeł, czy dlatego że jest Bogiem, co sam Hiob potwierdził.
Popatrzmy na Izrael, ten naród żydowski, który 40 lat się błąkał po pustyni synajskiej. Dlaczego tak długo? Bo nie dorósł, nie uwierzył, nie zaufał do końca Bogu Jedynemu. Musiał naród oczyścić się z tych, którzy niewiarą zgrzeszyli, aby jako święty przekroczył granice Obietnicy.
I dlatego oczyszczenie jest łaską, darem nieskończonym, bo bez niego nie można spotkać Boga Jedynego. Nie można wejść do Obiecanej Ziemi, nie można osiągnąć prawdziwego szczęścia. Bez oczyszczenia.
I tu jest najważniejszy moment dzisiejszego kazania.
Kiedy dzieje się oczyszczenie? Oczyszczenie dzieje się wtedy, gdy cierpię.
Gdy cierpię z powodu niewiary, gdy cierpicie z powodu nędzy, gdy płaczę za zmarłym kolegą, gdy nie rozumiem śmierci własnego dziecka, gdy żona zachorowała nagle, gdy samochód zgniótł nogi, gdy jestem poniewierana w domu, gdy przeżywam kompleksy różnego kalibru, gdy mnie ktoś zdołował, albo wyprzezywał, gdy nie śpię, bo nie wiem, co będzie z rodziną, gdy mnie wyzyskują albo ośmieszają, gdy tracę nadzieję albo i sens życia.
Jak mi jest bardzo ciężko, to wiem, że następuje oczyszczenie z moich grzechów i udoskonalenie mojego życia. Wiem, że przez to jestem bliżej Tego, który naprawdę jest prawdziwym szczęściem i chronię się od tragedii spotkania go po śmierci jako człowiek grzeszny.
Wiem, że to jest prawda, bo to jest krzyż.
A krzyż nie może kłamać, bo na nim umarł Jezus.
Dlatego, kochani, zaufajmy Mu! Że tak jest dla nas dobrze.
Zaufajmy Bogu. Uwierzmy, że On nas wychowuje z miłością, bo nie chce byśmy całą wieczność wstydzili się swojego wyglądu, nie chce byśmy czuli się nieswojo brudni wśród nieskalanych. Nie chce nam zrobić krzywdy, dlatego oczyszcza.
Módlmy się dzisiaj więcej. Za wszystkich cierpiących, odrzuconych i chorych, zwłaszcza za grzeszników, którzy brudu nie widzą. Módlmy się za tych spośród nas, którzy może w tych dniach przeżywają szczególne bóle oczyszczenia.
Módlmy się za siebie.
Bo przyjdzie taki dzień, godzina i chwila, kiedy Matka Kościół, jak Najświętsza Maryja przyniesie nas do świątyni, ale już tej w niebie. I ofiaruje Bogu jako swoje dziecię. To będzie święto naszego Ofiarowania. Śmierć. Módlmy się, byśmy wtedy byli miłą Bogu ofiarą i na nasze możliwości doskonałą.