Kwaczała, 1.11.1997
Po co pójdziemy na cmentarz? Przecież ich tam nie ma!
Choćby kwiaty, świece, wieńce… choćby świeża mogiła, jego zdjęcie, wyryte nazwisko, choćby wydrzeć z ziemi szczątki bliskich, choćby rozerwać ich niszczejące ubrania, choćby zaglądnąć do wnętrza rozkładającego się ciała, to ich tam nie ma!
Gdzie więc jesteście? Gdzie jesteście bliscy naszemu sercu? Gdzie jesteście zmarli z naszych rodzin? Gdzie jesteście zmarli światowych cmentarzy? Gdzie jesteście zmarli naszej ojczyzny? Gdzie jesteście zmarli całego świata?
Nie oczyma ciała ich szukać, ale wpatrywać się w grób oczyma wiary a odsłoni się nam gigantyczny obraz tysięcy, milionów dusz stawających przed Bogiem dzień za dniem.
– Czekałem na was całe wasze życie – mówi do nich Bóg – Co przynieśliście ze sobą?
– Panie – odpowiedzą jedne dusze – całe życie gromadziliśmy majątek. Mamy olbrzymią fortunę na ziemi!
– Fortunę macie na ziemi, ale co przynieśliście ze sobą?
– Panie, bogactwo nasze zostało, bo nie dało się tego przenieść.
– Cóż więc z takiego bogactwa, co zostaje na ziemi? Umiecie żyć tam, ale nie w niebie!
– Panie, ale skąd mogliśmy wiedzieć, że nie trzeba gonić za bogactwem?
– Czyż nie mówiłem wam: „Bogaty z trudnością wejdzie do Królestwo Niebieskiego”? Czyż nie mówiłem słowami świętego Pisma, że „człowiek, który żyje w dostatku, ale się nie zastanawia, podobny jest do bydląt, które giną?” Czyż nie mówiłem: „Nie zbierajcie sobie skarbów na ziemi”?
– Panie, co więc z naszym majątkiem?
– Człowieku, majątek twój jest kluczem, ale nie do nieba!
I odchodzą smutni sprzed Pańskiego oblicza.
Przychodzą i inne dusze. A Pan mówi:
– A wy co przynieśliście ze sobą?
– Panie, zdobyliśmy władzę. Utworzyliśmy niezłą partię, dzięki naszej przemyślności oszukiwaliśmy konkurentów i utrzymywaliśmy się w rządzie!
– Ale co macie ze sobą?
– Panie, tego, co zdobyliśmy na ziemi nie dało się wziąć do grobu!
– Czyż nie mówiłem wam; „Co z tego choćby człowiek cały świat zyskał, jeśli na swej duszy szkodę poniesie”? Czyż nie mówiłem: „Królowie i władcy ziemscy uciskają narody a nie tak będzie u was. Kto by chciał być wielkim, niech będzie sługą”?
– Panie, co więc z naszą władzą?
– Człowieku, władza jest kluczem, ale nie do nieba!
I odchodzą smutni sprzed oblicza Bożego.
Przychodzą jeszcze inne dusze. A Pan pyta:
– Co przynieśliście ze sobą?
– Panie, jesteśmy zaskoczeni! Myśmy w ogóle nie wiedzieli, że Ty jesteś, że jest życie poza grobem. Przecież nikt stamtąd nie powrócił. Używaliśmy więc świata całe życie.
– Czyż nie mówiłem wam, że ja jestem? Tysiące kapłanów, sióstr zakonnych, nauczycieli wiary przypominało wam nieustannie, że ja jestem! Czyż sam nie zmartwychwstałem? Czyż nie powróciłem na ziemię? Czyż nie po to ustanowiłem Kościół, byś w nim słuchał moich słów?
– Ależ Panie, nikt w to nie wierzył, tysiące spraw było na głowie, koledzy mówili, że to bajka, w gazetach ośmieszano to jako bzdury.
– Człowieku, czyż nie dałem ci rozumu? Czyż nie dałem ci serca? Czyż nie postawiłem na twojej drodze tysiące świadków mojej wiary? Nawet do pięt nie dorastałeś niektórym z nich lecz żyłeś w swojej pysze!
– Panie, co więc z moimi przyjemnościami, które zostały na ziemi?
– Człowieku, to nie jest klucz do nieba.
I odchodzą smutni sprzed oblicza Najwyższego.
Przychodzą jeszcze inne dusze:
– Panie, nie gniewaj się na nas, że jesteśmy tak ubodzy.
– A co przynieśliście ze sobą?
– Panie, trudziliśmy się wiele. Wierzyliśmy w Ciebie, ale wybacz, że było nam nieraz ciężko, pomagaliśmy biednym, ale wybacz, że ciągle za mało, wychowaliśmy dzieci, ale wybacz, że nie są najlepsze, pocieszaliśmy strapionych, ale wybacz, że nie zawsze to się udawało, głosiliśmy Twoją miłość, ale wybacz, że nie wszyscy słuchali.
– Co więc przynieśliście ze sobą?
– Panie, miłość! Czy to wystarczy?
– Kochani, nie pragnę od was władzy, ni pieniędzy, nie pragnę waszych przyjemności, ani przygód życia, pragnę tylko miłości! Przecież mówiłem: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, a bliźniego twego jak siebie samego”. Przecież mówiłem: „Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was”. Przecież umarłem za was, by raz na zawsze pokazać światu, że tylko miłość zwycięża śmierć, że nic przez grób nie przejdzie tylko miłość, że nie ma innego klucza do nieba tylko miłość.
I nadchodzą tysiące dusz, które kochały. Dusze matek pochylających się nad dziećmi w bezsenne noce, dusze ojców zapracowanych nie dla majątku, ale chleba swoim dzieciom, dusze rządzących, którzy nie oszukiwali, biznesmenów, którzy pochylali się nad biednymi. Nadchodzą dusze sierot, które łzy ofiarowały Bogu, głodnych i tułaczy, którzy nie złorzeczyli Panu za swój los, dusze pokrzywdzonych, którzy cierpienia składali na ręce Ukrzyżowanego, kapłanów nie szczędzących życia dla wiary i ludzi, sióstr zakonnych, które w cichości klasztorów zanosiły modlitwy za przeklinających je obok mieszkańców, które pochylały się w setkach szpitali nad umierającymi, w dziesiątkach przedszkoli na wychowaniem dzieci, dusze lekarzy walczących ze wszystkich sił o życie ludzkie, dusze wyśmiewanych za wiarę katolików, odrzucanych chrześcijan. Nadchodzą. Tysiące, tysiące… A Pan razem ze świętymi przygarnia ich do siebie:
Pójdźcie, szczęśliwi, którzy zaufaliście mojej miłości.
Pójdźcie, szczęśliwi, którzy miłowaliście nie słowem lecz czynem.
Pójdźcie szczęśliwi, bo nie żałowaliście czasu dla drugiego człowieka.
Pójdźcie, szczęśliwi, bo kto kocha Boga, do niego dochodzi.
I ciągle nadchodzą tysiące. I przynoszą ze sobą albo miłość, albo nic nie przynoszą, bo tylko miłość jest mocniejsza od śmierci, tylko miłość przechodzi poza grób, tylko miłość zmartwychwstaje. A Bóg, największa tajemnica świata przyjmuje każdego człowieka. I jednych przygarnia, innych oczyszcza, by miłość udoskonalili w płomieniach czyśćca, a jeszcze innych… odrzuca.
Tak toczy się gigantyczny obraz świata zmarłych, świata wiecznego.
Nie zamykajmy jednak jeszcze oczu naszej wiary. Popatrzmy na te stronę grobów. Popatrzmy na samych siebie. Nie stójmy daremnie. Prośmy Pana o miłosierdzie dla tych, którzy wszystko zostawili na tej ziemi.
Panie! Przyjmij najpiękniejszy owoc miłości – modlitwę. Niech nasze błagania za zmarłymi będą zadośćuczynieniem za to, co nie dostawało ich miłości. Przyjmij nasze wieńce, znicze i świece nie jako pamiątkę, lecz wdzięczny dar miłości. Przyjmij je jako ich miłość.
A nam, Panie, dodaj siły i wiary, żebyśmy zdążyli pokochać na ziemi Ciebie i każdego człowieka. Naucz miłości nas, biedne Twoje dzieci, wygnańczych synów Ewy, naucz miłości nas, człowieka z XX w., nędzarzy niedoskonałości gospodarczego świata. Naucz miłości nas, pachołków rozgrywek politycznych, potomków beznadziei postępu. Naucza nas, bo tylko Ty, który jesteś miłością, tylko Ty jeden, Ty sam możesz dać życie wieczne tym, którzy ciała swoje zostawili w ziemi i nam – żyjącym jeszcze po tej stronie kamiennych grobowców.
Kwaczała, 1.11.1997