Pamiętamy zapewne szkolne usprawiedliwienia. Te pisane przez mamę zatroskaną o dziecko. Czasem było chore, czasem musiało wyjechać, czasem po prostu naciągnęło rodzica, gdy duch lenistwa ogarnął uczniowskie serce.
W dzisiejszej Ewangelii usprawiedliwienie pisze sam Bóg. Nie pisze je atramentowym szlaczkiem ani w pergaminowym materiale. Pisze je swoim sprawiedliwym słowem, aby wyryć je w Księdze życia.
Uczeń może okłamać mamę, nawet mama czasem w swojej krótkowzroczności podpisze „ostatnią deskę ratunku” nieusprawiedliwionego ucznia. Boga jednak nie można okłamać. Choćbyśmy dzień w dzień klękali przed ołtarzem, wznosili swe oczy do góry jak faryzeusz, na nic się to nie zda, jeśli nie powiemy prawdy o swoim sumieniu. Nawet gdyby była gorzką, nawet za cenę łez, wstydu i obawy przed podejściem do tronu łaski.
„Nie lękaj się – mówi Bóg. Nie udawaj, że jesteś święty. Po prostu powiedz prawdę, a ona cię wyzwoli”.