Kraków-Ruczaj, 25.12.1998
Przybieżeli do Betlejem ruczajowscy parafianie!
Przyszli pasterze XX wieku!
Tak, kochani! Zostawiliśmy urzędnicze biurko, poety pióro, teczkę uczniowską i szkolne sale, układy elektroniczne i wzory tajemnic chemii, katedry akademii i dramat codziennego życia.
Przyszliśmy do Betlejem!
Bracia i siostry!
Coś musi być w stajence, skoro zostawiliśmy wszystko, żeby tu przyjść.
Coś musi być, skoro klękaliśmy przy kratkach konfesjonału.
Coś musi być, skoro kaplica dzisiaj tak pełna.
Coś musi być, skoro tyle dni przygotowywaliśmy się do dzisiejszego święta, zdarliśmy siły na porządkach domowych i kieszenie na przedświątecznych zakupach.
Coś musi być w Betlejem…
Pójdźmy więc i zobaczmy, co jest w tym Betlejem.
Człowieku – mówi wyciągające rączki Dziecię Jezus – tu jest miłość!
Gdybym Cię nie kochał, czyż opuściłbym niebo?
Nie znalazłem miejsca w gospodzie, żebyś nie powiedział, że było mi lepiej niż bezdomnym i opuszczonym.
Narodziłem się w biednej grocie, żebyś nie powiedział, że ty masz gorsze mieszkanie.
Narodziłem się wśród nienawiści Heroda, żebyś nie narzekał, że ty nie masz układów z władzą.
Narodziłem się w zapadłej mieścinie, żebyś nie miał kompleksów, że nie mieszkasz na Zachodzie.
Narodziłem się między wołem i osłem, żebyś nie płakał, iż całkiem świat zezwierzęcał.
Narodziłem się z pokornej Maryi i przy boku prostego Józefa, żebyś nie miał pretensji, iż nie jesteś dzieckiem prezydenta.
Narodziłem się wśród nieuczonych, żebyś się nie złościł, iż tak ciężko idzie ci nauka.
Narodziłem się wśród Żydów, żebyś nie czuł się poniżanym z powodu przynależności społecznej czy politycznej.
Co więcej… Pierwszych sprowadziłem pasterzy – zawodowych zbójów palestyńskiej ziemi, żebyś nie mówił, iż takim grzesznikiem jak ty, to się nikt nie interesuje.
Posłałem aniołów na betlejemskie pola, żebyś nie mówił, iż w twojej pracy Boga być nie może.
Nie płacz. Urodziłem się w gorszych warunkach niż ty żyjesz, a jestem Panem świata.
Pasterze końca XX wieku! To jest dowód miłości.
Dlatego, kochani, szczególnie dzisiaj nikt nie ma prawa powiedzieć, że jest samotny. Ani bieda, ani odrzucenie, ani bezrobocie, ani brak perspektyw na przyszłość nie upoważnia nas do mówienia, że Bóg nas opuścił. W Boże Narodzenie tylko Herod był samotny.
Bracia i siostry! To jeszcze mało!
Bo raz na rok można się jeszcze wzruszyć, można się poddać sentymentalnemu nastrojowi choinki, światełek, szopek krakowskich, prezentów i kolęd, i wigilijnej wieczerzy. A potem wrócić do szarej rzeczywistości, w której zobaczyć Bożą miłość niesłychanie trudno.
I Bóg to doskonale wie. Dlatego sprawił fantastyczny cud.
Eucharystia! – To jest Betlejem! Msza święta! – to jest Boże Narodzenie!
Taki niepozorny opłatek – Hostia – jak niepozorne Dziecko na sianie.
I ołtarz ubogi jak betlejemski żłób.
Taka niepozorna kaplica – jak grota wygląda przy współczesnych supermarketach.
Tacy zwyczajni księża – w ręku których chleb staje się Ciałem – jak zwyczajny Józef i matka Maryja.
I Bóg pyta co niedzielę – przyjdziesz do kościoła? Otworzysz dom swojego życia na Jezusa?! On się rodzi na ołtarzu!
Drodzy Parafianie!
Powiedzmy jasno i otwarcie! Dobrze, że jesteśmy dzisiaj w tak licznym gronie. Jednak prawdziwą wiarę poznać w co tygodniowej Eucharystii.
Nudzi się niektórym na Mszy św.?
Nie widzicie w tej tajemnicy nic nadzwyczajnego?
Są ciekawsze rzeczy do robienia w niedzielę?
Nie łudźmy się! Właśnie o to chodzi. Bóg jest w tym, co niepozorne i wydaje się słabe. Nie szukajmy Boga w Herodowych pałacach – bogactwa, brutalnej siły, ustawienia w życiu i przyjemności. Tam Boga nie ma. Gdyby Bóg narodził się w tryumfie i fanfarach, gdyby dolary rozdawał na sianku, całe Betlejem zleciałoby się do żłobu. A przyszli tylko pasterze i trzej Królowie zechcieli nadążyć. Bo im gwiazda pokazała drogę, bo im anioł powiedział. Gwiazdą Eucharystii jest Maryja! Aniołem jest Kościół. Nie wyśmiewajmy wiary Kościoła. Przyjdźmy na Nawiedzenie przez Maryję naszej Parafii. A trafimy do Betlejem Eucharystii.
Chodziliśmy w tą środę z Komunią do chorych. Przecież doskonale ludzie wiedzą, kogo ksiądz niesie ubrany w komżę i bursę na szyi. Modliłem się. Panie Jezu. Przecież Ty – Bóg – idziesz przez osiedle. Spraw, żeby napotkani ludzie otworzyli swoje serce, przyklęknęli, albo się choć przeżegnali.
I wiecie, co się stało? To samo, co w Ewangelii. Nie było miejsca dla Boga w sercach tych, którzy obojętni przechodzili obok. Nie było miejsca. Bo jakże to inaczej wytłumaczyć. Albo Bóg jest w Hostii i trzeba oddać Mu pokłon jak pasterze Dzieciątku. Albo już tak kompletnie boimy się, żeby Bóg nie odebrał nam władzy nad naszym życiem, że jak Herod zrobimy wszystko, żeby zabić to maleństwo, które narodziło się na chrzcie świętym, które mamy w sercu, a któremu imię wiara.
Nie łudźmy się. Żadne lekarstwo świata nie uleczy głodu miłości, która jest w każdym człowieku – jak tylko Jezus.
Dlatego proszę Was bracia na świętą betlejemską miłość Boską, proszę w imieniu Ewangelii i wiary naszego Kościoła. Proszę i życzę. Nie odchodźmy od Betlejem. Nie odchodźmy od Eucharystii. Bo tam jest miłość.
Będą chcieli oderwać nas od stajenki! Mówiąc, że Bóg jest daleko, że pieniądz wygrywa, że u Heroda jest lepiej, że na Zachodzie wygodniej, że z wódką weselej a z kolegą o imieniu „róbta co chceta” bezstresowo i na luzie.
Nie uciekajmy z Betlejem! Bo w miłości jest siła naszej chrześcijańskiej wiary!
To nie są sentymenty!
Bo kto nie zapomni o Betlejem, ten cały rok będzie dzielił się jak pasterze radością spotkania z Bogiem, ten na każdej mszy świętej będzie przeżywał nieustanne Boże Narodzenie i nigdy nie będzie samotny.
A kto zapomni, kto ucieknie od Boga miłującego, to jego wiara pęknie razem z upadającą choinkową bombką i uschnie z wczoraj świeżo upieczonym ciastem.