Mizerna-Maniowy, 1.01.2003
Pamiętam dobrze tę lekcję religii. Kraków-Ruczaj. Szkoła 151. „Proszę księdza, nikt mnie tak nie rozumie, jak mój własny pies”.
Do dziś widzę przed oczyma tę zasmuconą twarz, za którą kryło się serce nie rozumiane przez innych.
Problem niezrozumienia. Problem wspólnego języka. Choćbyś miał najlepsze serce, najszlachetniejsze intencje, zamiary niebiańskie i uczucia nieziemskie nic nie dasz drugiemu człowiekowi, jeśli się z nim nie dogadasz. Ileż razy byłem przekonany na początku pobytu we Włoszech rozmawiając lub spowiadając po włosku, że gdyby ten człowiek mówił po polsku (albo ja lepiej po włosku) mógłbym mu bardziej pomóc, wskazać jaśniej drogę do Pana.
Coś podobnego rozgrywało się aż do narodzenia Jezusa Chrystusa. Bóg mówił do ludzi, ale ciężko było znaleźć wspólny język, bo Bóg daleki, wielki, wszechmocny a człowiek słaby. Nawet jeśli mówił Bóg przez proroków, zawsze rozkwitało niebezpieczeństwo, że człowiek powie Stwórcy: „Nie rozumiem Cię. Łatwo ci, Boże, mówić, boś Wszechmocny, boś sam Święty. Ty nie wiesz, jak tu się ciężko żyje, bo w niebie jest dobrze”.
Aż przyszedł Jezus. Bóg, który powiedział do człowieka ludzkim językiem. Całe życie Jezusa, Jego słowa i czyny, śmierć i zmartwychwstanie to przede wszystkim tysiące, setki tysięcy prawd, mądrości, wskazań, pociech, upomnień, które Bóg powiedział do nas takim językiem, jakim sami mówimy do siebie.
Kiedy kwiliło Dziecię w Betlejem, to Bóg mówił, że wie, co to znaczy kruchość, słabość, nieporadność i zależność tych najmniejszych.
Kiedy wyciągało rączki to Boskie Dzieciątko, to Bóg mówił, że rozumie potrzebę miłości każdego niemowlęcia na świecie.
Kiedy męczyło się Niemowlę Maryi uciekając do Egiptu, to Bóg mówił, że rozumie te maleństwa, które świat chce zabić.
Kiedy dreptał dwunastoletni Jezus do Jerozolimskiej świątyni, to Bóg mówił, żebyśmy szanowali zwyczaje i przykazania tradycji.
Kiedy Jezus w Kanie przemieniał wodę w wino, to Bóg mówił, że On rozumie nasze najbardziej prozaiczne i materialne potrzeby.
Kiedy chleb rozmnażał i ryby, to Bóg mówił, że nie jest daleko od głodujących, bezdomnych i sierot.
Kiedy wskrzeszał młodzieńca z Nain, to Bóg mówił, że nie opuszcza żadnej matki samotnie wychowującej dzieci.
Kiedy płakał nad śmiercią Łazarza, to Bóg mówił, że niełatwa jest śmierć zwłaszcza tych najbliższych.
Kiedy uzdrawiał trędowatych, to Bóg mówił, że nie chce, by ktokolwiek był marginesem świata.
Kiedy przywracał wzrok ślepym, to Bóg mówił, że chce, aby wszyscy znali prawdę i nie pobłądzili w życiu.
Kiedy niemym rozwiązywał język, to Bóg mówił, że czeka na nasze pieśni, okrzyki radości, słowa miłości, które tak wiele zrobić mogą.
Kiedy przywracał słuch głuchym, to Bóg mówił, że tragedią jest, kiedy człowiek jest głuchy na wszystko.
Kiedy siedział za stołem Zacheusza celnika, to Bóg mówił, że żadne bogactwo nie daje tyle radości, co spotkanie z Bogiem.
Kiedy bronił jawnogrzesznicę przed stosem kamieni, to Bóg mówił, że nikogo przekreślać nie można.
Kiedy apostołom kazał sieć na połów zarzucić, to Bóg mówił, że zdarzają się cuda na tym Boskim świecie, byleby posłuchać słowa jego Stwórcy.
Kiedy głosił Ewangelię przepięknymi słowy, to Bóg mówił, że piękne jest życie, gdy się weń uwierzy.
Kiedy pozwolił trzem apostołom zobaczyć swój blask na górze Przemienienia, to Bóg mówił, jaka piękna przyszłość czeka nas po śmierci.
Kiedy spędzał noce na modlitwie, to Bóg mówił, że nie można żyć dobrze bez kontaktu z Ojcem.
Kiedy krwawił potem krwawym w Ogrójcu, to Bóg mówił, że wie, jak trudno spełnić trudną wolę Boga.
Kiedy słuchał przed sądem fałszywych oskarżeń, to Bóg mówił, że jest przy tych wszystkich, których inni chcą zniszczyć.
Kiedy dźwigał krzyż ciężki na górę Golgotę, to Bóg mówił, jak wielką tragedią jest każdy grzech, skoro aż tyle wycierpieć przez niego potrzeba.
Kiedy zawisł między niebem i ziemią, to Bóg raz na zawsze powiedział, jak bardzo nas kocha i jak mu bardzo zależy.
Taki właśnie jest Jezus – Bóg, który stał się człowiekiem, żeby mówić do nas ludzkim językiem. Po to, byśmy choć w części zrozumieli, po co żyjemy, dla kogo się męczymy i jaka jest nasza przyszłość. Dlatego nikomu nie wolno powiedzieć po Bożym Narodzeniu, że my mamy swój świat a Bóg swój. Nikomu.
Kochani Bracia i Siostry!
Skończył się rok stary, zaczęliśmy nowy – 2003. Może mamy wiele planów, może wiele się zdarzy tego nowego roku, może za wiele spraw trzeba się będzie jeszcze modlić goręcej, może z większą wiarą przyjdzie nam otwierać nasze serca i domy na Boże błogosławieństwo. Spróbujmy jednak przede wszystkim nie zapomnieć w tym nowym roku, że Bóg rozumie nasze troski i mówi do nas ludzkim językiem byśmy nie pobłądzili.
A widząc jak wiele dobra przyniosło mówienie Boga do nas ludzkim językiem, mówmy i my do siebie po ludzku, spróbujmy się zrozumieć, bo bez tego zrozumienia nie ma ani pokoju na świecie, ani w domach, ani we własnym sercu. Mówmy do siebie takim językiem jakim Bóg powiedział do nas przez Jezusa, językiem miłości i przebaczenia. Wtedy nawet kłopoty, które pewnie się przyplączą jak każdego roku, będziemy znosić cierpliwiej i z większą nadzieją. Mówmy do siebie w tym roku jak ludzie, żeby ani jeden człowiek za rok nie powiedział: „w 2003 roku nikt mnie nie rozumiał jak mój własny pies.”
Maniowy, Nowy Rok 2003