O tym, że księży nie brakuje, pisałem wiele razy, np. tutaj (https://wegrzyniak.com/po-godzinach/maxirefleksje/3543-nie-brakuje-ksiezy/).
Skoro jednak ciągle pojawiają się głosy, że brakuje i mniej lub bardziej dramatyczne apele czy diagnozy, proponuję podjąć następujące kroki, najlepiej w kolejności zgodnej z poniższymi punktami:
1) sprawdzić, ile przypada wiernych na jednego księdza w diecezji i zobaczyć, czy rzeczywiście jest gorzej niż 30 albo 40 lat temu, np. na stronie: https://www.catholic-hierarchy.org/
2) sprawdzić, ile przypada księży na praktykujących katolików, bo to są jedyne miarodajne liczby, które mówią o „zapotrzebowaniu” na księży. Z rozmów z wieloma księżmi i w różnych miejscach słyszę, że coraz mniej ludzi spowiada się na I piątki, mniej przyjmuje po kolędzie, mniej wzywa do umierającego, czy mniej jest w różnych grupach parafialnych. Byłoby nieuczciwe, gdyby wyszło, że księża mają mniej pracy niż 10 temu a narzekają, że ich brakuje.
3) zabrać z parafii księży, którzy koncelebrują w niedzielę, bo to jest znak, że jest ich w danej wspólnocie za dużo.
4) przesunąć księży ze zbierania składki/tacy na posługę przy ołtarzu czy w konfesjonale.
5) zmniejszyć ilość Mszy św. odprawianych w niedzielę tak, by nie było Eucharystii, na której są wolne miejsca siedzące.
6) zostawić księży do nauczania religii w szkole maksymalnie do wysokości ½ etatu.
7) zastąpić księży świeckimi w tych funkcjach, do których nie trzeba święceń kapłańskich.
8) sprawdzić czy księża pracują przynajmniej 40h tygodniowo.
9) łączyć parafie, które są za małe.
10) modlić się o powołania kapłańskie.
11) pisać i mówić publicznie, że brakuje księży.
Naprawdę jestem spokojny o to, że gdybyśmy zrobili dziewięć pierwszych punktów, ostatni nie byłby potrzebny. A jak zaczynamy od końca, to nie jest to w porządku ani ludzkim, ani tym bardziej boskim.
Dziękujmy Bogu za powołania, które nam daje i używajmy rozumu, żeby dobrze nimi zarządzać. Gdybyśmy bowiem myśleli, a nie opierali się na wrażeniach, to byśmy nie narzekali.