Kolegiata św. Anny, 1.01.2011
Wolność – niech to będzie pierwsze słowo w Roku Pańskim 2011.
Wolność. I nie chodzi o taką, która robi tylko to co chce, bo kiedy człowiek robi tylko to co chce, przyjdzie czas, że będzie musiał robić to czego nie chce. Nie o taką wolność idzie, która jest matką niewoli, ale o taką wolność, która rodzi dzieci jeszcze bardziej wolne.
I zanim przejdziemy do dzisiejszych czytań powiedzmy sobie jeszcze jedno: nic tak nie męczy na tym bosko-ludzkim świecie jak niewola. Kiedy inny naród depcze nasz naród. Kiedy w własnym kraju rodak staje się despotyczny a nie solidarny. Kiedy we własnej pracy lęk przed drugim zamyka na drugiego. Kiedy we własnym domu miłość zrodzona w wolności krępuje aż do bólu łez. Kiedy we własnym pokoju homo sapiens nie jest w stanie powiedzieć „nie” przed C2H5OH. Kiedy człowiek przed własnym komputerem nie jest w stanie rządzić myszką a chciałby rządzić domem, rządem a nawet całym światem. Kiedy człowiek uzależnia się tak od materii, że przez materię jest nieludzko poniewierany. Niewola męczy okrutnie. Do tego stopnia, że człowiek jest w stanie poświęcić życie dla niepodległości, oddać duszę powstaniu, zatracić się w walce o wolność: naszą i waszą.
Co zatem o wolności powie nam Bóg, który 8 dni temu stał się Człowiekiem a któremu dokładnie dzisiaj, nadano imię Jezus: Yeshua: „Bóg dający wolność”?
1. Najpierw czytamy, że tak jak człowiek może być sprawcą niewoli, tak samo człowiek może pomóc wyzwolić człowieka.
W I czytaniu Pan Bóg mówi do swojego narodu na pustyni. Narodu, który już co prawda wyszedł z niewoli egipskiej, ale jeszcze nie był wolny. Nie był wolny od pustyni. I Pan Bóg polecił Aaronowi i jego synom, czyli kapłanom, błogosławić swój lud. Polecił im wzywać Boga:
Niech cię Pan błogosławi i strzeże.
Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską.
Niech zwróci ku tobie swoje oblicze i niech cię obdarzy pokojem.
Czy Bóg nie mógł sam, bezpośrednio pobłogosławić swój naród? Albo czy nie mógł sam powiedzieć to Aaronowi i jego synom i nie zabierać czasu Mojżeszowi? Nie wiem czy mógł. Może i tak. Ale nie tak zrobił. Bóg chce, żeby człowiek człowiekowi był wyzwolicielem.
W Ewangelii czytamy, że pasterze odnajdują Świętą Rodzinę i swoim opowiadaniem sprawiają radość tym, którzy ich słyszą. Czytamy, że Dziecię zostaje obrzezane i nadano mu imię Jezus. Czy Bóg naprawdę potrzebował pasterzy? Czy naprawdę potrzebował człowieka-Maryi, by stać się człowiekiem? On, którzy stworzył człowieka z marnego prochu a świat z jednego słowa? Nie wiem, czy mógł. Może i tak. Ale nie tak zrobił. Bóg chce wyzwolić człowieka przez człowieka.
W praktyce chodzi o to, żebyśmy przestali mieć pretensje do ludzi, którzy nas zniewalają albo wyszukiwali ludzi, którzy rzekomo są odpowiedzialni za nasze uzależnienia. Chodzi raczej o to, by rozglądnąć się za ludźmi, którzy chociaż jeden krok posuną nas do wolności.
„Szukam człowieka” – mówił Diogenes z Synopy.
„Szukam człowieka, który pomoże mi być wolnym” – niech to powie noworoczne postanowienie.
2. To jednak nie wystarczy. Bo chociaż na tym świecie chodzi zawsze o człowieka, to na tym świecie człowiek to nie wszystko, człowiek to nie „najwięcej”.
Chociaż Żydzi weszli do ziemi Obiecanej, dalej bywali zniewoleni – aż do utraty Ziemi. Chociaż Prawo było światłem na drodze do życia nie było szans, żeby do życia doprowadziło. Dlatego zaczęli czekać na Mesjasza. A kiedynadeszła pełnia czasu, Bóg zesłał swojego Syna, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo”.
Człowiek człowiekowi nie przyniesie pełnej wolności. Ślepy ślepego nie zaprowadzi daleko. Tylko Bóg jest ostatecznym Zbawicielem. Tylko Bóg jest gwarantem wolności. Tylko Bóg jest konstytucją, która może zagwarantować wolność myśli, słowa i czynu. Tylko Bóg jest generatorem takiej mocy, która jest w stanie doprowadzić do wewnętrznej niepodległości.
Czy Bóg mógł wyzwolić człowieka bez Boga? Czy Jego Syn koniecznie potrzebował stać się Człowiekiem? Czy nie mógł załatwić tego tylko między ludźmi? Nie wiem. Może i tak. Ale nie tak zrobił.
Była to przemądra i rewelacyjnie intuicyjna polska tradycja, która wiedziała, gdzie jest istota sprawy, kiedy wychodząc z domu mówiło się „Zostańcie z Bogiem!” a domownicy odpowiadali „Boże prowadź!”
W praktyce chodzi o to, żebyśmy przestali obwiniać Boga za nasze zniewolenia, przestali myśleć głupio, że Bóg jest przeciwnikiem naszej wolności albo i myśleć, że nic od Boga nie potrzebujemy. Chodzi o to, byśmy ciągle na nowo szukali Boga, nie tego, który składa się z trzech liter: „b” „ó” „g”, ale Tego, który pomoże mi być wolnym, tak wolnym, by być w stanie kochać nawet nieprzyjaciół.
„Umarł Bóg” – mówił Fryderyk Nietzsche.
„Szukam Boga” – niech to powie noworoczne postanowienie.
3. I jeszcze jedno słowo. Słowo o znaku rozpoznawczym wolności.
Nie jesteś już niewolnikiem – pisze św. Paweł – lecz synem. A na dowód tego, że jesteś synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: „Abba, Ojcze”.
Czy potrafię mówić do Boga: „Tato?”
Jaki duch mówi we mnie i co mówi o Bogu?
Czy kiedy coś zmajstruję, ufam jak małe dziecko, czy raczej boję się Go jak szefa, który może ukarać?
Czy mam do Niego wieczne pretensje jak do niesprawiedliwego pracodawcy czy raczej wiem, że On wie lepiej?
Czy ciągle myślę, że ja mam odrobić tylko swoje i za to pójdę do nieba?
Czy dalej jestem przekonany, że Bóg kocha mnie mniej, kiedy grzeszę więcej?
Czy potrafię powiedzieć: „Boże, Tato. Nie rozumiem. Opieram się. Ale Ci ufam, bo Ty najlepiej wiesz. Kocham Cię Tato. Prowadź mnie, bo to Ty jesteś Tatą”?
Czy nie boję się uczciwie przyznać, że nie jestem jeszcze synem ale ciągle niewolnikiem?
Drodzy chrześcijanie noworoczni.
Wolności. Nie takiej, co chce tylko to co chce, ale takiej, co rodzi wolność.
Wolności, która nie boi się klęski, bo wie, że nie przegrana bitwa, ale złożenie broni jest kapitulacją.
Wolności. Wam i sobie.
Tak by chociaż za rok, może i szybciej a najlepiej jak już na zawsze Duch wołał w każdym z nas: „Abba, Ojcze”.