Menu Zamknij

Niepewność zbawienia

Wiele lęków i smutków bierze się z niepewności zbawienia. A przecież powinniśmy być bardziej pewni tego, że będziemy w niebie, niż tego, że dojedziemy do własnego domu.

 

Jeśli wsiadam w auto i decyduję się na przyjazd do Krakowa, to nie myślę: Ciekawe czy trafię… A może jadąc do Krakowa znajdę się jakimś cudem w Gdańsku? A może sam Bóg weźmie auto z drogi i postawi je na wieży Eiffla? I nie drżę na każdej stacji benzynowej: A może ja jadę w złym kierunku?

Tak samo w drodze do nieba. 
„Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.” (J 14,6)
„On nam zapoczątkował drogę nową i żywą, przez zasłonę, to jest przez ciało swoje.” (Hbr 10,20)
Jest mapa. Jest GPS. Wiadomo, że wielu już tam dojechało. Święci mówią, że droga przejezdna. Korków nie ma. Kościół tłumaczy, że wystarczy się trzymać łaski uświęcającej. Przypomina, gdzie skręcić, gdzie zwolnić, gdzie się zatrzymać, gdzie zatankować a gdzie auto umyć.

 

Jeżeli żyjemy w stanie łaski uświęcającej, możemy być bardziej pewni tego, że będziemy w niebie niż tego, że dojedziemy do własnego domu. Bo o ile na drodze do domu może zdarzyć się wypadek, to na drodze do nieba wypadków nie ma. Natomiast jest smutna możliwość, że sami zmienimy kierunek. Dlatego największym problemem nie jest to, czy my tam kiedyś dojedziemy, tylko to, w jakim kierunku my jedziemy teraz.

 

Quo vadis, homine?

Opublikowano w Maxirefleksje